Loureine Aber

Loureine Aber, Śmierć


Czekam, aż przyjdą białe wichry,

Białe od szepczącego pyłu,

Deptanego na ulicach kopytami i stopami,

Białego od gór, które własny sen zdmuchnęły

W kierunku morza.

Czekam, aż przyjdą białe wichry,

Które podnoszą dłonie jak piękne kobiety

Ubrane uroczyście dla księżyca.

Wkrótce, już wkrótce

Podniosę moje serce, aby stało się wiatrem i popiołem.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Loureine Aber, Żołnierz do Heleny


Nie myśl o mnie smutno - tylko o mnie - smutno,

Błagam cię.

Niech twoje drobne, delikatne dłonie 

Ani przez chwilę nie fałszują tych słodkich pasaży,

I niech twoje usta nie będą dotknięte drżeniem -

Tak jest dobrze.


Tutaj, w srebrnej poświacie zmierzchu,

Wiem, że kiedyś wyciągnę moją ostatnią świeczkę,

Cicho, pewnego wieczora, gdy księżyc będzie nisko,

Tutaj, w łagodnej ciszy wojny

(Wojna to cisza, która umieszcza twoje nogi na wyciągu,

A twój korpus czyni odpowiedniejszym na Boże igrzysko)

Ze mną jest dobrze.


Świeca, płomień albo ćma.

Nie martw się, nie potykaj się na wąskiej żółtej dróżce,

Na której twoje drobne stopy tańczą jak dziki faun na wzgórzach.

Nie martw się -

Tak jest dobrze.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Loureine Aber, Śmierć 


Nadchodzi dla mnie teraz czas wspaniały -

Dla mnie rozbitej, rozrzuconej jak pył na cztery wiatry życia,

Lub dryfującej jak złamana trzcina w kierunku oceanu:

Śmierć idzie po mnie,

A nowe doliny,

Nowe księżyce idą, żeby czarować me znużone usta.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Loureine Aber, Polegli (The Fallen)


Gdziekolwiek jesteście,

Wy, o mocnych gardłach

I krzepkich, męskich duszach.

Słońce lśniło na klingach waszych długich mieczy,

To było światło wszystkich czasów,

Światło wędrówek romantycznych rycerzy po lesistych szlakach.

Płomień was dotknął i osmalił, płomień i cud was dotknął dłonią.

Gwiazdy przez chwile zaśpiewały w waszych otwartych w krzyku ustach,

Morze przez chwilę obmywało falami wejścia do dusz waszych.

Gdziekolwiek jesteście,

Polegli,

Jedni łagodni, inni gburowaci.

Prometeusz zebrał i pospawał wasze porozrywane ciała,

Ułożył je na stosie i podpalił.


Teraz dochodzą do nas wieści, że poginęliście w okopach.

A my słuchamy, ale nie wierzymy.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Loureine Aber, Żegnaj (Farewell)


Czy zamkniesz drzwi na zasuwę

I uciszysz lirę, która w kącie budzi się do życia?

Zatrzaśnij drzwi i otwórz okna,

By wicher wniknąć mógł do wnętrza,

Bo ja idę do ziemi i nigdy nie wrócę -

Nigdy.

Gdy jesień się podnosi z ziemi jak wygładzony posąg bóstwa,

Gdy wiosna stawia stopy na tych wijących się z wysiłku wzgórzach

Gdy zima znów zarzuca biały swój płaszcz na strome dachy domów,

A lato wypuszcza z ula brzęczące, ospałe pszczoły -

Nigdy.

Czy mógłbyś zamknąć te drzwi?

Ale nie zawieszaj gałązki cisu na futrynie

I nie płacz potem w przedpokoju.

Idę w kierunku nieba i nigdy nie wrócę.

Choćby dusza ziemi krzyczała do mnie, jęcząc

Jak samotny kochanek w ciemnościach wieczoru,

Choćby mnie gęsta glina przytuliła, 

Przylgnęła brązowa piersią do mego policzka.

Zamknij drzwi!

I ucisz zawodzącą lirę w kącie korytarza!

Idę w kierunku śmierci i nigdy nie wrócę!

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Loureine Aber, Usta (Lips)


Usta, wy jesteście straszne,

Nie wykazujecie żadnej

Sympatii dla mnie,

Nie wymieniacie się z wielką słabością,

Która może spaść i na mnie.

Nic nie zostało stworzone przed wami,

To wy jesteście pierwszymi twórcami.

Urwiste brzegi wchodzą w nasze życie 

Przez waszą bramę,

Ogromne lasy w płaszczu nocy,

Czy wielka, wygłodniała preria

I ten ponury, szary piasek...

To była historia miliona ust, które wybudowały piramidę.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)