Christopher Marlowe

Christopher Marlowe, Tragiczne dzieje doktora Fausta 

 

Ten przekład dedykuję pamięci poprzednich tłumaczy sztuki, Jana Kasprowicza, Jerzego S. Sity i Juliusza Kydryńskiego.

 

Do czytelnika od tłumacza

Szanowny czytelniku, nie oczekuj, że niniejszym dostajesz do ręki dzieło genialne, albo przynajmniej kongenialne. Dzieła o tych cechach wypuszczają w świat panowie Barańczak, Limon i Zawistowski, a to po prostu zwykły przekład i do tego na razie fragmentaryczny. Tłumacząc tę sztukę nawet się cieszę, że jestem magistrem, bo z tego, co pokazano poniżej, doktorom przytrafiają się czasem różne nieprzyjemne rzeczy.

Podstawa przekładu. Utwór był tłumaczony bezpośrednio z oryginału, przy czym podstawę tłumaczenia stanowiły różne wydania dramatu oparte na pierwszych edycjach z 1604 i 1616 roku, dosyć znacznie się różniących. Wykorzystano między innymi edycję z 1897 roku pod redakcją Israela Gollancza, dostępną w Internet Archive. Użyto również innych wydań zebranych w Gutenberg Project. W pracy wykorzystano też dawne polskie tłumaczenia. Przekład Jana Kasprowicza (w Antologii Arcydzieła europejskiej poezyi dramatycznej) wykorzystywano (przez Internet) w wersji zdigitalizowanej ze zbiorów Śląskiej Biblioteki Cyfrowej. Spożytkowano ponadto też przekład Juliusza Kydryńskiego wydany w Serii Dawnej Literatury Angielskiej i wersję Jerzego S. Sity zamieszczoną w antologii Dramat elżbietański.

Christopher Marlowe to pierwszy wybitny dramaturg elżbietański i równocześnie zdolny poeta. Napisał obok Fausta, również tragedie Dydo, królowa Kartaginy, Tamerlan Wielki (część pierwsza i druga), Edward II i Masakra w Paryżu (o nocy świętego Bartłomieja) oraz poemat Hero i Leander. Był oskarżany o ateizm, co wtedy groziło karą śmierci, a tym terminem określano wtedy wszelkie przejawy wolnomyślicielstwa. Inkwizycja angielska działała nie gorzej od hiszpańskiej. Przypuszcza się też , że Marlowe mógł być zamieszany w pracę angielskiego wywiadu. Jego śmierć w Deptford nie została wyjaśniona. Poeta uczestniczył tam w bójce i zginął od ciosu zadanego sztyletem. Życie Marlowe'a było wiec równie burzliwe jak jego sztuki, i vice versa.

W przekładzie zastosowano standardowe rozwiązania wersyfikacyjne, to znaczy w przeważającej mierze jedenastozgłoskowiec. Partie wierszowane z reguły przekładano wierszem a partie prozatorskie prozą, z niewielkimi wyjątkami. Rymowanie zastosowano tam, gdzie było ono w oryginale. Występującą u Marlowe'a obficie aliterację naśladowano w niektórych fragmentach, tam, gdzie się narzucała swoją naturalnością w przekładzie polskim. Część nazwisk mówiących spolszczono. Starano się zachować stylistyczne zróżnicowanie oryginału stosując różnorodne związki frazeologiczne, w szczególności dla oddania potocznego języka partii dialogowych, w których występują osoby z niższych sfer. Dramat Marlowe'a zwykle wydawany jest bez podziału na akty i sceny. Wiele scen nie zostało napisanych przez Marlowe'a tylko stanowi późniejsze uzupełnienia.

Historia Fausta oparta została na książce wydanej przez Johanna Spiessa. Wątek ten był podejmowany przez wielu twórców i należy do podstawowych tematów literatury światowej. W osobie Fausta przejawia się typowa dla ludzi żądza władzy, wiedzy, bogactwa, ale i tęsknoty za młodością. Zwłaszcza w sztuce angielskiego dramaturga silne są akcenty egzystencjalne. Autor podejmuje problem winy, kary, cierpienia, odpowiedzialności, ludzkich dążeń i aspiracji, świadomości własnych ograniczeń i próby ich przełamywania, znikomości ludzkiego życia i marności świata. Faust to typowy humanista, który interesuje się wieloma dziedzinami, teologią, prawem i medycyną, ale doznaje zawodu i poczucia pustki, którą próbuje wypełnić wiedzą tajemną. Faust waha się pomiędzy dobrem a złem, wiarą a niewiarą. Sztuka wyraża w bardzo nowoczesny sposób dylematy ludzkiego życia. Niewątpliwie to najwybitniejsza tragedia przed Szekspirem. Nawet dokonania dramaturga ze Stratfordu nie przyćmiły jej głębi, którą doceniono chyba dopiero w wieku dwudziestym. Wieje z niej grozą, większą niż u Szekspira. Sztuka skłania do myślenia bardziej niż niejedno dzieło współczesne. Wyraża też osobiste problemy autora, którego tylko przedwczesna śmierć uwolniła od oskarżeń o herezję. W potępieniu Fausta autor być może widział własne potępienie przez władze, które bacznie śledziły poglądy poddanych. To dodaje autentyzmu dziełu, które można nazwać arcydziełem bez nadużywania tego określenia. Pewne fragmenty należą do największych w całej literaturze angielskiej.

Przekład ten może być wykorzystywany w pracy naukowej, dydaktycznej i artystycznej (scenicznej) za podaniem źródła, choć oczywiście rekomendowane są translacje wyżej wymienionych tłumaczy. Niniejszym zezwala się na sporządzanie kopii na użytek własny, uczniów i studentów.

Tragiczne dzieje doktora Fausta

Tragiczne dzieje doktora Fausta,

przedstawione przez sługi

Jego Dostojności Earla Nottingham,

napisane przez Christophera Marlowe'a,

Londyn

wydrukowane przez V. S dla Thomasa Bushella

Dramatis personae:

Papież

Cesarz Rzymski

Rajmund, król Węgier

Bruno, Książę Saksonii, Antypapież

Kardynałowie i Biskupi

Książę Anhaltu (Vanholt)

Martino ------

Frederick    panowie

Benvolio -----

Faust

Valdes

Korneliusz

Klaun

Robin

Ralf

Sprzedawca koni

Carter

Stary człowiek

Rycerze, bracia zakonni, słudzy etc.

Książę ciemności

Belzebub

Mefistofilis

Dobry Anioł

Zły Anioł

Siedem Grzechów Głównych

Złe duchy

Duchy wyobrażające Aleksandra, jego ukochaną, Helenę etc.

Chór

(Enter Chór)

Chór:

Nie maszerując Trazymeńskim polem,

Gdzie Mars posyłał hufce Kartaginy,

I nie zajmując się miłosną sprawą

Na dworach królów, gdzie upada państwo,

Ani nie w pompie bohaterskich czynów

Zamierza muza nasza mówić wierszem,

Bo chcemy państwu przedstawić ten spektakl

O Fausta dobrych i niedobrych losach.

Odwołujemy się do państwa sądu

I waszej wielkiej wyrozumiałości.

Najpierw powiemy o dzieciństwie Fausta,

Gdy się urodził w ubogiej rodzinie

W Rzeszy Niemieckiej, w małym mieście Roda.

Później o młodych latach w Wittenberdze,

Gdzie dalsi krewni go wychowywali.

Darów od Boga tyle wykazywał,

Że wkrótce tytuł uzyskał doktora,

Umiejąc spory wieść teologiczne,

Póki nie upadł zadufany w sobie,

A jego skrzydła woskowe nie zmiękły,                                                           [Oczywista dla wszystkich

Gdy nazbyt w górę zechciał poszybować.                                                      ludzi renesansu aluzja

Nim niebo jego upadek zrządziło,                                                                  do lotu Ikara]                  

Zajął się ciemną stroną tego świata,

Alchemią, która chce uzyskać złoto,

Lub potępioną słusznie nekromancją.

Nic nie pociąga go równie jak magia,

Której pierwszeństwo daje przed prawdziwym

Szczęściem człowieka. Oto nasz bohater

W swojej pracowni w studiach pogrążony.

(Faust siedzi w swojej pracowni)

Faust:                                                                                                                                [Scena I]

Usiądź do studiów, Fauście, i rozpocznij

Zgłębianie tego, co będziesz uprawiał.

Działaj rozważnie i użyj rozumu,

Na koniec każdą naukę podsumuj.

Żyj i giń w pracach Arystotelesa.

Analityko, ty mnie już zawiodłaś.

Bene disserere est finis logices.

Czy dyskurs głównym celem jest logiki,

Czy ta dziedzina nie zna większych cudów?

Nie czytaj więcej. To już osiągnąłeś.

Do większych celów, Fauście, jesteś gotów.

I ekonomię porzuć. Weź Galena.

Zatem lekarzem zostań, zbieraj złoto,

Bądź uwielbiany, zyskaj nieśmiertelną

Sławę za twoje liczne uzdrowienia.

Summum bonum medicinae sanitas.

Cielesne zdrowie celem medycyny.

Czy tego celu też nie osiągnąłeś?

Czy twe recepty nie są pomnikami,

Gdzie całe miasta wyszły z epidemii,

Gdzie wyleczone są tysiące chorób?

Ale ty ciągle jesteś tylko Faustem,

Zwykłym człowiekiem. Gdybyś choć mógł sprawić,

Że ludzie będą żyli wiecznie, albo

Gdybyś mógł zmarłych wskrzeszać znów do życia,

Wtedy sens byłby ten zawód uprawiać.

Więc, medycyno, żegnaj. Gdzie Justynian?

(czyta)

Si una eadem que leres legatur duobus, alter rem,

alter valorem rei etc.

Przepiękny przykład prawnego bełkotu.

Exhoereditare filium not potest pater, nisi

Oto jest przedmiot zabiegów prawniczych,

Uniwersalny kodeks tego prawa.

Ta sztuka służy jedynie kupczeniu

I tylko śmieci zwyczajne przynosi.

Zbyt jest służalcza i zbyt ogranicza.

Wszystko zawiodło oprócz służby bożej.

Weź Hieronima Biblię, Fauście, studiuj.

(czyta)

Stipendium peccati mors est, ha, stipendium.

Za grzech odpłatą śmierć jest. To jest trudne.

Si pecasse negamus, fallimur et nulla est in nobis veritas.

Jeśli mówimy, że w nas nie ma grzechu,

Błądzimy i w nas nie ma wtedy prawdy.

Cóż, więc musimy grzeszyć i umierać.

Musimy umrzeć wiekuistą śmiercią.

Cóż to w ogóle za straszna doktryna?

Che sera, sera. Co ma być to będzie?

Żegnajcie Pisma. Żegnaj służbo boża.

Metafizyka w wydaniu magików

To co innego. Księgi nekromancji

Są dla mnie boskie, bowiem zawierają

Te wszystkie linie, okręgi i sceny,

Wszystkie litery i dziwne symbole.

Tego Faust właśnie najbardziej pożąda.

Ten świat korzyści i wszelkiej rozkoszy,

Potęgi, dumy wielkiej i wszechmocy,

Stoi otworem przed zręcznym rzemiosłem.

Wszystko, co krąży miedzy biegunami

Mnie by zostało podporządkowane.

Cesarz i wszyscy królowie władają

W swoich krainach i tam ich słuchają,

A magik rządzi w rozległej domenie,

Której granice ludzka myśl określa.

Magik naprawdę posiada moc boską

Niech boskość będzie mego mózgu celem.

(Wchodzi Wagner)

Wagnerze, proszę, idź do mych przyjaciół,

Niemców Valdesa oraz Korneliusza,

Proś ich uprzejmie, by mnie odwiedzili.

Wagner:

Co pan rozkaże.

Faust:

Ich rada większą będzie mi pomocą,

Niż wszystkie moje samotne wysiłki.

(Wchodzą Dobry Anioł i Zły Anioł)

Dobry Anioł:

Odłóż tę książkę przeklętą, mój Fauście,

I nie patrz na nią, bo ona cię kusi

I ściąga Boży gniew na twoją głowę.

Sięgnij po Biblię. Bo to jest bluźnierstwo.

Zły anioł:

Postępuj, Fauście, w tej tajemnej sztuce,

Gdzie wszystkie skarby świata są zawarte.

Bądź tu na ziemi jak Jowisz na niebie

Panem i władcą tych wszystkich pierwiastków.

Faust:

Ale mnie nęci wizja tych zamiarów.

Gdybym mógł duchy zapędzić do pracy,

Żeby mi niosły wszystko, czego pragnę,

By mnie obrały z wszystkich wątpliwości,

By mi pomogły wykonać te plany.

Lecieć do Indii im rozkażę, żeby

Mi stamtąd złoto przyniosły, i żeby

Po cenne perły w morzu nurkowały.

Nowego Świata niech przejrzą zakątki

W poszukiwaniu świeżych smakołyków.

Do studiowania je skłonię mądrości,

By mi zdradzały sekrety państw wszystkich.

Nakaże wznieść im mur dokoła Niemiec

Z czystego brązu i przekopać kanał,

Żeby Ren wokół Wittenbergi płynął.

Jedwab im każę sprowadzić z daleka,

By szkół uczniowie się w niego odziali.

Za zgromadzone przez nie złoto armię

Przeciwko księciu Parmy wyszykuję,

Żeby go wygnać z naszej pięknej ziemi,

Gdzie byłbym królem wszystkich jej prowincji.

Nowe machiny bojowe też każę,

Jak te użyte w bitwie pod Antwerpią,

Wynaleźć wszystkim służącym mi duchom.

(wchodzą Valdes i Korneliusz)

Witaj, Valdesie, witaj, Korneliuszu,

Służcie mi proszę waszą mądrą radą.

Wierzę, Valdesie mój i Korneliuszu,

Że ośmielicie mnie uprawiać magię

I wszystkie inne tajemnicze sztuki,

Bo filozofia jest ciemna i trudna,

A medycyna i prawo przyziemnym

Tylko umysłom wydają się służyć.

To magia, magia zawsze mnie pociąga,

Więc, przyjaciele, w magii mi pomóżcie.

Ja który zwykłym prostym sylogizmem

Wszystkich niemieckich księży zawstydzałem,

Całą elitę naszej Wittenbergi

Wokół spraw moich razem gromadziłem

Niczym Muzeus, gdy zstąpił do piekieł.

Będę jak kiedyś był wielki Agryppa,

Którego widmu kłania się Europa.

Valdes:

Fauście, te księgi, twój wybitny umysł

I w tej materii nasze doświadczenie

Sprawią, że wszyscy będą nas uwielbiać.

Niczym Indianie, co Hiszpanom służą,

Duchy pierwiastków wszystkich tego świata

Będą posłuszne całej naszej trójce.

Jak lwy nas będą bronić, gdy zechcemy,

Jak Alemanie ze swoją konnicą,

Lub jak Lapońskie wokół nas olbrzymy.

Czasem jak panie lub nadobne panny

Które na twarzach mają więcej blasku

Niż w białych piersiach bogini miłości.

Z Wenecji wielkie statki nam sprowadzą

I z Ameryki złote runo, które

Wypełnia skarbiec starego Filipa,

Gdy Faustus będzie zdeterminowany.

Faust:

Valdesie, jestem zdeterminowany

Tak samo jak ty, żeby żyć. Więc zgódź się.

Korneliusz:

Te cuda, które zdziała dla nas magia

Sprawią, że oddasz się jej całkowicie.

Ten, kto dogłębnie poznał astrologię,

Ma dar języków, zna też minerały,

Posiada wszystko, czego mu potrzeba

Do uprawiania magii. Nie miej obaw,

Fauście, że będziesz bardziej poważany

Niż słynna grecka delficka wyrocznia.

Duchy mi mówią, że osuszą morze,

By z wszystkich wraków pozbierać bogactwa,

Te wszystkie skarby naszych przodków, które

Spoczęły w głębi mórz i w głębi ziemi.

Powiedz mi, Fauście, czego nam zabraknie?

Faust:

Niczego, nigdy, dobry Korneliuszu,

Jak mnie to cieszy, więc pokaż mi którąś

Z magicznych sztuczek, żebym ją wykonał

I zakosztował nad nią pełnej władzy.

Valdes:

Więc idź się ukryć w głębokim wąwozie,

Zabierz Bacona księgi i Alberta,

Hebrajski Psałterz i Nowy Testament.

Co jeszcze trzeba, powiemy ci później

Gdy zakończymy to nasze spotkanie.

Korneliusz:

Najpierw, Valdesie, powiedz mu zaklęcia,

Później mu opisz wszystkie rytuały,

By samodzielnie Faust mógł ich spróbować.

Valdes:

Kiedy ci powiem wszystko o podstawach,

Lepszy ode mnie sam się wkrótce staniesz.

Faust:

Najpierw na obiad was proszę, a po nim

Razem odkryjmy wszystkie tajemnice.

Zanim spać pójdę popróbuję magii,

Jeszcze tej nocy, chociażbym miał skonać.

(Wchodzi dwóch uczonych)

Pierwszy uczony:                                                                                                                        [Scena II]

Ciekaw jestem, co się stało z Faustem,

Który sprawiał, że nasze szkoły huczały od jego sic probo.

Drugi uczony:

Zaraz się dowiemy, idzie jego sługa.

(wchodzi Wagner)

Pierwszy uczony:

Co się dzieje, gdzie twój pan?

Wagner:

Bóg to wie.

Drugi uczony:

A ty nie wiesz?

Wagner:

Wiem, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego.

Pierwszy uczony:

Skończ żarty i mów, gdzie on jest.

Wagner:

Jedno z drugiego nie wypływa drogą argumentacji,

o czym panowie jako licencjaci powinni wiedzieć,

Więc przyznajcie się do błędu i nadstawcie ucha.

Drugi uczony:

Więc nam nie powiesz?

Wagner:

Myli się pan, bo powiem. Ale gdybyście nie byli osłami, nigdy byście mi nie zadawali takiego pytania.

Bo czy nie jest on corpus naturale, i czy nie jest zarazem mobile. Więc po co zadajecie to pytanie? Ale że z natury jestem flegmatyczny, nieskory do gniewu, a chętny do rozpusty (znaczy się do miłości), to powiem, że z faktu, że przechodziliście czterdzieści kroków od miejsca kaźni nie wynika to, że następnym razem was powieszą. W ten sposób wykazawszy swoją intelektualną wyższość nad panami powiem krótko: mój pan siedzi sobie przy obiedzie z Valdesem i Korneliuszem, a gdyby to wino mogło mówić, powiedziałoby to samo. Więc niech was Bóg błogosław i strzeże i zachowa w zdrowiu.

(exit Wagner)

Pierwszy uczony:

Fauście,

Moje obawy chyba się sprawdziły,

Że się oddałeś zakazanej sztuce

Z której od dawna słyną ci panowie.

Drugi uczony:

Choćby był dla mnie kimś zupełnie obcym,

Czułbym dla niego litość nawet wtedy.

Chodźmy pomówić o wszystkim z rektorem

Może głos jego mądry coś pomoże.

Pierwszy uczony:

Sadzę, że tutaj nic już nie pomoże.

Drugi uczony:

Ale zobaczmy, co tu da się zrobić.

(Exeunt)

(Wchodzi Faust)

Faust:                                                                                                                                [Scena III]

Gdy ciemność nocy błyszczącej gwiazdami,

Tęskniącej ujrzeć spojrzenie Oriona,

Z kraju biegunów wychodzi na niebo

I tchnieniem czarnym całe je przysłania,

Zacznij zaklęcia wypowiadać, Fauście,

I sprawdź, czy duchy będą ci posłuszne,

Słysząc modlitwy twoje i ofiary.

Imię Jehowy zostało w tym kręgu

W przód i do tyłu przeliterowane,

Imiona świętych w skrócie wymienione,

Obrazy tego, co dotyczy nieba,

Symbole, znaki i błądzące gwiazdy,

Które pobudzą duchy do działania.

Nie bój się, Fauście, bądź zdecydowany

I swoją magię doprowadź do końca.

(grom uderza)

Sint mihi Acherontis dii propitii! Valeat numen

triplex Jehovoe! Ignei, aerii, aquatani spiritus, salvete!

Orientis princeps Belzebuxb, inferni ardentis monarcha, et Demogorgon,

propitiamus vos, ut appareat et surgat Mephistophilis Dragon, quod tumeraris:

per Jehovam, Gehennam et consecratam aquam quam nunc spargo,

signumque crucis quod nunc facio, et per vota nostra, ipse nunc surgat nobis dictatus

Mephistofilis.

(Wchodzi Mefistofilis)

Odejdź tymczasem i zmień powierzchowność,

Boś nazbyt brzydki, by mi towarzyszyć.

Idź, i w habicie wróć franciszkanina,

Złym duchom święty strój dobrze pasuje.

(Exit Mefistofilis)

Widzę, że drzemie moc w moich zaklęciach.

Kto nie skorzysta na tej wielkiej sztuce?

Jak był pokorny ten Mefistofilis

W swym posłuszeństwie i uniżoności.

Oto jest siła magii i zaklęcia.

Mefistofilis:

Co chciałbyś, Fauście, bym dla ciebie zrobił?

Faust:

Chcę, byś był przy mnie na moje rozkazy

Dopóki żyję, choćbym cię poprosił,

Żebyś mi księżyc ściągnął z nieba, albo

Żeby ocean zalał świat ten cały.

Mefistiofilis:

Księcia Ciemności jestem wiernym sługą

I nic nie mogę bez jego rozkazu.

To tylko wolno nam, co on rozkaże.

Faust:

Nie on ci kazał stawić się przede mną?

Mefistofilis:

Nie, z własnej woli do ciebie przybyłem.

Faust:

Czy moja mowa ciebie nie przyzwała?

Mefistofilis:

Owszem przyzwała, ale przez przypadek,

Bo gdy słyszymy, że ktoś się zapiera

Boga i jego imieniu złorzeczy,

Odrzuca Pisma i swojego Zbawcę,

Lecimy zyskać jego wieczną duszę,

Lecz tylko wtedy, gdy się spodziewamy,

Że może zostać za to potępiony.

Najprostszy sposób to zaprzeć się Boga,

Mówiąc modlitwę do Księcia ciemności.

Faust:

Faust już to zrobił

I uznał Księcia Ciemności za Pana,

Któremu tylko Faust zamierza służyć.

Już się nie boję słowa "potępienie",

Wierząc że piekło mieści się w Elizjum.

Tam będę spędzał czas z filozofami.

Ale porzućmy te ludzkie obawy,

Powiedz mi proszę, kim jest twój Pan w skrócie.

Mefistofilis:

Władcą i wodzem jest on wszystkich duchów.

Faust:

Czy on aniołem nie był na początku?

Mefistofilis:

Był on aniołem, ulubieńcem Boga.

Faust:

Jak to się stało, że trafił do piekieł?

Mefistofilis:

Przez jego pychę i nieposłuszeństwo,

Za które to Bóg wyrzucił go z nieba.

Faust:

A kim są ci, co razem z nim tam żyją?

Mefistofilis:

Duchy nieszczęsne, które z nim upadły,

Przeciwko Bogu z nim podniosły rokosz

I na wiek wieków są z nim potępione.

Faust:

Gdzie żyjesz, jeśli jesteś potępiony?

Mefistofilis;

W piekle.

Faust:

Jak się to dzieje, że je opuściłeś?

Mefistofilis:

Nie opuściłem, bo to właśnie piekło.

Czy sądzisz, że ja widzący twarz Boga

I kosztujący wiecznych darów nieba

Nie cierpię, będąc tego pozbawiony,

W tysiącu piekieł? Daj już spokój, Fauście,

Żądaniom, które trwożą moją duszę.

Faust:

Czyżby naprawdę był Mefistofilis

Tak zrozpaczony z powodu utraty

Radości nieba? Naucz się z postawy

Fausta odrzucać, czego mieć nie będziesz.

Zanieś dokument ten swojemu Panu,

I widząc Fausta, co wybrał śmierć wieczną,

Z powodu myśli o bóstwie Jowisza,

Powiedz, że swoją duszę mu oddaję

I w zamian chciałbym, żeby mi pozwolił

Dwadzieścia cztery lata miło spędzić

Za adiutanta mając stale ciebie,

Żebyś mi dawał, o co cię poproszę

Żebyś mi mówił to, czego zażądam,

Żebyś był przy mnie zawsze, kiedy będę

Zwyciężać wrogów, wspomagać przyjaciół,

I żebyś był mi we wszystkim posłuszny.

Idź więc i wracaj do swojego pana.

Tu się spotkamy równo o północy,

Wtedy mi powiesz, co on zdecydował.

Mefistofilis:

Zrobię jak prosisz.

Faust:

Gdybym miał tyle dusz, co gwiazd na niebie

Wszystkie bym oddał Mefistofilowi.

Przy nim cesarzem będę tego świata

I most zbuduję wiszący w powietrzu,

Po którym przejdę z gronem moich ludzi.

Poruszę wzgórza na brzegu Afryki

I ją dołączę do brzegów Hiszpanii,

A obie będą moimi lennami.

Cesarz żyć będzie za mym pozwoleniem

I każdy możny w całych moich Niemczech.

Mam, czego chciałem, mogę o tym myśleć,

Póki nie wróci tu Mefistofilis.

(Ulica, enter Wagner i Klaun)                                                                                                      [Scena IV]

Wagner:                                                                                                                                                

Pozwól tu, chłopcze.

Klaun:

Dobre sobie, chłopcze, widziałeś ty kiedy chłopca z takim zarostem? Chłopcze?

Wagner:

Powiedz mi panie, masz pan jakie przychody?

Klaun:

Mam i przychody i wychody, zresztą sam zobacz.

Wagner:

Ale się nędzy żarty trzymają, kiedy świeci gołym tyłkiem. Biedak jest obdarty i bezrobotny i sądzę, że gotów byłby oddać duszę za befsztyk, nawet gdyby nie był krwisty.

Klaun:

Co, mam oddać duszę za kawałek befsztyka i do tego nie krwisty? Święta Panienko, wolałbym dobrze wypieczony i do tego jeszcze z sosem. gdybym miał zapłacić aż taką cenę.

Wagner:

Dobra, wezmę cię na służbę. i będziesz za mną biegał ubrany jak quid mihi discipulus.

Klaun:

A w co, w poezję?

Wagner:

Nie, w jedwabie i suknie nasączone ostróżką przeciwko wszom.

Klaun:

Ale pan z ciebie, myślę że tyle ci po ojcu, oprócz nazwiska, zostało.

Wagner:

Ostróżką powiedziałem.

Klaun:

Dobre sobie, ostróżka, gdybym był twoim człowiekiem, robaki by mnie zeżarły.

Wagner:

To niech cię zeżrą, czy będziesz dla mnie pracował, czy nie, ale nie rób sobie jaj, tylko chodź do mnie na służbę, albo wezwę na pomoc wszystkie twoje wszy, a one cię zjedzą do kości.

Klaun:

Daj sobie na wstrzymanie, moje wszy mnie tylko pomagają i są z tego dumne, jakby zapłaciły za moją krew.

Wagner:

Weź te pieniądze.

(daje mu pieniądze)

Klaun:

A co to za dzwońce?

Wagner;

Francuskie korony.

Klaun:

Tyle co nasze grosze, co mam z tym zrobić?

Wagner:

Zatrzymaj na pamiątkę godziny, w której zły duch o ciebie się upomni.

Klaun:

Zabierz je ode mnie.

Wagner:

A kiedy ja nie chcę.

Klaun:

Zabieraj i już.

Wagner:

Wołaj świadków, że ci je dałem.

Klaun:

To ty wołaj, że ci je oddaję.

Wagner:

No to ja wezwę złe duchy i one cię rozszarpią, Babiarz, Baba, do mnie!

Klaun:

Niech no tu tylko przyjdą ten Babiarz i Baba, a ja im pokażę, Palnę jednego z drugim jak ich nikt w życiu nie palnął od kiedy pracują dla piekła. A co gdybym się z nim rozprawił? Powiedzieliby ludzie: Patrzcie na tego wysokiego młodzieńca w szerokich spodniach, to on pogonił czarta. Potem w całej parafii mówiliby o mnie pogromca duchów.

(wpadają złe duchy, Klaun ucieka krzycząc)

Poszły już? Ale one mają ostre pazury. To był czart i czarcica, uświadomię cię, czym się różnią. Wszystkie czarty mają rogi a wszystkie czarcice rozdwojone racice i wzgórki.

                                                                                                                       [W przekładzie                                                                                                                                                   Jana Kasprowicza  

                                                                                                                         koniec tej kwestii był                                                                                                                                       wykropkowany]                       Wagner:

Chodź ze mną.

Klaun:

Słuchasz ty mnie? A jeśli pójdę do ciebie na służbę, to mnie nauczysz jak wywoływać Babiarza i Babę?

Wagner:

Nauczę cię, jak się przemienić w psa, kota, mysz, albo szczura, czy w cokolwiek innego

Klaun:

Co? Chcesz przemieniać chrześcijanina w psa, kota mysz albo szczura? Nie, mój dobry panie, jeśli już chcesz przemienić mnie w zwierzę, to niech to będzie wszędobylska pchła, żebym mógł się wcisnąć i tu i tam i w ogóle wszędzie. Chętnie bym połaskotał ładną dziewczynę we wszystkie wzgórki i dołki, o, bardzo chętnie.

Wagner:

Idziemy.

Klaun:

Słyszysz, mój Wagnerze?

Wagner:

E, to nic, to tylko Babiarz i Baba dokazują.

Klaun:

Wolałbym, żeby Babiarz i Baba poszli spać.

Wagner:

Ty nędzo, nazywaj mnie panem Wagnerem i lewym okiem patrz bez przerwy na moją prawą piętę z quasi vestigias nostras insistere.

(Exit)

Klaun:

Na litość boską, mój pan przemawia jak kaznodzieja.

Pójdę za nim i będę mu służyć.

(Exit)

Faust:                                                                                                                                            [scena V]

Fauście,

Nie ma odwrotu, jesteś potępiony,

Nie ma dla ciebie żadnego ratunku.

Co cię nachodzi, by myśleć o Bogu?

Porzuć te myśli, bo to są iluzje.

Rozpaczaj w Bogu a wierz w Belzebuba.

Zdecydowany bądź i się nie cofaj.

Czemu się wahasz? Coś dzwoni mi w uchu:

"Zawróć z tej drogi, Fauście, idź do Boga".

Może i wrócić? Nie, Bóg cię nie kocha.

Bogiem jedynym, któremu ty służysz,

Są twoje żądze i zwykłe zachcianki,

W których to miłość tkwi do Belzebuba.

Jemu zbuduję ołtarz i świątynię

I niemowlęta złożę mu w ofierze.

(Enter Dobry Anioł i Zły Anioł)

Zły Anioł:

Fauście, postępuj w tej wspaniałej sztuce.

Dobry Anioł:

Nie, Fauście, porzuć tę przeklętą sztukę.

Faust:

Posty, modlitwa, pokuta na darmo?

Dobry Anioł:

One twą dusze wiodą ku zbawieniu.

Zły Anioł:

To są złudzenia, wymysł lunatyków,

Co ogłupiają ludzi w nie wierzących.

Dobry Anioł:

O niebie i niebiańskich rzeczach.

Zły anioł:

Nie, Fauście, myśl o władzy i bogactwach.

Faust:

Bogactwa!

Majątek Embden będzie mój niebawem.

Gdy będzie wspierać mnie Mefistofilis,

Co mi zagrozi, Fauście teraz wreszcie

Jesteś bezpieczny. Mefistofilisie,

Przybywaj do mnie i przynieś mi proszę

Dobrą odpowiedź od Księcia ciemności.

Czy to nie północ, Mefistofilisie,

Przybywaj do mnie i szybko mi przynieś

Dobrą odpowiedź od Księcia ciemności.

Czy to nie północ, Mefistofilisie,

Veni, Veni, Mefistofilis.

(Enter Mefistofilis)

Powiedz mi, co, za twoim pośrednictwem,

Książę ciemności, twój Pan odpowiada?

Mefistofilis:

Zgadza się, żebym został twoim sługą,

Dopóki żyjesz, w zamian za twą duszę.

Faust:

Już ją oddałem ze względu na ciebie.

Mefistofilis:

Teraz podpisać musisz uroczyście

Akt darowizny tej krwią twoją własną,

Książę ciemności właśnie tego żąda

W zastaw. Jeżeli tego nie dopełnisz,

Wrócę do niego i ciebie opuszczę.

Faust:

Pozostań jeszcze, Mefistofilisie,

I powiedz, jaką korzyść z mojej duszy

Odniesie pan twój?

Mefistofilis:

Dzięki twojej duszy

Mój pan poszerzy granice swej władzy.

Faust:

Czy to przyczyna, dla której nas kusi?

Mefistofilis:

Solamen miseris socios habuisse doloris.

Faust:

Czy wy cierpicie, sami dręcząc innych?

Mesfistofilis:

Cierpimy, tak jak cierpią ludzkie dusze.

Więc powiedz, Fauście, czy mi oddasz duszę.

Będę twym sługą, będę stał przy tobie

I dam ci więcej niż sobie zamarzysz.

Faust:

Daję ją tobie, Mefistofilisie.

Mefistofilis:

Więc w ramię ukłuj się zdecydowanie

I oddaj duszę, żeby dnia pewnego

Książę ciemności mógł ją nazwać swoją

I żebyś ty mógł stać się równy jemu.

Faust (Tnąc sobie ramię):

Spójrz, jak dla ciebie, Mefistofilisie,

Rozcinam sobie ramię i krwią własną

Księciu ciemności ofiaruję duszę,

Panu i władcy wiekuistej nocy.

Spójrz na krew, która wycieka mi z żyły,

Niech na rękojmię ona mi wystarczy.

Mefistofilis:

Napisz to jednak w formie darowizny.

Faust (pisze):

Jak sobie życzysz, ale co się dzieje,

Moja krew skrzepła i nie spływa z pióra.

Mefitofilis:

Przyniosę ognia, żeby ją rozpuścić.

Faust:

Co to ma znaczyć? Że nie powinienem

Składać podpisu pod tym dokumentem?

Czemu nie płynie, żebym mógł dokończyć

"Faust ci oddaje duszę"? Tutaj skrzepła.

Czemu byś tego miał nie robić z duszą,

Czy nie do ciebie twa dusza należy?

Więc napisz znów "Faust ci oddaje duszę".

(Mefistofilis powraca z ogniem)

Mefistofilis:

Oto masz ogień.

Faust:

Oto krew moja znowu się rozpuszcza,

Teraz już szybko dokończę pisanie.

Mefistofilis (na stronie):

Czego nie zrobię, żeby mieć tę duszę!

Faust:

Consummatum est. Weksel ukończony.

Księciu ciemności duszę przekazałem.

Co to za napis na moim ramieniu?

Homo fuge. Cóż, dokąd miałbym uciec.

Jeśli do Boga, strąci mnie do piekieł.

To przywidzenie, tu nie ma napisu.

Nie, znów go widzę, wciąż jest napisane:

Homo fuge. Faust jednak nie ucieknie.

Mefistofilis:

Coś mu przyniosę, żeby mu podchlebić.

(na stronie, później exit)

(Wchodzą złe duchy i wnoszą bogate szaty i koronę dla Fausta, przez chwilę tańczą i znikają)

(Re-enter Mefistofilis)

Faust:

Co to oznacza, Mefistofilisie?

Mefistofilis:

To nic drobnostka, żeby cię zabawić

I ci pokazać, co potrafi magia.

Faust:

Weź ten dokument, Mefistofilisie,

W którym oddaję ci duszę i ciało,

Lecz pod warunkiem jednym, że wykonasz

Naszej umowy wszystkie artykuły.

Mefistofilis:

Przysięgam tobie, Fauście, uroczyście

Na bramy piekła i Księcia ciemności.

Faust:

Więc słuchaj tego, co tu napisałem:

"Pod następującymi warunkami. Po pierwsze, że Faust stanie się duchem w formie i treści, po drugie, że Mefistofilis będzie jego sługą i podkomendnym, po trzecie, że Mefistofilis zrobi dla niego wszystko i przyniesie mu wszystko, czego zażąda, po czwarte, że będzie w domu i pokoju Fausta niewidzialny, po piąte i ostatnie, że będzie się ukazywał Faustowi w takiej postaci, w jakiej Faust sobie zażyczy. Ja, niżej podpisany Johannes Faustus z Wittenbergi, doktor, w obecności zainteresowanych, oddaję świadomie i dobrowolnie ciało i duszę Księciu ciemności i jego pełnomocnikowi Mefistofilisowi i ceduję na nich prawo, po upływie dwudziestu czterech lat i pod warunkiem wypełnienia artykułów tej umowy, ekstradycji rzeczonego Fausta we własnej osobie do miejsca ich zamieszkania, gdzie by to nie było."

Mefistofilis:  Fauście, czy zdajesz sobie sprawę z tego,

Co robisz? Chcesz mi oddać ten dokument?

Faust:

Weź go. Zrób z niego, jaki chcesz, użytek.

Mefistofilis:

Pytaj mnie Fauście, o co tylko zechcesz.

Faust:

Najpierw wypytam cię chętnie o piekło.

Gdzie się to mieści, co ludzie zwą piekłem?

Mefistofilis:

W dole pod niebem.

Faust:

Więc tam, gdzie reszta. Ale gdzie właściwie.

Mefistofilis:

W wirze żywiołów ono się znajduje,

Gdzie niekończącą się cierpimy mękę,

Bo piekło nie ma zakreślonych granic.

Ono jest wszędzie tam, gdzie my jesteśmy,                                [Uwaga tłumacza: To najgenialniejsza 

A więc my zawsze przebywamy w piekle.                                   z obserwacji autora. To nie człowiek

I krótko mówiąc, gdy ten świat przeminie,                                   jest w piekle, tylko piekło jest

I reszta stworzeń będzie oczyszczona,                                        w człowieku]

Tam będzie piekło, gdzie nie będzie nieba.

Faust.

Myślę, że piekło to dziecinna bajka.

Mefistofilis:

Myśl sobie, póki sam go nie doświadczysz.

Faust:

Więc mówisz mi, że będę potępiony?

Mefistofilis:

No pewnie, przecież dałeś mi dokument,

W którym oddałeś Złemu własną duszę.

Faust:

Duszę i ciało też. No i co z tego,

Myślisz, że Faust jest na tyle naiwny,

By wierzyć w możność cierpienia po śmierci?

To zwykłe bujdy i babskie gadanie.

Mefistofilis:

Jestem tu po to, żeby udowodnić,

Istnienie piekła, bo sam jestem w piekle.

Faust:

Chętnie się zgodzę na ten rodzaj piekła,

Spanie, jedzenie, spacer i dysputy.

Ale zostawmy to, znajdź dla mnie żonę,

Dziewczynę w całych Niemczech najpiękniejszą,

Bo jestem jurny i bardzo rozpustny,

I nie potrafię żyć bez ładnej żony.

Mefistofilis:                                                                                             [W tradycji ewangelickiej             Dobrze mój Fauście, znajdę ci dziewczynę.                                           małżeństwo jest bardzo

        (Mefistofilis przyprowadza diablicę)                                              wysoko cenione, gdyby Faust

                                                                                                                wziął sobie żonę, wyszedłby spod

Faust: Cóż to za pokurcz?                                                                       władzy Mefistofilisa]

Mefistofilis:

No, co jest doktorku,

Jak ci się widzi twoja narzeczona?

Faust:

Zabierz tę zdzirę, już się nie chcę żenić.

Mefistofilis:

Małżeństwo to jest tylko ceremonia,

Jeśli mnie kochasz, nie myśl o nim więcej.

Sam ci najlepsze znajdę kurtyzany

I do sypialni będę ci dostarczał.

Dostaniesz każdą, której będziesz pragnął,

Wierną jak sama Penelopa, albo

Mądrą jak Saby królowa, a nawet

Piękną jak Władca Piekieł zanim upadł.

Weź też tę księgę i ją wykorzystuj,

Bo powtarzanie tych słów daje złoto,

A zakreślenie kręgu wiatr sprowadza,

Burze, pioruny i światło błyskawic.

Powtórz trzykrotnie z namaszczeniem w duchu,

A oddział zbrojnych wnet ci się ukaże

Stale gotowych na twoje rozkazy.

Faust:

Mefistofilu, dzięki za tę książkę,

Będzie mi ona droższa ponad życie.

(Exeunt)

(Enter Faust przy pracy i Mefistofilis)                                                                                        [Scena VI]   

Faust:

Gdy wspomnę niebo, wtedy czuję skruchę

I cię przeklinam Mefistofilisie,

Bo ty mnie jego szczęścia pozbawiłeś.

Mefistofilis:

To był twój własny wybór. Sobie dziękuj.

Myślisz, że nie niebo jest takie wspaniale?

Powiem ci, Fauście, że ani w połowie

Jak ty i każdy człowiek na tej ziemi.

Faust:

Niby dlaczego?

Mefistofilis:

Bowiem dla człowieka

Było stworzone, więc on jest wspanialszy.

Jeżeli niebo było dla człowieka,

Więc również dla mnie, jednak się nawrócę.

(Enter Dobry Anioł i Zły Anioł)

Dobry Anioł:

Pokutuj, Fauście, a Bóg ci przebaczy.

Zły Anioł:

Ty jesteś duchem, Bóg ci nie przebaczy.

Faust:

A któż to mówi mi, że jestem duchem?

Choćbym upadłym był, Bóg mi przebaczy,

Może przebaczyć, jeśli się nawrócę.

Zły Anioł:

A jednak Faust się nigdy nie nawróci.

(Exeunt Anioły)

Faust:

Nie czuję skruchy, serce mi stwardniało.

Trudno mi nawet wypowiedzieć słowa

Zbawienie, wiara, albo niebo, za to

Sztylet, trucizna i sznur są przede mną

Jako lekarstwo dla mojej rozpaczy.

Dawno bym już to zrobił, lecz rozkosze

Zakryły moją rozpacz przed mym wzrokiem.

Czy nie sprawiłem, że sam ślepy Homer

Zaśpiewał dla mnie pieśń o Aleksandra

Miłości, albo o śmierci Oenona.

Czy Amfion sławny, który wzniósł Teb mury

Dźwiękami swojej melodyjnej harfy,

Nie śpiewał dla mnie z Mefistofilisem?

Czemu umierać mam, albo rozpaczać?

Stałem się wolny. Nie będę się kajał.

Chodź do mnie znowu, Mefistofilisie,

O astrologii chciałbym porozmawiać

Powiedz mi ile jest sfer nad Księżycem,

Czy one wszystkie są z jednej materii,

A Ziemia w środku świata się znajduje?

Mefistofilis:

Planet się mieści tyle, co pierwiastków,

Między Księżycem a sferą gwiazd stałych,

A jedna sfera zawiera się w drugiej,

Wszystkie na jednej osi osadzone,

Która wyznacza wszechświata bieguny,

A nazwy Marsa, Jowisza, Saturna,

Nie są zmyślone, ale oznaczają

Globy krążące pośrodku gwiazd stałych.

Faust:

Odpowiedz, proszę na jeszcze jedno pytanie. Dlaczego te wszystkie koniunkcje, opozycje, fazy i zaćmienia nie występują w tym samym czasie, ale w jednym roku bywa ich więcej a w innym mniej?

Mefistofilis:

Per inoequalem motum respectiu totius.

Faust:

To mi wystarczy. Ale kto świat stworzył?

Mesistofilis:

Na to pytanie to ci nie odpowiem.

Faust:

Proszę cię, powiedz.

Mesfistofilis:

Nie nudź mnie, Fauście.

Faust:

Łajdaku, czy cię nie zobowiązałem,

Żebyś mi mówił wszystko, o co pytam?

Mefistofilis:

Mówił to wszystko, co się nie sprzeciwia

Królestwu piekieł. A to wszystko znaczy,

Że potępiony jesteś. Myśl o piekle.

Faust:

Myślę o Bogu, który świat ten stworzył:

Mefistofilis:

Pamiętaj o tym.

(Exit)

Faust:

Zmykaj do piekła, potępiony duchu,

To ty przekląłeś biedną duszę Fausta.

Czy nie za późno?

(Enter Dobry Anioł i Zły Anioł)

Zły Anioł:

Już za późno.

Dobry Anioł:

Nie jest za późno, jeśli się nawrócisz.

Zły Anioł:

Gdy się nawrócisz, oni cie rozerwą.

Dobry Anioł:

Nawróć się, wtedy nawet cię nie drasną.

Faust:

Jezusie, Zbawco, mój ty Zbawicielu,

Pomóż ocalić biedną duszę Fausta.

(Enter Książę ciemności, Belzebub i Mefistofilis)

Książę ciemności:

Jezus nie może ocalić twej duszy,                                                       [Przykład celowego wprowadzania

Bo sprawiedliwy jest On, i, o dziwo                                                     w błąd, kłóci się on nie tylko

W tej właśnie sprawie jeden cel nas łączy.                                          z dogmatem o wszechmocy Bożej,

                                                                                                               ale również z misją Jezusa]

Faust:

Kim jesteś panie? Twój wygląd przeraża.

Książę ciemności:

Księciem ciemności jestem, a ten obok

Moim zastępcą jest we władzach piekła.

Faust:

Fauście, po twoją duszę oni przyszli!

Belzebub:

Chcemy powiedzieć ci, że nas zraniłeś.

Książę ciemności:

Imię Chrystusa głośno wypowiadasz,

To wbrew umowie między nami dwoma.

Belzebub:

Nie powinieneś mieć na myśli Boga.

Książę ciemności:

Jedynie Złego możesz mieć na myśli.

Belzebub:

I jego zawsze wiernego zastępcę.

Faust: Faust się poprawi, już więcej nie będzie

Myśleć o Bogu, ani o Nim mówić,

Wybaczcie słabość i przyzwyczajenie.

Książę ciemności:

Pokaż, że jesteś naszym wiernym sługą,

A nagrodzimy cię za to obficie.

Belzebub:

Przyszliśmy tutaj z piekła osobiście,

Żeby pokazać ci trochę z przeszłości.

Siądź więc i zobacz Siedem Grzechów Głównych,

Które tu przyjdą w swoim własnym kształcie

I z typowymi swoimi cechami.

Faust:

Ten widok będzie dla mnie przyjemnością

Równą jak widok raju dla Adama

W pierwszy dzień jego życia po stworzeniu.

Książę ciemności:

Zostaw w spokoju i raj i Adama,

Lecz baw się dobrze, oglądając spektakl.

Wprowadź ich, proszę, Mefistofilisie

(Enter Siedem Grzechów Głównych)

Belzebub:

Możesz ich teraz swobodnie wypytać

O ich imiona oraz właściwości.

Faust:

Tego chcę właśnie i to będę robił.

Ty, pierwszy, wystąp, mów, jak się nazywasz?

Pycha:

Jestem Pycha. Nie mam rodziców. Jestem podobna do pchły Owidiusza, ładnej dziewczynie wlezę wszędzie, czasem jak peruka siedzę jej na czole, czasem jak naszyjnik wiszę jej na karku, czasem jak wachlarz z piór całuję ją w usta, a czasem zmieniam się w nocną koszulę i oblepiam ją ze wszystkich stron. Ale, co to za smród, nic już więcej nie powiem, jeśli nie pokropicie ziemi perfumami i nie przykryjecie jej czerwonym chodnikiem.

Faust:

Ty rzeczywiście jesteś z siebie dumna.

A ty, czym jesteś, druga w kolejności?

Chciwość:

Jestem Chciwość. Spłodził mnie stary skąpiec ze swoją skórzaną torbą. Gdybym mogła sobie czegoś życzyć, to niech ten dom i stali jego mieszkańcy staną się stosem złotych monet, żebym mogła je schować do mojej sakiewki. O, moje słodkie złoto!

Faust:

A kim ty jesteś, trzecia?

Zazdrość:

Jestem Zazdrość. Spłodzona zostałam przez kominiarza i szczeżuję. Nie umiem czytać i dlatego najchętniej spaliłabym wszystkie książki. Robię się głodna, gdy widzę, że inni jedzą. Niechby głód spadł na ziemię i wszyscy pomarli. Wtedy bym była zadowolona. Ale bym się roztyła. Ale czemu ty siedzisz, gdy ja sama stoję, rusz się, wstawaj.

Faust:

Ty zazdrośnico zawistna! A czwarty?

Gniew:

Jestem Gniew. Nie mam rodziców. Wyskoczyłem z paszczy lwa, gdy nie miałem więcej niż godzinę życia i odtąd latam z tymi dwoma rapierami po świecie i szukam zwady, a jeśli na nikogo nie trafię, to sam się kaleczę, żeby nie zmarnować okazji do rozlewu krwi. Jestem z piekła rodem. Zastanówcie się, może któryś z was jest moim ojcem.

Faust:

Kim jesteś, piąte?

Nieumiarkowanie:

Jestem Nieumiarkowanie, albo obżarstwo, jak kto woli. Moi rodzice już pomarli i nie zostawili mi nic w spadku oprócz małego zachowku, który starcza mi jedynie na trzydzieści posiłków dziennie i dziesięć beczek piwa, co ledwo mi wystarcza. Pochodzę ze znamienitego rodu. Moi rodzice nazywali się Gamoń z Boczku i Słonina na Winie. Moim chrzestnym byli we dwóch Pietrek Śledź i Marcin Wędzarnia. Za to moja chrzestna, o, to była porządna kobieta, Małgośka Marcowe piwo. A czy teraz, gdy wiesz wszystko o mojej rodzinie, zaprosisz mnie na kolację?

Faust:

Nawet o tym nie myśl, zeżarłbyś mi wszystkie zapasy ze spiżarni.

Nieumiarkowanie:

A niech cię zły zeżre.

Faust:

Sam się zeżryj, a gdzie szóste?

Lenistwo:

Jestem Lenistwo. Ale nie chcę mi się  z tobą gadać. Rodzice mnie zrobili na słonecznym brzegu i odtąd tam leżę i nigdzie się nie ruszam. Skrzywdziłeś mnie, każąc mi tu przychodzić i nic ci już nie powiem nawet za królewskie honorarium. Niech mnie Obżarstwo i Nieczystość wyprowadzą.

Faust:

A ty, pani wielmożna? Siódma i ostatnia?

Nieczystość:

Jestem ta, która woli kawałeczek wołowiny od skrzynki śledzi. A moje imię zaczyna się na N.

Książę ciemności:

Wynocha stąd, z powrotem marsz do piekła!

(Exeunt Grzechy)

Faust:

I to mi się podoba.

Książę ciemności:

No właśnie, Fauście, piekło jest dla ludzi.

Faust:

Chciałbym do niego wejść i tutaj wrócić.

Książę ciemności:

Chętnie urządzę ci taką wycieczkę.

Poczekaj tylko w domu do północy.

Faust:

Książę ciemności, dziękuję ci za to.

Książę ciemności:

Żegnaj, doktorze.

Faust:

Książę ciemności, żegnaj.

(Exeunt Książę ciemności i Belzebub)

Faust:

A ty chodź ze mną, Mefistofilisie.

(Exeunt)

(Enter Robin z książką)                                                                                                               [Scena VII]

Robin:

Chodź, Dick, przypilnuj koni, zanim wrócę. Mam tu jedną z czarnoksięskich ksiąg Fausta i teraz możemy zrobić takie łajdactwo, jakie się nam tylko zamarzy.

(Enter Dick)

Robin, idź do koni i je trochę poprzeganiaj.

Robin:

A po co mam je przeganiać? Mam teraz inne sprawy na głowie. Niech konie same się poprzeganiają. (czyta) A per se a, b, c, orgon-gorgon. Trzymaj się z dala ode mnie, nieuku i analfabeto!

Dick:

Co ty tam masz? Książkę? Przecież ty nic nie kumasz!

Robin:

Nie wchodź mi do kręgu, inaczej pośle cię ciupasem do knajpy.

Dick:

No rzeczywiście, ale lepiej już daj sobie z tym spokój, bo gdy mój pan wróci, to cię na pewno zaczaruje.

Robin:

Mój pan mnie zaczaruje? Nie, sam ci przyprawię rogi, jakich w życiu jeszcze nie widziałeś.

Dick:

Możesz się nie trudzić. Moja żona już to zrobiła.

 

Robin:

Są ludzi, którzy mieliby w tej sprawie sporo do powiedzenia.

Dick:

Niech cie szlag trafi! Daj spokój mojej żonie, nie musisz się po niej przejeżdżać. Powiedz mi proszę, czy to ta magiczna książka?

Robin:

Możesz mi mówić, co chcesz, a ja to wykonam. Chcesz tańczyć nago, to się rozbierz, a ja cię zaczaruję, albo chodźmy do knajpy i zamówię ci białego wina, czerwonego wina, klaretu i czegokolwiek innego, albo będziemy mogli się najeść, ile brzuch wytrzyma i to zupełnie za darmo.

Dick:

Proszę cię, zróbmy to teraz, bo mnie suszy jak psa.

Robin:

No to chodźmy.

Chór:

Uczony Faust,

By tajemnice odkryć astronomii,

Na firmamencie Jowisza spisane,

Na szczyt Olimpu polecił się wynieść,

Gdzie w gorejącym rydwanie zasiadłszy,

Przez pociągowe smoki napędzanym,

Oglądał chmury, planety i gwiazdy,

Sferę tropików i kwatery nieba,

Stąd od księżyca do sfery gwiazd stałych,

A jego smoki pędziły po niebie,

Świat okrążając miedzy biegunami,

Ze wschodu goniąc galopem na zachód,

Aż po dniach ośmiu do domu powrócił.

Ale niedługo u siebie zabawił.

Nie dał odpocząć kościom po podróży

I w nową drogę zaraz się wyprawił

Na grzbiecie smoka, który pruł powietrze,

Łopocząc swymi wielkimi skrzydłami.

Tym razem Faust chciał udowodnić tezy

Kosmograficzne co do kształtu ziemi,

Jej wszystkich lądów, i rozlicznych królestw.

Najpierw, jak sądzę, uda się do Rzymu,

Żeby papieża ujrzeć i dwór jego,

I żeby w uczcie uczestniczyć, którą

Wydaje się na cześć świętego Piotra,

Bo jego święto na ten dzień przypada.

Faust:                                                                                                                                            [Scena VIII]

Zwiedziliśmy już, Mefistofilisie,

Wspaniałe miasto Triest leżące w górach,

Co otoczone murami z krzemienia

I głębokimi jeziorami, stoi

I niezdobyte jest dla wszystkich wrogów.

Potem z Paryża wzdłuż wybrzeża Francji,

Gdzie Men do Renu wpada wspaniałego,

a winogrono obrasta mu brzegi,

Potem lecieliśmy do Neapolu

I do bogatej Kampanii, gdzie miasta

Pełne są domów pięknych i wysokich

i podzielone wybrukowanymi

Kostką drogami na cztery dzielnice.

Widzieliśmy też grób wielkiego Maro

I drogę, którą wykuł w ciągu nocy,

Długą na milę, czarodziejską sztuką.

Stamtąd do Padwy i wielkiej Wenecji,

Za to na koniec tu, do tego miasta,

Gdzie się świątynia wielka dumnie wznosi,

Która gwiazd sięga iglicą kopuły

Na grubych murach z kamieni stojącej

Z sufitem złotem w całości pokrytym.

To tutaj Faust na odpoczynek zmierzał,

Powiedz mi tylko, Mefistofilisie,

Gdzie przebywamy. Czy to rzeczywiście

Rzym, jak cię o to zawczasu prosiłem?

Mefistofilis:

To Rzym, gdzie chciałeś, cię doprowadziłem,

A tam się wznosi siedziba Papieża,

Gdzie się na nocleg zatrzymamy, bowiem

Zwykłymi gośćmi nie jesteśmy wcale.

Faust:

Sądzę, że papież przyjmie nas łaskawie.

Mefistofilis:

Wszystko mi jedno, byleby się nażreć.

A teraz, Fauście, naciesz się widokiem

Rzymu, co tobie właśnie się przedstawia.

Miasto na siedmiu wzgórzach położone,

Które stanowią dla niego fundament,

Rzeka Tybr dzieli na równe połowy,

Płynąca nurtem wzdłuż skalistych brzegów.

A nad nim dumnie dwa mosty górują,

Które bezpieczny ludziom dają przejazd.

Przy moście, co się zwie ponte d'Angelo,

Potężny zamek został zbudowany,

Wyposażony we wszystkie wygody,

Na jego murach zaś tyle dział stoi,

Odlanych z brązu, ile dni zawiera

Pełnego roku dwanaście miesięcy.

Spójrz na te bramy i te piramidy

Które z Afryki przywiózł Juliusz Cezar.

Fauts:

Na wszystkie państwa pod piekielną władzą,

Na Styks, Acheron i na gorejące

Wiecznym płomieniem jezioro Phlegeton

Przysięgam, że chcę zobaczyć Rzym cały

I wszystkie jego wspaniałe pomniki.

No, dalej, chodźmy.

Mefistofilis:

Nie, zostańmy, Fauście,

Bo wiem, że chciałeś zobaczyć papieża,

A właśnie dzisiaj zdarza się okazja

Na uczcie, tutaj w Rzymie urządzanej

I w całych Włoszech dla świętego Piotra

I świętowania zwycięstwa papieża.

Faust:

Ty mnie zadziwiasz, Mefistofilisie.

Póki tu jestem i chodzę po ziemi,

Chciałbym się cieszyć wszystkim, co najlepsze.

Dwadzieścia cztery lata chcę tu spędzić

Na przyjemnościach w i w pełni swobody.

Niech moje imię, dopóki tu żyję,

Wszyscy na całym świecie podziwiają.

Mefistifilis:

Dobrze to, Fauście, ująłeś, stań przy mnie,

To, czego pragniesz, niedługo zobaczysz.

Faust:

Poczekaj chwilę, Mefistosilisie,

Spełnij me wszystkie prośby, nim odejdę.

Pamiętasz, jak my dwaj w ciągu dni ośmiu

Widzieliśmy twarz nieba, ziemi, piekła,

Wysoko bowiem gnały nasze smoki.

Stamtąd się ziemia wydawała mała,

Od mojej dłoni bynajmniej nie większa.

Widzieliśmy też państwa tego świata,

Wszystkie królestwa wielkie i bogate,

To, co cieszyło oczy. Ale teraz

Chcę być aktorem w nowym przedstawieniu,

Niech papież pozna Fausta w okamgnieniu.

Mefistofilis:

Będzie jak sobie tylko życzysz, Fauście,

Zostańmy tutaj i patrzmy, jak idą

W całym przepychu swoim i pomyślmy

Co by tu zrobić, żeby jak najwięcej

Pomieszać szyki biskupowi Rzymu

I jego wielką dumę upokorzyć,

Żeby opatów i zwyczajnych mnichów

W małpy przemienić, żeby się gapili

Na jego tiarę bezrozumnym wzrokiem.

Rozbijać szklanki na głowach prałatów,

Albo przyprawiać rogi kardynałom

W sensie dosłownym, czy inne łajdactwa,

Co tylko zechcesz, wykonam niezwłocznie.

Cicho, już idą, a ten dzień nam dany,

Sprawi że będziesz w Rzymie poważany.

(Enter kardynałowie i biskupi, jedni niosą pastorały, inni laski, księża i zakonnicy śpiewają w procesji, następnie Papież, Rajmund, Król Węgier, Arcybiskup Reims, Bruno w łańcuchach i przyboczni)

Papież:

Podstawcie nam podnóżek.

Rajmund:

Sasie Bruno,

Stań, za podnóżek służ Świątobliwości,

Gdy będzie siadał na papieskim tronie.

Bruno:

Zły duchu, kraj ten mój do mnie należy,

Przed Piotrem klękam, ale nie przed tobą.

Papież:

Przede mną będziesz leżał i przed Piotrem,

Upokorzony przed mym majestatem.

Zabrzmijcie, trąby, bo następca Piotra

Na tron po grzbiecie Bruna pragnie wstąpić.

(fanfary, gdy siada na tronie)

Niczym bogowie, którzy lekkim krokiem

Idą ku ludziom, których chcą ukarać

Żelazną dłonią, nasza śpiąca zemsta

Budzi się, żeby swoją moc pokazać.

Kardynałowie z Francji i tu z Padwy,

Na nasz konsystorz wystąpcie dostojnie

I odczytajcie, co oprócz dekretów

Nasz święty synod zebrany w Trydencie

Zadecydował w sprawie tego, który

W nieuprawniony sposób chciał uzyskać

Całość należnej papieżowi władzy

Bez głosowania i stosownej zgody.

Idźcie i szybko przynieście odpowiedź.

Kardynał z Francji:

Tak, panie.

(Exeunt)

Papież:

Rajmundzie.

(Rozmawiają bezgłośnie)

Faust:

Pośpiesz się proszę, Mefistofilisie,

Idź na konsystorz za kardynałami,

A kiedy sięgną po ich straszne księgi,

Snem ich okiełznaj i rozleniwieniem,

Żeby zapadli w drzemkę, a w tym czasie

My w ich przebraniach chodźmy do papieża,

Który z cesarzem ciągłe wiedzie spory,

I, nie zważając na jego majestat,

Uwolnij tego Bruna i go przenieś

Swoim cudownym sposobem do Niemiec.

Mefistofilis:

Idę, mój Fauście:

Faust:

Idź i szybko wracaj.

Papież dzień przeklnie, w który spotkał Fausta.

(Exeunt Faust i Mefistofilis)

Bruno:

Prawo mi służy, papieżu Hadrianie,

Bo mianowany byłem przez cesarza.

Papież:

Za ten czyn z trony złożymy cesarza

I obłożymy klątwą jego ludzi.

Ekskomuniką was obu ukarzę

I interdyktem wyłączę z Kościoła

I ze wspólnoty wszystkich jego wiernych,

Bo on wysoko zbyt podnosi głowę

I ponad chmury ją wystawia, ale

Niczym dzwonnica stoi nad kościołem,

Upokorzymy jego wielką dumę

Jak Aleksander, papież a nasz przodek

Ugiął kark dumny swoją świętą stopą

Fryderykowi cesarzowi Niemiec,

I motto nowe sobie sformułował,

Że po cesarzach, jak po wężach, winni

Deptać następcy apostoła Piotra

Łatwo zwyciężać lwy i groźne smoki,

Patrzeć bez trwogi w oczy bazyliszka.

My też zgnieciemy tego schizmatyka

I mocą naszej apostolskiej władzy

Go usuniemy z cesarskiego tronu.

Bruno:

Lecz papież Juliusz przyrzekł Zygmuntowi

W imieniu swoim i swoich następców,

Że to cesarze będą zwierzchnikami.

Papież:

Nie wspominajmy papieża Juliusza,

Bo sprzeniewierzył się prawom Kościoła,

A jego pakty są unieważnione.

Do mnie należy cała ziemska władza,

Choćbym pobłądzić chciał, to nie pobłądzę.

Spójrz na ten srebrny pas, na którym siedem

Pieczęci błyszczy mocno osadzonych

Na znak, że niebo mi oddało siedem

Rodzajów mocy, to właśnie dlatego

Mogę związywać albo rozwiązywać,

Zamykać, sądzić, potępiać, na nowo

Ustalać oraz pieczętować, albo

W ogóle robić, co mi się podoba.

(Re-enter Faust i Mefistrofilis przebrani za kardynałów z Francji i Padwy)

Mefistofilis:

I co, jesteśmy właściwie ubrani?

Faust:

Zgadza się, dobry Mefistofilisie.

Kardynałowie tacy jeszcze nigdy

Ojcu świętemu nie posługiwali.

Gdy tamci śpią, my chodźmy do papieża.

Rajmund:

Panie, z powrotem są kardynałowie.

Papież:

Witajcie znowu, dostojni ojcowie,

I nam powiedzcie, co stanowi rada

W sprawie cesarza i tego tu Bruna,

Którzy ostatnio wspólnie powstawali

Przeciwko naszej władzy i godności.

Faust:

Święty zwierzchniku Kościoła Rzymskiego,

Za jednomyślną synodu decyzją,

Wszystkich zebranych księży i prałatów,

Postanowiono w sprawie tego Bruna

I niemieckiego cesarza, że będą

Za schizmatyków podłych i lollardów

Uznani zgodnie i za burzycieli

Porządku świętej powagi Kościoła,

A jeśli Bruno z własnej tylko woli

I bez przymusu ze strony wielmożów

Chciał po potrójną papieską koronę

Sięgnąć po twojej śmierci, no to zgodnie

Z kanonicznego prawa paragrafem

Ma oskarżony zostać o herezję

I po procesie na stosie spalony.

Papież:

Wystarczy. Weźcie go pod swoją władzę

I zaprowadźcie do Zamku Anioła,

A tam w najgłębszym lochu go zamknijcie.

A jutro siedząc tu na konsystorzu

Zdecydujemy o jego wyroku

Wśród zgromadzonych razem kardynałów.

Weźcie też moją potrójną koronę

i złóżcie w skarbcu waszego kościoła.

A teraz zbliżcie się, kardynałowie,

Bo chcę udzielić wam błogosławieństwa.

Mefistofilis:

Pierwszy raz papież złego błogosławi.

Faust:

My się oddalmy, Mefistofelesie.

Kardynał jeden z drugim za nas beknie,

Gdy Bruno zniknie, to papież się wścieknie.

(Exeunt Faust i Mefistofilis wyprowadzając Bruna)

A teraz idźmy i wyprawmy wielką

Ucztę z okazji dnia świętego Piotra,

Z Rajmundem, królem Węgier się szykujmy,

Jego zwycięstwo przy winie świętujmy.

(Fanfary, służba wnosi półmiski, Faust i Mefistofilis wchodzą we własnych strojach)

Mefistofilis:

Szykuj się Fauście na niezłą imprezę.

Kardynałowie śpiący tutaj obok

Nie zatrzymali Bruna, który uciekł

Na koniu szybkim jak myśl i szybuje

Ponad Alpami do domu cesarza.

Faust:

Papież ich przeklnie za ich opieszałość,

Nie dość, że Bruno uciekł, kiedy spali,

To utracili papieską koronę.

Ale już dosyć o tym. Chcę się bawić

I żeby robić mógł różne kawały

Tym jegomościom wokół zgromadzonym,

Proszę cię, dobry Mefistofilisie,

Zaczaruj mnie, bym stał się niewidzialny.

Mefistofilis:

Proszę cię bardzo, uklęknij przede mną.

Gdy ci na głowie rękę złożę,

Różdżkę do czoła ci przyłożę,

Weź ten naszyjnik, wtedy będziesz

Wciąż niewidzialny tu i wszędzie.

Niech siedem planet i powietrze,

Piekło i Furii włos na wietrze,

Sino świecący żar Plutona,

Z drzewa Hekaty gruby konar

Swoim zaklęciem cię naznaczą,

Wtedy cię ludzie nie zobaczą.

No, Fauście, teraz możesz sobie robić

Co chcesz z papieżem, nie będziesz odkryty.

Faust:

Dzięki za wszystko, Mefistofilisie.

No, braciszkowie, jak nie uciekniecie,

Po łbach od Fausta mocno oberwiecie.

Mefistofilis:

Zaczekaj, Fauście, są kardynałowie.

Papież:

Witajcie znowu, dostojni panowie

Kardynałowie, i zajmijcie miejsca.

Królu Rajmundzie, i ty usiądź przy nas,

A wy, pobożni bracia, przypilnujcie,

Żeby na swoim miejscu było wszystko,

Jak się należy na tę uroczystość.

Pierwszy kardynał:

Czy się podoba od nas najpierw waszej

Świątobliwości usłyszeć decyzję

Kanonicznego naszego synodu

Wydanej w sprawie cesarza i Bruna?

Papież:

Po co w ogóle to pytanie? Przecież

Już wam mówiłem, że na konsystorzu

Jutro spotkamy się i ustalimy

Co trzeba zrobić w sprawie kary dla nich.

Również wy sami byliście tu wcześniej

Z wieścią, że Bruno i niemiecki cesarz

Zostali przez was klątwą obłożeni  

Jako lollardzi oraz schizmatycy.

Po co w ogóle mam patrzeć w tę księgę?

Kardynał z Francji:

Myli się wasza świątobliwość, przecież

Nie otrzymaliśmy żadnych rozkazów.

Rajmund:

Mój kardynale, nie zaprzeczaj temu,

Bo wszyscy tutaj jesteśmy świadkami,

Że Bruna razem z wami stąd zabrano,

A razem z Brunem potrójną koronę

Która do skarbca wkrótce miała trafić.

Obaj kardynałowie:

Wasza dostojność, na świętego Pawła,

Bruna nie było z nami i korony.

Papież:

Umrzesz niechybnie na świętego Piotra,

Jeśli z powrotem szybko tu nie trafią.

Zabrać tych zdrajców zaraz do więzienia,

Osadzić w lochu i zakuć w łańcuchy.

Podli prałaci, za tę zdradę dusze

Wasze w piekielne posyłam katusze.

Faust:

No to panowie są ugotowani.

A teraz Fausta na biesiadę proście,

Nikt u papieża nie był lepszym gościem.

Papież:

Arcybiskupie Reims, siądź, proszę, przy nas.

Arcybiskup:

Dziękuję bardzo, wasza świątobliwość.

Faust:

Siadaj i niech cię zeżre zły duch, klecho!

Papież:

Kto to powiedział? Sprawdźcie, braciszkowie.

Siadaj, Rajmundzie, jestem bardzo wdzięczny

Mediolańskiemu biskupowi za ten

Wykwintny prezent.

Faust:

Dziękuję ci bardzo.

(Zabiera półmisek)

Papież:

Kto mi to zabrał? Przyznajcie się zaraz!

Arcybiskupie, to wykwintny specjał,

Który mi przysłał francuski kardynał.

Faust:

Chętnie spróbuję i tego specjału.

(Zabiera półmisek)

Papież:

Co za lollardzi kręcą się tu przy mnie?

Kto mi wyrządza takowy dyshonor?

Dajcie mi wina.

Faust:

Dobrze się składa, bo jestem spragniony.

(Zabiera kielich)

Papież:

Wino przepadło. Popatrzcie dokoła

I znajdźcie tego, kto ciągle drwi ze mnie,

Inaczej wszyscy dostaniecie wyrok.

Miejcie, panowie, trochę cierpliwości,

Ktoś tu wyraźnie chciałby nam dokuczyć.

Arcybiskup:

To pewnie jakaś dusza cierpiąca w czyśćcu się stamtąd wyrwała, żeby prosić waszą świątobliwość o wstawiennictwo.

Papież:

Bardzo możliwe, wezwijcie więc księży,

Niech tu za duszę pieśni odśpiewają.

(Exit sługa, papież się żegna)

 

Faust:

No i co,

Czy każdy kęs przyprawisz znakiem krzyża?

Weź to ode mnie.

(policzkuje papieża)

Papież:

Zamach był na mnie, pomóżcie panowie,

I wyprowadźcie mnie, proszę, z tej sali.

I niech przeklęty będzie, kto to zrobił.

(Exeunt papież ze swoim orszakiem)

Mefistofilis: No i co teraz, Fauście, o ile wiem, to będą cię przeklinać dzwonkiem, księgą i świecą.

Faust:

Co, dzwonek, księga, świeca, świeca, księga, dzwonek,

Wprzód i wspak, żeby Fausta przekląć bez osłonek.

Pozwólcie mówić świniom, osłom i cielętom,

Niech apostoła Piotra głośne będzie święto!

(Re-enter zakonnicy, żeby odśpiewać modły)

Pierwszy zakonnik:

Dalej, bracia nabożnie czyńmy swoją powinność.

(śpiewają)

Niech będzie przeklęty ten, kto porwał ze stołu posiłek jego świątobliwości, maledicat Dominus!

Niech będzie przeklęty ten, kto uderzył jego świątobliwość w policzek, meledicat Dominus!

Niech będzie przeklęty ten, kto kopnął w tyłek brata Sandelo, maledicat Dominus!

Niech będzie przeklęty ten, kto zakłóca nasze świetne zgromadzenie, maledicat Dominus!

Niech będzie przeklęty ten, kto zabrał wino jego świątobliwości, maledicat Dominus!

(Mefistofilis i Faust biją zakonników, rzucają miedzy nich race i exeunt)

(Enter Robin z książką w ręce)                                                                                                      [Scena IX]

Robin:

To świetna rzecz, że mi się udało zakosić temu Faustowi jedną z jego cudownych książek, teraz będę mógł sobie poczarować i sprawić, ze wszystkie młode dziewczyny w parafii zatańczą dla mnie całkiem gołe i będę się mógł napatrzeć do woli jak nigdy w życiu.

Ralf:

Chodź, Robin, jeden szlachcic zwleka z odjazdem, bo chce oddać swoje rzeczy do prania i czyszczenia mojej pani, więc ona mnie wysłała z domu, żebym nie przeszkadzał.

Robin:

Daj mi spokój, chcesz dostać? Bo jak cię palnę, to nie wstaniesz, a ostrzegam, że jestem nabuzowany.

Ralf:

Co ty robisz z tą książką? Przecież ty w ogóle nie umiesz czytać?

Robin:

Mój pan i moja pani przekonają się, że umiem, on swoim rozumem, a ona czymś innym. Ona jest dla mnie przeznaczona, a jeśli się nie uda, to wszystkie moje czary na nic.

Ralf:

Co to za książka?

Robin:

To najbardziej zakazana książka o czarach, jaką kiedykolwiek najgorszy zły duch wymyślił.

Ralf:

A więc możesz przy jej pomocy czarować?

Robin:

Mogę na przykład sprawić, że się będziesz upijał we wszystkich gospodach w całej Europie zupełnie za darmo.

Ralf:

Nasz wielebny mówi, że to mało.

Robin:

To prawda, to jeszcze nic, ale jeśli ci się podoba Zapluta Kaśka, nasza kucharka, to obróć ją na własny użytek, kiedy ci się żywnie podoba i we dnie i w nocy o północy.

Ralf:

Robinie, jeśli dostanę Zaplutą Kaśkę to będę karmił sianem tego twojego złego ducha, dopóki żyje i to za darmo.

(Enter Robin i Ralf ze srebrnym kubkiem)                                                                                   [Scena X]       

Robin:

Chodź, Ralf, nie mówiłem ci, że jesteśmy ustawieni przez tę książkę na resztę życia? To coś dla właścicieli koni, nasze konie nie będą jadły siana, dopóki zaklęcie działa.

Ralf:

Idzie gospodarz.

Robin:

Już ja go urządzę moimi czarami.

Hej, kelner, zapłaciliśmy za wszystko.

Chodź, Ralf.

Gospodarz:

Oddajcie mi jeszcze kubek, albo za niego zapłaćcie.

Robin:

Kubek? Ralf, jaki kubek? Nie mam żadnego kubka! Możesz mnie obszukać.

Gospodarz:

Bardzo cię proszę. Taki miałem zamiar.

Robin:

No i co teraz?

Gospodarz:

Przeszukam jeszcze twojego kolegę.

Ralf:

Co? Co? Powinienieś się wstydzić posądzać uczciwych ludzi to takie rzeczy.

Gospodarz:

Jeden z was ma ten kubek przy sobie.

Robin:

Kłamiesz, gospodarzu, bo kubek stoi przede mną. (na stronie) Już ja cię nauczę, żeby nie oskarżać niewinnych ludzi. Odsuń się, już ja cię zaczaruję za ten kubek, już ja cię urządzę w imię Belzebuba. Przypilnuj tego kubka, Ralfie. (Na stronie)

Gospodarz:

O co ci chodzi?

Robin:

Zaraz się dowiesz, o co mi chodzi. (czyta) Sanctobulorum periphrasticon. Już ja cię połaskoczę, gospodarzu! Przypilnuj kubka, Ralf! Polypragmos Belsemorams framanto pacostiphos tostu, Mefistofilis!

(Enter Mefistofilis, kładzie im race na plecy i następnie exit, oni biegają po całym pokoju)

Gospodarz:

O nomine Domine! O co chodzi, Robin. Ty nie masz kubka?

Ralf:

Peccatum peccatorum. Tu jest twój kubek.

(daje kubek gospodarzowi, który wychodzi)

Robin:

Misericordia pro nobis! Co my zrobimy? Wybacz mi zły duchu, już nigdy nie buchnę ci żadnej książki z biblioteki.

(Re-enter Mefistofilis)

Mefistofilis:

Monarcho piekieł, pod którego władzą

Z trwogą klękają możni tego świata,

Na twych ołtarzach leżą dusz tysiące.

Jak mnie zaklęcia nużą tych łajdaków.

Przybyłem prosto z Konstantynopola

Tylko dla tych dwóch durniów przyjemności.

Robin:

Co, aż z Konstantynopola? No to miałeś niezłą podróż. Czy sięgniesz do kieszeni i zapłacisz sześć groszy za kolację, a potem znikniesz?

Mefistofilis:

Łajdaki, za karę przemienię was w małpę i psa, wtedy będziemy kwita.

Robin:

W małpę? Zgoda, pobawię się z dziećmi i będę jadł owoce i orzechy.

Ralf:

No to ja będę psem. Trudno.

Robin:

I nigdy pyska nie wyjmiesz z koryta.

Mefistofilis:

Teraz przybieram skrzydła płomieniste

I się udaję do mojego pana,

Doktora Fausta, na dwór wielkich Turków.

Dwór cesarza w Innsbrucku                                                                            (Scena XI)

(Enter Martino i Fryderyk różnymi drzwiami)

Martino:

Baczność, panowie i oficerowie,

Stańcie do służby  w orszaku cesarza.

Spójrz, Fryderyku, czy wszystkie pokoje

Są już gotowe na przyjęcie gości.

Sam cesarz zbliża się tu. Idź więc zaraz

I sprawdź, czy wszystko jest tam, jak należy.

Fryderyk:

A gdzie jest Bruno, nasz wybrany papież,

Który na grzbiecie Furii przybył z Rzymu.

Czy on nie przyjdzie spotkać się z cesarzem?

Martino:

Bruno tu przyjdzie, a z nim Faust czarodziej,

Duma niemieckiej Wittenbergi, ósmy

Cud świata, magią swoją wszędzie słynny.

Chciałby pokazać jaśnie cesarzowi

Wszystkich królewskich jego poprzedników

I przyprowadzić przed jego oblicze

Wielkiego króla Grecji, Aleksandra,

I jego bardzo piękną ukochaną.

 

Fryderyk:

Gdzie jest Benvolio?

Martino:

Odsypia pijaństwo

Na wielkiej uczcie po przybyciu Bruna.

Tyle reńskiego wina się nażłopał,

Że do tej pory nie wychodzi z łóżka.

Fryderyk:

Patrz, ma otwarte okna, zawołajmy.

Martino:

Hop, hop, Benvolio!

(Enter Benvolio w oknie, w szlafmycy, dopinając koszulę)

Benvolio:

Którym złym duchom wy dwaj tam służycie?

Martino:

Ciszej o duchach, bo mogą cię słyszeć,

Przecież czarodziej Faust na dworze siedzi

A przy nim duchów kłębią się tysiące

Zawsze gotowych na jego rozkazy.

Benvolio:

No i co z tego?

Martino:

Jeżeli wyjdziesz z domu, to zobaczysz

Cuda przez tego magika czynione

Przed Brunem, naszym prawdziwym papieżem,

I naszym wielkim cesarzem Karolem,

Jakich nikt jeszcze tu w Niemczech nie widział.

Benvolio:

Czy ten nasz Bruno nie ma dosyć czarów?

Przecież na grzbiecie złego ducha do nas

Tu przybył i to nie dalej niż wczoraj.

Jeśli nasz papież tak bardzo go kocha,

To niech z nim lepiej powróci do Rzymu.

Fryderyk:

Czy zejdziesz na dół, żeby to zobaczyć?

Benvolio:

W żadnym wypadku.

Martino:

Czy w takim razie będziesz patrzył z okna?

Benvolio;

Jeśli nie zasnę w międzyczasie, będę.

Martino:

Cesarz się zbliża na to przedsięwzięcie,

Chce wiedzieć, ile potrafi zaklęcie.

Benvolio:

No dobra, idźcie do cesarza, co do mnie to wolę popatrzeć sobie z okna. Podobno jeśli człowiek się upije wieczorem, to rano zły duch nie ma do niego przystępu. Jeśli to prawda, to w głowie mi siedzi tyle zaklęć, co u tego magika i też mogę panować nad złymi duchami.

(Enter Chór)

Chór:

Gdy Faust z rozkoszą zobaczył to wszystko,

Co najcenniejsze w świecie, dwory królów.

Przerwał swą podróż i wrócił do domu,

Gdzie przyjaciele jego wierni z trudem

Znosili jego długą nieobecność.

To oni właśnie dobrymi słowami

Gratulowali mu powrotu w zdrowiu,

A przy biesiadzie, która nastąpiła

I opowieściach o cudownym locie,

Wypytywali go o astrologię,

A Faust ze znawstwem wszystkim odpowiadał,

Więc podziwiali jego wielką wiedzę.

Do wszystkich krajów trafia jego sława.

Również sam rzymski cesarz Karol Piąty

W swoim pałacu podejmuje Fausta

Na wielkiej uczcie wśród arystokratów.

A co tam zrobi swoją wielką sztuką,

Nie powiem wam, bo zobaczycie sami.

Cesarz:                                                                                                                                    [Scena XII]

Wielki magiku, niezwykły człowieku,

Po trzykroć sławny Fauście, witaj u nas.

To, co zrobiłeś, uwalniając Bruna

Z rąk wrogów jego i nas samych, większą

Sławę i wdzięczność ci u nas przyniosło,

Niż mógłbyś sprawić swymi zaklęciami.

Wiedz, że cię kochać będę i szanować,

A jeśli Bruno, którego z więzienia

Swoją magiczną sztuką uwolniłeś,

Kiedyś otrzyma papieską koronę

I w Watykanie zasiądzie na tronie,

Staniesz się sławny w całych wielkich Włoszech

I poważany przez cesarza Niemiec.

Faust:

Twoja łaskawość, cesarzu Karolu,

Sprawia, że biedny Faust na zawsze będzie

Kochać i służyć cesarzowi Niemiec

I życie złoży w darze u stóp Bruna.

Na dowód mego dla władcy oddania

Mocą magicznej sztuki, którą zgłębiam,

Rzucę zaklęcia, które będą w stanie

Przeniknąć piekła hebanowe bramy

I zbudzić straszne furie w ich kryjówkach,

Żeby z pomocą przyszły cesarzowi.

Benvolio:

Psiakrew, aż ciarki chodzą po plecach, gdy mówi, ale ja mu nie dowierzam. Taki z niego sprzymierzeniec jak z papieża chłopak w warzywniaku.

Cesarz:

Teraz doktorze, proszę cię, posłuchaj.

Czasem, gdy w swojej komnacie samotnie

Rozmyślam, różne myśli mnie nachodzą

O dokonaniach moich poprzedników,

Co osiągnęli w walce i w traktatach,

Wielkie bogactwa zgromadzili, albo

Podbili tyle królestw i włączyli

Je do cesarstwa, które sam dziedziczę,

A które po mnie odziedziczą inni,

I się obawiam, że nikt z nas nie zdoła

Nigdy osiągnąć tego, co osiągnął

Największy z królów, czyli Aleksander

Słusznie nazwany wielkim przez potomnych.

On był aktorem głównym w całych dziejach,

A jego czyny lśnią blaskiem w wieczności

I, kiedy tylko o nim czasem słyszę,

Smutek odczuwam, że go nie widziałem.

Jeśli więc możesz mi go tu pokazać

Mocą magicznej twojej sztuki, proszę,

Uczyń to dla mnie i go tu przywołaj

Z krainy cieni, która jest pod ziemią,

Gdzie pogrzebany leży ten zdobywca,

Razem z nim sprowadź jego ukochaną.

Żeby oboje mieli swój prawdziwy

Wygląd i gesty, całe zachowanie,

Jakie na ziemi tu mieli za życia.

Wtedy zarazem spełnisz moją prośbę

I zyskasz moją dożywotnią wdzięczność.

Faust:

Twoje życzenie zostanie spełnione.

Oddal się, proszę, Mefistofilisie,

I przy fanfarach sprowadź przed oblicze

Cesarza tego króla Aleksandra

I jego bardzo piękną ukochaną.

Mefistofilis:

Oczywiście, mistrzu.

Benvolio:

No, panie doktorze, jeśli twoje złe duchy nie wrócą tu szybko, to, kurde, chyba usnę z nudów.

Zaraz zacznę zgrzytać zębami ze złości, że byłem takim durniem, żeby się gapić na mistrza złych duchów i nic nie zobaczyć.

Faust:

Jeśli mnie moja sztuka nie zawiedzie,

Spektakl ukażę waszej dostojności,

Proszę jedynie, żeby wasza miłość

Podczas pokazu zachował milczenie.

Niech moje duchy nie niepokojone,

Duch Aleksandra i jego kochanki

W zupełnej ciszy się ludziom ukażą.

Cesarz:

Jak sobie życzysz, Fauście, tak się stanie.

Bardzo jesteśmy wdzięczni i szczęśliwi.

Benvolio:

Też jestem bardzo zadowolony, a jeśli tu sprowadzisz Aleksandra i jego kochankę, to ja sam się przemienię w jelenia jak Akteon.

Faust:

A ja się zabawię w Dianę i przyprawię ci rogi.

 

(Pantomima)

Fanfary. Enter Aleksandrer i Dariusz osobnymi wejściami, spotykają sie na środku sceny i walczą ze sobą. Dariusz upada. Aleksander przebija go mieczem, podnosi z ziemi koronę Dariusza i szykuje się do wyjścia. Wtedy wchodzi jego ukochana, Aleksander ją obejmuje i wkłada jej na głowę koronę Dariusza, po czym oboje kłaniają się cesarzowi. Cesarz wstaje, jakby chciał ich objąć. Muzyka nagle cichnie.

Faust:

Nie zapominaj się, wasza dostojność,

To tylko widma, a nie żywi ludzie.

Cesarz:

Przepraszam, Fauście, ale tak mnie wzruszył

Widok tej pary, króla Aleksandra

I jego bardzo pięknej ukochanej,

Że chciałem wziąć ich oboje w ramiona.

Ponieważ jednak nie wolno mi do nich

Przemówić ani słowa, to cię proszę

O jeszcze jedną przysługę. Słyszałem,

Że ukochana króla Aleksandra

Miała na szyi pieprzyk czy brodawkę

I chciałbym wiedzieć, czy to była prawda.

Faust:

Możesz to sprawdzić sam, wasza dostojność.

Cesarz:

Zgadza się, Fauście, widzę go wyraźnie,

A widok ten mi większą radość niesie

Niż całe nowo zdobyte królestwo.

Faust:

Zniknijcie widma (spektakl znika). A co to za dziwne zwierzę wystawia łeb z tamtego okna? Spójrz, panie.

Cesarz:

Co za pocieszny widok! To Benwolio

Imponujące rogi ma na głowie.

Spójrz na to, proszę, mój dostojny książę.

Książę Saksonii:

Czy on śpi tylko, czy może jest martwy?

Faust:

Śpi snem głębokim, nie śniąc o tych rogach.

Cesarz:

To niezły kawał. Obudźmy go. Wstawaj,

Wstawaj, Benwolio!

Książę Saksonii:

Zbudź się, Benvolio. Sam cesarz cię wzywa.

Benvolio:

Co, cesarz? Kurde, co mi tu wyrosło?

Cesarz:

Co by o twojej głowie nie powiedzieć

Bardzo jej dobrze w przybraniu tych rogów.

Faust:

Co, mój Benvolio, szlachetny rycerzu,

Zaklinowałeś się tymi rogami?

Schowaj się w oknie, niech inni nie widzą.

Benvolio:

Podły nędzniku i psie obrzydliwy

Poczęty w ciemnej, głębokiej jaskini,

Ty się nie wstydzisz poniżać szlachcica?

Łajdaku, odczyń to, co uczyniłeś!

Faust:

Nie mów już więcej, że Faust nie potrafi

Mocą swych czarów pokazać tym panom,

Lub przed cesarskie sprowadzić oblicze

Wielkiego króla Aleksandra. Jeśli

By Faust to zrobił, to ty się przemienisz

Niczym Akteon w zwykłego jelenia.

Teraz, panowie, sprowadzę tu charty

Do polowania w stadzie tresowane,

A wtedy nawet jego cwał najszybszy

Go nie uchroni przed tych psów zębami.

Chodżcie, Belimot, Argiron, Astarot!

Benvolio:

Te jego psy są chyba z piekła rodem.

Proszę cię, panie, wstaw się za mną, poproś,

Żeby mnie wreszcie doktor odczarował.

Cesarz. Fauście, wystarczy mu już tej pokuty.

Uprzejmie proszę cię, dobry doktorze,

Zdejmij te wielkie rogi z jego głowy.

Faust:

Nie tyle z powodu mojej małej zniewagi, co dla sprawienia przyjemności Waszemu Majestatowi dałem nauczkę temu szlachcicowi. To mi wystarczy, więc chętnie mu zdejmę te rogi. Mefistofilisie, odczaruj go, proszę. (Megistfilis zdejmuje mu rogi) Tylko więcej nie mów źle o uczonych.

Benvolio:

Nie mówić źle o uczonych? Psiakrew, żeby wkładać rogi na głowę szlachcica! Nigdy już nie zaufam gładkim twarzom i delikatnym rękom. Jeśli się za to nie zemszczę, to niech się zmienię w szczeżuję i do końca życia piję tylko słoną wodę.

(Na stronie, następnie exit)

Cesarz:

Wiedz, drogi Fauście, że, dopóki żyję,

W zamian za twoją wierną dla mnie służbę

Rzeszy Niemieckiej zostaniesz zarządcą

W łasce samego wielkiego cesarza.

(Enter Benvolio, Martino, Fryderyk i żołnierze)                                                         [Scena XIII]

Martino:                                                                                                            

Słodki Benvolio, rozchmurz się i więcej

Nie myśl o zemście na tym czarodzieju.

Benvolio:

Odejdźcie, wy mnie chyba nie kochacie,

Jeśli w ten sposób całą rzecz widzicie.

Miałbym w niepamięć puścić tę zniewagę?

Każdy służący na cesarskim dworze

Śmieje się ze mnie i bez żadnej trwogi

Mówi: Benvolio ma wspaniałe rogi.

Niech sen mi powiek nigdy nie przykryje,

Póki go własnym mieczem nie przebiję.

Jeśli mi chcecie pomóc w tym zamiarze,

To wyposażcie się w broń i odwagę,

Jak nie, odejdźcie. Benvolio sam zginie.

Ze śmiercią Fausta hańba ma przeminie.

Fryderyk:

Nie, zostaniemy z tobą, poczekamy,

A gdy się zjawi, to go rozsiekamy.

Benvolio:

Więc, Fryderyku, ukryj się w jaskini.

Stamtąd wypadniesz, a swoich żołnierzy

Rozmieść w zasadzce za tymi drzewami.

Faust już się zbliża, czuję to, widziałem,

Jak przed cesarzem klękał i otrzymał

Bogate dary za swoje usługi.

Walczcie, żołnierze. A jeśli Faust zginie

Bierzcie bogactwa, nam starczy jedynie

Honor zwycięstwa.

Fryderyk:

Naprzód żołnierze, za mną. Dobrym słowem

I złotem płacę za doktora głowę.

Benvolio:

Lżejsza jest moja głowa, niż z rogami,

A serce jeszcze lżejsze niż ta głowa.

Martwego Fausta z radością pochowam.

Martino:

Powiedz Benvolio, gdzie my zaczekamy?

Benvolio:

Stad właśnie sami zaatakujemy.

Gdy tylko Fausta dosięgnę ranieniem

Wnet na nim pomszczę moje poniżenie.

Fryderyk:

Już niedaleko stąd jest ten czarodziej,

Sam tutaj idzie w swoim ciemnym stroju

Bądźcie gotowi. Gdy się zbliży, w łeb go!

Benvolio:

Ostrze mojego miecza, bądź gotowe.

Gdy Faust nadejdzie, wnet mu zetnę głowę

(Enter Faust ze sztuczną głową.)

Martino: Patrzcie już idzie.

Benvolio:

Już ani słowa więcej. Giń, doktorze!

Do piekła idź, gdy w grobie cie położę!

(uderza Fausta mieczem)

Faust: (padając) Ach.

Fryderyk;

Boli, doktorze?

Benvolio;

A niech go boli! Popatrz, Fryderyku,

Jego cierpienia zakończę bez krzyku.

Martino:

Z całą rozkoszą wal go! (Benvolio odcina Faustowi głowę) Spadła głowa!

Benvolio:

To głowa złego, niech się Furie cieszą.

Fryderyk:

Czy to ten jego wredny grymas sprawiał,

Że sam monarcha piekieł był posłuszny

Jego rozkazom jak zwyczajny sługa

Który się trzęsie przed obliczem pana?

Martino:

Czy to w tej głowie wylągł się ten pomysł,

Żeby Benvolia ośmieszyć przed światem?

Benvolio:

Ta właśnie głowa i to właśnie ciało

Które właściwą zapłatę dostało.

Fryderyk:

Co jeszcze zrobić, żeby do imienia

Doktora Fausta dodać pohańbienia?

Benvolio:

Najpierw do czoła gwoździem mu przybiję

Parę dorodnych rogów i powieszę

W tym samym oknie, gdzie na pośmiewisko

Wystawił mnie, niech widzą moją zemstę.

Martino:

A co zrobimy z jego brodą?

Benvolio:

Sprzedamy ją kominiarzowi, wytrzyma dłużej niż dziesięć brzozowych mioteł.

Fryderyk:

A co co zrobimy z jego oczami?

Benvolio:

Użyjemy ich w roli guzików, na które zapniemy jego usta, żeby mu się język nie przeziębił.

Martino Wspaniały pomysł, ale co z tym ciałem?

(Faust wstaje)

Benvolio:

Upiór zmartwychwstał.

Fryderyk:

Oddajcie mu głowę!

Faust:

Nie, zatrzymajcie sobie. Faust mieć będzie

Tyle głów, ile tylko mu się zachce,

I wasze serca wyrwie za zapłatę

Za ten wasz napad. Wy łajdaki,

Czy nie wiedzieliście, że otrzymałem

Dwudziestu czterech lat pobyt na ziemi,

A wy mieczami niczym tasakami

Mnie posiekaliście na kawałeczki

Niewiele większe od ziarenek piasku.

Ale po chwili mój duch tu powrócił

I wstąpił w ciało, aż się obudziłem

Zdrowy zupełnie bez najmniejszej rany.

Teraz się na was zemszczę bezlitośnie.

Mefistofilis! Astarot, Belimot!

(Enter Mefistofilis i inne złe duchy)

Faust:

Zabierzcie łotrów tych na wasze grzbiety

Niczym na konie i zanieście w niebo,

A potem zrzućcie na samo dno piekła.

Niech świat zobaczy ich straszliwą nędzę.

Za czyn ten w piekło najgorsze ich wpędzę.

Weź, Belimocie, tego tu łajdaka,

Wytarzaj w błocie i cuchnącym gnoju.

Ty weź tamtego i zabierz do lasu,

A tam go podrap wszystkimi cierniami.

Tego trzeciego, Mefistofilisie,

Zanieś na górę i zrzuć go ze zbocza,

Niech wszystkie kości sobie tam połamie

Za to, że chciał mi obciąć ręce, nogi.

Idźcie natychmiast, rozkaz wykonajcie.

Fryderyk:

Litości, Fauście!

Faust: Wynocha!

Fryderyk:

Człowiek tam idzie, gdzie zły duch prowadzi.

(Enter żołnierze ukryci w zasadzce)

Pomóżmy tamtym dobrym panom, którzy

Właśnie z magikiem teraz rozmawiają.

Moi żołnierze, naprzód, śmierć dziadowi.

Faust:

Co, urządzacie na mnie zamach, łotry?

Stójcie, łajdaki, ja was wypróbuję!

Spójrzcie, te drzewa zmienią położenie,

Jak mur warowny staną między nami,

By przed ciosami waszymi mnie chronić.

By wasze słabe męstwo wypróbować,

Swoim żołnierzom każę atakować.

(Faust daje znak. Enter dobosze, chorąży ze sztandarem, Mefistofilis, szeregowi z bronią. Oddział rzuca się na żołnierzy i ich wyprowadza)

(Enter różnymi drzwiami Benvolio, Fryderyk i Martino, twarze mają zakrwawione i pokryte błotem i gnojem, wszyscy z rogami na głowie)                                                                                       [Scena XIV]  

Martino:

Tutaj, Benvolio!

Benvolio:

Tutaj, Fryderyku!

Fryderyk:

Gdzie jest Martino? Pomóż, przyjacielu!

Martino:

Tu jestem, drogi Fryderyku, cały

Skąpany w błocie i cuchnącym gnoju,

Bo mnie te duchy spławiły w jeziorze.

Benvolio:

Co to za duchy złe mu towarzyszą

Że, koniec końców, hańbę nam podwoił?

 

Fryderyk:

Co robić, żeby pozbyć się tej hańby?

Benvolio:

Jeśli znów zemsty na nim poszukamy,

Do naszych rogów doda ośle uszy,

Żeby świat śmiał się z nas trzech jeszcze głośniej.

Martino:

Benvolio, powiedz, co będziemy robić?

Benvolio:

Mam niedaleko mały zamek w lesie,

Tam zamieszkamy z daleka od ludzi,

Nim czas nie zmieni naszych dzikich kształtów.

Gdy czarna hańba zniszczyła nas prawie,

Wolimy umrzeć niż wciąż żyć w niesławie.

Faust:                                                                                                                         [Scena XV]

Czas niestrudzonym i bezgłośnym krokiem

Wprzód się posuwa, Mefistofilisie,

Zmniejszając liczbę dni mojego życia

I się domaga stosownej zapłaty

Za te ostanie moje lata, zatem

Do Wittenbergi, Mefistofilisie,

Już się skierujmy.

Mefistofilis:

Pójdziesz piechotą, czy wolisz na koniu?

Faust:

Póki jesteśmy na tej pięknej łące,

Chętnie piechotą się przespaceruję.

(Enter Sprzedawca koni)                                                                                  

Sprzedawca:

Przez cały boży dzień szukam tego całego doktora Fustiana, no, wreszcie go widzę, Bóg z tobą, panie doktorze.

Faust: A, pan sprzedawca, pięknie witamy.

Sprzedawca:

Przyniosłem panu czterdzieści złotych za pańskiego konia.

Faust:

Nie mogę go sprzedać tak tanio. Za pięćdziesiąt, to i owszem.

Sprzedawca:

Tyle nie posiadam. (do Mefistofilisa) Panie, wstaw się za mną.

Mefistofilis:

Sprzedaj mu tego konia. To porządny człowiek, i do tego bez żony i dzieci.

Faust:

Dobra, daj te pieniądze. (sprzedawca daje mu pieniądze) Mój chłopak ci go przyprowadzi. Powiem ci tylko jedną ważną rzecz, pod żadnym pozorem nie wjeżdżaj na nim do wody.

Sprzedawca:

Co? On w ogóle nie pije?

Faust:

Pije, ale nie wjeżdżaj nim do wody. Możesz na nim jeździć wszędzie, ale nie przez wodę.

Sprzedawca:

No, to jestem ustawiony na całe życie. Nie sprzedam tego konia za mniej niż czterdzieści złotych. Jeśli rzeczywiście jest taki dobry, to się z niego utrzymam. Ale ma zad! Bóg z tobą, doktorze! Poczekam na tego chłopaka, ale, jeśli ten koń zachoruje, czy będę mógł przynieść jego mocz do analizy?

Faust:

Zjeżdżaj, łajdaku, co ty sobie wyobrażasz, że ja jestem weterynarzem?

(Exit Sprzedawca koni)

Faust:

Kim jesteś, Fauście, jeśli nie skazańcem?

Twój czas na ziemi podąża do kresu.

Rozpacz zaczyna wypełniać mój umysł.

Spróbuj uczucia snem ukoić. Przecież

Chrystus na krzyżu przemówił do łotra.

Więc się uspokój, Fauście, i odpocznij.

(Re-enter Sprzedawca koni cały mokry, wrzeszcząc)

Sprzedawca:

No nie, no nie. Gdzie ten cały doktor Fustian? Doktor Lopus nigdy taki nie był. Tam dał mi na przeczyszczenie i mnie przeczyścił z czterdziestu złotych. Już ich nie zobaczę. Ale był ze mnie osioł. Nie chciałem słuchać jego rad, a poradził mi, żebym nie wjeżdżał na tym koniu do wody. Pomyślałem, że mój koń ma jakąś ukrytą zaletę, o której mi nie chciał powiedzieć. Wjechałem tym koniem prosto w głęboki strumień zaraz za miastem jak młody chojrak, a kiedy dojechałem do środka, to koń się rozkraczył i zobaczyłem, że siedzę na wiechciu słomy. Mogłem się utopić. Ale ja go znajdę, tego doktora, i odzyskam moje czterdzieści złotych, inaczej to będzie najdroższy koń. Ale mnie naciął. Ej, ty, słyszysz? Gdzie twój pan?

Mefistofilis:

Czego pan sobie życzy? Nie może pan z nim teraz rozmawiać.

Sprzedawca:

Ale ja chcę z nim rozmawiać.

Mefistofilis:

Ale on mocno śpi. Niech pan przyjdzie kiedy indziej.

Sprzedawca:

Będę z nim gadał, choćbym miał mu tłuc szyby nad uchem.

Mefistofilis:

Ale od nie spał od ośmiu nocy.

Sprzedawca:

Mógł sobie nie spać, ale ja z nim pogadam.

Mefistofilis;

Popatrz, śpi mocno.

Sprzedawca:

No, to rzeczywiście on. Panie doktorze. Panie doktorze. (wrzeszczy) Panie doktorze Fustianie! Czterdzieści złotych za wiecheć siana!

Mefistofilis:

Widzisz, on cię nie słyszy.

Sprzedawca:

No, no, no. No, no, no. (wrzeszczy mu do ucha) Ale ja go obudzę, Już ja go obudzę, zanim pójdę.

(ciągnie Fausta za nogę i urywa mu ją) Ej, co ja zrobiłem! Jestem skończony! Co ja teraz zrobię?

Faust:

Moja noga! Moja noga! Pomocy, Mefistofilisie. Wezwijcie policję! Moja noga! Moja noga!

Mefistofilis:

No nie, łajdaku, idziemy na posterunek!

Sprzedawca:

Wypuść mnie, panie, dam ci za to czterdzieści złotych.

Mefistoffilis:

Gdzie one są?

Sprzedawca:

U mnie w domu. Nie mam ich przy sobie. Ale zaraz wrócę.

Mefistofilis:

Idź i nie wracaj bez pieniędzy.

(Sprzedawca ucieka)

Faust:

Co poszedł? Ale numer! Faust znowu ma dwie nogi, a sprzedawca tylko wiązkę siana i wybuli kolejne czterdzieści złotych.

(Enter Wagner)

Wagner co nowego?

Wagner:

Panie, książę Anhaltu prosi cię do siebie.

Faust:

Książę Anhaltu? To porządny człowiek

I nie wypada odmawiać wizyty.

(Enter Robin, Dick, Sprzedawca koni i Carter)                                                                 [Scena XVI]

Carter:

Chodźcie, panowie, zapraszam was na najlepsze piwo w Europie.

Kelner! Gdzie są te zdziry?

(Enter Gospodyni)

Gospodyni:

Czym mogę służyć? A starzy znajomi!

Robin:

Ej, Dick, wiesz dlaczego siedzę cicho i staram się nie rzucać w oczy?

Dick:

Nie, Robin, o co chodzi?

Robin:

Wiszę tej pani parę groszy, ale nic nie mów, może o tym zapomniała.

Gospodyni:

A kto tu siedzi? Mój stary znajomy.

Robin:

Pamięta mnie pani? A co z moim długiem?

Gospodyni:

Stoi jak stał a pan nie śpieszysz się z jego uregulowaniem.

Dick:

Przynieście nam piwa, gospodyni.

Gospodyni:

Idźcie do sali, zaraz wam przyniosę.

Dick:

O czym będziemy mówić, zanim wróci?

Carter:

Powiem wam, panowie, o tym jak czarnoksiężnik mi służył. Znacie doktora Faustera?

Sprzedawca:

Zaraza na niego, mamy wiele powodów go znać Ciebie też zaczarował?

Carter:

Opowiem wam jak mi służył. Pewnego dnia jechałem do Wittenbergi z ładunkiem siana, wtedy mnie zatrzymał i poprosił, żebym mu dał tyle siana, ile da radę zjeść, pomyślałem, że garść mu wystarczy, więc powiedziałem, żeby wziął sobie tyle, ile tylko zechce za trzy grosze, wtedy on zaczął jeść i, nie uwierzycie, zeżarł mi całą furę.

Wszyscy:

O, kurde, całą furę!

Robin:

To bardzo możliwe, kiedyś słyszałem, że gość zjadł furę drewna.

Sprzedawca:

Jeśli chodzi o mnie, to kiedyś poszedłem do niego kupić konia, którego nie chciał sprzedać za mniej niż czterdzieści złotych. Dałem mu wszystko, bo sądziłem, że to będzie bardzo dobry koń, i do tańca i do różańca. Kiedy zapłaciłem, powiedział mi, że mogę z tym koniem robić wszystko, jeździć dniem i nocą i się nie zmęczy, ale żebym pod żadnym pozorem nie wjeżdżał nim do wody. Pomyślałem, że ten koń ma jakąś ukrytą zaletę, o której mi nie powiedział, więc od razu wjechałem nim prosto do rzeki, a kiedy byłem na samym środku, koń zniknął i zorientowałem się, że siedzę na wiechciu siana.

Wszyscy:

Co za doktor!

Sprzedawca:

Ale posłuchajcie, w jaki sposób mu się odpłaciłem za to wszystko. Poszedłem do niego, kiedy spał, wrzeszczałem mu do ucha, ale się nie obudził. Widząc to, zacząłem go ciągnąć za nogę, ciągnąłem i ciągnąłem, aż w końcu mu tę nogę urwałem i teraz trzymam ją w domu na pamiątkę.

Robin:

Więc doktor ma tylko jedną nogę? To ciekawe, bo jeden z tych jego złych duchów przemienił się w małpę.

Carter:

Jeszcze kolejka, gospodyni!

Robin:

Dobra, chodźmy do sali, napijmy się, a potem poszukamy doktora.

(Exeunt omnes)

(Dwór Księcia Anhaltu)                                                                                                              [Scena XVII] 

(Enter Książę Anhaltu, Księżna Anhaltu i Faust)

Książę:

Przyznaję, mości doktorze, że sprawił mi pan wielką radość i nie wiem nawet, jak się odwdzięczyć za wszystkie trudy przy budowie mojego zamku w chmurach. Jego widok sprawił mi większą przyjemność niż cokolwiek innego na świecie.

Faust:

Pańska wdzięczność, Książę, będzie dla mnie najlepszą nagrodą. Ale, pani może się tym nie zachwycać. Słyszałem, że kobiety przy nadziei maja swoje szcz

ególne zachcianki. Proszę powiedzieć, co to jest, a zaraz pani sprowadzę.

Księżna Anhaltu:

Dziękuję, doktorze. Ponieważ pan pyta, nie będę ukrywać, że największą przyjemność sprawiłyby mi świeże winogrona, gdyby było lato a nie styczeń i środek zimy.

Faust:

Przecież to drobnostka. Idź, Mefistofilisie. (Exit Mefistofilis) Nawet gdyby o większą rzecz chodziło, chętnie bym ją dla pani pozyskał.

(Re-enter Mefistofilis niosąc winogrona)

Faust:

Oto i one. Raczy pani spróbować?

Książę:

Mości doktorze, to mnie zadziwia bardziej niż wszystko inne. Skąd pan wziął w styczniu świeże winogrona?

Faust:

Jeśli to waszą miłość interesuje to wyjaśnię, że rok dzieli się na dwie pory na całej ziemi i jeśli u nas jest zima to na drugiej półkuli jest lato, w Indiach i Sabie i innych krajach na wschodzie. To szybkie duchy je przyniosły. Jak smakują, pani. Czy są dobre?

Księżna:

Niech mi pan doktor wierzy, że to są najlepsze winogrona, jakie jadłam w życiu.

Faust:

Cieszę się, że pani jest zadowolona.

(uderzenia do drzwi)

Książę:

Co to za ludzie pchają się do bramy?

Otwórzcie proszę i ich zapytajcie,

O co im chodzi. Niech się nie wściekają.

(Znowu uderzenia i wołanie o Fauście)

Służący:

O co wam chodzi? I po co ten hałas,

A na dodatek w obecności księcia.

DIck:

My przychodzimy ze sprawą do Fausta.

Służący:

Chamy, łajdaki, jesteście bezczelni.

Sprzedawca:

Nam nie brakuje rozumu, żeby być bezczelnymi.

Służący:

To sobie bądźcie, tylko nie u księcia.

Książę:

Czego chcą?

Służący:

Przyszli do doktora Fausta.

Carter:

Chcemy z nim mówić.

Książę:

Chcecie rozmawiać z Faustem, wy łajdaki?

Dick:

Myśmy nie gorsi od doktora Fausta.

Wszyscy z podobnych pochodzimy ojców.

Faust:

Wpuść ich do środka, książę, wtedy sobie

Ich kosztem niezłe żarty urządzimy.

Książę:

Jak sobie życzysz, masz pełną swobodę.

Faust:

Dziękuję, książę.

(Enter Robin, Dick, Carter i Sprzedawca koni.)

Z czym przychodzicie, moi przyjaciele,

Chociaż jesteście cokolwiek nachalni,

Chętnie uczynię zadość waszym prośbom.

Klaun:

Chcemy się bawić za nasze pieniądze,

Płacąc uczciwie za to, co bierzemy

Więc przynieś tuzin piw i daj nam spokój.

Faust:

Zdajecie sobie sprawę, gdzie jesteście?

Carter:

No pewnie. Gdzieś na świecie.

Służący:

To się zgadza,

Panie Sosjerko, ale w czyim domu?

Sprzedawca:

Ten dom wydaje się równie dobry, co wszystkie inne, więc daj nam piwa, inaczej rozbijemy w drzazgi wszystkie beczki w piwnicy i wasze puste głowy.

Faust:

Trochę spokojniej. Dostaniecie piwa.

Za pozwoleniem pańskim, mości książę

Chciałbym nauczkę dać tym czterem gburom.

Książę:

Dobry doktorze, co chcesz, możesz robić.

Mój dom i słudzy należą do ciebie.

Faust:

Dziękuję, mości książę. Dajcie piwa!

Sprzedawca:

O, to pan doktor. Chętnie wypiję za pańskie zdrowie i pańską drewnianą nogę.

Faust:

Drewnianą nogę? O co ci chodzi?

Carter:

Słyszysz go, Dick? Zapomniał o swojej nodze.

Sprzedawca:

On się tym bardzo nie przejmuje.

Faust:

Drewnianą nogą rzeczywiście nie bardzo.

Carter:

Dobry Panie, dusza ochotna, ale ciało słabe. Ty nie pamiętasz tego tu handlarza, któremu sprzedałeś konia?

Faust:

Owszem. Pamiętam. Sprzedałem mu konia.

Carter:

I powiedziałeś mu, żeby na nim nie wjeżdżał do wody?

Faust:

Owszem. Powiedziałem.

Carter:

Ale o swojej nodze nie pamiętasz?

Faust: O nodze wcale.

Carter:

Dziękuję, jest pan bardzo uprzejmy.

Faust:

Dziękuję bardzo.

 

Carter:

Nie ma za co. Ale proszę jeszcze o odpowiedź na jedno pytanie. Czy obie pańskie nogi śpią w jednym łóżku?

Faust:

Czy ja jestem kolosem, żebym się nie mieścił w łóżku?

Carter:

Nie, oczywiście, że nie, ale chciałbym wiedzieć.

Faust:

Zapewniam, że obie moje nogi śpią razem.

Carter:

Dziękuję, o to mi chodziło.

Faust:

Ale dlaczego pytasz?

Carter:

Bez powodu, ale wydaje mi się, że ty masz jedną nogę drewnianą.

Sprzedawca:

Panie, czy ci nie urwałem jednej nogi, gdy spałeś?

Faust:

Ale mam ją znowu i nie śpię.

Wszyscy:

O zgrozo, doktor ma chyba trzy nogi.

Carter:

Czy przypominasz sobie, jak zjadłeś moją furę - - - (Faust sprawia, że staje się niemy)

Dick:

Czy przypominasz sobie, jak mnie w małpę - - - (Faust sprawia, że staje się niemy)

Klaun:

Ty sukinsynu, zapomniałeś jak mnie w psa - - - (Faust sprawia, że staje się niemy)

(Exeunt)

Gospodyni:

Kto mi zapłaci za piwo? Panie doktorze, przegnał pan na cztery wiatry moich gości, no to się pytam, kto mi zapłaci za piwo?

Księżna:

Podziękuj, mężu, temu uczonemu,

Bo mu naprawdę wiele zawdzięczamy.

Książę:

Zasłużył na to, więc go zachowamy

W pamięci wdzięcznej, za to, co nam zrobił.

Przegania smutki jego wielka sztuka.

(Enter Wagner)                                                                                                                          [Scena XVIII] 

Wagner:

Myślę, że mój pan czuję się bliski śmierci; sporządził testament i dał mi wszystkie swoje bogactwa, swój dom, swoje sprzęty, złotą zastawę i dwa tysiące świeżo wybitych dukatów.  Ale z drugiej strony, gdyby śmierć była naprawdę blisko, chyba by nie był taki wesoły. Teraz siedzi sobie przy kolacji z panami uczonymi, a takiej uczty to Wagner w życiu nie widział. O, właśnie idą, chyba kolacja się skończyła.

(Enter Faust, Mefistofilis i dwóch albo trzech uczonych)

Pierwszy uczony:

Dostojny doktorze Fauście, odkąd dyskutowaliśmy,

która z pięknych kobiet była rzeczywiście najpiękniejsza,

jesteśmy zdania, że to Greczynka Helena, zwana trojańską, najbardziej zasługuje na miano najpiękniejszej ze wszystkich kobiet, które kiedykolwiek żyły na ziemi i najbardziej podziwianej.

Dlatego szanowny doktorze, gdyby mógł pan nam ją pokazać, bylibyśmy panu niezmiernie zobowiązani.

Faust:

Moi panowie, wiem, że wasza przyjaźń

Nieudawana jest, właśnie dlatego

Nie chcę odmawiać wam, o co prosicie.

Ujrzycie panią najpiękniejszą w Grecji

Najdostojniejszą i nieskazitelną,

Którą to Parys uprowadził z domu

I do Dardanii dowiózł na okręcie.

Nie mówcie nic, bo słowa zgubę niosą.

Drugi uczony: Czy to Helena była rzeczywiście,

Z powodu której Grecy przez lat dziesięć

Wojną nękali nieszczęśliwą Troję?

Trzeci uczony:

Mój umysł nazbyt prosty się wydaje,

Żebym mógł cały jej majestat wyrzec.

Pierwszy uczony:

Najlepszy wytwór z wszystkich dzieł natury.

Możemy odejść błogosławiąc Fausta,

Że nam pozwolił ten widok oglądać.

Faust:

Żegnajcie, panowie, tego samego wam życzę.

(wchodzi stary człowiek)

Stary człowiek:

Dostojny Fauście, porzuć tę złą sztukę,

Przeklętą magię, która twoją duszę

Wiedzie do piekła, która ci odbiera

Całą nadzieję na wieczne zbawienie.

Jeśli zgrzeszyłeś jak zwyczajny człowiek,

To nie trwaj w grzechu jak upadły anioł.

Ciągle posiadasz miłą Bogu duszę,

Póki grzech nie wrósł w nią aż do korzeni.

Wkrótce za późno będzie na pokutę,

A ty zostaniesz pozbawiony nieba.

Nikt ze śmiertelnych nie zna grozy piekła.

Może przemowa moja się wydaje

Tobie zbyt szorstka i bardzo niemiła.

Nie mówię w gniewie, ani nie z zazdrości,

Lecz ze współczucia, wiedząc, co ci grozi.

Mam też nadzieję, że te moje słowa,

Trafiając w ciało, uleczą twą duszę.

Faust:

Gdzie jesteś, Fauście, co ty uczyniłeś?

Już się o ciebie piekło dopomina

Swym rykiem, mówiąc: chodź, nadeszła pora.

Niebawem Faust uczyni, czego chcecie.

(Mefistofilis podaje mu sztylet)

Stary człowiek:

Wstrzymaj się, Fauście, nie czyń sobie krzywdy.

Widzę anioła ponad twoją głową,

Który naczynie trzyma pełne łaski

I pragnie wlać ją w twoją biedną duszę.

O miłosierdzie proś i nie rozpaczaj.

Faust:

Mój przyjacielu, twoje słowa niosą

Pociechę mojej udręczonej duszy.

Pozwól mi chwilę pomyśleć o grzechach.

Stary człowiek:

Mój Fauście, z bólem serca cię zostawiam,

Bojąc się wroga twojej biednej duszy.

 

Faust:

Przeklęty Fauście, co ty uczyniłeś.

Modle się, ale zarazem rozpaczam.

Piekło bój wiedzie z łaską w moim sercu,

Jak tu się wymknąć z wnyków wrogiej śmierci?

Mefistofilis:

Fauście, ty zdrajco, biorę twoją duszę

I aresztuję za nieposłuszeństwo,

Księciu ciemności, naszemu wodzowi.

Wróć do nas albo porwę cię na strzępy!

Faust:

Przebaczcie, proszę, że go obraziłem.

Poproś go, słodki Mefistofilisie,

By mi przebaczył. Aby go przebłagać

Raz jeszcze moją dawniejszą umowę

Z Księciem ciemności własną krwią potwierdzę.

Mefistofilis:

Zrób to niezwłocznie, Fauście, bo inaczej

Większe zagrożą ci niebezpieczeństwa.

Faust:

A tego starca, który mnie próbował

Radami swymi odciągnąć od niego,

Najgorszą męką, jaką znasz, torturuj.

Mefistofilis:

To człowiek wielkiej wiary, jego dusza

Mojej piekielnej władzy się wymyka,

Ale co mogę zdziałać ciału, zdziałam.

(Re-enter Helena pomiędzy dwoma Kupidynami)

Faust:

Czy dla tej twarzy tysiące okrętów

Ruszyły z portów, czy dla niej wyniosłe

Wieże Ilionu zostały spalone?

Heleno, daj mi wieczność pocałunkiem.

(całuje ją)

Jej usta duszę ze mnie wysysają,

Heleno, oddaj mi ją, bo ucieka.

Zamieszkam tu, bo w ustach jej jest niebo.

Wszystko jest niczym, co nie jest Heleną.

Parysem będę, ale zamiast Troi

Będę zdobywał dla niej Wittenbergę,

Z Menelaosem będę o nią walczył,

Jej barwy będę nosił w pióropuszu.

Gdy Achillesa zranię w piętę, w końcu

Do niej powrócę znów po pocałunek.

Jesteś piękniejsza niż wieczorne niebo

Ubrane w gwiazdy albo niż sam Jowisz,

Gdy się śmiertelnej ukazał Semele,

Śliczniejsza niźli wielki władca nieba

W objęciach ramion pięknej Aretuzy.

Tylko ty jedna będziesz mi kochanką.

(Exeunt)

(Enter Stary człowiek)

Stary człowiek:

Przeklęty Fauście, nieszczęsny człowieku,

Który niebiańską łaskę odrzuciłeś

I się odwracasz od sprawiedliwości.

(Enter Złe duchy)

Zły duch naciera na mnie z całą mocą,

W tym palenisku Bóg mnie chce doświadczyć.

Nad piekłem moja wiara zatriumfuje.

Nieprzyjaciele, patrzcie, niebo z was drwi,

Śmieje się z waszej władzy zatraconej.

Zostawcie mnie, uciekam się do Boga.

(exeunt Złe duchy i Stary człowiek różnymi wejściami)

(Piorun, Enter Książę ciemności, Belzebub i Mefistofilis)                                                    [Scena XIX]

Książę ciemności:

Oto z mrocznego Disu wychodzimy

Ażeby naszych obejrzeć poddanych,

Pieczętowane grzechem dzieci piekła,

Wśród których pierwszy Faust jest. Przychodzimy

Po ciebie, niosąc wieczne potępienie

Dla twojej duszy. Bo nadeszła pora

By się umowa wreszcie wypełniła.

Mefistofilis:

Tej pięknej nocy i w tym pomieszczeniu

Faust raz na zawsze będzie potępiony.

Belzebub:

Jeszcze przez chwilę, pozostańmy, patrząc,

Co robi Faust w ostatnich chwilach życia.

Mefistofilis:

Nasz doktor miota się niczym lunatyk,

Krew w żyłach ścina mu się z przerażenia,

Wyrzut sumienia go dręczy, mózg jego

Szuka usilnie, żeby nas oszukać

Ale na próżno. Jego dawna radość

Zostanie wkrótce pomieszana z bólem.

Oto on razem ze swoim służącym.

Właśnie przed chwilą spisali testament,

Spójrzmy, co mówią.

(Enter Faust i Wagner)                                                                                                            [Scena XX]

Faust:

Powiedz mi, Wagner, czy już wykonałeś

Co ci kazałem? Jak ci się to widzi?

Wagner:

Wspaniale, panie, dlatego w pokorze

Oddaje odtąd swoją wierną służbę

I swoje życie dla waszej miłości.

 

Faust: Dziękuję, Wagner.

(Enter Uczeni)

Witajcie, panowie.

(Exit Wagner)

Pierwszy uczony:

Dziwnie wyglądasz, Fauście, co się stało?

Faust:

Panowie.

Drugi uczony:

Fauście, co z tobą?

Faust: Koledzy, gdybym żył z wami, żyłbym na wieki, ale teraz umieram śmiercią wiekuistą. Czy on tu nie idzie, czy on nie idzie? 

Pierwszy uczony:

Czego się boisz, albo raczej kogo?

Drugi uczony:

Gdzie się podziała nasza dawna radość?

Trzeci uczony:

Samotność najwyraźniej mu nie służy.

Drugi uczony:

Jeśli to rzeczywiście to, wezwiemy lekarzy, a oni cię wyleczą.

Trzeci uczony:

Spokojnie to tylko z przepicia, nic się nie bój.

Faust:

Z przepicia grzechem śmiertelnym, co niszczy ciało i duszę wiedzie w potępienie.

Drugi uczony:

Zwróć się ku niebu i pamiętaj, że jego miłosierdzie nie ma granic.

Faust:

Ale grzech Fausta nie spotka się z łaską. Wąż, który skusił Ewę może być zbawiony, ale nie Faust. Panowie, wysłuchajcie mnie cierpliwie i spróbujcie się nie trząść słysząc to, co mówię. Chociaż moje serce drży i pulsuje, gdy sobie przypomnę te wszystkie lata spędzone tu w Wittenberdze. Żebym jej nigdy nie ujrzał, żebym nigdy nie czytał książek.  A te cuda, które zdziałałem, o których zaświadczyć mogą całe Niemcy, ba, cały świat, ale za które straciłem i Niemcy i świat i niebo, to niebo, w którym mieszka Bóg, gdzie stoi tron błogosławionych, gdzie się rozciąga królestwo wiecznej szczęśliwości. Muszę trafić do piekła i w nim pozostać na zawsze, na zawsze w piekle. Przyjaciele, co będzie z Faustem, gdy trafi do piekła?

Drugi uczony:

A jednak, Fauście, obróć się do Boga.

Faust:

To tego Boga, którego się zaparłem, do tego Boga, któremu bluźniłem. Boże, chciałbym płakać, ale zły duch osusza moje łzy. Niechby zamiast łez popłynęła krew, za życie i duszę. On nie pozwala mi mówić, chciałbym wznieść ręce, ale oni je przytrzymują.

Wszyscy:

Kto, Fauście?

Faust:

Książę Ciemności i Mefistofilis.

Panowie, duszę oddałem za władzę.

Wszyscy:

Boże, uchowaj.

Faust:

Bóg by uchował, ale Faust to zrobił

Dla przyjemności lat dwudziestu czterech

Tutaj na ziemi Faust utracił wieczność.

Własną krwią zastaw podpisałem, wkrótce

Upływa termin i oni mnie porwą.

Pierwszy uczony:

Fauście, dlaczego nic nie powiedziałeś,

Duchowni modły wznieśliby za ciebie.

Faust:

Często myślałem o tym, ale zły duch mi groził, że rozerwie mnie na strzępy, jeśli to zrobię i przyzwę imienia Boga. że mnie porwie z ciałem i duszą, jeśli się skłonię ku niemu. Teraz już za późno. Panowie, odejdźcie i nie gińcie ze mną.

Drugi uczony:

Co da się zrobić, by cię uratować?

Faust:

Nie mówcie o mnie, ratujcie się, idźcie.

Trzeci uczony:

Bóg da mi siłę. Zostanę przy Fauście.

Pierwszy uczony:

Nie wystawiaj Boga na próbę, przejdźmy raczej do sąsiedniego pokoju i tam módlmy się za niego.

Faust:

Módlcie się za mnie, módlcie, a gdybyście słyszeli jakieś hałasy, pod żadnym pozorem nie wchodźcie tutaj. Bo mnie już nic nie może ocalić.

Drugi uczony:

Módl się i my się będziemy modlić, żeby Bóg okazał ci swoje miłosierdzie.

Faust: Żegnajcie panowie, jeśli dożyję do rana, odwiedzę was, jeśli nie, będę na zawsze potępiony.

Wszyscy:

Do widzenia, Fauście.

(Exeunt  Uczeni)

Mefistofilis:

Już nie masz, Fauście, nadziei na niebo,

Możesz rozpaczać i myśleć jedynie

O piekle, w którym wieczność ci upłynie.

Faust:

Ty potępiony duchu, to przez ciebie

Zostałem nagród nieba pozbawiony.

Mefistofilis:

Sam się przyznaję, Fauście, i się cieszę

Że to ja właśnie, gdy szedłeś ku niebu,

Na twojej drodze stałem się przeszkodą.

Gdy otworzyłeś księgę, żeby czytać

Pismo, to sam ci przewracałem kartki

I prowadziłem twój wzrok w inne miejsca.

Co, płaczesz teraz? Za późno, doktorze,

Żegnaj, odchodzę. Głupi, co na ziemi

Wciąż się beztrosko śmiał i klaskał w dłonie

Po śmierci płacze i w otchłani płonie.

(Wchodzą Dobry Anioł i Zły Anioł różnymi wejściami)

Dobry Anioł:

Gdybyś mnie słuchał, Fauście, niezliczone

Dostałbyś dobra, ale ty wolałeś

Rozkosze świata.

Zły Anioł:

Ty mnie posłuchałeś

I tym sposobem piekłu się oddałeś.

Dobry Anioł:

Co ci da teraz całe to bogactwo,

Cała ta pompa, wszystkie przyjemności?

Zły Anioł:

Nic ci już nie da, nie warto się spierać,

I nie oczekuj od piekieł litości.

Dobry Anioł:

Szczęście niebiańskie utraciłeś, Fauście,

Radości nieba niewypowiedziane,

Szczęśliwość, która nie zna nigdy kresu.

Gdybyś boskości słodkiej zakosztował,

Zły nigdy nie miałby nad tobą władzy.

Gdybyś podążał swoją własną drogą,

(tron opuszcza się z nieba przy dźwiękach muzyki)

Siedziałbyś teraz w chwale, którą widzisz,

Na pięknym tronie w otoczeniu świętych,

Triumfowałbyś nad piekłem. To straciłeś.

Zostawiam cię, nieszczęsna ludzka duszo,

Bo szczęki piekła wnet cię pożreć muszą.

 

Zły anioł:

Spójrz Fauście, poczuj trwogę, gdy zobaczysz

(ukazuje się Piekło)

Wnętrze tej wiecznej, ogromnej katowni,

Gdzie Furie noszą dusze potępione

Na wielkich widłach od żaru czerwonych,

Tam w roztopionym ołowiu się smażą

Ciała ich całe na ogromnych rusztach,

Tam żywe ćwierci na węglach się pieką,

Które nie mogą umrzeć, a ten fotel

Wiecznie płonący służy za siedzenie

Dla dusz znużonych tymi torturami.

Ci, którzy tutaj siedzą i karmieni

Są żywym ogniem, byli żarłokami,

Którzy specjały najdelikatniejsze

Jedli i śmiali się z głodnych żebraków,

Którzy konali pod ich drzwiami. Ale

To wszystko jeszcze nic. Po jednej męce

Zobaczysz tysiąc innych, w każdej wnęce.

Faust: Widziałem dosyć mąk, już nie chcę więcej.

Zły Anioł:

Musisz je poczuć, musisz wszystkie zbadać

Kto kocha rozkosz, przez nią ma upadać.

Fauście, odchodzę, szykuj się do drogi,

Już wkrótce zaczniesz cały trząść się z trwogi.

Faust:

Fauście,

Oto przed sobą masz godzinę życia,

Później na zawsze będziesz potępiony.

Sfery niebieskie, swój bieg zatrzymajcie,

Niech czas przystanie, północ nie nadejdzie.

Wstań znowu słońce, źrenico natury,

I dzień znów uczyń. Niech się ta godzina

Stanie dla Fausta rokiem, czy miesiącem,

Albo przynajmniej tygodniem, dniem choćby,

By pokutował i ocalił duszę.

O lente, lente currite noctis equi!

Gwiazdy wciąż krążą, się nie zatrzymały,

Czas nadal biegnie, wnet zegar uderzy,

Zły duch tu przyjdzie, Faust będzie stracony.

Może do nieba wołać? Co mnie trzyma?

Spójrzcie, Chrystusa krew na firmamencie,

Jedna jej kropla może mnie ocalić.

Jezu!

Nie rań mi serca za wspomnienie o Nim,

Mój Wrogu, oszczędź mnie! Wszystko już znikło!

Oto się groźne czoło ukazuje

Zmarszczone gniewem i karząca ręka.

Góry i wzgórza upadnijcie na mnie

I mnie osłońcie przed Boskim wyrokiem.

Raczej się rzucę wprost w objęcia ziemi.

Otwórz się ziemio, nie chcesz się otworzyć.

Gwiazdy świecące w dniu moich narodzin,

Które przyniosłyście mi śmierć i piekło,

Unieście Fausta niczym mgłę przejrzystą

Pomiędzy chmury i tam je ukryjcie.

Niech moje ciało spłonie w waszym tchnieniu,

Ale niech dusza trafi wprost do nieba.

(Zegar wybija pół godziny)

Właśnie minęło pół godziny, wkrótce

Minie i cała ostatnia godzina.

Gdy moja dusza ma cierpieć za grzechy,

Niech cierpi, ale do pewnego czasu.

Niech Faust przebywa w piekle przez lat tysiąc,

Czy sto tysięcy, lecz niech go Bóg zbawi.

Nie będzie końca dla dusz potępionych.

Czemu nie jesteś stworzeniem bez duszy,

Albo też czemu masz ją nieśmiertelną?

Niechby prawdziwa była dusz wędrówka,

O której kiedyś pisał Pitagoras.

Niechby ta dusza ode mnie uciekła,

Żebym się zmienił w bezrozumne zwierzę.

Wszystkie zwierzęta są bardziej szczęśliwe,

Bo, gdy zdychają,

Ich dusze szybko giną wśród żywiołów,

A moja będzie trwać w piekielnych mękach.

Niechby mnie nigdy nie mieli rodzice.

Nie, nie przeklinaj ich, przeklnij sam siebie

I Złego, który nieba cię pozbawił.

(Zegar wybija dwunastą)

Godzina bije, rozpadnij się ciało

Inaczej Zły do piekła cię zabierze.

Przemień się, duszo, w drobne krople deszczu,

Ukryj się w morzu, by cię nikt nie znalazł.

(Wchodzą złe duchy)

Litości, niebo, nie patrzcie tak na mnie,

Węże i żmije, dajcie choć odetchnąć,

Oddal się Piekło, nie zbliżaj się Wrogu,

Spalę te książki, Mefistofilisie.

(Exeunt złe duchy wyprowadzając Fausta)

Pierwszy uczony:                                                                                                                        [Scena XXI]

Chodźmy panowie i odwiedźmy Fausta.

Równie okropnej nocy nikt nie widział.

Nigdy zapewne od stworzenia świata

Podobnie strasznych krzyków nie słyszano,

Módlmy się, żeby nasz doktor ocalał.

Drugi uczony:

Boże dopomóż, przecież to jest ciało

Naszego Fausta porwane na strzępy.

Trzeci uczony:

Złe duchy, które służyły Faustowi,

W ten sposób jego ciało rozerwały,

Między północą i pierwszą, jak sądzę,

To wtedy krzyczał i wzywał pomocy.

Wtedy zdawało się, że dom się pali,

Grozą tych duchów cały wypełniony.

Drugi uczony:

Panowie, chociaż Faust miał taki koniec,

Który każdego z chrześcijan przeraża,

Ponieważ kiedyś był wielkim uczonym,

Dla jego wiedzy przez nas podziwianym,

Urządźmy pogrzeb jego ziemskim szczątkom

I niech studenci w żałobę odziani

W długim kondukcie ruszą uroczyście.

Wchodzi chór:

Podcięto gałąź, która mogła wzrastać,

Spalono również pęd lauru Apolla,

Który wyrastał w duszy tego mędrca.

Faust już przeminął. Pomyślcie o jego

Strasznym upadku, co niesie przestrogę

Dla innych mędrców, żeby nie sięgali

Po rzeczy, które nie są dozwolone,

Po to, co w duszy pokusę rozpala

By robić więcej, niż niebo pozwala.

Terminat hora diem, terminat auctor opus

Tłum. Wiktor J. Darasz  (2014)


Christopher Marlowe, Żyd z Malty. Prolog mówiony na dworze


Szanowni państwo, choć nie jestem godzien,

Pośród sztuk innych, co są teraz w modzie,

Pragnę przedstawić dawno napisaną

I do najgorszych wtedy zaliczaną,

Tę skromną sztukę, o łaskę błagając,

Z niej państwo losy niebawem poznają

Sławnego Żyda, co z Malty pochodził

I tam w bogactwie żył, gdzie się urodził.

Gdy zobaczycie bohatera tego,

Przyznacie sami, że Makiawellego

Prześcignął w zbrodniach. Gdy stanie przed wami,

Jego i sztukę nagrodźcie brawami,

(tłum. Wiktor J. Darasz)


Christopher Marlowe, Żyd z Malty. Epilog mówiony na dworze


Jesteśmy w strachu, najjaśniejsza pani,

Że za zbyt nudną sztukę wnet nas zganisz,

Więc, nadużywszy twojej cierpliwości

Odwołujemy się do twej litości,

A jeśliśmy też obrazy twej winni,

Wiedz, że my gramy to, co piszą inni.

(tłum. Wiktor J. Darasz)


Christopher Marlowe, Epilog mówiony w teatrze "Cockpit" (Żyd z Malty)


W rzeźbieniu z samym Pigmalionem, czy w malowaniu z Apellesem

Współzawodniczyć trudna sztuka, kto zacznie, przegra wnet z kretesem

I będzie wielki wstyd przed ludźmi. Nasz aktor jest od mistrzów niższy.

Jego ambicją jest dorównać, lecz w żadnym razie nie przewyższyć.

Nie myślcie też, że ten dzisiejszy spektakl był bardzo dużo warty,

Żadnych zakładów tu nie było, nikt nie grał o pieniądze w karty.

Naszym pragnieniem jest usłyszeć, jak powtarzacie z wielką siłą,

Że przedstawienie odegrane przed wami całkiem dobre było. 

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Christopher Marlowe, Edward II

(fragment)


Przestań, mój bracie, bo ja znieść tych słów nie mogę.

Twoja wartość przechodzi wszystkie moje dary:

Więc, żeby jej wyrównać, przyjmij moje serce.

Jeżeli tych zaszczytów będą ci zazdrościć,

Dam ci o wiele więcej; żeby cię docenić,

Edward da ci królewskie dary i zaszczyty.

Czy boisz się o siebie? Dostaniesz ochronę.

Pragniesz złota? Idź, proszę, do mojego skarbca.

Czy pragniesz, żeby ludzie bardzo cię kochali,

Albo się jeszcze bardziej bali ciebie? Przyjmij

Moją królewską pieczęć. Rządź i uniewinniaj,

Albo skazuj, rozkazuj, rządź w moim imieniu,

Jak ci radzi twój rozum lub twoja fantazja. 

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Christopher Marlowe, Żyd z Malty

(fragment)


Barabasz:

Jestem Żydem, dlatego jestem potępiony.

Czy pokuta mnie może ocalić od zguby?

Mógłbym się ubiczować na śmierć własną ręką...


Itamor:

Ja też mógłbym, lecz taka pokuta nie działa.


Barabasz:

Pościć, długo się modlić, nosić włosienicę

I na kolanach ruszyć do Jerozolimy.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)