Charles Neaves

Charles Neaves

Charles Neaves, O powstawaniu gatunków (The Origin of Species)


Wszyscy słyszeliście zapewne, że rozważane przez uczonych

Jest, czy z Monady żywych istot ród może być wyprowadzony.

Ostatnio dużo o tym mówią, nawet śpiewają z każdej strony

I nikt nie może temu przeczyć.


Wiek czy dwa nie starczyły na to, by wszystko mogło się dokonać,

Potrzeba było niejednego długich i trudnych lat miliona,

A teraz rzecz wygląda dobrze, bo już została zakończona

I nikt nie może temu przeczyć.


Pierwsza Monada, nasz praprzodek, bardzo spokojnie sobie żyła

Ją tylko interesowało, by jeszcze jakiś czas przeżyła,

Lecz przyszedł w końcu taki moment, gdy się szczęśliwie rozmnożyła

I nikt nie może temu przeczyć.


Taka Monada w pewnej chwili rodzicem się radośnie stała,

Pękając lub pączkując, z siebie kolejny żywy twór wydała

I wkrótce licznych sióstr i braci, potomków swych, się doczekała

I nikt nie może temu przeczyć.


Potomstwo, które tak powstało, nie było od niej gorsze wcale

Jedno więc postawiło stopę, a drugie wystawiło palec,

Jedno stworzyło usta, drugie zaś korzeń, by nim drążyć w skale

I nikt nie może temu przeczyć.


Jedne wypracowały sobie nogi, by móc po suchym chodzić,

A inne wytworzyły płetwy, by w wodzie pływać albo brodzić,

Jednym się otworzyły oczy, inne od świata mrok odgrodził

I nikt nie może temu przeczyć.


Jedne stworzenia rosły wielkie, inne stworzonka była małe,

Jednych natura tworzy kilka, a innych płodzi stada całe,

Ożywia, a następnie żywi, ale nielicznym daje chwałę.

I nikt nie może temu przeczyć.


Jeden z jeleni, co miał szyję dłuższą niż reszta jego stada

(Nie śmiejcie się, panowie, panie z jelenia, bo to nie wypada)

Wyciągał ją, aż się żyrafą stał, która liście z drzewa zjada

I nikt nie może temu przeczyć.


Ogromna i wysoka świnia, co się szczyciła długim nosem,

Go wydłużyła aż do ziemi, gdy się zmagała ze swym losem

I teraz się nazywa słoniem i trąbi przeraźliwym głosem

I nikt nie może temu przeczyć.


To czworonożne zwierzę, które my zwiemy teraz wielorybem,

Trzymało tylne nogi razem, aż w ogon zrosły się tym trybem,

I wodę tłucze nim jak cepem i przypomina zwykłą rybę,

I nikt nie może temu przeczyć.


Gołębie i synogarlice z jednego przodka się wywodzą,

Rumaki, szkapy i chabety od koni z dawnych er pochodzą,

A człowiek wyewoluował od małp, co na czworakach chodzą

I nikt nie może temu przeczyć.


Ta małpa z giętkim, chwytnym kciukiem i mózgiem, który lepiej działa,

Gdy tylko umiejętność mowy poznała i opanowała,

Postanowiła, że na ziemi od teraz będzie królowała

I nikt nie może temu przeczyć.


Jednakże bardzo się obawiam (a powód jest do niepokoju!);

Jeśli ostrożni nie będziemy, możemy cofnąć się w rozwoju,

Bowiem zwierzęce właściwości naszego częścią są ustroju

I nikt nie może temu przeczyć.


A nasze dzieci mogą stracić pozycję ponad zwierzętami

I kiedy zaczną na czworakach chodzić, równając się z bestiami

To się rozstaną raz na zawsze ze skarpetami i butami

I nikt nie może temu przeczyć.


W końcu kręgosłup, jak też kościec może im zostać odebrany

I w reszcie ciała mogą zajść im nieodwracalne całkiem zmiany,

Aż staną się ostrygą obłą, owadem, larwą, kłębkiem piany

I nikt nie może temu przeczyć.

Kiedy naturę ludzką w końcu stracą, a nawet dźwięk imienia

I przejdą przez pośrednie stadia coraz większego poniżenia,

Powrócą do Monady, która ich powołała do istnienia

I nikt nie może temu przeczyć.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020-2021)


Charles Neaves, Prawo Grimma (Grimm's Law)


Etymologia była kiedyś dziedziną dziką - cóż poradzić -

Która z każdego słowa mogła dowolne słowo wyprowadzić.

Spółgłoski dla uczonych albo niewiele albo nic znaczyły,

A samogłoski to się chyba w ogóle dla nich nie liczyły.


Teraz stan rzeczy diametralnie, chyba na zawsze już, się zmienił

I dawni mędrcy z różnych kręgów czują się dziś osamotnieni.

Jasną jest dla językoznawców i całkiem oczywistą sprawą,

Że kiedy poruszamy szczęką, to podlegamy jakimś prawom.


Jedno z tym ważnych praw nazwane zostało w świecie prawem Grimma,

Ponieważ Niemcy uważają, że on pierwszeństwa palmę trzyma,

Ale Duńczycy, ich rywale, (słuchajcie pilnie, jeśli łaska)

Za jego ojca ogłaszają aż po dziś dzień Rasmusa Raska.


Tylko nieliczni rzecz badali, a ich trud stał się wiekopomny,

Jak to się stało, że to prawo zyskało taki wpływ ogromny.

Max Müller starał się to odkryć, czegoś pewnego się dowiedzieć,

Ale ja słabo go rozumiem, więc nic nie mogę wam powiedzieć.


Antropolodzy powiadają, że gdy powstało ludzkie plemię,

Były dwie różne rasy, które na własność posiadały ziemię.

Jedna rozumna, potrafiła wyraźnie mówić całe zdania,

A druga się ograniczała do wycia albo mamrotania.


Ariowie potrafili mówić, budować domy, jak też orać

I to co my umiemy dzisiaj, to oni dali radę wczoraj.

A tamci niemi, którzy stale gnieździli się w kuchennych śmieciach,

Mogli jedynie słuchać Ariów, jako bieglejszych w różnych rzeczach.


Wtedy Ariowie wyruszyli z misją do swoich niemych braci,

Żeby ich podnieść do poziomu i znajomością sztuk wzbogacić.

Spadli na swoich pobratymców, jakby ich wszystkich mieli zbawiać,

I się starali ich nauczyć, jak się sylabę Pa wymawia.


Sylaba Pa otwierać miała szerzej umysły, jak też usta,

Bo Ariom w bardzo wielu słowach trafiała w ich subtelne gusta,

Takich jak Pater albo Panis, nie brzmiąc w nich nigdy nazbyt płasko,

Niestety, plan szerzenia wiedzy wśród tamtych przyniósł Ariom fiasko.


I mało który z nich wymówić mógł Pa, choć to sylaba prosta,

Opanowaniu owej zgłoski najwyżej co dziesiąty sprostał.

Niektórzy długie A mówili, zaś inni wymawiali Ka,

A ci najlepsi powtarzali sylaby Fa, jak również Ba.


A gdy Ariowie się starali nauczyć ich sylaby Ta,

To ją uczniowie przekręcali na Tha, ewentualnie Da,

A kiedy im kazano mówić sylabę Ka, to w przybliżeniu

Mówili Ha, czy Ga gardłowe w ogromnym trudzie i cierpieniu.


A więc ci, niby niemi, wszyscy mówili Vater zamiast Pater

I bringen oraz Bruder zamiast poprawnie ferens albo Frater.

Ariowie wymawiali Pecu, z którego u nas Fee zostało,

Bowiem prawnicy ustalili, że tak się będzie nazywało.


Tonitru, groźna broń Jowisza, się w saskim przemieniła w Thunner,

Co niezbyt rozgarnięci Niemcy wkrótce zmienili sobie w Donner,

A kiedy Domo przeszło w Tame i Domus się przemienił w Timmer,

To sepleniący Helwetowie zaczęli go wymawiać Zimmer.


Z greckich słów thyra i thygater powstały słowa Door i Dochter,

Które z kolei się zmieniły w wyrazy Türe oraz Tochter,

Z wyrazów Hortus oraz Hostis Garten i Gast powstały w końcu,

A z chole, czyli żółć, się wzięła Galle, w wątrobie, nie na słońcu.


Z dawnego Gau się Kuh zrobiła (zostaje jeszcze taka sprawa,

Że jedni mówią na nią krowa, a drudzy wymawiają krava).

A jeśli czasem twoja żona przyprawia ci po cichu rogi,

To kiedyś się mówiło cornu, a teraz horn, słuchaczu drogi.


I taki właśnie bieg obłędny, dokoła, na złamanie karku,

Porównałbym do karuzeli, która się kręci na jarmarku,

Gdy każdy gna, jak gdyby w strachu, że może zostać pominięty,

Lecz nie dogoni nikt nikogo, choćby najszybciej brał zakręty.


Teoria rzadko konfrontację z faktami (tak już jest) wytrzyma,

Lecz wykład mój zaświadczyć może o prawdziwości prawa Grimma.

Choć inni mówią (jeśli bajką nie byli Adam, jak też Abel),

Że prawo Grimma wywołało krach przy budowie wieży Babel.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Charles Neaves, Darwinowska era hodowli zwierząt (The Darwinian Era of Farming)

(Na starą melodię oj, dana da dana)


Hodowla zwierząt nie jest tylko rzemiosłem, choćby doskonałym,

To jest nauka albo sztuka, co wiedzie nas do wielkiej chwały,

Bowiem hodowca i opiekun ma nad naturą taką władzę,

Że jeśli ja go nazwę Stwórcą, to ani trochę nie przesadzę.


Śpiewajmy sobie dana dana, śpiewajmy sobie dana dana.


Już dawno ludzie zrozumieli, że z konia i zwykłego osła

Istotę można wyhodować, co w górach worki będzie niosła.

Lecz odkąd muły wytworzono, do dziś dnia nie był nikt gotowy

Zrozumieć, że coś można stworzyć z ogiera i zwyczajnej krowy.


Śpiewajmy sobie dana dana, śpiewajmy sobie dana dana.


Lecz teraz wszyscy potrzebują hodowli zwierząt się douczyć

I każdy rolnik jest zmuszony z Pana Darwina dzieł się uczyć,

W których wybitny ten uczony przypuszcza, twierdzi i dowodzi,

Że wszystkie typy dzikich zwierząt ze wszystkich mogą się wywodzić.


Śpiewajmy sobie dana dana, śpiewajmy sobie dana dana.


Jeżeli cała ta teoria słuszna okaże się w całości,

Nie będzie końca różnym sztuczkom, będą się sypać w obfitości.

I wszystko otrzymywać rolnik będzie z każdego mógł żywiołu,

Będzie mógł jeździć na baranie i wełnę pozyskiwać z wołu.


Śpiewajmy sobie dana dana, śpiewajmy sobie dana dana.


Potomstwo da się wyhodować, jeśli nie braknie nam zacięcia,

Ze skrzyżowania zwykłej świni albo prosiaka i cielęcia.

Tak właśnie smaczne, miękkie mięso na nasze stoły uzyskamy,

Wieprzową szynkę z cielęciną w plasterku jednym i tym samym.


Śpiewajmy sobie dana dana, śpiewajmy sobie dana dana.


Teraz zostało ustalone powszechnie i to bez wątpienia,

Że różnorodność pożyteczna dla smaku jest i dla trawienia,

Więc ta krzyżówka będzie dobra do gotowania z tej przyczyny,

Że z przodu będzie baraniną, a z tyłu sztuką wołowiny.


Śpiewajmy sobie dana dana, śpiewajmy sobie dana dana.


Nie powinieneś tracić serca do pracy, jeśli twoje muły

Nie rozmnażają się lub inne do nich stosują się reguły.

Sam Darwin radzi być cierpliwym, bo można bardzo długo czekać,

Aż wynik krzyżowania zwierząt będzie właściwy dla człowieka.


Śpiewajmy sobie dana dana, śpiewajmy sobie dana dana.


A kiedy ich praktyczną wartość poznasz dogłębnie i dokładnie,

Okaże się, że efekt pracy przedstawia się nam bardzo ładnie.

Problem polega tylko na tym, że aby wynik mieć do wglądu

Poczekać będzie trzeba długo, do dnia Ostatecznego Sądu.


Śpiewajmy sobie dana dana, śpiewajmy sobie dana dana.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Charles Neaves, Stuart Mill o umyśle i materii (Stuart Mill on Mind and Matter)


Pan Stuart Mill poglądy nasze, wrażenia i wyobrażenia

W kwestii umysłu i materii w swoich uczonych dziełach zmienia.

Pan Stuart Mill umięjętności umysłu swego spożytkuje,

Gdy całkiem rozum i materię na proch rozbije bez wątpienia.


Tę samą, znaną mi opowieść, drugi raz teraz słyszę chyba,

Sformułowaną dawno temu, by naszą wiarę zemleć w trybach

Nauki nowoczesnej; Dawid Hume znów się zjawił, jak się zdaje,

By drwić z umysłu i materii, jak widmo wznosząc się nad krajem.


Pan David Hume zarówno umysł, jak i masywny kształt materii

Lubił gwałtownie atakować i ostrzeliwać z dział baterii.

Ci, którzy teraz tego Hume'a pragną z humorem ekshumować,

Starają się z umysłem skończyć i z tysiącami form materii.


Nie raz usiłowano zniszczyć to umysł, a to znów materię,

Przynajmniej tę ostatnią całkiem i wytaczano artylerię,

Lecz David chłopcem był odważnym, który sam z siebie postanowił,

Że wreszcie zaneguje naraz zarówno umysł, jak materię.


Pan David Hume, do końca życia, tak samo umysł, jak materię,

Uważał za nieistniejące, czy wręcz szkodliwe fanaberie.

Hume siłą woli swe poglądy w spadku przekazał Stuartowi

Millowi, który lekceważył po równi umysł i materię.


Myślimy mylnie, że widzimy rzeczy w ich kształcie rzeczywistym,

Lecz prawda jest ulotna, ująć jej nie umiemy w stanie czystym,

Ponieważ to, co postrzegamy, to ciągle tylko nasze oczy

I podlegamy wciąż złudzeniom podłym, to fakt jest oczywisty.

Panowie Hume i Mill, gdy mówią nam o umyśle i materii,

Cwałem się po nich przejeżdzają z impetem ciężkiej kawalerii.

Twierdzą, że zmysły pokazują tylko, że Coś jest, co odczuwa,

Ale nie mówią o umyśle pewnego nic i o materii.


Jeżeli stopą trafisz w kamień, to palec bardzo cię zaboli,

Usłyszysz trzask przy uderzeniu, a palec spuchnie ci powoli,

Ale co czujesz i co widzisz, to wszystko, co ty poznać możesz

O palcu, głazie i umyśle, materii i jej ważkiej roli.


Panowie Mill i Hume pospołu z umysłu, jak też i z materii

Nie pozostawią nawet strzępów i najdrobniejszych peryferii.

Co z tego, że czujemy powiew powietrza na spoconej twarzy?

Według nich powiew nie dowodzi bycia umysłu i materii.


My spotykamy się z różnymi ludźmi i razem przebywamy,

My z mężczyznami, kobietami nieraz wesoło rozmawiamy,

Być może jednak się mylimy, pozostajemy w wielkim błędzie,

Jeśli za umysł i materię swe własne myśli uważamy.


Westchnienia, dźwięki i obrazy, jak cały umysł i materia,

To tylko urojone formy, ulotna istnień buchalteria,

To są okruchy drobnych zdarzeń, naszej fantazji wyobrażeń

O ludziach i stworzeniach innych, lecz to nie umysł i materia.


Uczucia różne i odczucia nas ogarniają, jak na prerii

Gradowa chmura, główny powód groźnej, straszącej nas scenerii.

Tylko przypadek, który sprawia, że to i owo się powtarza,

To wszechogarniający pozór bycia umysłu i materii.


Ci, którzy mówią o umyśle i zmieniającej się materii,

Należą według nich do jakiejś filozoficznej menażerii.

I czym jesteśmy my, on, ona, czym jesteś ty, mój przyjacielu?

Tylko wątłymi wrażeniami, niczym z umysłu i materii.


Jesteśmy tylko długim ciągiem wizji, obrazów, złudnych wrażeń,

Natrętnych myśli, niespełnionych nadziei i doznanych zdarzeń.

Jesteśmy tylko w tej godzinie, a cała nasza przeszłość ginie.

Reszta jest ciszą wraz z umysłem, materią pozbawioną marzeń.


Więc pożegnajmy się z umysłem, materią w różnych jej przejawach,

Wyrzućmy je na wszystkie wiatry, niech to nie będzie nasza sprawa,

Odrzućmy zaraz czas i miejsce, kształtów pozbądźmy się, przestrzeni,

Nieba i ziemi, czy umysłu, materii, bo to złudna strawa.


Zdrowy rozsądek pana Reida my teraz z kraju przeganiamy,

Z bardzo rozważnych słów Dugalda Stewarta znów się wyśmiewamy,

Sir William i Mansela szkoła to dla nas nic wartościowego,

I wy, i umysł, i materia - tego wszystkiego my nie znamy.


Nie mówcie mi już o umyśle, materii, stratach jej i zyskach,

Bo Mill wam nie pozwoli na to i zaraz błotem was opryska,

Was filozofów ze szkół zacnych, którzy pozostajecie w błędzie

I wciąż wierzycie w ludzki umysł, materię, w której moc rozbłyska.


Gdybym miał takie doświadczenie jak Stuart Mill po tylu latach,

Jego pozycją mógłbym zachwiać w oczach całego chyba świata.

Nawet powiedzieć się odważę, że jego wagę lekceważę,

Skoro ten pan z umysłem ani z materią nigdy się nie brata.


Mill bez umysłu i materii według mnie nie ma prawa głosu,

Choćby dokoła siebie stworzył nastrój napięcia i rozgłosu,

I sądzę, że się sam powinien odłożyć na najwyższą półkę,

By tam z umysłem i materią doczekać się wspólnego losu.


Posunę moje wnioskowanie dalej, w ruch puszczę maszynerię

(Choćby to nawet wyglądało na jakieś moje fanaberie):

Dowiodę, że Mill nie istnieje i istnieć nigdy nie jest w stanie,

Jeżeli on odrzuca jawnie zarówno umysł, jak materię.


Jeżeli ani umysł ani materia żadna nie istnieją,

Istnienie pana Milla również wichry potężne wnet rozwieją;

Jeżeli więc wierzycie ciągle w realność tego jegomościa,

Uwierzcie w umysł i materię, co w żadnym razie nie murszeją.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2001)


Charles Neaves, W niedzielę wszyscy bądźmy smutni, jakbyśmy byli nieszczęśliwi… (Let Us All Be Unhappy on Sunday)


My, fanatycy religijni, z chropawej ulepieni gliny

Zawsze skwaszone, biedne dzieci, potomstwo powszedniego smutku,

Byliśmy dotąd zbyt radośni przez cały czas i z tej przyczyny

Postanawiamy się umartwiać bardziej od jutra aż do skutku.

Nie potrafimy przepowiedzieć, jaka przyjemność niespodziana

Sprawi nam przykrość w poniedziałek, a pokus będzie bardzo wiele,

Więc, żeby dobrze zacząć tydzień pokuty, od białego rana

Postanawiamy ponurymi przez cały dzień być w tę niedzielę.


Ten dzień niedzielny, dzieci moje, spokojna odpoczynku pora,

Niech przyjdzie do nas niczym powiew mroźnego wiatru z krajów dziwnych;

Niech mrok niemrawy nas ogarnie, niech stłumi to, co było wczoraj,

Niech sprawi, że nasz umysł stanie się (jak to Kalwin rzekł) zbyt sztywny.

Kazania niech się rozlegają od rana aż do późnej nocy,

A my będziemy stali skromni, smutni, posępni i ponurzy,

Gdy kaznodzieje będą mówić z ambon nauki pełne mocy,

Myśląc, że wiernym czas w kościele spędzony nigdy się nie dłuży.


Wszyscy handlarze głośno krzyczą o własnych sklepach i towarach,

Każdy robotnik o swych sprawach stara się mówić jak najdłużej.

Murarz rozprawia o kamieniach, cegłach, zaprawie i legarach,

Garbarz zanudza ludzi, mówiąc o dobrze wyprawionej skórze.

Kowal o kuźni ciągle gada, o kuciu stali i żelaza,

Dyrektor szkoły się powtarza, mówiąc o uczniów wychowaniu,

Tymczasem dla każdego księdza to wielki nietakt i obraza,

Jeśli w kaplicy lub kościele ktoś nie uważa na kazaniu.


Natury piękne jest oblicze i żadna siła go nie zetrze,

Ale nasz system obyczajów blask jego tłumi i rozprasza.

Jakże jest słodki każdy powiew, z jakim porusza się powietrze.

Lecz nasze prawa są surowe, surowa jest moralność nasza.

Ogrody, sady i alejki, altany, grządki i rabaty

Mogłyby być udostępnione dla biednych, których jest tak wiele,

Lecz nie, rośliny urodziwe i piękne, a wesołe kwiaty

Nie mogą kwitnąć ani pachnieć w największe święta i niedziele.


My każde Boże przykazanie czynimy wam przeszkodą w drodze,

Aż w końcu stanie się okropne, okrutne, obce w waszych oczach!

Ludziom jak koniom maksymalnie jak można napinamy wodze -

Nieważne, że się mogą zerwać - by nie schodzili na pobocza.

Nie pozwalamy ludziom chodzić swobodnie, by nie przyszło komuś

Do głowy zostać socjalistą, lub zacząć patrzeć na nas krzywo.

Każemy im aż do wieczora siedzieć we własnym, ciasnym domu

I pić na przemian mocną wódkę i najpodlejsze, słabe piwo.


Nie potrafimy przepowiedzieć, jaka przyjemność niespodziana

Sprawi nam przykrość w poniedziałek, a pokus będzie bardzo wiele,

Więc, żeby dobrze zacząć tydzień pokuty, od białego rana

Postanawiamy ponurymi przez cały dzień być w tę niedzielę.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2001)


Charles Neaves, O powstaniu języka


Niezwykle trudno jest opisać okoliczności i przyczyny

Powstania ludzkiej mowy, jeśli języka przyjrzeć się początkom,

Gdy Adam ledwo ulepiony został ze zwykłej, lepkiej gliny,

A Ewa, z żebra utworzona, została pierwszą w świecie prządką.

Albo, jeżeli założymy, że obudzili się do życia

Niemi, potomstwem będąc razem wciąż nieznanego nam stworzenia,

Jaka to moc ich nauczyła mowy raz-dwa i jej użycia

Albo przynajmniej przyśpieszyła procesy ich ujęzycznienia?

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Charles Neaves, L'Envoi (L'Envoi)


Widzę, jak inni ludzie mierzą wysoko w swoich poczynaniach

I podejmują się w swym życiu ambitnych i niełatwych zadań.

Czuję też, moja skromna liro, przywykła do lekkiego grania,

Że teraz niekłamany podziw dla nich wyrazić mi wypada.


Lecz radość może przyjść z pomocą powadze i surowej cnocie,

Gdy ciemność wielką, ciężką płachtą kładzie się na sklepieniu nieba.

Prawda, ubrana w barwne szaty, lepiej się sprawdzi przy robocie

I wśliźnie się, gdzie nikt nie wejdzie inny, gdy tylko będzie trzeba.


Dlatego też nie lekceważcie wesołej i figlarnej pieśni,

Nie sądźcie jej jak jakiś sędzia, czy znawca surowego prawa.

Ona z uśmiechem się przeciska przez warstwy kurzu, brudu, pleśni,

Żeby lepszymi czynić ludzi, a to jest bardzo ważna sprawa

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)