Edward Rowland Sill

Edward Rowland Sill, Życie


Poranek, popołudnie i noc, znów poranek

I znowu popołudnie, zmierzch i noc kolejna -

Ta śpiewka się powtarza co dzień nieustannie;

Cóż, to jest właśnie życie. Jednak masz wpływ na nie.

Zmień poranek w refleksję, w psalm przemień południe

I zapanuj nad czasem, a zyskasz koronę.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2016)


Edward Rowland Sill, Wyrzuty miłości


Ponieważ my jesteśmy teraz odcięci od każdego światła

I oddzieleni od spojrzenia albo uśmiechu drugiej strony;,

Ponieważ przyjemności naszych rąk, ramion i ust już przepadły

I przeminęły - i są martwe - na jakichś wyspach oddalonych.


Ponieważ ten poranek, który przyniósł nam radość i przyjemność,

Teraz przynosi twardą pewność przyszłego bólu i cierpienia.

Lecz nic nie wykupiło dla mnie i ciebie prawa do przeżycia

Na próżno życia, zmarnowania naszego ruchu i istnienia.


I tylko, proszę, nie odbieraj tej jednej rzeczy, która wabi,

Która prowadzi mnie bezpiecznie po już samotnej drodze mojej.

Nie daj mi cię zapomnieć takiej czystej - i słodkiej - i szlachetnej,

Wielkiej w codziennej i zwyczajnej służbie, spełnianej ze spokojem.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Edward Rowland Sill, Reformator (The Reformer)


Twarzą w twarz wobec potwornego zła się ustawił z własnej woli -

Jeden samotny człowiek wobec kamiennej twierdzy, miasta grzechu.

Przez bardzo wiele długich wieków wznoszone były jego mury,

Gładka powierzchnia ich z porfiru została gładko wyciosana

I odbijała granat burzy i światło płynącego słońca.

Żadna szczelina albo szpara nie otwierała się w tej ścianie

I żadna strzała nie znalazłaby w niej dla siebie przejścia. On zaś

Sam stanął, by do walki ruszyć. Z wysokich wież i baszt potężnych

Tysiące twarzy, wykrzywionych grymasem złości i pogardy,

Obserwowały go i kpiły z niego, miotając twarde słowa.

I cóż mu teraz pozostaje, jak nie położyć się i umrzeć?

Gdzie słuszność jest i sprawiedliwość? Gdzie prawo jakieś jest w tym świecie?

Lecz nagle niecierpliwa ziemia zaczęła drżeć i pękać z trzaskiem:

A oto mury, wieże, baszty, bramy, bastiony i basteje

Runęły w gruzy z groźnym hukiem, wzniecając wielki obłok kurzu.

A kiedy pył czerwony opadł, tylko samotny jeden żołnierz

Stał, snując w głowie dziwne myśli pod pełnym gwiazd przyjaznym niebem.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Edward Rowland Sill, Przed wschodem słońca w zimie (Before Sunrise in Winter)


Szkarłatna chmura niczym sztandar powiewa na porannym niebie,

Złocista zorza spod niej świeci, twarde kontury zamazując,

Czarne i nagie drzew sylwetki w lesie za miastem lgną do siebie,

Ich pnie jak maszty pną się w górę, na żółtym tle się ukazując.


Maszty i reje ogromnego okrętu naszej starej ziemi,

A każda belka wielką czapą złotego śniegu jest skrzydlata;

Na nim przez mroczne, kolosalne morze kosmosu my płyniemy,

Suniemy po gwiaździstych falach wokół śnieżnobiałego świata.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Edward Rowland Sill, Noc i spokój (Night and Peace)


Noc w głuchej i głębokiej puszczy;

Noc, wielki spokój na równinie.

Ostatni, rudy promień słońca

Złocistym sznurem przepasuje

Pień buka, nim za górą zginie.

Spokojne stado śpi w dolinie,

Strumień przez łąkę sobie płynie,

Dzień jeszcze jeden dobiegł końca

I się ułożył na spoczynek.

Troski i strachu już nie czuje,

Ból go nie dręczy, nie nurtuje

Żadna wątpliwość pełzająca.

Noc w głuchej i głębokiej puszczy;

Noc, wielki spokój na równinie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Edward Rowland Sill, Nastroje (Moods)


Poranek wreszcie się rozwinął; słońce zza wzgórza się wychyla;

Różowe i perłowe chmury rozciąga w górze każda chwila.

Różowa i perłowa zorza kładzie się plamą na błękicie

(Gdyby mi ona była wierna, wierna przez całe długie życie!)


Dzień w ciężkim cieple i beztroskim bezruchu cały świat zanurza,

A spokój spływa na doliny i senne, wyczerpane wzgórza.

Pola pszenicy w szczerozłotych barwach się teraz kąpią wszędzie;

(Jeśli mi tylko będzie wierna, jeśli mi tylko wierna będzie!)


Wieczór przychodzi w końcu piękny, lecz smutny. On blask słońca zetrze

Z powierzchni ziemi. Gwiazdy błyszczą nieśmiało jeszcze, a powietrze

Roznosi lekko gorzki zapach mirry i wstrzemięźliwej ruty;

(Gdyby mi była wierna - gdyby była - nie chodziłbym jak struty!)

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Edward Rowland Sill, Pieśń ptaka (A Bird’s Song)


Cień ptaka siedzącego na cieniu gałęzi

Cieszy mi oko, kiedy kładzie się na glebie.

Piękna pieśń ptaka płynie i w uszach mi dźwięczy:

"Szukaj mnie, proszę, tak jak ja wciąż szukam ciebie."

Ptak jest poza zasięgiem, jak kurek na wieży,

Ale jego na piasku cień do mnie należy.


Ciężki i pełny cierpień cień mojej miłości

Pod zwałami fałszywej nadziei mnie grzebie,

Kiedy z uśmiechem śpiewa tam, na wysokości:

"Kochaj mnie, proszę, tak jak ja wciąż kocham ciebie!"

Okrutna wizja widmem do serca mi wnika,

Jednak sedno miłości tej mi się wymyka.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Edward Rowland Sill, Doceniony (Appreciated)


"Ach, gdybym tylko w swej istocie mógł być właściwie zrozumiany!"

(Modliłem się do wielkich Mocy, co kryją się na wysokości)

"Gdyby subtelna jakaś dusza, piękna i dobra, tu zstąpiła,

Poznała mnie i obdarzyła siłą przyjaźni i miłości!"


Pewnego dnia letniego zaszło następujące wydarzenie:

Młoda dziewczyna przeszła obok, po czym się przy mnie zatrzymała;

I popatrzyła i poznała mnie wtedy zaraz; tak, niestety,

Mówię: niestety, bowiem właśnie ona mnie nazbyt dobrze znała.


Szare i bardzo przenikliwe były źrenice Rozamundy,

A ja patrzyłem i widziałem, że kiedy ona patrzy na mnie,

Wzrokiem przebija mnie na wylot i sięga dalej w pustą przestrzeń

Daleko za mną i w ogóle uwagi swej nie zwraca na mnie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Edward Rowland Sill, Filozof (The Philosopher)


Przez cały dzień, aż do wieczora, obracał pracowicie kamień

Logiki i szlifował system przy wtórze nużącego szumu

I go na błysk wypolerował, ścierając każde zbędne znamię.


Lecz przypadkowe, ostre iskry jego rozwagi i rozumu

Pryskały rojem wokół, kiedy koło logiki się kręciło,

I rozpalając lampy ludów, świeciły światu z całą siłą.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Edward Rowland Sill, Drzewo mojego życia (The Tree of My Life)


Gdy byłem jeszcze małym dzieckiem, ogrodnik dał mi drzewko drobne,

Żebym posadził je na miejscu, które sam uznam za sposobne.

Jaki cudowny mi się zdawał niewielki wiąz o liściach gładkich

I smukłym pniu, co miał wyrosnąć pod niebo, jako okaz rzadki.


Ogród obszedłem dookoła - i pola - i pobliskie wzgórza,

Lecz nie znalazłem miejsca, żeby wiąz wetknąć, wątły niczym róża,

Myślałem, żeby go posadzić w wielkim wąwozie, czy w dolinie,

Myślałem, żeby go posadzić na górze, albo na wyżynie.


W końcu do siebie powiedziałem: "Posadzę go przy swoim ganku,

Żeby tam żył i rósł codziennie, żebym go widział o poranku,

A ja wciąż będę szukał miejsca lepszego, odpowiedniejszego."

Ale takiego nie znalazłem, a on rósł obok domu mego.


Pewnego dnia pojąłem, że mój wiąz wyrósł nazbyt już wysoko,

A korzeniami w twardą, czarną ziemię wrósł nazbyt już głęboko,

Żeby przesadzić go gdzieś indziej, więc go przy domu zostawiłem,

Choć nie jest wcale tak ogromny, jak sobie go wyobraziłem.


A jednak ciągle mnie, starego człowieka chroni cieniem swoim

I dzieci bawią się dokoła, biegają, aż się w oczach troi,

A piękne śpiewające ptaki na nim przed burzą się chowają

I w nocy gwiazdy gorejące przez jego liście przeświecają.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)