Henry Abbey

Henry Abbey (1842-1911) to amerykański poeta, znany głównie z napisania wiersza Co właściwie sadzimy, gdy sadzimy drzewo?


Henry Abbey, Hymn na Dzień Wolności (Hymn for Decoration Day)


Wonnymi wiązankami kwiatów dekorujemy skromne groby

Tych, którzy w wielkich bitwach, albo w więzieniu, które grozę budzi,

Znaleźli śmierć chwalebną, ale niewolnym zdjęli z rąk okowy,

Skruszyli, jak skorupę butem, moc dumnych i okrutnych ludzi.


Łańcuchy pozrywali, które mokre od łez skrzywdzonych były,

Oddali swoje młode życie w ofierze za mnie i za ciebie,

Bo tam, gdzie ciągle trwa niewola, rodzą się co dzień groźne siły,

Które pogrzebać mogą wolność, jak się człowieka w ziemi grzebie.


Słońce swobody suszy rosę i łzy, świat za dnia czyni czystym,

Zawsze łagodne i dostojne, rozsiewa wokół blask spokojny,

Lecz tam, gdzie świeci dla nielicznych, ograniczonych egoistów,

Przygasa, niknie i się kryje w ponurych chmurach krwawej wojny.


Wonnym wyrazem naszej wielkiej wdzięczności pokrywamy groby

Tych, którzy utracili życie w walce i za mnie i za ciebie;

Ich proch, imiona i nazwiska, wspomnienia czynów i osoby

Każdego z nich, Wolności święta, dzisiaj niesiemy ci od siebie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Henry Abbey, Co właściwie sadzimy, gdy sadzimy drzewo? (What do we plant when we plant the tree?)


Co właściwie sadzimy, gdy sadzimy drzewo?

Sadzimy statek, który przez morze popłynie,

Sadzimy maszt, na którym zawiesimy żagle,

Sadzimy pokład, który nie drgnie w burzy żadnej,

Sadzimy burty, wręgi i ładowne skrzynie;

Wielki statek sadzimy, gdy sadzimy drzewo.


Co właściwie sadzimy, gdy sadzimy drzewo?

Sadzimy domy dla mnie, dla ciebie, dla niego,

Sadzimy mocne stropy i piękne podłogi,

Sadzimy drzwi i schody wygodne dla nogi,

Sadzimy deski, gonty dla dachu mocnego;

Dom rozległy sadzimy, gdy sadzimy drzewo.


Co właściwie sadzimy, gdy sadzimy drzewo?

Sadzimy rzeczy, które codziennie widzimy,

Sadzimy sygnaturkę na dachu kościoła,

Sadzimy dla sztandaru drzewce, wozów koła,

Też parasol ogromny od słońca sadzimy;

My to wszystko sadzimy, gdy sadzimy drzewo.

(tłum. Wiktor J. Darasz)


Henry Abbey, Ciemność (In the Dark)


Moje nadzieje i ambicje wszystkie zostały na raz ścięte,

Jak trawa na szerokiej łące przez gospodarza wykoszona;

Głęboka, gęsta ciemność nocy była jak gniewny, gorzki grymas,

Zaś ziemia się zdawała lśniącą łzą na policzku nieboskłonu.


Potężny wróg - gwałtowna burza - przejęty dzikim niepokojem,

Przebity ostrzem błyskawicy, wolno się wlecze po równinie,

Wielkie, zakrzepłe krople blasku, kapią mu z rozerwanej piersi,

A z paszczy, niczym wściekła piana, rzęsisty deszcz strugami płynie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Henry Abbey, Faciebat (Faciebat)


Jak nasze myśli niosą znamiona nastroju,

Który je zrodził, również wszystkie czyny nasze

Uczestniczą w uczuciu tego niepokoju,

Który sięga po nowe i odrzuca stare.

Największe dzieła ludzkiej sztuki pokazują,

Że ich twórcy spełnieni wcale się nie czują.


Kiedy patrzymy na dół z prac naszych drabiny,

Szczeble zdają się wąskie. Wszystkie dokonania

Wydają się porażką. Widząc owe czyny,

Serce krwawi, łzy płyną. Słychać narzekania,

Jak bardzo biedne nasze osiągnięcia całe

Są w porównaniu z niedościgłym ideałem.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Henry Abbey, Donald (Donald)


Księżycu blady, biały, jasny, który żeglujesz tam po niebie,

Spójrz z góry na ten świat burzliwy i groźny, pięknie proszę ciebie.

Powiedz, gdzie teraz jest mój Donald, który wypłynął sam na morze,

Swym srebrnym blaskiem szlak mu pokaż, po którym do mnie wrócić może.


Księżycu blady, biały, jasny, twarz twoja chłodne światło daje

I mała chmura obok ciebie długim warkoczem się wydaje.

Jeżeli ty nie życzysz sobie, żebym się taka chłodna stała,

Wywołaj wielki przypływ, aby Donald nie rozbił się na skałach.


Księżycu blady, biały, jasny, ty czule błyszczysz tam na niebie,

Na świecie każda biała lilia odwraca swoją twarz od ciebie,

Ja także pójdę i ukryję twarz w pyle, żeby żal swój skrócić,

Póki swym światłem i przypływem mego Donalda mi nie wrócisz.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Henry Abbey, Wiek dobra (The Age of Good)


We śnie widziałem piękny obraz ludzkości, która kiedyś będzie.

Nie było w nim krat w oknach ani łańcuchów, co skuwają ręce,

Wolna od huku dział zupełna cisza tam panowała wszędzie,

Żadna ambicja już pokoju nie przerywała nigdy więcej.

Wtedy z chaosu ludzkiej złości wynurzył się w kwitnącym kwiecie

Wiek nowy, odrodzony kosmos, nastało nowe tysiąclecie.


Dla skromnych bohaterów wdzięczność to ich zapłata była cała,

Uprzejmość ujmująca ludzkie domy łączyła bez wątpienia;

Ubogich było bardzo mało, obfitość pomoc im dawała,

A ludzie, co znosili cicho nagany albo napomnienia,

Na szczyt zaparcia się samego siebie posłusznie się wspinali,

Szukając kwiatów gościnności, którymi drzwi przyozdabiali.


Wielkie się rozdzwoniły dzwony, Złotą Zasadę ogłaszając,

A serca się powstrzymywały od zadawania braciom bólu,

A ktoś wybrany był na wodza przez lud, by rządził, przykład dając,

I w swoich czynach i godności podobny był do dawnych królów.

Nie znosił pompy i poklasku, rozważał wiele różnych racji

I zdawał się najmniejszym w tłumie w owej prawdziwej demokracji.


A Ty, Chrystusie, wielki Siewco, który rozsiewasz ziarna dobra,

Wyrwij nam z głów jak z ziemi naszą chciwość i zapatrzenie w siebie,

Wyrwij jak chwasty nasze wady; niech przyjdzie czas jak piękny obraz,

Gdy każdy z nas pokocha swego sąsiada jak samego siebie.

Nadzieje ludzi, ich marzenia, pragnienia o najwyższym dobru,

Wszystkie na Tobie się wspierają, więc Ty nas w braci swoich obróć.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Henry Abbey, Sztorm (Storm)


Blady dzień umarł w strugach deszczu, który zacinał z całej mocy,

A jego uchodzący z ciała duch, wicher, ziębił coraz gorzej;

Wysokie wzgórza wystawiły głowy w kierunku głuchej nocy

I patrzą z góry groźnym wzrokiem na niebo i wzburzone morze.


Petrel szybuje nisko ponad swym falującym mocno domem,

Przebija przenikliwym krzykiem skórę wstrząsanej dreszczem nocy:

Szalona fala klaszcze dłońmi piany nad ciemnych wód ogromem,

Krwawoczerwonym, bo latarnia świeci na niego z całej mocy.


I w moim sercu dziś wieczorem sztorm się rozszalał z całej mocy,

Zapanowało zamieszanie, które nieprędko uspokoję,

I moja udręczona dusza tęskni za blaskiem pośród nocy,

Który obudzi morskie ptaki i obdaruje mnie spokojem.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Henry Abbey, Niski stan wody (Low Tide)


Wzdłuż tego urwistego brzegu sobie w milczeniu spaceruję,

Kiedy na ciemnogranatowym tle morza huczącego w dole

W słonecznym świetle białe ptaki jak srebrne smugi przebłyskują,

A statki płyną w różne strony, żeby wypełnić swoją rolę,

A woda stoi teraz nisko.


I - och, to było właśnie tutaj, pogoda była wtedy piękna,

Gdy pod urwiska stromą ścianą, na brzegu morza huczącego,

Złożone było przyrzeczenie, które mnie uczyniło panem

Wszystkiego, co kochałem w życiu, wszystkiego dla mnie istotnego,

A woda stała wówczas nisko.


Od tego czasu tylko jeden rok minął, byliśmy po ślubie

I przyjechaliśmy raz jeszcze w to samo miejsce oddalone

I zobaczyliśmy głębinę, która jak ptak się trzepotała,

Gdy został uwięziony w klatce, i skały brzegu opuszczone,

A woda stała dalej nisko.


Teraz samotnie spaceruję po tym skalistym, stromym brzegu,

Wkrótce na zawsze głos zamilknął, którego nigdy nie zapomnę.

Na moje smutne, martwe morze zapadła dziś zupełna cisza,

Do portu weszły moje statki, słońce nie świeci już ogromne,

A woda znowu stoi nisko.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Henry Abbey, Opóźnienie (Delay)


Wiedząc, że w wątku i w osnowie tkaniny człowieczego losu,

Najdłuższe nici opóźnienia wydają się najdoskonalsze,

Póki nadzieja nie umarła, czekałem, nie wydając głosu,

Błądziłem, a me zaniedbania okazywały się najtrwalsze.

Jak bardzo często w gorzkich słowach: "Za późno" każde opóźnienie

Bierze odpłatę za bezczelnej obrazy czasu przewinienie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Henry Abbey, Ballada jesienna (Autumn Ballad)


Jak piękny i łagodny dzień jest, kochana moja, w tym ogrodzie,

Gdzie dalie zatroskane twarze do słońca wznoszą w ciepła głodzie,

Pszenica i wąsaty jęczmień, gdy siłę przekazały kłosom,

Padają pod rytmiczną pracą rolnika, który macha kosą.


Zobacz dojrzałe winogrona, owoce, które jesień daje,

Gdy jako cesarzowa schyłku, odziana w czerwień, rządzi krajem.

Wyjdźmy do sadu, między białe jabłoni pnie, gdzie w polu szczerym

Żaden smok straszny nie pilnuje drzew, jak to było u Hesperyd.


Ta złota, tak dorodna, gruszka, kochana moja, lśniąca cudnie,

Jest gniazdem pełnym słodkich soków; lecz ptaki ciągną na południe.

Skarbce kasztanów mróz otworzył i leżą tak pozostawione,

A ich potrójnie cenne skarby chyba na zawsze są stracone.


Ostatniej nocy była burza, wiatr szarpał koronami sosen,

Fale o brzeg się rozbijały, hucząc w ciemnościach groźnym głosem.

Ten sztorm był jak bezwładna dusza, zwabiona nad wzburzone morze,

Która płakała w strugach deszczu za tym, co już się stać nie może.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Henry Abbey, Trubadur (The Troubadour)


Poetów zmarło już tak wielu, nim ktoś usłyszał o nich w głuszy,

Dlatego proszę, wysłuchajcie wy teraz mnie ze względu na nich.

I nie ze stu strun srebrnej harfy, lecz z wnętrza swojej własnej duszy

Muzykę wyciągają wszyscy minstrele, którzy są mi znani.

Słuchajcie dźwięków mojej duszy, ona was szybko oczaruje,

A ja wam zagram i zaśpiewam, gdy u was święto się szykuje.


Przybysz z daleka, spoglądając na te wesołą waszą scenę,

Gdzie błyszczą nieznajome twarze miłością i radością wielką,

Czuje się tutaj całkiem obcy i widzi własną, niską cenę.

Na łące przed wyniosłym zamkiem, zabawę gdy ujrzałem wszelką

Serce skurczyło mi się z bólu. Jednak ruszyłem na spotkanie,

Bo dłoń przyjaźnie wyciągnięta powinna znaleźc powitanie.


Moją ojczyzną jest Prowansja, lecz proszę was, nie myślcie sobie,

Że w moim kraju tylko miłość panuje i we wszystkim rządzi,

Bo do mnie Obojętność często we własnej zbliża się osobie,

Jak kapłan lub kościelny, który w znanej wam przypowieści zbłądził

Brakiem miłości i z szyderstwem w głosie zaczyna mówić do mnie:

"Honor jest trzeźwy, za to miłość wszędzie się włóczy nieprzytomnie!


Miłość jest wiolinowym kluczem na pięciolinii tego świata,

W melodii najważniejszą nutą i w rytmie głównym uderzeniem;

Panowie, choć w łachmanach chodzę i z żebrakami wciąż się bratam,

Nie proszę o pieniądze, bowiem monet ze złota zbyt nie cenię.

Miłości siew przynosi większą sławę, gdy hojnie jest zasiany;

Miłości, kwitnij, bo inaczej umrę ubogi i nieznany!

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Henry Abbey, Inwokacja do Słońca (Invocation To The Sun)


O, Słońce, ku któremu nierówne oblicze

Ziemi się zawsze zwraca, potężny cesarzu

Dnia, ja przynoszę tobie daninę pochwały.

Nie, to nie ja ją niose, lecz to, co tkwi we mnie,

Życie mojego życia, świadomość, sumienie,

To coś, co podpowiada, moja wierna muza.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Henry Abbey, Kiedy dni mijają... (While the Days Go By)


Nie powiem, że to nasze życie na próżno mknie wśród wielu trudów,

Bo wiem, że pokój może spłynąć na każdy dom i każdą głowę,

Wiem jednak również, iż na ziemi, opustoszałej i jałowej,

Dokoła każdej wyspy szczęścia rozciąga się ocean bólu.

W ten sposób wszystkie dni mijają.


Widzimy, jak nadzieje nasze odchodzą od nas w ciemność nocy,

Kiedyś jaskrawe jak pochodnie, płonące jasno od młodości,

By nas prowadzić poprzez lata do świtu prawdy i prawości.

One nas zostawiają całkiem samych, bez wsparcia i pomocy.

W ten sposób wszystkie dni mijają.


Widzimy, jak obłoki lata przychodzą i się oddalają,

Chociaż roślinność wysuszona o deszcz je nieustannie prosi.

A my krzyczymy głośno: Po co żyjemy, by cierpienia znosić?

Chociaż Natura się uśmiecha, jej usta się nie poruszają.

W ten sposób wszystkie dni mijają.


Czy my jesteśmy? Oddychamy, kochamy, po czym umieramy:

Nasze orbity nazbyt prędko zderzają się z powierzchnią ziemi.

Jesteśmy nieszczęsnymi dziećmi Losu. Jesteśmy głusi, niemi,

Bezdomni i na oślep w mroku wytchnienia krótkich chwil szukamy.

W ten sposób wszystkie dni mijają.


Ja tylko proszę o prawdziwy dar doświadczenia głębokiego,

Pragnę w kielichu mego wieku odnaleźć teraz wraz z latami

Miłość zmieszaną z uśmiechami słodkimi i gorzkimi łzami,

Bym po wypiciu tego trunku mógł zasnąć snem sprawiedliwego.

Gdy dalej wszystkie dni mijają.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Henry Abbey, Rzymski wartownik (The Roman Sentinel)


Śmierć, czy śmiertelna hańba? Której z tych rzeczy lepiej zakosztować?

Rzymski wartownik pytał, stojąc w Pompejach wśród mieszkańców grona,

Gdy Boga gniew gorący wkrótce miał całe miasto zagotować.

Na to pytanie odpowiedział i postanowił raczej skonać.

Wszak jego pierwszą powinnością było trwać na tym posterunku,

Co by nie działo się, do przyjścia zmiennika w służbie lub ratunku.


Stał zapomniany przez kolegów, biegnących uratować życie,

Kiedy on podjął się udziału w najbardziej gorzkiej ludzkiej doli.

Na jego twarzy wypisany był jak na granitowej płycie

Jego niezłomny hart i wyraz wolnej, nieprzymuszonej woli.

"Lepiej" - powiedział - "umrzeć teraz niż żyć przez lata w pohańbieniu.

Śmierć kładzie co dzień świeże kwiaty bohaterowi przy imieniu".


Życie jest szeptem wielkiej fali, która rozbija się na brzegu

Niezmierzonego wzrokiem morza. Żołnierz zobaczył tego rana,

Jak dzień rozwinął wszystkie żagle i ruszył do szybkiego biegu,

Płynąc jak statek. I nie myślał, że tego dnia nastąpi zmiana

Największa, że potężny podmuch, co zwie się śmierć, go siłą zwieje

Ku bezgranicznym, groźnym głębiom, gdzie wiecznie wicher zimny wieje.


Wartownik widział wielką górę o stromych, płomienistych stokach

I czuł w powietrzu deszcz ostrego i rozgrzanego żarem piasku.

Burza gwałtowna wystawiła czerwony jęzor i z wysoka

Krzyczała, a Wezuwiusz dziki, rudy jak słońca twarz o brzasku,

Wysunął język swój ognisty i mówił głosem jak tyrana

Wyrazy wielkiej nienawiści ku miastu od Niebiosów Pana.


Mrok siedemnastu z górą wieków po niesłychanej tej zagładzie

Minął i w marmurowej niszy został wartownik odkopany.

Szkielet stał nadal w pełnej zbroi, chociaż pochylił się w rozkładzie,

A czerep pozbawiony duszy był hełmem ukoronowany.

Szyszak do czaszki przylgnął twardo, rdzą się przylepił do jej skroni

I długa, wypróchniała włócznia tkwiła wciąż w kościotrupa dłoni.


W Pompejach są figury zwierząt, ogromnych gryfów ze skrzydłami,

Są długie, brukowane drogi ze świątyniami z każdej strony;

Są łaźnie, domy, malowidła na ścianach z królów posągami,

Lecz brama z wysklepioną niszą, gdzie żołnierz ten był znaleziony,

Zupełnie zardzewiała włócznia i skromny szyszak bez grzebienia

Ze wszystkich zachowanych rzeczy najbardziej warte są ujrzenia.


O, serce ludzkie, niezależnie, jaki ci los sam Bóg przeznaczył,

Bądź zawsze silne i wytrwałe i nigdy nie schodź z prostej drogi.

Hańba najbardziej rani duszę, najgłębiej grąży ją w rozpaczy

A śmierć jedynie niszczy ciało, gdy w glinę kładzie się bez trwogi.

Choć obowiązku twarz jest sroga, to jego ścieżka jest najlepsza.

Spokojnie śpią snem sprawiedliwych ci, co po takich poszli ścieżkach.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Henry Abbey, Modlitwa artysty (The Artist's Prayer)


Washington Allston, wielki malarz, kiedy przebywał w obcym kraju,

Wszedł do pracowni i tam ukląkł, żeby w pokorze się pomodlić.

Głodował wtedy i był słaby, skłonił się więc przy stołu skraju

I zastawiał się poważnie, jak mógł się sam aż tak upodlić.

A głos sumienia w jego duszy z każdą minutą był mocniejszy,

Gdy malarz czuł się opuszczony, coraz to słabszy i smutniejszy.


W ogromnej i przestronnej nawie katedry ciemnej nocy

Gwiazdy, jak świece na ołtarzu, wdzieczność dla Stwórcy wyrażały

Jednak artysta, choć w nim płonął ogień geniuszu z całej mocy

Dotychczas nie dość chwalił Boga, który jest przecież tak wspaniały.

Za dar talentu nie dziękował Panu dotychmiast należycie,

Choć Stwórca go uczynił twórcą i chronił go przez całe życie.


"Byłem niewdzięczny, Panie Boże" - powiedział - "Zapatrzonym w siebie

Będąc, zupełnie zapomniałem, łaskawy Ojcze mój, o Tobie.

Lecz teraz proszę Cię pokornie, łaski dopraszam się u Ciebie,

Daj mi dziś chleba powszedniego, a będę wdzięczny Twej Osobie

I złożę Ci ofiarę szczerą, choć bardzo skromną, nie ze złota.

A wtedy jakiś gość natrętnie zaczął łomotać mu we wrota.

Wtedy wszedł markiz ze Staffordu, po czym powiedział: "Bardzo proszę,

Niech mi pan zdradzi, kto anioła Uriela obraz sobie kupił?"

"Obrazu tego nie sprzedałem." - "Nie?! - Więc go kupię, nie za grosze

Jak inni, lecz za taką ceną, jaką pan powie." Nie był głupi

Malarz i sprzedał płótno. Odtąd przyjaźń zaczęła się ich obu.

Artysta stał się bardzo sławny i żył bogaty aż do grobu.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Henry Abbey, Rybaczki (The Fisher-Maidens)


Normandia


Jesteśmy dwiema rybaczkami, mieszkamy na wybrzeżu morza,

Gdzie fala zawsze się przewala, gdzie wicher wzburza wody złoża.

Obie kochałyśmy młodzieńca z odważnym sercem, mądrą głową,

Który ze względu na zalety mógłby ożenić się z królową.


Kochałyśmy go, nienawidząc siebie nawzajem z tej miłości,

Choć on nam jej nie odwzajemniał. Czemu nią wzgardził bez litości?

Któregoś dnia wypłynął z portu na wody morza szerokiego

I nigdy więcej nie ujrzałyśmy go żywego i zdrowego.


Gwałtowna burza się zaczęła, gdy nocą do przystani wracał

I morze się rozkołysało, piorun rozpalił się jak raca.

A my na plaży w wodorostach włosy znalazłyśmy z ciemienia,

Zaś dzień, gdy go złożono w grobie był dla nas dwóch nie do zniesienia.


Jesteśmy dwiema rybaczkami, mieszkamy na wybrzeżu morza;

Teraz kochamy się nawzajem, ból złączył nas i bojaźń Boża.

Po stracie tego kawalera miłość nas trzyma niczym kleszcze,

Kiedy płaczemy całe noce, gdy wieje wiatr i pluszczą deszcze.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Henry Abbey, Wszystkie formy rządów... (All Governments, Books, Customs)


Wszystkie formy rządów, książki i zwyczaje,

Budynki, koleje, statki i okręty

I cała ponura rzeczywistość, którą

Zbudowali ludzie w swoich długich dziejach

To tylko wytwory naszej wyobraźni.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Henry Abbey, Nie widzimy celu... (The End We Know Not)


Nie widzimy celu, ale wędrujemy

Po smutnym pustkowiu płynącego czasu.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Henry Abbey, Nasze przeszłe dni (Our Yesterdays)


Nasze przeszłe dni są niczym kraj olbrzymi, spustoszony,

W którym wieją wichry wspomnień - kraj niknący z każdą chwilą,

Do którego już nie można wrócić, choćby ktoś się starał.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Henry Abbey, Miłość jest kluczem wiolinowym (Love Is the Key-note)


Miłość jest kluczem wiolinowym i pierwszą, najważniejszą nutą

Wszechświata, jego równym rytmem, melodią i właściwym brzmieniem.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)