Charles Henry Lüders

Charles Henry Lüders, Winowajca


Sen mnie ogarnął, gdy patrzyłem na strumień, co leniwie płynął;

Jeleń go przeszedł i przeze mnie pozostał niezauważony,  

Mnie również nie zauważając. Potem pies przybiegł, ciężko dysząc,

A ja go zbiłem jego smyczą, za ten mój sen zaprzepaszczony.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Charles Henry Lüders, Świetliki (Fireflies)


Kiedy wieczorem nad rozległe pola, gdzie rosną złote kłosy,

Ciężka zasłona nadciągnęła, uszyta z gęstych fałdów cienia, 

Promienie gasnącego słońca wplątane w jej rozwiane włosy

Się rozprysnęły w drobniuteńkie kropelki żaru i płomienia.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Charles Henry Lüders, Stara myśl (An Old Thought)


Przy wielkim, starym, marmurowym kominku siedzi sobie chłopiec

I patrzy na płomieni taniec z bezpiecznych kolan swego dziada. 

Ten mniejszy widzi, jak się węgle w warowny zamek układają,

Ten starszy widzi, jak się zamek z czerwonych węgli w pył rozpada.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Charles Henry Lüders, Bóg rzeki (The River God)


Potężna rzeka jest olbrzymem, co być posłuszny ludziom umie;

Potrafi być kolegą, bratem, który w codziennym swoim biegu  

Splata zdarzenia w sen cudowny, lecz też jak uśmiechnięty strumień,

Twe ciało, gdy utoniesz, porwie, żeby wyrzucić je na brzegu.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Charles Henry Lüders, Pod parasolem wielkiej fali (Under the Breaker)


Jesteście pewni, że syreny, morskie dziewczęta, nie istnieją?

Podejdźcie proszę i popatrzcie, jakie się rzeczy w głębi dzieją,

Gdy wielka fala się przewala. Gdybyście tylko byli w stanie

Zobaczyć pod powierzchnią wody ten piękny, nieustanny taniec

Dzikich, lecz dzielnych wodnych istot, które się roją, dwoją, troją

I wypełniają toń zieloną i złotą wielką ciżbą swoją.

Lecz już za chwilę chwiejna fala się łamie i opada z góry

I w gruzy idą te błękitne i granatowe, ciekłe mury.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021) 


Charles Henry Lüders, Utrata (Elusion)


Jak wiele z tego, co myślimy, co od początku planujemy, 

Ucieka od nas nieuchronnie, gdy się do celu dostajemy.

Gdy pod Białego Miasta mury przybędzie i je wzrokiem bada,

Strudzony swą wędrówką pielgrzym mdleje i nieprzytomny pada. 

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021) 


Charles Henry Lüders, Stworzenie (Creation)


Kropelka deszczu, przemieniona w błyszczący diament światłem słońca,

Ogłasza, lśniąc na liściu róży, że burza doszła już do końca.

Krople wydają się nietrwałe, klejnoty stare nam się zdają,

Jednak w tej samej krótkiej chwili i te i te się poczynają.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021) 


Charles Henry Lüders, Odroczenie (Reprieved)


Stanąłem twarzą w twarz ze śmiercią,

Ale w ogóle się nie bałem.

Oddech mi w piersiach nie przyśpieszył,

Łzy mi nie ciekły, gdy tak stałem. 


Śmierć przemówiła do mnie miękko,

Jak mówi się do sióstr i braci:

"Jeszcze nie mogę się domagać

Od ciebie, żebyś dług swój spłacił."


A wtedy życie, gwiezdna panna,

Mocno za rękę mnie ujęła

I opuściliśmy Kraj Ciszy,

By dalej tworzyć swoje dzieła.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021) 


Charles Henry Lüders, Czas i wieczność (Time and Eternity)


Gdy życie śmierć za ręce chwyta, by się już nigdy nie rozdzielić           

I wielkie skrzydła ziemi więcej już nie trzepoczą tak, jak wczoraj

Szlak czasu przez odwieczne Nieba ciemności biegnie smużką bieli

Krótką jak ślepo zakończone ślady po zgasłych meteorach. 

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Charles Henry Lüders, W tunelu (In a Tunnel)


Słońce ukryło się przed wzrokiem,

Cięższe się stają wszystkie cienie

I nagle noc napada bokiem,

Jak cios, co nas napełnia drżeniem. 


I tak jak w mlecznej mgle na morzu

Za gwiazdą błyska druga gwiazda

Cygara w mroku lśnią jak iskry

I dalej trwa szaleńcza jazda. 


Przez przednią lampę oświetlone 

Gonią za oknem kłęby pary

Jak chmury, co w księżyca świetle 

Biegną i biorą się za bary.


Z rozjaśniającej się ciemności

Kształty się znowu wychylają

I w strugach słonecznego światła 

Czerwone iskry umierają.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Charles Henry Lüders, Cztery wichry (The Four Winds)


Wichrze z północy,

Wietrze, co wiecznie sobie wiejesz i wiejesz od północnych śniegów,

Wietrze z wielkiego miechu nieba, spod gwiazd jak iskry migoczących,

Wiej dalej, zimnym, przenikliwym powiewem po wzgórz nagich stokach,   

Pokrywaj cienką warstwą lodu potoki, stawy i jeziora,

Posypuj szronem szyby w oknach, ale nie podchodź nazbyt blisko

Do tej kobiety, którą kocham.


Wichrze z zachodu,

Wietrze nielicznych i niepewnych, niewielkich chmur nad horyzontem,

Wietrze tych złotych, purpurowych zachodów słońca nad polami,

Wiej dalej świeży ponad światem, nad skalistymi wierzchołkami,

Poszerzaj silnym swym powiewem błogosławiony błękit nieba,

Przeczesuj trawy i przyginaj do ziemi smukłe słupy sosen,

Lecz oszczędź moją ukochaną.


Wichrze ze wschodu,

Wietrze mierzei, mórz, moczarów i tych wspaniałych wschodów słońca,

Wietrze mgieł mlecznych i obfitych, dudniących w dno doliny deszczów,

Wiej dalej, niosąc z sobą słoną wilgoć i chłód znad oceanu,

Zasłoń kurtyną okno nieba przed światłem słońca i księżyca,

Chłoszcz gałęziami dumne dachy, lecz zawsze trzymaj się z daleka,

Od tej kobiety, którą kocham.


Ale ty, słodki

Wichrze z południa, wolny, wonny zapachem róż, bzów i jaśminów,

Krzaków magnolii i hortensji, jak również wonią wodnych lilii,

Przybywaj do nas i skrzydłami swoimi skrapiaj nasze lasy,

Obrywaj płatki białych kwiatów i składaj je pod jej stopami,

A potem deszczem pocałunków obsypuj hojnie ten pagórek,

Na którym ona odpoczywa. 

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2023)