Edna St. Vincent Millay

Edna St. Vincent Millay, Passer Mortuus Est (Passer Mortuus Est)


Śmierć chwyta i pożera wszystkie śliczne i roześmiane rzeczy;

Lesbia ze swoim ulubionym wróblem, którego znamy z książki,

Śpi i śni sen swój nieprzespany w ciemności i nikt nie zaprzeczy,

Że każdy tapczan i materac dla nas w tej chwili jest zbyt wąski.


Niepamiętana jak deszcz dawny, który o dachy domów dudnił,

Doszczętnie wyschła nam ofiara składana Bogom przy kolacji,

A drobna, rozdrażniona ręka jest już znużona i zmęczona

Od podawania i sprzątania i od składania adnotacji.


A po tym wszystkim, ukochany kiedyś, a teraz utracony,

Niedotykany, niepieszczony, którego już nie będę cucić,

Czy wciaż potrzebujemy mówić, że to nie była wcale miłość,

Skoro ta miłość przeminęła i nigdy do nas nie powróci.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Edna St. Vincent Millay, Drzewa w mieście


Drzewa rosnące wzdłuż alei miejskiej, ruchliwej, zatłoczonej,

Gdyby nie hałas samochodów przejeźdżających i tramwajów,

Brzmiałyby dźwiękiem takim słabym i słodkim jak zadowolone

Ze swego losu drzewa na wsi, gdzień na prowincji w innym kraju.


A ludzie, którzyby przed deszczem chronili się pod ich osłoną,

Słyszeliby bez wątpliwości żadnej dokładnie takie tony,

Jakie wytwarza wiatr swawolny, gdy drzewa bawi się koroną

I z tej muzyki szeleszczącej niezmiernie jest zadowolny.


Och, małe, niepozorne listki, wrzucone w gwar wielkiego miasta,

Bezbronne wobec wielkiej wrzawy, bezsilne wobec szmeru tłumów

Ja obserwuję was z daleka, gdy wiatr się zjawia i narasta

I znam wasz dźwięk, choć go nie słyszę, ukryty pośód ulic szumu.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Edna St. Vincent Millay, Brzydkie budynki na solidnej skale...


Brzydkie budynki na solidnej skale bezpiecznie stoją sobie w pełni blasku,

Podejdź i zobacz mój połyskujący pałac wzniesiony na drobniutkim piasku.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Edna St. Vincent Millay, Dzikie łabędzie


Spojrzałam w serce swe, gdy dzikie łabędzie snuły się nad miastem.

I co nowego zobaczyłam, czego nie dostrzegałam wcześniej?

Tylko pytanie jedno nowe, nieważne, jedno mniej, czy więcej,

Które nie miało nic wspólnego z ich lotem ponad moją głową.

Zmęczone serce, które stale żyjesz, umierasz wciąż na nowo,

Niewielka izbo bez powietrza, zostawiam cię i drzwi zamykam.

Dzikie łabędzie, przelatujcie, snujcie się dalej ponad miastem,

Swe smukłe nogi wyciągając i skrzecząc głośno ponad głową.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Edna St. Vincent Millay, Odpływ


Wiem dobrze, jakie jest samotne i smutne teraz moje serce,

Od czasu, kiedy twoja miłość umarła i mnie opuściła.

Jest ona niczym skalna półka, płaska i twarda, na urwisku,

Na której przypływ pozostawił małą kałużę słonej wody.

Małą i chłodną, która szybko wysycha, kurcząc się od brzegów.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Edna St.Vincent Millay, Popołudnie na wzgórzu


Pod słońcem będę najszczęśliwszym

Mieszkańcem świata tego.

Choć dotknę setek małych kwiatów,

Nie zerwę z nich żadnego.


Spojrzę na brzegi i na chmury

Spokojnymi oczami;

Popatrzę, jak wiatr czesze trawy,

Aż kładą się falami.


A gdy blask z pobliskiego miasta

Dotrze do moich oczu,

Oznaczę to, co będzie moje,

I zbiegnę w dół po zboczu.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Edna St. Vincent Millay, Z obu stron pali się płomieniem ta świeczka na świeczniku moim...


Z obu stron pali się płomieniem ta świeczka na świeczniku moim

I nie doczeka końca nocy, przynajmniej tak mi się wydaje.

Och, moi wierni przyjaciele, och, wy wrogowie wierni moi,

Wprawdzie wypala się, lecz jakie nam śliczne, świeże światło daje!

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Edna St. Vincent Millay, Dorosła (Grown-Up)


Więc po to tyle się modliłam, po to płakałam i wrzeszczałam,

Klęłam jak szewc i w stopnie schodów drewnianych z całych sił kopałam,

Żebym, dorosła i dostojna, udomowiona niczym talerz

Wracała o wpół do dziewiątej i już nie wychodziła wcale?

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Edna St. Vincent Millay, Epitafium (Epitaph)


Nie znoście tylko na mogiłę

Róż, które ona tak kochała;

Po co ją drażnić, gdy nie będzie

Tych róż widziała i wąchała?

Ona szczęśliwa jest, urocza,

Z ziemią na swych zielonych oczach.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Edna St. Vincent Millay, Dafne (Daphne)


Dlaczego za mną ciągle gonisz, panie?

Ja przecież w każdej chwili jestem w stanie

Stać się laurowym drzewem na polanie.


W każdym momencie tej szybkiej pogoni

Z siebie gałazkę potrafię wyłonić,

Byś to ją - nie mnie - mógł potrzymać w dłoni.


Ale jeżeli na górze, w dolinie,

Rychłe spotkanie z tobą mnie nie minie -

Uciekam, a ty goń mnie, Apollinie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Edna St. Vincent Millay, Smutek (Sorrow)


Smutek jak długotrwałe deszcze, które padają i szeleszczą,

Dudni o moje dumne serce; jak słota o wysokie domy.

Ludzie zwijają się z wielkiego bólu i bezustannie wrzeszczą,

Ale poranek ich odnajdzie uspokojonych, nieruchomych.

To wszystko ani się nie zwiększa, ani nie zmniejsza w swym przebiegu,

Nie rozpoczyna i nie kończy nieskończonego tego biegu.


Ludzie ubrania zakładają, nie odzywając się choć słowem,

Wychodzą i do miasta idą; ja nadal siedzę na fotelu.

A moje myśli są leniwe, ciągle powolne i brązowe:

Siadają, wstają, żeby usiąść i nie znajdują sobie celu.

To przecież nic nie znaczy. Wcale. Tak samo, jaką suknię włożyć,

Albo też, jakie wybrać buty, gdy nic nie może się ułożyć.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Edna St. Vincent Millay, Chór (Chorus)


Rozdajcie jej stylowe suknie,

Rozdajcie jej stylowe buty,

Ona już w nich nie będzie chodzić,

Obcasem już o bruk nie stuknie.

Już niepotrzebne są jej suknie,

Wonne, bo wyperfumowane.

Zdejmijcie je z wieszaków wszystkie,

Niebieskie, żółte i zielone,

Różowe, czarne i zielone,

Weźcie jej z wielkiej szafy wszystkie.

Ona już nigdy nie zatańczy

W tych pięknych, wąskich pantofelkach.

Wyrzućcie te stylowe buty,

Wyrzućcie jej stylowe suknie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Edna St. Vincent Millay, Atak (Assault)


I


Zdążyłam już zapomnieć, po roku milczenia,

Jak hałasują żaby. Teraz mi się zdaje,

Że nie powinnam sama wychodzić o zmierzchu

Na tę nieuczęszczaną, boczną, polną drogę.

II


Otoczyło mnie piękno. I któż mnie odgrodzi

Od tego zagrożenia? Kto wejdzie pomiędzy

Mnie i żarliwe żaby? Pozwól mi przejść, piękno,

Ponieważ jestem tylko nieśmiałą kobietą,

Która z jednego domu idzie do drugiego.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Edna St. Vincent Millay, Dla tego, dla którego nie jest niemożliwe (To the Not Impossible Him)


Skąd mogę wiedzieć, jeśli nie pojadę

Do Kanady, Kairu, Kany lub Kataju,

Czy to, czy tamto pobłogosławione

Jest miejsce w tym, czy może w tamtym kraju?


Być może kwiat ten jest stworzony dla mnie

(W jego kielichu nos właśnie zanurzam)

Ale skąd mogę o tym wiedzieć, jeśli

Nie wiem, jak pachnie kartagińska róża?


Mocnej tkaniny mojej miłości do ciebie

Nic nie rozerwie, choć jest subtelna, różowa,

Dopóki jestem tutaj - ale co się stanie -

Ukochany, jeżeli zacznę podróżować?

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Edna St. Vincent Millay, Do S.M. (To S. M.)

(Gdyby na łożu śmierci leżał)


Nie życzę sobie, żebyś poszedł

Do ziemi, gdzie Helena poszła;

Ja wiem, że ona teraz żyje.

Gdzie Kleopatry bransolety

Rdzewieją, ty nie będziesz leżeć

Za moją zgodą. A Safona

Jest kłębem ruchomego pyłu.

Krysyda znowu może kochać.

Władczyni dumna zaś, Dydona,

Chociaż się obróciła w próchno,

Nie zna wiecznego odpoczynku.

Ty mnie opuszczasz wbrew mej woli.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Edna St. Vincent Millay, Grusza (Pear Tree)


Na tym paskudnym i brudnym podwórzu,

Gdzie rude kury drapią i biegają,

Niewiarygodnie biała, rosła grusza

Stoi osobno, słońca zażywając.

Świadoma oczu, które na nią patrzą,

Świeżej świętości, która się jej zdarza,

W białej sukience i lekkim welonie

Stoi jak córka nędznego pijaka,

Która pierwszy raz idzie do ołtarza.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)