John Fitchett

John Fitchett, Król Alfred. Księga pierwsza


Króla Alfreda, który po wielu wysiłkach

I krwawych bitwach zdołał swój kraj spustoszony

Oswobodzić od jarzma najezdnych Duńczyków

Opiewaj, moja Muzo, swoim wdzięcznym głosem.

On poznał wiele zwrotów kapryśnego losu

Na ziemi i na morzu. Piekielne potęgi

Przeciwko niemu knuły perfidne intrygi

I jego wszystkim planom się przeciwstawiały,

Ale na próżno, bowiem wielki wódz i władca

I męstwem i mądrością stale się wyróżniał,

A Niebo było zawsze jego przyjacielem.

Dał Anglii trwały pokój i przyszły dobrobyt.


Przybądź do mnie, Muz wszystkich niebiańska królowo,

Wyobraźnio, przyjdź do mnie, przyprowadź ze sobą,

Trzymając ją za rękę swoją prawą dłonią,

Nimfę poważniejszego charakteru, która

Nosi czcigodne imię Prawdy Historycznej.

Pozostań potem przy mnie i gdy twoja cicha,

Cierpliwa towarzyszka zacznie snuć opowieść -

W wiele różnych historii się układającą -

Podchwytuj jej spokojne i surowe słowa

I przemień suche zdania w plastyczne obrazy.

Podnieś zasłonę, która kryje bohaterów

Tamtych odległych czasów i pozwól im błyszczeć

Jaskrawymi barwami, jakby żyli dzisiaj.


Daj, Nieśmiertelny Duchu, bowiem Ciebie zawsze

Wzywam na pomoc, który zstępujesz z wysoka,

Ze sfer niebieskich, tutaj i niewidomego

Poetę błogosławisz świętym uniesieniem.

Jego, choć pozostaje ślepym na świat cały,

Możesz na wielkie wizje uczynić otwartym,

Na straszne sceny walki potężnych aniołów

I cudowne obrazy królestwa Bożego,

Otchłań piekła, olbrzymią i odrażającą,

Czy pierwsze utracone nasiona stworzenia,

Zagubione w chaosie i wieczystej nocy,

Ziemię w pierwotnej formie i doskonałości,

Czy jej pierwszych mieszkańców, którzy pobłądzili,

Zwiedzeni podszeptami upadłych aniołów.

Ty, niebiańska Istoto, która z seraficznych

Ołtarzy możesz przynieść niegasnący ogień

I nim oczyścić język, zanim zacznie mówić,

Daj mi teraz wymowę wyrafinowaną,

Odpowiednią do takich subtelnych tematów.

Wielka nauczycielko, w spokojnych godzinach,

Kiedy zachodzi słońce i zapada wieczór,

Racz i mnie, pokornego poetę, odwiedzić.

Dotknij mnie siłą tego proroczego ognia,

Który przy narodzinach Niebios był obecny

I do tej pory wielkiej czci w Niebie doznaje.

On wystarczy, by obraz wyraźnym uczynić,

A mój język nieśmiały dostatecznie giętkim,

Żebym mógł, twój pokorny wyznawca, właściwie

Ując temat, a potem go trafnie rozwijać.

Pozwól, moja Bogini, żebym od twojego

Ognia odpalił moją gasnącą pochodnię,

Która synom Brytanii pokaże płomieniem,

A potem synom synów, wnukom i potomkom,

O ile podtrzymają jej żar przez stulecia,

Czyny ich wielkich ojców, pokaże naocznie

Jej dawnych bohaterów, skądinąd śmiertelnym

Jak wszystko inne wierszem, i zasłużonymi

Honorami obdarzy ich wszystkich imiona.


Opowiedz więc, jak - nagłym impulsem wzruszeni -

Duńczycy, wielkoduszni zazwyczaj i prawi,

Siłą broni Alfreda uprzednio zmuszeni

Do zawarcia pokoju z mieszkańcami wyspy,

Tak prędko pogwałcili spisane układy,

Potwierdzone złożoną w obliczu Niebiosów

Uroczystą przysięgą, kiedy oba wojska,

Obozujące poza murami Warehamu,

Zajęły się zabawą, albo rycerskimi

Turniejami, jak również świętowaniem, aby

O północy poderwać się znowu do boju.

To piekielne potęgi w ten perfidny sposób

Zamyślały osiągnąć swój cel ostateczny,

Zamierzały ugasić światło chrześcijaństwa

Razem z jego orszakiem wszystkich sztuk i nauk,

Pokojem i porządkiem, prawami i wiedzą,

Handlem, rzemiosłem, które wtedy w całym kraju

Pierwszymi promieniami zaczynały świecić,

I przywrócić na wyspie panowanie mroku.

Zmuszone do działania, kiedy wódz brytyjski

Pokonał swoich wrogów i kraj spustoszony

Wyrwał im z rąk i znowu wziął pod swoją władzę,

Piekielne hordy pogan na nowo natchnęły

Żarliwą żądzą walki i rabunku. W końcu

Ich wojsko o północy zaatakowało

Podstępnie Brytyjczyków. Ruszyli do boju,

Wykorzystując ciemność, którą zapewniały

Zebrane grubą warstwą ciemne chmury, które

Zostały tam przygnane rękami złośliwych

Demonów i zupełnie zasłoniły niebo.

Szybko się przybliżyła pogańska nawała

I ze wszystkich stron spadła na brytyjski obóz.

W popłochu się zaczęło wewnątrz zbierać wojsko

I powiały na wietrze ledwo dostrzegalne

Niezliczone chorągwie. Pomieszane tłumy

Ustawiały się w szyku we własnych oddziałach.

Bohaterowie ciężkie zbroje nakładali

I przerażone konie pomimo ciemności

Okrywali derkami w ogromnym pośpiechu,

Pośród dzikiego ryku trwającego starcia

I przeraźliwych krzyków lub okropnych wrzasków

Oszalałych ze strachu kobiet, pisku dzieci,

Jęków i zawodzenia, czy nawoływania

Księży, czcigodnych starców i słabych staruszek,

Którzy powybiegali ze swoich namiotów

Przestraszeni, stłoczeni, zupełnie bezradni.

Przez trzy kolejne długie i straszne godziny

Rozjuszeni Duńczycy prowadzili walkę

I krwawymi czynami poznaczyli wkrótce

Cały ogromny obóz, swoją dziką wściekłość

Topiąc w ogólnej rzezi i okrutnej śmierci.

Noc bardzo ich wspomogła, niosąc nową trwogę:

Niebo się zaciągnęło niezwyczajnym mrokiem.

Oto na wschodzie wielki i jaskrawy księżyc

Zasłonił mgieł welonem okrągłe oblicze,

Wszystkie gwiazdy pogasły i żadne promienie

Nie przebijały owej piekielnej ciemności,

Którą opanowały jakieś groźne moce.

Słuchajcie znowu! Oto straszna wrzawa bitwy

I łoskot zderzających się oddziałów wojska

Wzbija się aż pod niebo. Pod krokami wielkich

Hufców drży cała ziemia między namiotami

Na rozległej równinie, kiedy obie armie

Nawzajem atakują się w gęstych ciemnościach.

Konie tratują konie, ludzi i ciał stosy,

Ich kopyta pokryte są krwią po kolana.

Powietrze wypełnione jest strasznym hałasem

Broni dzwoniącej głośno o tarcze i hełmy,

Szczękiem mieczy i głuchym dudnieniem toporów.

Słychać bolesne jęki konających, którzy

Leżą na ziemi pośród połamanej broni,

Przewróconych namiotów, przyjaciół i wrogów.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2016-2020)


John Fitchett, Król Alfred. Księga druga


Tymczasem groźny Guthrun, król pogański, przybył

I daleko w głąb lądu wprowadził swe liczne

Legiony, stanowiące wówczas główne siły

Duńskiego wojska, aż do miejsca przestronnego,

Gdzie pod niebo wznosiły się warowne mury

Exham, umówionego wcześniej punktu zbiórki.

W tej chwili właśnie jemu, jako naczelnemu

Wodzowi, powierzono kluczowe zadanie

Wyboru właściwego miejsca do rozbicia

Ogromnego obozu dla olbrzymiej armii,

Jak również otoczenia go umocnieniami.

Namioty jego wojska pokryły bez reszty

Okoliczne pagórki i pomniejsze wzgórza,

Otaczające miasto, port, łąki i pola

Obmywane wodami toczącej się wolno

Rzeki Exe. To jej ujście szerokie i płytkie

Wybrał wcześniej, by wkrótce gościnnie przyjęło

Niepoliczone statki jego wielkiej floty

I bojowe okręty o szerokich żaglach,

Które miały przypłynąć z wybrzeża Dorsetu.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


John Fitchett, King Alfred, Księga IV


Niebiańska Mocy, która dajesz ludzkiej duszy,

Unoszonej na skrzydłach silnej wyobraźni,

Stworzonej, ale także samemu tworzącej,

Zobaczyć roztoczone przed oczami wizje

Chwały, która przechodzi pojęcie człowieka,

Ześlij na swego sługę jaskrawe promienie

Wywodzące się z blasku najczystszego światła

Poprowadź, proszę, moje nienawykłe kroki,

Które podchodzą bliżej ze świętą bojaźnią.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


John Fitchett, King Alfred, Księga XLII


A w tym czasie demony, chrześcijańskiej sprawy

Niestrudzeni wrogowie, z wielkim przerażeniem

Przyjęły te ostatnie ważne wydarzenia:

Koniec Hianfrida, zdrady cele rozpoznane,

Jak też wielką moc Mercji pozyskaną znowu

Na pomoc starej Anglii poprzez pojednanie

Z Kenwulfem. Chrześcijańscy wodzowie natychmiast

Rozjechali się, żeby zbierać wojowników

Przed ostateczną bitwą, która się zbliżała

Zgodnie z wielkim zamysłem brytyjskiego władcy.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)