Ellen Palmer Allerton

Ellen Palmer Allerton, Moja ambicja


Moją własną, prywatną ambicję posiadam:

Nie zamierzam jak orzeł wzlatywać wysoko

I szybować, gdzie żadna troska nie dopada,

Gdzie spraw codziennych bystre nie ogląda oko;

Chcę pozostać człowiekiem i pocić się w trudzie,

Z czystym sercem w mej piersi, tak jak inni ludzie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2016)


Ellen Palmer Allerton, Lekcja na Nowy Rok


Ostatniej nocy w roku samotnie siedziałam,

Obok dogasał ogień. Cały dom spał mocno.

Nic nie mąciło ciszy. Tylko wiatr słyszałam,

Gdy śmigał przez ulice, puste porą nocną.

Węgle trzaskały w piecu. Zegar tykał sobie,

Znacząc nużącym stukiem lat niezmienny obieg.


Jestem bardzo zmęczona. A ten nadchodzący

Rok wydawał się nowym ciężarem na barkach.

Rano przyjdą znajomi. Stóp spacerujących

Po podłodzę usłyszę tupot. Będę sarkać,

Bo pragnęłam spokoju. Troski mnie przybiły.

Moje brzemię zdawało mi się ponad siły.


Pomyślałam o mojej nieotwartej książce,

Moim bezczynnym piórze, rudą rdzą pokrytym;

Gdybym je mogła zabrać i usiąść na łące

Z dala od innych ludzi, na miejscu odkrytym!

To były cud - krzyknęłam w swojej naiwności -

Móc spędzić rok okrągły w pełnej samotności.


Mówisz i masz! - Powiedział jakiś głos nade mną.

Odwróciłam się. Ktoś stał piękny i wysoki,

A z twarzy, rozjaśnionej poświatą przyjemną

Spojrzenie ogarnęło mnie smutkiem głębokim.

Mówisz i masz! - On schylił się, dotknął mych źrenic,

A ja stałam, przejęta ogromnym zdziwieniem.


Znikł cichy pokój, zamiast niego las się zjawił,

Zamieszkany przez ptaki, które wypełniały

Swym śpiewem jego mroki, a w krzewów oprawie

Czysty strumień srebrzystą wstęgą mijał skały,

A obok niego stała skromna wiejska chata,

Gdzie zobaczyłam książki z wielu krajów świata.


Pod stopy mi dojrzałe owoce spadały,

Byłam zupełnie sama w tych przepięknych miejscach.

Wiedziałam, że się mogę przechadzać dzień cały

I nie spotkam w pobliżu żadnego człowieka.

Zakopałam się w książkach, gdzie mądrość prawdziwa.

Spełniło się życzenie. Czy byłam szczęśliwa?


Nie, wcale. Smutku nagle przeszyły mnie strzały,

Moja zlękniona dusza skurczyła się w sobie.

Drzewa mokre od rosy nade mną szumiały,

Ja się jednak poczułam, jak w ceglanym grobie.

Wzięłam książkę. Jej skarby niedostępne były,

A łzy gorące moje oczy oślepiły.


Wzięłam pióro. Na próżno. Nie nadeszły słowa.

Mój umysł był pustynią, szeroką i szarą,

Gdzie źródła nie pulsują. Ucichła mi mowa

W tej pełnej samotności. Czy to było karą?

Rzuciłam się na ziemię, twarzą w pył, nieboga,

I zaczęłam żarliwie się modlić do Boga.


Boże, oddaj mi, proszę, moje dawne życie,

Dawne dni, pełne trudu wielkiego i troski! -

Załamywałam ręce - a ciężary wszystkie

Zniosę bez słowa skargi, Przewodniku Boski!

Zerwałam się, bo postać znowu przy mnie stała.

Mówisz i masz! - raz jeszcze z bliska usłyszałam.


Znowu poczułam miekki, delikatny dotyk

Palców na moich oczach - i cóż! Zobaczyłam

Mój stary pokój, przedmiot niedawnej tęsknoty.

Smutny, ciemny las zniknął, już w nim nie błądziłam.

Na wyciągnięcie ręki moi bliscy spali,

Zapłakałam ze szczęścia, widząc, że są cali.


Ogień zgasł, księżyc świecił na śnieg bielejący,

Zimny wicher uderzał w dachówki z łoskotem,

Lecz ja się położyłam z sercem gorejącym,

Bowiem ołów trosk nagle stał się dla mnie złotem.

Spałam snem sprawiedliwych. Wstałam odmieniona,

Silna na Nowy Rok, jak nowonarodzona.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Ellen Palmer Allerton, Przeczucia (Foreboding)


Nie szukam burzy, kiedy niebo jest pogodne,

Letnim zachodem słońca zabarwione całe;

Kiedy strumienie życia płyną naprzód zgodne,

Nie słucham gromów, które uderzają w skałę.


Nie szukam też przyszłości dzisiejszego smutku,

Nie wypatruję również lwa na swojej drodze,

Nie będę opłakiwać możliwości jutra,

Zło dzisiejsze wystarczy, żeby czekać w trwodze.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Ellen Palmer Allerton, Przy wodospadach (At the Falls)


W głębokiej, słodkiej samotności wśród ryku wód opadających

Ze stromej, granitowej grani i wśród ogromnych kłębów piany

Usiadłam sobie na zielonym, turzycą porośniętym brzegu

I trwałam cicho, kiedy rzeka płynęła gdzieś do ziem nieznanych.


Zdawałam się nie zauważać tej całej próżnej maskarady,

Którą zwą życiem zwykli ludzie. I byłam niezauważona.

Nie odłączyłam się od żadnej głośnej, wesołej kawalkady

I nikt pytania nie zadawał w rodzaju: Gdzie odeszła ona?


Nie dbałam o to, co się dzieje. A strona książki na kolanach

Uczciwie do mnie przemawiała, a ten wodospad granitowy

Głębokim, gromkim głosem głosił bez chwili przerwy szczerą prawdę,

Gdy ten świat głupi i wesoły balem jedynie był maskowym.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Ellen P. Allerton, Jesienny obraz (An Autumn Picture)


Młyn kręci się przy wodospadzie. Stale do niego podjeżdżają

Wyładowane zbożem wozy i pełne mąki odjeżdżają.

Przez cały dzień woźnice krzyczą, aura jest gęsta, głośna, gwarna,

Przez cały dzień młockarnia huczy, ze snopów wytrząsając ziarna.

Wiele okrzyków, wiele śmiechu ciągle do uszu mych dociera,

Przez wielkie chmury plew i kurzu wrzawa z wysiłkiem się przedziera.


Strumień błyszczący w świetle słońca wolno się wlecze do jeziora,

Bełkocze na kamieniach lśniących, bujnie się burzy na zaporach.

Płynie powoli pod kępami zielonej trawy i paproci

I bulgotanie swe ucisza, żeby nie płoszyć małych płoci.

Podąża przez rozległe pola struga na wietrze rozedrgana,

Mijając po dwóch stronach łąki zielone od pokosów siana.


Pierwszy przymrozek białym proszkiem na czarnej ziemi już się kładzie

I srebrzy oplewione grządki w ogrodzie i szerokim sadzie,

Ale w pokoju ogień płonie żywo, czerwono i wesoło

I chociaż groźny mróz już wkrótce może osiedlić się wokoło

I wszystko będzie uschłe, martwe - nieważne, skoro z całej mocy

Piec będzie grzał, a ludzie będą mówić do siebie aż do nocy.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Ellen Palmer Allerton, Piękne rzeczy (Beautiful Things)


Naprawdę piękne są te twarze, zarówno znane, jak nieznane -

Nieważne, czy są one ciemne, czy jasne, blade, czy rumiane -

Na których godność i uczciwość duszy są ostro wypisane.


Naprawdę piękne są te oczy, które otwarcie ukazują,

Jak mała szybka w drzwiczkach pieca płomienie, które w nim buzują,

Piękne i czyste myśli, które w umyśle, gdzieś na dnie, kiełkują.


Naprawdę piękne są te usta, z których spływają słodkie słowa

Potokiem miłym, nieprzerwanym, jak małych ptaków śpiewna mowa,

A jednak takim, w którym skromność i powściągliwość wciąż się chowa.


Naprawdę piękne są te ręce, które pracują bez ustanku,

Które się trudzą do wieczora, żeby znów ruszyć o poranku

Które gromadzą w sobie przyszłą za trud nagrodę niczym w banku.


Naprawdę piękne są te stopy, które z posługą idą wszędzie,

Nawet po najciemniejszych drogach, nie obawiając się, co będzie,

Posłusznie pełniąc wolę Pana, Jego słuchając w pierwszym rzędzie.


Naprawdę piękne są te barki, które dźwigają dnia każdego

Bez słowa czy grymasu skargi ciężary życia domowego

Z pieśnią na ustach i modlitwą do Pana Boga najwyższego.


Naprawdę piękne są te życia, spędzone w trudzie ustawicznym,

Jak rzeki ciche i spokojne, lecz z nurtem mocnym, energicznym,

Których ukryte w ziemi źródła znane jedynie są nielicznym.


Naprawdę piękne są te zmierzchy, gdy tarcza słońca rudo płonie,

Piękny jest biegu wygranego uczciwie pełen chwały koniec,

Piękny jest wreszcie odpoczynek, gdy pracę swą skończyły dłonie.


Naprawdę piękne są te groby, na których świeża trwa rośnie,

Na które suche liście lecą, gdzie śnieg układa się radośnie

Ponad spracowanymi dłońmi, gdy sen ku wiecznej wiedzie wiośnie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)