William Morris

William Morris, Dzień najważniejszy (The Day of Days)


Ciemność pokrywa ziemię każdego wieczora,

Jakby cała nadzieja była wyczerpana;

Jednak powraca słońce i stoi za drzwiami,

Żebyśmy otworzyli następnego rana.


Szaro rośnie poranek, kiedy śpią rolnicy,

Po kryjomu nabiera światło pełnej mocy,

Aż drozd zaśpiewa pieśń i barw nabiorą rzeczy,

A obudzona ziemia zapomni o nocy.


Nie inaczej kieruje się nasza nadzieja,

Podobnie jak opowieść, co się już skończyła,

Życie swój kres osiąga i usiłowania

Madrych, wiernych i śmiałych kończy większa siła.


Trudziliśmy się mocno, ponieśliśmy klęskę,

Naszych słów nikt nie słuchał, staliśmy się niemi.

Nasza nadzieja zmarła, ziarno przez nas siane 

Nie skiełkuje, bo martwe zaległo na ziemi.


Co to jest? Nasze serca ciągle radość czują,

Życie jest dla nas wszystkich kochane i drogie.

Stracone, odzyskane uwieńczy Przyczyna,

A dzień z dni najważniejszy rozkwitnie przed Bogiem.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Listopad (November)


Znużone są twe oczy? Serce nazbyt chore,

By walczyć ze zwątpieniem i złymi myślami,

Których bezkształtny welon w tę ponurą porę

Zasłania ci świat swymi dymami i mgłami,

Płożącymi się płasko ponad dolinami?

Czy jesteś tak zmęczony, że nie widzisz świata

Poza swoim pokojem, gdzie z bólem się bratasz?


Popatrz na świat prawdziwy, gdzie księżyc okrągły,

W pół drogi między ziemią a drzew wierzchołkami,

Zmienia północ w południe, w ruchu cichym, ciągłym 

I cudownym, a wiatr już swymi powiewami

Nie szarpie ani liśćmi, ani gałęziami.

Żadne znaki przyjścia dnia nie zapowiadają,

Czy ci te nocne chwile piękne się nie zdają?


Tak, gdy tam popatrzyłem, listopad ujrzałem 

Jako niezmienną pieczęć nieustannej zmiany,

Piękną śmierć wszystkich rzeczy pięknych w nim poznałem,

Zbyt wielkiej samotności znak został mi dany,

Obraz strasznej wieczności w nim odmalowany.

Czy w cierpliwej otchłani otrzymają więcej

To niespokojne serce, te nerwowe ręce?

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Morris, Październik (October)


Kochanie, odwróć się od niezmiennego morza

I spójrz na szare zbocza starego już roku,

Który kona pod wonną wichurą w przestworzach

Wiszącą nad dołami pełnymi uroku,

Gdzie wielkie wiązy wiatrem smagane po boku,

Otaczają stodołę, stajnię, sad i sławny 

Kościół wzniesiony przez tłum zmarłych w czasach dawnych.


Zejdź, miła, nasze dłonie nie mogą się spotkać,

Bo wciąż żyjemy dzisiaj, maj zapominając

I czerwiec, za to jesień zdaje się nam słodka. 

Posłuchaj! Na dzwonnicy dzwony hymn swój grają

I dziwne dźwięki pieśni do nas docierają. 

Ostatni oddech roku aż nam w uszach wierci,

Zbyt syty jest on życia, żeby bać się śmierci.


Żeby był miły, miękki, my nie chcemy wcale

Odpoczynek od życia, od trwania, cierpienia,

Odpoczynek od szczęścia, jeśli da się znaleźć, 

Od miłości, co nigdy nie skryje się w cieniach.

Słuchaj, jak głos to wzbiera, to słabnie w swych drżeniach!

Spójrz, kochanie! Stań, słuchaj, jak ginie w szarości.

Jak mógłbym być zbyt syty życia i miłości?

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Morris, Wrzesień (September)


Przybądź, wrześniu, od wczesnej wiosny wyglądany,

Co przyniesiesz i włożysz mi do drżących dłoni?

Trawa rośnie zielono na łąkach skąpanych

W rosie pod konarami dorodnych jabłoni,

Gdy każda pod ciężarem owoców się kłoni,

A jesień smutne oczy osłania od słońca 

I wieczorami płacze z powodu dnia końca.


Jaki ty dasz mi obraz, jesienny poranku,

By twa dojrzała słodycz była bardziej pełna?

Jaką dasz mi opowieść, mój ty chłodny ranku,

O niezrodzonych ludziach, co będzie zupełna?

Jakie panie po trawie miękkiej niczym wełna

Będą chodzić i jakie tęsknoty się zrodzą,

Mój miły wrześniu, z tego, że one tak chodzą?


Moje stęsknione oczy, na próżno patrzycie,

Zbolałe serce, trzymaj ty się na uboczu!

Ludzie, nie liczcie, że te rzeczy znów ujrzycie,

Których obraz wam utkwił dawno w głębi oczu.

Wy jesteście jak człowiek, który spał na zboczu

I znów się stara sen śnić, co mu się śnił miło,

Gdy sądził, że w ramionach trzyma swoją miłość.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Morris, Styczeń (January)


Od tego ponurego i ciężkiego nieba,

Od posępnego schyłku dnia ołowianego,

Który nie poznał słońca, którego mu trzeba,

Od śniegu teraz na wpół już roztajałego,

Od czarnych koron wielkich drzew na tle szarego

Zmierzchu ty się odwracasz z milczącym uśmiechem,

Który mojej tęsknocie przynosi pociechę.


Tam światła lśnią i wszystko ciemne jest poza tym!

Nasze oczy spotkały się oszołomione -

Kochanie, popatrz znowu! Ten błysk, tak bogaty,  

Na moment wątpliwości odciągnął zasłonę.

Kiedy oczami z nieba spojrzałaś w tę stronę,

Twa dusza wsparła moją! Powróć w oka mgnieniu,

Odpoczynku w tym długim i głuchym cierpieniu!


Nie, wszystko znikło! Chociaż ona wciąż tam stoi

Z szeroko otwartymi, szarymi oczami,

Tak szczerze patrzącymi - ten wzrok ból ukoi,

Więc bądź cierpliwe, serce, stłamszone troskami,

I trzymaj się nadziei obiema rękami.

Niewidoczna rozpaczy! Zawodzący wietrze! 

Dokąd, szukając ulgi, gnacie przez powietrze?

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Morris, Lipiec (June)


Piękny był dziś poranek, słodki zapach kwiatów

Unosił się nad świeżą trawą, kiedy pszczoły

Zaglądały do skrytych w ich kielichach światów,

Przelatując od róży do lilli z mozołem.

Wiał wiatr. Twe oczy lśniły od wspomnień wesołych.

Piękny był ten poranek i ty piękna byłaś.

Byłem szczęśliwy. Gdzie jest teraz szczęścia siła?


Pokój był poza nami, a miłość w nas była

W tej godzinie, a teraz burza z piorunami

Stłamsiła świat skulony. Grzechów głupich siła

I pycha nas na próżno zrobiła mędrcami;

Och, miła, chociaż ranek zabłyśnie nad nami

I pączki róży będą słońcem wyzłocone,

Czy odzyskamy to, co zostało stracone?


Daleko na zachodzie niebo się przeciera,

Ale pośród piorunów zgasło wielkie słońce.

Jednak po pewnym czasie ono się pozbiera

I nie zmarnuje życia. Ale koniec końcem

Ja i ty - gdzie znajdziemy przed smutkiem obrońcę?

Czy jutro nasze usta szczęście odzyskają?

Czy będziesz żyła, pieczęć miłości mi dając?

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Morris, Luty (February)


Południe, pustą drogą wiatr z zachodu wieje, 

Obmyte deszczem pola od płotu do płotu

Są nagie; pod wiązami mały dom bieleje,

Lecz dym się nie unosi pasmem zmiennych splotów

Z biednego paleniska; wśród skrzydeł łopotu

Jeden jedyny gawron bojuje z wichurą,

A kiedy jej ulegnie, odlatuje górą.


Czy się nie zdarzy kiedyś o poranku, w maju,

Że się zbudzisz i wspomnisz martwe dni lutowe

I ten dzień znowu ujrzysz, jak sunie po kraju

Mgły chmurą, osłaniając ci wilgocią głowę?

Czy się nie będziesz dziwić, widząc liście nowe

I świt, co świecąc przez nie do łóżka zagląda,

Że tego dnia mglistego pragniesz i pożądasz?  


Czy nie będziesz się również dziwić, że wciąż żyją

Bezużyteczna wiara z takim samym żalem,

Które wtedy w południe trwały, twarz twą kryjąc

Czymś więcej niż kroplami deszczu? Żyją dalej, 

Gdy ty nadziei szukasz, której nie ma wcale,

Bo smutek raz zrodzony nigdy nie umiera,

Choć rok w coraz to inne szaty się przebiera? 

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Morris, Sierpień (August)


Za wyrwą uczynioną przez angielskich chłopów

W wielkiej rzymskiej budowli zaraz zobaczycie

Kościół o długim dachu pośród zboża snopów.

Obok niego pasterza przy pracy ujrzycie,

Który z wikliny plecie płot na wzgórza szczycie.

Za to poniżej wody małej rzeki płyną,

Kierując się do morza trawiastą doliną.


Poczekaj tu przez chwilę, zmierzch nie zapadł jeszcze,

Pszczoły ciągle latają i słyszeć możecie,

Jak żniwiarze zbierają z pól wąsaty jęczmień,

Owce dzwonią dzwonkami, śluza szumi, przecież

Wszystkie dzienne odgłosy ciągle odnajdziecie

Pod niebem, które sierpień rudym blaskiem kryje,

Kiedy myśl o wspaniałym lecie nadal żyje.


Och, miłości! Szczęśliwe są te dni i noce.

Czemu je marnujemy, pragnąc czegoś więcej

Jak jacyś kochankowie, którym się szamocze

Serce w piersi, w miłosnej skąpane udręce  

Nad obrazem kochanki, którym wciąż drżą ręce?

Czy byliśmy szczęśliwi? Twe oczy "tak" prawią,

Lecz te lata nie wrócą, błędów nie naprawią.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Morris, Marzec (March)


Pogromco zimy, a więc znów przybyłeś do nas?

Witaj, miesiącu, który lato nam przybliżasz.

Gorzki wiatr, który dłonie wciąż wyciąga po nas

Nie niweczy zwycięstwa twego, nie poniża,

I nikt z nas ci za blade niebo nie ubliża.

Witaj, marcu, ty wszystko wokół uszlachetniasz,

Otwierasz uszy na śpiew drozda, giermka kwietnia.


Witaj, mój miły marcu, choćbym miał nie dożyć

Czerwca, wychwalam ciebie za nadzieję życia

I usiłuję głosem swym choć ton dołożyć

Do tonów, które ptaki wydają z ukrycia,

Nie zważając na przeszłe i przyszłe przeżycia,

Gdy śpiewają: Już zima dobiegła do końca,

Idzie wiosna, szczęśliwa pod dotykiem słońca.


Ach, i kto nam przynosi tę rozkoszną burzę,

Jak nie Śmierć sama, która z głębin zapomnienia

Woła poważnie do nas: Poradą wam służę,

Cieszcie się życiem, bowiem świat się szybko zmienia,

A wy wejdziecie wkrótce wszyscy w smugę cienia.

Wyciągnijcie przed siebie ręce, dary bierzcie,

Które wam dają Życie i Śmierć, tym się cieszcie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Morris, Na pierwszej stronie poematu "Raj ziemski"


Mojej żonie

Poświęcam tę książkę.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Morris, Czas żniwa dla miłości (Love's Gleaning Tide)


Proszę cię, ramion nie zabieraj ode mnie, moja ukochana,

Wiatr tylko buja gałęziami bez przerwy od samego rana

I chociaż liści nie ma wiele w koronach drzew, to ta oddana

Jesień nas wcale nie zawstydzi, ani nam ujmy nie uczyni.


Powiedz. Gdy świat się stanie zimny i straszny tak na każdym kroku,

Co jest najgorsze według ciebie w przebiegu czasu i pór roku?

Czy życie, które nas nie skrzywdzi, choć często skąpi nam uroku,

Czy śmierć? Czy wtedy jednak ktoś tam może nas o cokolwiek winić?


A kiedy lato przyjdzie znowu, co my powiemy wtedy z drżeniem,

Czy to, że sialiśmy na próżno, zmagając się ze zniechęceniem?

Gdy korzeń dla nas był radością, źdźbło okazało się cierpieniem,

A kłos ich marną mieszaniną bez ładu, kształtu i imienia.


Korzeń obumarł i rozsypał się całkiem w proch, miłości moja,

Źdźbło jest kolumną, z której będzie dla prawdy pomnik i ostoja,

A kłos zostanie zachowany, by przetrwał długo w wojnach, bojach,

Aż ziemia i niebiosa całe się doczekają zakończenia.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Morris, Przybliżając się ku światłu (Drawing Near the Light)


Kiedy z wysiłkiem przedzieramy się przez gęstwinę głuchą lasu,

Śpiesząc się, żeby wreszcie dostać się przez zarośla na polanę,

Kwiaty i liście nie wydają się nam szczególnie jakoś piękne,

Choćby w najlepszy kształt i barwy były w tej chwili przyodziane.


Lecz kiedy popatrzymy w górę, ujrzymy w końcu jasne niebo

I smugi słonecznego światła sunące w dół jak złote strugi.

I na tym miejscu, do którego dążyliśmy wytwale, długo,

Jeżyny się rozjarzą blaskiem i padną jak pokorne sługi.


I tak pośrodku trosk, kłopotów i walk czy zmagań dnia każdego,

Kiedy setkami spraw poważnych się bardzo pilnie zajmujemy,

Widzimy mocne światło życia, które opada na nas z góry

I nam wskazuje prostą drogę, po której dalej pójść możemy.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Morris, Grudzień (December)


Samotna trwa noc, martwa, ulice są puste,

A przed księżycem chmura ostatnia przepływa

Z wielkiego stada, które przyszło wielkie, tłuste

I śnieg przyniosło w sobie, jak to w grudniu bywa.

Na nim się dziwne cienie kładą w zasp obrywach.

Gwiazdy, księżyc i chmury w biegu karkołomnym

Przejmują ziemię drżeniem pod niebem ogromnym.


W ciszy zaczyna dźwięczeć północ wyglądana,

A kiedy echem po ostatnim uderzeniu

W zimnym, ciemnym powietrzu brzmi pieśń odegrana,

Odzywają się dzwony w dostojnym dudnieniu,

Przyglądając się z żalem wielkiemu brzemieniu

Dobroci i miłości, straconych przedwcześnie,

Aż myślisz, że kochany byłeś tylko we śnie.


Ty, który wciąż się trzymasz życia i miłości,

Choć dobra ani Boga nie możesz zobaczyć

I nie możesz nic zmienić w smutnej bezradności,

I nikt nie zna przyczyny twego serca płaczy,

Jednak nie bluźnisz i się nie grążysz rozpaczy -

Nie odrzucaj niczego, co dawniej kochałeś,

Ponieważ jeszcze kiedyś ujrzysz dni wspaniałe.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Morris, Maj (May)


Miłości moja, tego ranka, kiedy słowik

Długo nie mógł swej słodkiej skończyć opowieści,

Ty spałaś, a sen piękną historię wysłowił,

Po czym niezwłocznie odszedł i zginął bez wieści,

Gdy pierwszy świt majowy ziemię zaczął pieścić.

Czy coś zauważyłaś? Czy słyszałaś tony

Ludzkich pieśni, gdy słońce powitały dzwony?


Mnie się zdało, że obok przeszedł król miłości,

Żeby zasiąść na swoim ukwieconym tronie,

Otoczony orszakiem panien, młodych gości

I muzykantów. Szybko jednak nadszedł koniec

Tej wizji i był ranek sam na nieboskłonie.

Światła było wciąż więcej, a mnie dreszcz przewiercił,

Gdy o starości myśl mi przyszła i o śmierci.


Niestety, ominęła mnie miłość w półmroku,

Jej muzyka stłumiła poranny śpiew kosa,

Ale tym dwojgu słońca blask dodał uroku,

A ponad ich głowami ptak nucił w niebiosa,

A kiedy się zaszyli w las, gdzie jeszcze rosa

Nie obeschła, nie dostrzegł nikt ich uciekania.

Świat zapomniał o konieczności umierania.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)


William Morris, Czerwiec (June)


Czerwcu, o, czerwcu, czy ty nas dzisiaj odziejesz

Szczęściem, jak też oddalisz od nas to, co boli?

Przez rzekę twoja ciepła, miękka bryza wieje,

Słodka od woni wielkich pól białej fasoli,

To w niej smukłe osiki szeleszczą do woli.

A niebo jest spokojne, z miłymi chmurami,

Żadna straszliwa burza nie wisi nad nami.


Zostawiliśmy nasze lęki i nadzieje,

Żeby ci teraz oddać swe serca w pokorze.

Czy to najlepsze miejsce właśnie na to nie jest? -

Przy słodkiej strudze, która nie wie, co to morze

I nie przypuszcza nawet, że w mieście jest gorzej,

Przy której wsie nie mają nazw, jak się wydaje,

A która z łona swego Tamizę wydaje?


Szczodry czerwcu, my twoją dobroć przyjmujemy,

Szczęśliwi, że opieka twoja się nie zmienia.

Chyba nie pragniesz - skoro tak cię szanujemy -

Wyrwać nas z ramion tego rzadkiego marzenia,

Przegonić nas znad brzegów cichego strumienia,

Spod szumiących gałęzi, świergoczących ptaków

I twoich słów spokojnych wśród zielonych krzaków. 

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020) 


Wiliam Morris, Kwiecień (April)


Piękna połowo wiosny, często opiewana,

Jak ja mogę opisać znowu twą urodę?

Słońce, które nie pali od samego rana,

Bryzę, która owiewa w sadzie pąki młode,

Tysiące stworzeń, które są pogody płodem,

Oczekiwania, szanse rosnącego roku,

Gdy zima przeszła, lato jest o parę kroków?


Kiedy lato wypuszcza lilie albo róże,

Przynosi nam strach, bowiem własną śmierć nam niesie,

Ukrytą w głębi serca, niesie przyszłe burze.

I drozd wtedy nie śpiewa już więcej po lesie.

Lecz ty! Ty nie umierasz - gdy nastaje wrzesień,

Twoje życie się trzyma mocno i nie kona,

Gdy w ziemię zaczynają opadać nasiona.


Och! Życie wszystkich czterech roku pór, dlaczego

Ja pośród śnieżnych, wonnych kwiatów obfitości

Tęsknię i pragnę czegoś nieokreślonego,

Usiłując oddzielić ból od przyjemności

I uzyskać choć trochę prawdziwej radości.

Teraz, gdy oddalone dzwony dzwonią karnie:

Wróćcie, minione lata, bo mijacie marnie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Pomona (Pomona)


Jestem antyczną, jabłeczną królową,

Jak kiedyś byłam, tak jestem i teraz,

Choć niewidoczną, ale ciągle nową 

Nadzieją, która się w gałęziach wzbiera.


Gdzie się znajduje dzisiaj runo złote?

Gdzie wysmagane wiatrem groby Troi?

Jak przychodziłam wcześniej, tak i potem

W lecie przychodzę ludzkie troski koić.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)


William Morris,  Złote jabłka (Golden Apples)


Ta pieśń opowiada o tym, jak tyryjski statek wbrew woli jego załogi zawiózł Herkulesa do odległego kraju na zachodzie, gdzie miał on wykonać zadanie nałożone na niego przez Przeznaczenie.


Równie wiele jak liści padających z drzewa

Lat minęło od chwili, gdy król Erysteusz

Siedział na złotym tronie w bogatych Mykenach.

Za jego panowania dotarła do celu,

Wpływając do zatoki skrytej w skały cieniu,

Galera, którą z Tyru łagodna przyniosła

Morska bryza i długie marynarzy wiosła.


Był świeży letni ranek i ciepły wiatr powiał

Z łąk, na których się pasły owce nad urwiskiem.

Lekkim dotknięciem zmarszczył lśniącą taflę morza

I przyniósł z dala dźwięki, ponad kłębowiskiem

Trawy mowę pasterzy, owiec głosy niskie,

Szczekanie psów, ponieważ, ukryty na zboczu,

Się tam znajdował ich dom w ogrodzie uroczym.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2015-2020)


William Morris, Bóg jest Bogiem ubogich


Był bogacz, baron, Maltet się nazywał,

Największym z wielkich był, życia używał.

Podle traktował człowieka prostego,

I tylko Bóg był silniejszy od niego.

Deus est Deus pauperum. 


Chociaż się modlił się długo, i to z głowy,

Siłą odebrał dom niejednej wdowy.

Niejeden biedny rycerz bez litości

Był pozbawiony domostwa i włości.

Deus est Deus pauperum.


Nieraz na polach palił zboża stogi,

Podpalał domy rolników ubogich.

Każdy mąż młodej, pięknej przy tym, żony 

Jego zjawieniem się był przerażony.

Deus est Deus pauperum.


Oszczędzał złych, a dobrych mieczem ścinał,

Póki na niego nie przyszła godzina,

Lecz na każdego przyjdzie kiedyś kryska,

Gdy Bóg nad podłym przewagę odzyska.

Deus est Deus pauperum.


Odważny rycerz, Bonker się nazywał,

Uznał, że baron za dużo używa.

Zgromadził wokół siebie dobrych ludzi,

I wkrótce bunt w ich dumnych duszach wzbudził.

Deus est Deus pauperum.


Bonker uważał za pomysł chybiony

Szturmować zamek murem otoczony,

Więc postanowił już po krótkiej chwili,

Żeby jakiegoś podstępu użyli.

Deus est Deus pauperum.


Wiedział, że Maltet nad wszystko miłuje

Czerwone złoto i go poszukuje.

I choćby diabeł krzyczał: Weź to złoto,

To on do piekła się rzuci z ochotą.

Deus est Deus pauperum.


Życie dwudziestu ludzi niczym było

Dla niego, jeśli o złoto chodziło.

Złotą rękojeść, pierścień, dzban do picia

Cenił on wyżej od ludzkiego życia.

Deus est Deus pauperum.


 Giermka, co przybył z kraju dalekiego

Bonker uważał za zaufanego,

A gdy ten poznał swego pana plany,

Natychmiast poszedł za chłopa przebrany. 

Deus est Deus pauperum.


Gdy dotarł drogą tam, gdzie Maltet mieszkał,

Słów wypowiedzieć kilku nie omieszkał

Do stróża, bowiem baron mur zbudował

Z bramą i wygnał lud, co tam pracował.

Deus est Deus pauperum.


Giermek na koniec doszedł tam, gdzie siedział

Przy winie Maltet i tak mu powiedział,

Pilnie udając, że się bardzo boi

Barona i ze strachu ledwo stoi.

Deus est Deus pauperum.


Pozwól mi, panie bym, ci coś powiedział,

Bo dobrze będzie, gdy coś będziesz wiedział.

Mów! - odrzekł Maltet - i o nic się nie bój,

Czyżbyś się lękał własnego pogrzebu?

Deus est Deus pauperum.


Znam jak takiego - odrzekł mu z ochotą -

Który w piwnicy trzyma żółte złoto.

Maltet mu na to odparł, niby skromnie:

Posłuchaj chłopcze, tylko zbliż się do mnie

Deus est Deus pauperum.


Był tutaj mądry ktoś, mówił o złocie,

Kłamał mi w żywe oczy przy robocie.

Bezwartościowy mosiądz otrzymałem,

Za to oszustwo na śmierć go skazałem.

Deus est Deus pauperum.


Pragniesz zobaczyć może jego skórę?

Pokaże ci ją, poznaczoną sznurem.

Cały dobytek zmarłemu zabrałem,

Oszukać nigdy więcej się nie dałem. 

Deus est Deus pauperum.


Ja, wielki panie, nie potrafię kłamać

I wiem, że możesz mi kości połamać.

Lecz zanim księżyc zabłyśnie na niebie,

To złoto będzie należeć do ciebie. 

Deus est Deus pauperum.


O dziesięć mil stąd mieszka pewien człowiek,

O którym zaraz ci w skrócie opowiem. 

Kiedyś widziałem własnymi oczyma,

Że on w piwnicy dużo złota trzyma.

Deus est Deus pauperum.


Jan z Lasu on się nazywa, mój panie,

Skąd skarb wziął - nie wiem, lecz ty go dostaniesz.

Wtedy rzekł Maltet: Jak Bóg jest wspaniały,

Ten mądry człowiek jest aż nazbyt śmiały!

Deus est Deus pauperum.


Tym czynem potem nie będę się chwalić,

Lecz go zamyślam żywym ogniem spalić.

Jan z Lasu zatem niech w płomieniach zginie,

A jego złotem ja wypełnię skrzynię.

Deus est Deus pauperum.


I zanim księżyc na niebo się wtoczy

Poznają całą prawdę moje oczy.

Wtedy przemówił pewien rycerz stary

Kto przyszłych rzeczy może poznać zarys?

Deus est Deus pauperum.


Radzę ci, panie, weź z sobą obstawę,

Bo możesz z wrogiem mieć ciężką przeprawę.

Ty idź do diabła i nie waż się wrócić!

Radzisz mi myśli o złocie porzucić?

Deus est Deus pauperum.


Pójdę z czterema, najwyżej pięcioma

I schwytam łotra żywcem. Rzecz wiadoma,

Że jeśli większej potęgi użyję,

Złoto głęboko przede mną ukryje.

Deus est Deus pauperum.


To śmierć! - staruszek zamruczał pod nosem.

A wtedy Maltet, podniesionym głosem

Zawezwał zaraz straż i sędziwego

Rycerza wtrącił do lochu ciemnego.

Deus est Deus pauperum.


Ty jesteś stary, więc kpisz sobie ze mnie.

Poczekaj, wnet ci nie będzie przyjemnie.

Gdy wrócę zdrowy z tej nocnej podróży,

Łeb ci rozbiję o lipy pień duży.

Deus est Deus pauperum.


Pojechał baron z pięciu żołnierzami -

Jak również giermkiem - polnymi drogami.

Przez ponad dziesięć mil jechali wierzchem, 

Aż dzień zakończył się ponurym zmierzchem.

Deus est Deus pauperum.


Tam w gęstym lesie, pośrodku polany

Widniał dom Jana, licho zbudowany,

A na nim dach słomiany, bylejaki,

Zaś wokół niego rosły wielkie krzaki.

Deus est Deus pauperum.


Jan z Lasu wtedy po domu się krzątał,

Coś tam ustawiał, poprawiał i sprzątał.

Na tym odludziu źle mu się nie żyło,

Można powiedziec, że mu dobrze było.

Deus est Deus pauperum.


Z drewnianej miski jadł kapustę z grochem,

I myślał pilnie, poruszony trochę, 

Że jeśli tylko poranka dożyje,

To u Bonkera dostatku użyje. 

Deus est Deus pauperum.


Kiedy zobaczył, że Maltet się zjawił,

Pomyślał: Giermek dobrze się nam sprawił,

Gra się zaczyna. I stanął w drzwiach drżący,

Jak sługa na rozkazy czekający.    

Deus est Deus pauperum.


Gdy Maltet ujrzał starego człowieka,

Zwątpił, że złoto go u niego czeka.

Lecz krzyknął: Starcze, gdzie są skarby twoje?

Gdzie złoto, które zaraz będzie moje?

Deus est Deus pauperum.


Biedak odezwał się wtedy dostojnie:

Panie, nie gniewaj się, słuchaj spokojnie.

Ja odnalazłem je tam, w głębi jaru,

Oddam je tobie, lecz mi życie daruj.

Deus est Deus pauperum.


Stamtąd ten kielich wydobyłem, panie,

Weź go i miej nade mną zmiłowanie.

I żeby wszyscy go dobrze ujrzeli,

Z zanadrza wyjął piękny złoty kielich.

Deus est Deus pauperum.


Maltet naczynie cenne wziął do ręki,

Po czym podziwiać zaczął jego wdzięki -

Ten piękny kielich był Bonkera darem -

Potem się kazał poprowadzić jarem.  

Deus est Deus pauperum.


Oddaj mi złoto, a życie zachowasz.

Pokaż mi tylko, gdzie te skarby chowasz.

Jan się obrócił i zaczął iść wolno

W kierunku lasu wąską drogą polną.

Deus est Deus pauperum.


Gdy przechodzili obok drewna stosu,

Pomyślał Maltet: To przecież dar losu,

Teraz niczego mi już nie brakuje,

Żeby podpalić dom i zgładzić szuję.

Deus est Deus pauperum.


Niebo czerwone na zachodzie było 

Jak krew i w lesie ciemno się zrobiło.

Łotrze, łajdaku, pragniesz mnie omamić?

Czemu tu w lesie zostaliśmy sami?

Deus est Deus pauperum.


Co to za dźwięk jest, który się rozlega

W lesie i mocno do uszu dobiega?

Boże, dlaczego ja się urodziłem?

Chryste, daj uciec, daj mi swoją siłę!

Deus est Deus pauperum.


To Bonker przybył, wiodąc pięćdziesięciu,

Tymczasem Maltet miał ze sobą pięciu.

Jego żołnierze jednak się poddali

I tak bez żadnej broni w rękach stali. 

Deus est Deus pauperum.


Łaskę wy wszyscy od nas otrzymacie -

Rzekł Bonker - jeśli w nas panów uznacie.

On, który zdołał tak wielu upodlić,

Teraz się może co najwyżej modlić.

Deus est Deus pauperum.


Wtedy mógł Maltet wyć i się wydzierać,

Bowiem nie życzył sobie tak umierać.

Mówił uprzejmie, oni nie zważali,

Bo któżby pragnął Malteta ocalić?

Deus est Deus pauperum.


Wtedy do domu znowu go zabrali,

On patrzył z trwogą na szlak, teraz w dali

Pusty i cichy w księżycowej nocy,

I nikt mu nie mógł udzielić pomocy.

Deus est Deus pauperum.


Że baron winien umrzeć bez litości

Nie było wśród nich żadnych wątpliwości.

Zdjęli mu hełm i pancerz pozłacany,

Aż ten łotr poczuł się na śmierć skazanym.

Deus est Deus pauperum.


Zapłacę okup - baron w końcu powie -

Będziecie żyli jak jacyś królowie.

Przecież niczego nam dziś nie brakuje,

Najbardziej twoja śmierć nas uraduje. 

Deus est Deus pauperum.


Dajcie mi wody, niechże się napiję 

Po raz ostatni, póki jeszcze żyję.

Przynieśli wody w wiaderku drewnianym.

On rzekł - to krew jest ludzi spracowanych.

Deus est Deus pauperum.


Nabrali świeżej wody złotym dzbanem.

On rzekł: Kobiety przeze mnie sprzedane

Swymi słonymi łzami ją skaziły,

Żeby ją pić, nie znajdę w sobie siły. 

Deus est Deus pauperum.


Nie odzywając się już ani słowem,

Stalowym ostrzem odcięli mu głowę,

Wbili na włócznię z ulgą i radością

I odjechali z dumą i godnością.

Deus est Deus pauperum.


Rano dotarła brać rozochocona

Do bramy zamku wielkiego barona.

Otwórzcie wrota! - żebyście widzieli -

I wpuście zaraz nowych właścicieli.

Deus est Deus pauperum.


Brama została zaraz otworzona,

Nikt nie żałował podłego barona,

Wziął w posiadanie Bonker jego ziemie,

Dobry był on i całe jego plemię.

Deus est Deus pauperum.


Kochał on dobrych, a złych nienawidził,

Żadnych uczynków swoich się nie wstydził,

Dobra rozdzielał sprawiedliwie, hojnie,

Pod jego władzą naród żył spokojnie.

Deus est Deus pauperum.


Żył bardzo długo ów rycerz wspaniały,

Po kraju o nim krążyły pochwały,

On swego Boga stale skromnie sławił,

A Bóg mu z nieba zawsze błogosławił.

Deus est Deus pauperum.


A baron, który Maltet się nazywał,

Pod warstwą ziemi i trawy spoczywa.

Krzew bujny nad nim rośnie korzeniami

Pomiędzy jego białymi żebrami. 

Deus est Deus pauperum.


I pies pasterski rolnika biednego

Jest potężniejszy w tej chwili od niego,

Póki w Londynie most wysoki stoi,

Niech każdy takich baronów się boi.

Deus est Deus pauperum.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Raj ziemski. Prolog


O niebie i o piekle ja nie umiem śpiewać

I nie mogę brzemienia zmniejszyć waszych lęków,

Śmierci jako drobnostki nie będę opiewać

I nie przywrócę latom przeszłym dawnych wdzięków,

Moje słowa nie ujmą wam łez albo jęków

I nie dadzą nadziei, że coś ciekawego

Wam opowiem - leniwy śpiewak dnia pustego.  


Raczej, kiedy radością jesteście znużeni,

Gdy wzdychacie, na nudę nadal narzekając,

Bądźcie do całej ziemi mile nastawieni,

Żałujcie wszystkich minut, które przemijają,

Wspomnijcie, że wam słodkie chwile umykają.

Proszę was, pamiętajcie mnie jako waszego

Leniwego śpiewaka czasu dnia pustego.


Ciężkich kłopotów i trosk obezwładniających,

Które nas co dzień w każdym trudzie przygniatają,

Udźwignąć nie da rady mój wiersz lekko mknący,

Wyśpiewam więc imiona, które wszyscy znają,  

Bowiem one, nie żyjąc, martwe się nie stają.  

I tylko czas odebrać może pamięć tego

Nam, ubogim śpiewakom czasu dnia pustego.  


Ja, marzyciel zrodzony we właściwym czasie,

Dlaczego powinienem prostować, co krzywe?

Niech więc moje mruczące rymy w pełnej krasie,

Gnane bryzą, w spiżową wrót dzwonią pokrywę,

Opowiadając dzieje niezbyt natarczywe

Tym, którzy się udali do kraju sennego,

Uśpieni przez śpiewaka czasu dnia pustego. 


Ludzie mówią, że mędrzec królowi z północy

W wigilię Narodzenia taki cud pokazał,

Że widzieli przez jedno okno w środku nocy

Wiosnę, przez drugie lato, bo on tak nakazał,

Przez trzecie jesień z winem, jak na trzech obrazach,  

Choć nadal, niesłyszany jednak przez żadnego

Z nich, dmuchał zimny wicher czasu grudniowego.


Tak samo jest z tym całym moim Ziemskim Rajem.

Jeśli go odczytacie dobrze, moje panie,

I wybaczycie błędy, gdy - swoim zwyczajem -

Wzniosłem wam wyspę szczęścia na tym oceanie,

Na którym serca ludzi miotają się w pianie,

Gdzie herosi polują na smoka wielkiego,

A nie ubogi śpiewak czasu dnia pustego. 

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Dobry rycerz w więzieniu


Ponuro, posępnie,

Kiedy dzień się dłuży,

Łopoczą chorągwie

Ponad zamkiem dużym.

Niezwykle i dziwnie

W tych długich godzinach

Brzmią wichru porywy,

Gdy ich maszty zgina.


Tymczasem, samotny,

Patrząc przez strzelnicę,

Leżę w ciemnym lochu

I godziny liczę.

Nogi mi okuli

W żelazne kajdany,

Ręce mi przykuli

Łańcuchem do ściany.

Z ciosanych kamieni

Wzniesione są mury,

W ich wzór się układa

Jęk więźniów ponury.


Gną się smukłe maszty,

Na wietrze się krzywią,

Łopoczą chorągwie

Ponad moją krzywdą. 

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Las: 


Grusza


Pod ciosem ostrza drwala omdlewam i padam,

Po dłutem rzemieślnika bajki opowiadam.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Kasztanowiec


Wysoko w lesie, równie wysoko nad murem,

Kiedy upadłem, szybko podnoszę się w górę.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Dąb


Stoję nieporuszony, gdy wiatr silny wieje,

Płynę nieposkromiony, gdy bryza powieje.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Dzień


Jestem dniem i przynoszę wam wciąż bez wytchnienia

Życie i chwałę, miłość i chwile cierpienia.

Obudźcie się, powstańcie! Między umieraniem

A śmiercią świat przeze mnie przemówić jest w stanie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Noc


Jestem nocą. Przynoszę wam chwilę wytchnienia,

Nadzieję przyjemności i ulgę w cierpieniach.

Myśl przemilczaną między życiem i konaniem  

Moja owocna cisza ożywić jest w stanie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Dąb


Jestem belką na dachu i kilem na statku,

Morza wam łączę mostem w biedzie lub dostatku.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Jodła


Wysoko ponad mocnym dębem rosnę w gaju,

Skłaniam go do podróży od kraju do kraju.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Jesion 


Ja, jesion, jestem rękojeścią ostrza, co bratu niesie zgubę,

Ze mnie jest smukłe drzewce włóczni, ze mnie są wozu belki grube. 

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Cis


Ciemny rosnę w dolinie pośród wichrów huku,

Jestem ojcem celnego, potężnego łuku.

(tłum.  Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Topola


Jestem wysmukłej włóczni drzewcem, klepką w wiaderku do dojenia,

I drągiem, który kopkę siana na wozie chroni od zgubienia.

(tłum.  Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Oliwka


Ja błogosławię nowych władców, wypełniam lampy wydrążone

W mojej gorącej fali ryby pływają dobrze wysmażone.

(tłum.  Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Jabłoń


Skłoniłam swoją głowę, żeby Adama w raju spełnić wolę,

Wypełniam kubki silnych mężczyzn, którzy się trudzą, orząc rolę.

(tłum.  Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Winorośl


Rosnąc, wyciągam krew czerwoną płynącą na wierzch z głębokości

I przechowuję światło słońca, by zimą było dość radości.

(tłum.  Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Wawrzyn


Proszę cię, gościu, spójrz na moje gałęzie, gęsto ulistnione,

Dla żywej pieśni, zmarłej sławy, układające się w koronę

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Grusza 


Nad ukwieconą łąką w upale unoszę 

Mój wielki, słodki ciężar i o podziw proszę

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Morwa


Czerwoną barwą ufarbował miłości brak jagody moje,

Tymczasem moje bujne liście są dla miłości pięknym strojem

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Pomarańcza


Pośród zieleni gęstych liści, jak pośród mojej własnej nocy

Mój wonny owoc niczym lampa świeci się blaskiem pełnym mocy. 

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Figa


Chociaż jestem najmniejsza pomiędzy drzewami,

Nad wytwarzaniem miodu pracuję z pszczołami.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Lew


Zwierzęta z lasu i z sawanny,

Kiedy z daleka mnie poznają,

Siedzą pokornie i potulnie, 

Nie skaczą, ani nie biegają.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020) 


William Morris,Jedwabny haft


Popatrz, jedwabny jest mój ogród,

Jedwabny nieba krąg szeroki,

Jedwabne również są gałęzie

Jabłoni rosłych i wysokich.

To wszystko dziełem jest robaka,

Nieleniącego się pędraka,

Który na morwy liściach plecie

Nić, kiedy jest gorąco w lecie. 

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020) 


William Morris, Dzięcioł


Kiedyś ja byłem sobie królem, wielkim wodzem,

Teraz jak złodziej cicho po pniu drzewa chodzę,

Pośród gałęzi, bujnych liści, i z pokorą  

Poluję na robaki, co pełzną pod korą.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020) 


William Morris, Błąd i strata 

(fragment)


Późnym wieczorem sobie siadłem i płakałem,

Bowiem świat mi się wydał smutny w swoim stroju;

Wciąż była szara jesień, łąki spały całe,

Wzgórza we mgle marzyły, kiedy las w spokoju

Zdawał się nasłuchiwać mojego nastroju.

Nie wiedziałem, czy ziemia wraz ze mną się smuci,

Czy tylko szydzi ze mnie i mój żal odrzuci.


Wtedy przez łzy ujrzałem dziewczynę idącą

Wolno ku mnie po trawie liśćmi zasypanej.

Stanęła i patrzyła na mnie pytająco

Znużonymi oczami, aż troski mi znane

Przeszły na nią. Łzy moje wyschły jak zmazane.

Ona, płacząc, o kogoś się dopytywała,

Kogo szukała długo i nie znajdowała.    


Nic o nim nie wiedziałem, więc się odwróciła

I odeszła do lasu, a moje cierpienie

Trzymało mnie tam wciąż, aż ciemność dzień zdusiła

I wkrótce też zginęła pod świtu skinieniem,

A wtedy z lasu głos się odezwał z westchnieniem:

Na próżno ciebie szukam, moja gorzko-słodka,

W jakim odległym kraju mogę ciebie spotkać?



Wtedy spojrzałem w górę, a oto mężczyzna

Wyszedł do mnie, co wcześniej ukrywał się w borze,

Aż moje łzy obeschły (ze wstydu, się przyznam)

I donośnie zawołał: Gdzie ona być może,

Za którą ciągle idę przez ziemię i morze.

Kochamy się wzajemnie miłością ponurą,

Jednak prędzej się chyba zejdzie góra z górą.


Z tymi słowami odszedł, a ja zrozumiałem,

Że oni się minęli w gęstym mroku nocy

Zaślepieni ślepotą niewierności trwałej,

Która miłości ludzkiej nie daje pomocy,

I kiedy żałowałem ich z całej mej mocy,

Osłabłem jeszcze bardziej od tego biadania,

Że nie posiadam kogoś do odnajdywania.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020/2021) 


William Morris, W gąszczu różanym


Zaczarowana drzemka płynie i się dłuży

Nad plątaniną pędów pięknej, polnej róży,

Lecz oto się pojawia ręka przeznaczona,

By porwać więzy klątwy, co była rzucona.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Sala zgromadzeń


Groźba wojny, nadzieja trwałego pokoju,

Klęska królestwa, albo proroctwo rozwoju,

Śpią, czekając cierpliwie, w tym bezruchu głuchym,

Aż przeznaczenie zdejmie z nich klątwy łańcuchy.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Pałac w ogrodzie


Panieńskie piękno tego kraju rozległego

Nie zna dotyku dłoni i głosu żadnego.

Zaczarowana woda do naczyń nie spływa,

A czółenko bezczynnie przy krosnach spoczywa.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Różana komnata


Tutaj spoczywa miłość, klucz pozostawiony

Do skarbu, który kiedyś będzie znaleziony.

Podejdź, piękna postaci, ręko przeznaczenia,

Śmiało świat śpiący wyrwij z tego otępienia. 

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Wiosna


Ja jestem wiosna, młoda i bardzo nieśmiała,

Nie powiem dużo, zaraz będę uciekała.

Niech lato udowodni w całej rozciągłości,

Jaki jest we mnie nadmiar prawdziwej miłości.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Lato


Jestem lato, najbardziej pora upragniona,

Wprowadzę tutaj wielkie zmiany, zanim skonam.

Pięknie was wszystkich proszę, gdy przed wami klęczę, 

Wybaczcie, że was trochę swym ciepłem podręczę.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Jesień


Ja, uodzajna jesień, przychodzę zmęczona

Wysiłkiem rąk i serca troskami znużona.

Jestem bardzo strudzona, jak po żniwach rolnik.

Wypowiedzcie zaklęcie, które mnie uwolni. 

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Zima


Ja przychodzę ostatnia, jestem mroźna zima,

Która wasze tęsknoty w snach bezpiecznie trzyma.

Gdybym nie żyła, któż by potrafił powiedzieć,

Co wy z własnej przeszłości powiniście wiedzieć.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Morris, Żaden człowiek


Żaden człowiek nie jest dosyć doskonały,

Żeby mógł być panem innego człowieka.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021) 


William Morris, Nagrodą za pracę...


Nagrodą za pracę jest życie. Czy to nie wystarcza?

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021) 


William Morris, Nie trzymaj w swoim domu...


Nie trzymaj w swoim domu niczego takiego,

Czego sam nie uważasz za rzecz użyteczną,

Albo też nie uznajesz za rzecz bardzo piękną.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)  


William Morris, Historia wie...


Historia wie o wojownikach i królach, jeśli coś zniszczyli.

Sztuka pamięta o artystach, ponieważ w życiu coś stworzyli.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Morris, Niech dzień jutrzejszy...


Niech dzień jutrzejszy pokonuje z wysiłkiem swoje własne rzeki.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Morris, Pragnę prawdziwej rewolucji...


Pragnę prawdziwej rewolucji, prawdziwej zmiany społeczeństwa.

A społeczeństwo to jest wielka, żyjąca własnym życiem masa,

W której działają wielkie siły, a ich zadaniem jest tworzenie

Lepszego, szczęśliwszego życia dla wszystkich bez wyjątku ludzi.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2022)


William Morris, Flora (Flora)


Jestem służącą żyznej ziemi,

Wyszywam jej wspaniałą szatę

I wieniec wkładam jej na skronie

Niczym koronę, za zapłatę.


Kiedy mieszkańcy żyznej ziemi 

Bawią się suknią swojej Matki,

Rozdaję im bogate dary,

Jak złoto sypię kwiatów płatki.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2023)


William Morris, W pobliżu Avalonu (Near Avalon)


Okręt tarczami ozdobiony, co jasno błyszczą w blasku słońca,

Sześć pięknych panien wokół masztu w wyniosłej pozie sobie stoi.

Każda koronę złotą nosi na posplatanych w warkocz włosach,

Ostatnia ma zieloną suknię, welon jej skronie skromnie stroi.


Na łopoczących proporczykach, wyszyte na zielonym suknie,

Widnieją piękne twarze dziewcząt, panien cudownych i cnotliwych,

Na środku zaś każdego z żagli, na mocnym, szarym, lnianym płótnie,

Portret Ginewry się maluje, który wydaje się jak żywy.


Okręt żaglami obdarzony, wichrem gwałtownym poganiany,

Płynie po gładkiej tafli wody, sześciu rycerzy na pokładzie

W hełmach wysokich jak infuły, błyszczących jasno, nieskalnych,

A zgromadzonych wokół ludzi ciekawy wzrok się na nich kładzie.


Szkarłatne, poszarpane w walce sztandary z drzewc niedługo spadną,

Odsłonią wąskie, ostre groty, które rozstrzygać będą losy

Kolejnych bitew, a rycerze, o ile miłosć pannom skradną,

Będą na swoich lśniących hełmach nosić ich długie, złote włosy.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2023)