William Ernest Henley

William Ernest Henley, Przynieś mi ją, zachodni wietrze... (Bring Her Again...)


Przynieś mi ją, zachodni wietrze, co wiecznie wiejesz z wielką siłą,

Przynieś i postaw ją koło mnie, przenieś ją ponad całym morzem!

Tak drobną, taką delikatną i dobrą, piękną, jak też miłą,

Przynieś mi ją i postaw obok, bo wiem, że to uczynić możesz!


Nie wierzę, że pamięta o mnie, i sądzę, że mnie ceni nisko;

Nie wierzę, że pamięta o tym wszystkim, co między nami było.

Ja tylko pragnę choć przez krótką chwilę ją poczuć bardzo blisko,

Więc przynieś mi ją, wierny wietrze, co wiecznie wiejesz z wielką siłą.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2022)


William Ernest Henley, Triolet (Easy is the Triolet)


Triolet bynajmniej nie jest trudny,

Jeśli choć trochę się przyłożysz.

Gdy znajdziesz refren, choćby nudny,

Triolet nie będzie wcale trudny.

Bez trosk i trudu go ułożysz,

Gdy rym wymyślisz, choćby złudny.

Triolet bynajmniej nie jest trudny,

Jeśli choć trochę się przyłożysz.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2022)


William Ernest Henley, Życie i śmierć. Echa III (Life and Death. Echoes III)


Zgromadźcie dla mnie, proszę, róże, ogromne i czerwone róże,

Dopóki do nas odwracają się dorodnymi kielichami,

Bo lato do nas się uśmiecha, lecz nie zostanie tu na dłużej,

A zima, mroczna, jak też mroźna, czeka mu zaraz za plecami.


Kiedy marzenia przemijają, na wieki wieków przemijają,

A czyn nie będzie dokonany już nigdy, bo czas nie powróci

Dogodny na to, żal jak robak z innych robaków podłą zgrają

Będzie się wgryzać aż do wnętrza, a czas go wcale nie zawróci.


Tak dobrze byłoby się kochać nawzajem, moja ukochana,

I aż po czasu kres odzierać z każdego beztroskiego śmiechu

Los ponad nami i pod nami, we wszystkich jego dziwnych zmianach,

Mrok przed tym życiem i po życiu, które przemija nam w pośpiechu.


Zielony mirt, czerwoną różę, kwitnącą, gdy się wypogodzi,

Ciepłe, słoneczne światło, które w powietrzu bawi się z jaskółką,

Marzenie, które tu przychodzi, pragnienie, które stąd odchodzi,

Wspomnienia, które pozostają, kiedy są powtarzane w kółko.

1874

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Ernest Henley, Nad tym leniwym, letnim morzem...

(Beside the Idle Summer Sea)


Nad tym leniwym, letnim morzem

Porę spędzaliśmy przyjemną,

Aż lekka Miłość, dziecię Boże,

Na flecie, lepiej albo gorzej,

Zaczęła grać melodie hoże,

Gdzie się włóczyłaś razem ze mną.


Czy ktoś odrzuciłby w uporze

Miłość tak piękną i przyjemną

I by nie słuchał, jak ty ze mną,

Pieśni jak śpiew słowików w borze,

Gdy nad leniwym, letnim morzem,

Porę spędzaliśmy przyjemną?


Słuchaliśmy godzinę może,

Dopóki nie zapadła ciemność,

Wtedy przepadła gdzieś przyjemność.

Staliśmy sami, przestraszeni,

Pośrodku gęstniejących cieni -

Z niezapomnianym tym wspomnieniem,

Które wysoko do dziś cenię -

Nad tym leniwym, letnim morzem.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Ernest Henley, XXIII. Muzyka (XXIII. Music)


Kiedy wieczór jest spokojny,

Oknem, wraz z zachodem słońca,

Wchodzą do pokoju dźwięki,

Jakichś głupich melodyjek.

Co z grającej szafy płyną,

Wtedy, jakbyś sobie zmienił

Obraz w teatrzyku cieni,

Książki, łóżka i podłoga,

Sufit i butelki wszystkie

Rozpływają się i nikną.


No i wtedy jest mi lepiej...

Sierpień skwarny, opalony,

Suchym wiatrem we mnie wieje,

Ale moje serce ciągle

Pełne jest świeżosci kwietnia,

Słodkich soków i wilgoci.


Kiedy wieczór jest spokojny,

Leżę, błądzę, tęsknię, marzę -

Marzę, a grająca szafa

Gdzieś w oddali mi wygrywa

Jakieś głupie melodyjki.


Widzę dobrze tamten lokal

O posadzce pokropionej

I pachnącej - gdzie pracuje.

Jej fryzura wypiętrzona -

Kok w kolorze kasztanowym -

W drżenie wprawia moje zmysły.


Te widoki i zapachy -

Tęskny, zadumany wieczór

I posadzka mokra, wonna.

Gdzieś daleko gra mi szafa -

To wrażenie do mnie wraca.


I przychodzi do mnie znowu

I przez chwilę moja dusza

Wraz z muzyką wdycha sobie

Powietrze pobłogosławione

Sponad Londynu.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Ernest Henley, Do mojej żony (To My Wife)


Proszę cię, przyjmij, moja droga, tę skromną wiązkę moich pieśni

I poświęć kiedyś krótką chwilę, żeby je wszystkie wzrokiem przebiec,

Bo to, co dobre w nich się kryje, do ciebie należało wcześniej,

Tylko do ciebie.


One przypomną ci po latach to, co zostało zapomniane,

Choćby wydały się surowe i bardzo skromne, najskromniejsze,

Te wszystkie inne nasze pieśni, przeżyte, lecz niezaśpiewane,

Najcudowniejsze.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Ernest Henley, Życie i śmierć. Echa XII (Life and Death. Echoes XII)


Dla mnie, na piątym piętrze domu przez okno wyglądającego,

Kominy ułożone rzędem na przeciwległych kamienicach

Stanowią wielką fletnię Pana dla potężnego wichru, który

Wygrywa na nich swą melodię, a ta niezmiennie mnie zachwyca.


A dym, co kręci się, wiruje i zwija się w zawiłe loki,

Raz po raz, setki razy dziennie, jak w wielkie wiolinowe klucze,

Stanowi dla mnie dostrzegalną i namacalną wręcz muzykę,

Przy której się pogrążam w myślach i świata się na nowo uczę.


Ogromne organowe rury, piszczałki o piskliwym głosie

Wasza melodia się unosi, jak dym w powietrzu, ponad światem

I tylko chmury są na niebie waszą jedyna publicznością,

A jej najintymniejsze myśli waszym jedynym są tematem.

1875

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Ernest Henley, Nokturn (Nocturn)


W samym najgłębszym środku nocy,

Gdy cień się skraca i wydłuża,

A ogień w piecu płonie z trzaskiem,

Słyszę, jak z rury kapie woda.


Kapie i kapie, w równym rytmie,

Kroplą po kropli w takt punktuje,

Niczym melodią zmałpowaną

Z natury w niepamiętnych czasach.


Niczym owada brzęk natrętny,

Ciągły, bezmyślny, nieprzerwany -

(A ja zmuszony jestem słuchać,

Całą uwagę skupiać na nim.


Uderza w struny mego serca

Niczym w klawisze fortepianu,

Stuka i puka kropelkami,

Spływając z rury jak z klepsydry.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Ernest Henley, Pomiędzy zmrokiem letniej nocy... (Between the Dusk of a Summer Night)


Pomiędzy zmrokiem letniej nocy

A bladym świtem dnia letniego

Nastrój schwytaliśmy w ucieczce,

Bo być nie mogliśmy bez niego.


To, co nad ranem się zaczęło,

Do zmierzchu już się dokonało.

Tak jest z kobietą i mężczyzną,

Gdy razem tworzą jedno ciało.


Za łukiem łuk, do światła z cienia

Świat przyszedł z hukiem gromów do nas.

Czy jego szlak był naszym szlakiem?

Jego panami - ja i ona?


Choć umieramy, to umiemy

Żyć i cud ziemi, jak też słońca

Przynosi radość dwojgu ludziom,

Aż ich tęsknota dotknie końca.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Ernest Henley, Życie i śmierć. Echa XI (Life and Death. Echoes XI)


Gęsta i groźna jest ta ciemność,

Więc się kierujmy w stronę słońca!

Trudna jest cała nasza droga,

Lecz trzeba iść, iść aż do końca.


Świt zakotwiczył się już mocno

Na wschód od tych ponurych cieni.

Ale zielone, wonne łąki

Przed nami kładą się w przestrzeni.


Zawsze do góry i do przodu,

Czas nas otoczy ramionami;

Światło rozpala się nad nami,

A odpoczynek jest przed nami.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Ernest Henley, Życie i śmierć. Echa XVIII (Life and Death. Echoes XVIII)


Słowik o miłym, słodkim głosie jak złota lira tworzy tony,

Skromny skowronek śpiewa sobie jak srebrna trąbka w gąszczu krzaków,

Z kolei kos gra na drewnianej fujarce z tej czy tamtej strony,

Ale ja kocham go najbardziej ze wszystkich śpiewających ptaków.


Bo w jego śpiewie się wyraża naszego życia moc i siła

A także radość, wielka radość z szalonej wiosny nowych ustaw,

A my słuchaliśmy we dwoje tej pieśni, aż nam połączyła

Najpierw umysły, potem serca, a w końcu niecierpliwe usta.

1876

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Ernest Henley, Życie i śmierć. Echa XX (Life and Death. Echoes XX)


Ogromne fale pulsowały odległym szumem na otchłanią,

A błogi błękit był błękitem czerwca, co cieszy i zachwyca,

Zaś nisko ponad jaśniejącym daleko wschodem się unosił

Na płaskim, granatowym niebie olbrzymi, żółty strzęp księżyca.


A lasy były całe czarne i pełne uroczystej ciszy,

I noce wichry podążały swobodnie, jak tam który może.

A wtedy w twym umyśle własnym błogosławieństwo się zdawało

Spływać na twardy ląd i wielkie, rozkołysane lekko morze.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Ernest Henley, Życie i śmierć. Echa XXIV ((Life and Death. Echoes XXIV)


Ogromne morze się kołysze i groźnym się odzywa gromem,

W olbrzymiej, niezmierzonej glorii przeciąga się na swoim łożu.

Och, kiedy wreszcie umrę, błagam, nie grzebcie mnie w nieczułej ziemi,

Ale w żyjącym wiecznie, wielkim, pełnym ukrytej mocy morzu.


Proszę, pogrzebcie mnie na morzu, które grzechocze grzywaczami

Po wielkiej granatowej toni, całe tysiące mil od brzegu,

I tam w braterskim niepokoju, ukryty w głębi, pod falami,

Na wielki wieków będę krążył w nieustającym życia biegu.

1876

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Ernest Henley, Koszyk róż (A Bowl Of Roses)


To był zwyczajny, wiklinowy koszyk, różami wypełniony,

Które stabilnie i spokojnie, skąpane blaskiem, sobie stały;

Schnąc, omdlewając, tracąc barwy i wydychając resztki życia,

Zapach dokoła roztaczały.


A dusza kwiatów się uniosła, jako obecność niewidzialna,

I weszła we mnie i zaczęła mnie drążyć jako wielka siła,

I wypełniła mnie czymś takim - a może raczej kimś nieznanym -

Och, powiedz mi, czy to ty byłaś?

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Ernest Henley, Invictus (Invictus)


Z głębi bezgłośnej nocy, która mnie przygniata,

Smolista niczym otchłań, w tej ogromnej głuszy,

Dziękuję szczerze wszystkim Bogom tego świata

Za dar olbrzymi mojej niepodbitej duszy.


Rozciągnięty na łożu, poddany torturom

Przez prawdopodobieństwo, nie wyłem, nie drżałem.

Gdy pod uderzeniami przypadków ponuro

Moja głowa krwawiła, kark sztywno trzymałem.


Poza tym miejscem gniewu, gdzie łez płyną grona,

Zalega tylko groza zła niepoznanego,

A jednak stała presja lat mnie nie pokona,

Znajduje mnie i znajdzie nieprzerażonego.


To nieistotne teraz, jak ciasna jest brama,

Jaka okropna kara moje kości skruszy,

Kiedy własnego życia sam układam dramat,

Kiedy jestem sternikiem statku mojej duszy.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


William Ernest Henley, Jestem żniwiarzem (I Am the Reaper)


Jestem żniwiarzem.

Wszystkie rośliny żwawym i uważnym sierpem

Po cichu zbieram.

Blade, różowe róże wiosną,

Wysoką kukurydzę w lecie,

Wielkie owoce na jesieni

I kruche, mroźne kwiaty zimą -

Ścinam i ścinam,

Wszystkie rośliny żwawym i uważnym sierpem

O czasie zbieram.


Jestem też siewcą.

I całe niewcielone życie

Przechodzi przez zanadrze moje.

Atom z atomem się kojarzy,

Jeden popędza, drugi pędzi,

Przechodzą dalej przez dłoń moją

I się zmieniają, wciąż niezmienne.

Bez przerwy sieję,

Rozsiewam życie, mocne życie,

Nigdy się niepsujące życie,

Które z zanadrza mi się bierze.


Twórca, niszczyciel,

Jestem przypływem i odpływem,

Teraźniejszością i przyszłością.

Pędzę przed siebie przez gęstwinę,

Dżunglę natury nieskończonej.

Niemrawą, niemą, niewidomą

Każdą istotę żywą czynię,

Dawcą i biorcą

Jestem, otwartym, płodnym łonem

I mrocznym, czyhającym grobem.

Jestem trwającym teraz i wiecznością.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Ernest Henley, Oddałem serce swe kobiecie (I Gave My Heart to a Woman)


Oddałem serce swe kobiecie

Jak wielkie drzewo z korzeniami,

A ona nad nim się znęcała

I podeptała je stopami.


Ona zdeptała je stopami,

Ona piętami je zmiażdżyła,

Rozgniotła na zupełną miazgę,

Co się jak smoła z piekła skrzyła.


Potem na deszczu i upale

Leżały szczatki te żałosne,

Lecz kiedy na nie znów spojrzała,

Zaczęły śpiewać, jak na wiosnę.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Ernest Henley, Życie i śmierć. Echa X (Life and Death. Echoes X)


Morze jest pełne białej, lekkiej jak puch i pierze, pięknej piany,

Niebo jest wypełnione całe przez poszarpane, czarne chmury,

A moje niespokojne myśli błądzą po drogach niezbadanych

Pomiędzy nimi, kiedy w nocy pomruk rozlega się ponury.


Gdzie są godziny, które przyszły do mnie, jaśniejąc na przestworzach

Ogromnym blaskiem, pełnym piękna i niezrównanej, dobrej mocy?

Dziki i zimny wicher wzbija grzywacze na powierzchni morza

Jeszcze dzikszego niż on sam jest... Jakże jest głośna czerń tej nocy!

1876

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Ernest Henley, Kto mówi, że my przeminiemy...


Kto mówi, że my przeminiemy, a nasza sława zblaknie, zginie,

Gdy żywe gwiazdy żywym niebem w tej właśnie będą szły godzinie?

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


William Ernest Henley, Wszyscy, gdy przyjdzie czas, umrzemy (We Shall Surely Die)


Wszyscy, gdy przyjdzie czas, umrzemy

I odejdziemy z tego świata.

Starości też nie unikniemy,

Gdy tylko przyjdą późne lata.

Więc po co żyć? Żeby się starzeć

I patrzeć, co nam świat pokaże?


Po co się miotać po tym świecie,

Po co w ogóle się z nim bratać?

Może odpowiedź mi znajdziecie,

Po co tu spędzać smutne lata?

Wszyscy, gdy przyjdzie czas, umrzemy

I z tego świata odejdziemy.


Po co się starzeć i usychać,

Po co wspominać i narzekać,

Po co pamiętać, po co wzdychać,

Skoro kres przyjdzie na człowieka?

My też, gdy przyjdzie czas, umrzemy

I z tego świata odejdziemy.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2022)


William Ernest Henley, Cóż, czytanie poezji...


Cóż, czytanie poezji to jest układanie

Idealnego tomu, własnej antologii,

Które zresztą wynika z niezadowolenia

Czy wręcz rozczarowania wszystkimi książkami

Z wyborem wierszy, które istnieją na świecie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2022)