Elizabeth Akers

Elizabeth Akers Allen, Lot w stronę domu (Flying Home)


Gdy ptak powraca stałym szlakiem do rodzinnego swego domu

Nad piaszczystymi pustyniami, nad spienionymi grzywaczami,

Skąd wie właściwie, jaką wybrać w powietrzu drogę, która wiedzie

Do tej gałęzi grubej, która gniazdo mu chroni gałązkami.


Choć wszystkie lasy są zielone, choć są podobne wszystkie drzewa,

Choć między konarami bardzo trudno różnicę zauważyć,

To jednak byste oko zawsze kieruje go do tego miejsca,

To skrzydła niosą go do gniazda, o którym w drodze ciągle marzył.


Jak bardzo silna i prawdziwa jest miłość, która nie podlicza

Przeszkód i progów, pokus, pracy, które czekają go na drodze,

I go bezpiecznie i bezbłędnie prowadzi do cichego gniazda,

Gdzie czuje się najlepiej, choćby szybował długo, w wielkiej trwodze.


Ptak jest szczęśliwy znacznie bardziej niż ta niejedna, ludzka dusza,

Która, skuszona, dom opuszcza i zwiedza cały świat złowrogi,

Cuchnące, nie cudowne, miasta, albo ogromne oceany,

A gdy - zmęczona - pragnie wrócić, na próżno szuka jakiejś drogi.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Elizabeth Akers Allen, Z daleka od domu (Away from Home)


W mym życiu nieoczekiwanie zaszła ogromna, straszna zmiana;

Obce są dla mnie te ulice i niebo obce jest od rana;

Nie słyszę też znajomej mowy ni słowa wśród potoku zdarzeń,

Obce są dla mnie wszystkie serca, nowe są dla mnie wszystkie twarze.


Chmury są ciężkie, ciemne, groźne i płatki śniegu się z nich sypią,

Gwałtownym wichrem poruszane okna się gną i głośno skrzypią.

Siedzę w pokoju całkiem sama, ponura, zapatrzona w siebie

I myślę tylko, jak daleko teraz znalazłam się od ciebie.


Brakuje mi tej dłoni, która dawała mi do walki siłę,

Brakuje mi miłości, która mi serca wypełniała bryłę,

Brakuje mi wysokich masztów, wielkiego morza, chmur na niebie,

Straciłam wszystkie ukochane rzeczy, gdy utraciłam ciebie!


Niestety! Ach, niestety, w świecie, co dla mnie jest niemiłosierny,

Tylko ty byłeś dla mnie czuły, tylko ty byłeś mi wciąż wierny.

I chociaż ciągle usiłuję cały ten świat, wszerz i wzdłuż, przebiec,

To wszystko dla mnie jednakowe jest i zimne, bowiem brak mi ciebie.


Więc, kiedy zachód słońca złoci zatokę, proszę, stań na brzegu

I popatrz na zwinięte żagle, zmęczone po skończonym biegu.

Idź, gdzie chodziliśmy zazwyczaj, i pomyśl o mnie, jeśli możesz,

Bo ja nie widzę tutaj masztów, daleko jest najbliższe morze.


Ach, ty, którego drogie oczy śledziły drogę, która poszłam,

Spójrz w stronę miasta, co mnie więzi, w którym do tego wniosku doszłam:

Niech mnie niepamięć albo niechęć w mroku zupełnie nie pogrzebie -

Wyciągnij teraz swoje ręce i w myślach przytul mnie do siebie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Elizabeth Akers Allen, Jeśliby młodość wiecznie trwała... (If Youth Were Everlasting)


Jeśliby młodość wiecznie trwała,

A miłość była zawsze nowa,

Serc wierność była doskonała,

Każdy by dotrzymywał słowa,

Żar wiary nigdy nie przygasał,

Uroda zaś nie przemijała,

Żaden mąż żony nie zostawiał,

A ona by się nie starzała,

I by nie było zaufanie

Wątpliwościami okraszone,

Zbędne by było umieranie,

Raj byłby z Ziemi przemienionej.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2016)


Elizabeth Akers Allen, Gdy bujne bzy purpurowymi pióropuszami poruszają... (When Lilacs Wave)


Gdy bujne bzy purpurowymi pióropuszami poruszają

I żółte mniszki wszystkie wiejskie łąki i miedze ozdabiają,

A szczupły, zwinny drozd, którego nie męczy napowietrzna jazda,

Szuka źdźbeł, piór i suchych słomek do zbudowania swego gniazda,

Którego wcale nie ukrywa przed wzrokiem tych, co tu przystają.


Pieśni rudzika są dostojne, słodkie się wszystkim nam wydają,

A miękkie trawy pod stopami się nam posłusznie uginają,

Zaś nocna troska zmniejsza ciężar i jaśniej świeci każda gwiazda,

Gdy bujne bzy kwiatami poruszają.


I miłe oku migdałowce bielą gałązek powiewają,

A tulipany swe pochodnie znów na czerwono rozpalają,

Krokusy złote i szkarłatne już ustawiają się w ordynku

Świeże i świetne, doskonałe po całej zimie odpoczynku

I miłość wiedzie nas do nieba, życiu na nowo blask nadając,

Gdy bujne bzy kwiatami poruszają.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Elizabeth Akers Allen, Oczarowana (Charmed)


Odwróć ode mnie swoje dziwne, niepokojąco piękne oczy,

Ponieważ one osaczają mnie tak niezwykłą swą urodą,

A błyski, które w nich się kryją, od obowiązków odciągają,

Od pracy i codziennych zajęć i mnie na pokuszenie wiodą.


Olśniewające ich promienie tak bardzo długo oglądałam,

Aż moje życie i istota, myśl, mowa, gesty, ruchy ciała,

Wydają się skoncentrowane wyłącznie na ich dzikim blasku

I nie potrafię się im oprzeć, choćbym usilnie się starała.


Choć ogień twoich dziwnych oczu do środka serca mnie przepala

I, by się bronić przed nim, żadnej już nie znajduję w sobie siły

To moja pobudzona dusza wzdycha, gdy blisko ich nie widzi,

I pragnie, żeby jak najszybciej przed jej oblicze powróciły.


Ponieważ całe, wielkie szczęście, jakiego doświadczyłam w życiu,

Poznałam po tym, jak ty po raz pierwszy się odezwałeś do mnie.

Ach! To skazana na przegraną, zupełnie beznadziejna walka,

Usiłowanie nadaremne, żeby o tobie móc zapomnieć.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Elizabeth Akers Allen, Nigdy więcej (No More)


Gdy z ciemniejącym prądem czasu już większość życia popłynęła

I siwe włosy lśnią w warkoczach, co były ciemne tak przed laty,

To smutne, gdy się przekonujesz, że wiosna życia przeminęła

I kiedy wiesz, że nigdy więcej w nim nie zakwitną żadne kwiaty.


Jednak smutniejsze jest pomyśleć, kiedy jest jeszcze młoda głowa,

A słońce scałowuje rosę z czerwonych płatków polnych maków,

Że miłość, szczęście i nadzieja to tylko zwykłe, puste słowa,

A życie odtąd będzie niczym czerwiec gorący, lecz bez ptaków.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2016)


Elizabeth Akers Allen, Morskie ptaki (Sea Birds)


Samotna mewo, która szybujesz wysoko

Nad tego oceanu lodową pustynią,

Bez końca latasz, krążysz nad tonią głęboką;

Próżno szukasz wytchnienia, utrudzona znojem.

Gdzie twój towarzysz życia, gdzie jest gniazdo twoje?


Pomiędzy wietrznym morzem a niebem wichrowym

Rześkie powietrze piersią swą rozcinasz śmiało;

Żeglujesz uroczyście na tle granatowym,

Żaden sznur ci się w ciało nie wpija swym zwojem.

Gdzie twój towarzysz życia, gdzie jest gniazdo twoje?


Niespokojna, bezdomna ludzka duszo, która

Wiecznie gonisz za jakąś mrzonką nienazwaną,

Mewy szybują w górze, huczy toń ponura,

A ty patrzysz i pytasz nadal z niepokojem

Gdzie twój towarzysz życia, gdzie jest gniazdo twoje?

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Elizabeth Akers Allen, Suche liście (A Wind- Blown Leaf)


Wiatr suche, sztywne liście rozrzuca po śniegu;

Nikt nie wie, skąd się biorą, gdzie zdążają w biegu.

Żadne oko nie śledzi, nikt się nie lituje

Nad losem liści, które wicher tak sortuje.


Ja też jestem nieznana, przez los unoszona

Przez różne strefy świata, niezauważona.

Żadne oko mnie w mojej drodze nie dostrzega,

Żaden człowiek nie wita mnie jako kolega.


Suchy liściu, twój smutek nie trwa nazbyt długo,

Ty nie cierpisz przez lata, jedną zimę, drugą,

Lecz ja, nieszczęsna, czekam i nie wiem, co począć,

Aż ślepy los mi w końcu pozwoli odpocząć.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Elizabeth Akers Allen, Przebudzenie (Awaking)


I. W wieku siedemnastu lat


Cudowny świecie! Odrodzona przez mocny sen i spokój nocy

Odczuwam w sobie nowe życie we wszystkich mieśniach, nerwach, żyłach.

Witaj, młodości i radości, oddechu, odzyskanej mocy,

Jak to wspaniale, że się znowu dnia kolejnego obudziłam.


II. W wieku siedemdziesięciu lat

W ten bezruch, w którym spoczywały ciało i dusza tyle godzin,

Wkrada się znów odczucie bólu i zupełnego wyczerpania.

Och! Czemu znowu stanąć twarzą w twarz z całym światem mi przychodzi?

Dlaczego on codziennie rano twardo mnie zmusza do wstawania?

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Elizabeth Akers Allen, Listopad (November)


Ciągnące niebem chmury są ciężkie i ciemne,

Kwiaty schną z zimna, wnika strach w kłącz podziemne,

Powiewy wiatru silne są i nieprzyjemne;

Idzie zima, wysiłki wszystkie są daremne.


Kochany, całe niebo czernieje nad nami,

Nadzieje nam upadną pod błyskawicami.

Przyszłość jest mroczna, grozi nowymi ciosami,

A życie goni naprzód wielkimi krokami.


Lecz niebo wypogadza się po każdej burzy,

Nawet gdy nawałnica dłuży się i dłuży;

Słońce za balsam duszy zbolałej posłuży.

Pory roku mijają w ich wiecznej podróży.


A więc chwyć moją rękę i ją mocniej trzymaj,

Wiernych sobie serc smutek nigdy się nie ima;

Nie ogarnie ich trwała trwoga ani zima,

Śmieją się ze starości samymi oczyma!

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Elizabeth Akers Allen, Dzień i noc

(fragment)


Jeśli dzień będzie wielką burzą, a noc okaże się spokojem,

Jeśli dzień będzie wielkim trudem, noc odpoczynkiem i wytchnieniem,

Jeśli dzień będzie wielkim bólem, a noc balsamem, który koi,

Jeśli dzień będzie wielką wrzawą, noc psalmem, który uspokoi,

Jeśli dzień będzie wielką wojną, noc za to broni zawieszeniem,

Jeśli dzień wreszcie będzie życiem, a noc przyniesie ludziom zgony,

To czemu ten śmiertelny oddech tak bardzo winien być ceniony?

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Elizabeth Akers Allen, Osamotnienie (Loneliness)


Chodzić samotnie po głębokich i ciemnych lasach, czy bezdrożach,

Żeby poznawać i podziwiać przyrodę z wielkim zachwyceniem -

Jej miłośnicy dobrze wiedzą, że im samotność daje szczęście,

A jednak nawet nie pomyślą, by nazwać ją osamotnieniem.


Ale się mieszać z miejskim tłumem, mierzyć się co dzień z setką twarzy,

Dla których my jesteśmy tylko nic nie znaczącym, bladym cieniem,

Albo przebywać w towarzystwie pod pozorami przyjemności,

Lecz być osobno - właśnie to jest nieszczęście i osamotnienie.


Spędzać najlepsze dni i lata na marnowaniu sił szlachetnych,

Siedzieć wciąż przy tym samym stole, czy przy tym samym piecu grzać się,

Lecz w obecności innych osób, zupełnie na nas obojętnych,

Które nie myślą i nie czują jak my - tej rzeczy trzeba bać się.


Oni nie dzielą naszych myśli, uczuć i pragnień, albo obaw,

Ale z daleka się trzymają, są ślepi na nasz ból, cierpienie -

Obcy, choć z nami od lat wielu mieszkają pod tym jednym dachem -

Ach to naprawdę jest nieszczęście, wygnanie i osamotnienie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Elizabeth Akers Allen, Potem (Afterwards)


Kto pragnie być zapamiętany? Komu się marzą lekkie słowa,

Pochwały płaskie i beztroskie, a nawet prosto wyrażona

Nagana, która kryje cieniem ludzkie nazwiska i imiona,

A zwłaszcza imię tego, kto się już miesiąc w ciszy grobu chowa?


Byłoby lepsze zapomnienie, godniejsze chyba też po trochu;

Więc, gdy odejdę z tego świata, nie myślcie, proszę, wcale o mnie.

Niech róża rośnie ponade mną, niech pachnie przy tym nieprzytomnie

I niech kolcami swymi broni dostępu do mych skromnych prochów.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Elizabeth Akers Allen, Osty (Thistles)


Czy ty pamiętasz, jak we dwoje szliśmy tą ścieżką w zeszłym roku,

Odpowiedz mi, mój ukochany, czy to pamiętasz może jeszcze?

Krajobraz smutny był i straszny, śnieg świeży leżał na tym stoku,

A morze było blade, szare, bez barwy, błysku i uroku,

Zaś wiatr był zimny, ostry, szorstki, gdy w nas uderzał, wiejąc z boku,

I nas obrzucał nieustannie lepkim, wilgotnym śniegiem z deszczem,

Mój ukochany,

Nieczułym i okrutnym śniegiem zupełnie przemieszanym z deszczem.


Lecz teraz, o, mój ukochany, lato króluje w środku samym

I ostre kolce polnych ostów ranią nam stopy niczym kleszcze.

Uniknąć tych zdradliwych ostrzy bez powodzenia się staramy,

Kiedy z wysiłkiem i uporem po stromym stoku się wspinamy,

A gdy idziemy, jak po schodach, pod nosem sobie powtarzamy,

Że owe ostre osty jednak są znacznie lepsze niż śnieg z deszczem,

Mój ukochany,

Że osty są o wiele lepsze niż lepki śnieg zmieszany z deszczem.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Elizabeth Akers Allen, Świetliki, świeczki swe rozświećcie (O Fire-flies Trim Your Lamps Anew)


Świetliki, świeczki swe rozświećcie,

Światło mi dajcie złote, czyste;

Gwiazdy, ześlijcie zaraz z wyżyn

Nieba promienie swe srebrzyste;


Księżycu, spoza mgły zawoju

Poświeć tu, poświeć tylko dla mnie,

Pomóż mi znaleźć serce, które

Pod krzakiem bzu straciłam marnie.


Siedzieliśmy pod owym krzewem,

Patrzyliśmy, jak zmrok nadchodzi,

Jak purpurowe niebo gasi,

Jak zachodzące słońce chłodzi.


A kiedy przyszło nam się rozstać -

I nie wiem, jak mi się to stało -

Poczułam, że straciłam serce

Pod krzakiem bzu, co kwitnie biało.


Świećcie, świetliki i planety,

Księżycu, daj mi światło jakieś,

Pomóż mi znaleźć moje serce

Pod tym bzu bujnym, białym krzakiem.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Elizabeth Akers Allen, Teraz (To-day)


Ta gwiazda, której jasne światło zawsze niezmiennie do tej pory

Towarzyszyło mi na drodze, po której i dziś się wybieram,

Promienie swoje pozwijało i ścieżki już mi nie oświeca,

Zupełnie znikło z mrokach nocy i już go nie dostrzegam teraz.


A dłoń, o którą się modliłam, by się znalazła w mojej dłoni

I prowadziła mnie po drogach, po których pójść się ciągle zbieram,

Wypadła z mojej ręki chłodna i całkowicie obojętna

I mnie pozostawiła samą, zupełnie samą - właśnie teraz.


Nadzieja, która rozjaśniała letnie poranki i południa,

Kiedy jesienny nadszedł wieczór, powoli słabnie i umiera,

Za to na drodze, którą idę, jest więcej cierni, a mniej kwiatów

I tak już będzie od tej pory, zawsze tak będzie już od teraz.


Nie płaczę za tym pochowanym i zawiedzionym zaufaniem,

I nie znajduję słów błagalnych, choć żal i smutek we mnie wzbiera;

Kładę się krzyżem w prochu ziemi, czołem dotykam piachu ścieżki,

I jeszcze tylko o cierpliwość się modlę i wytrwałość teraz.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)