Joel Barlow
Joel Barlow, Kolumbiada. Księga pierwsza
Śpiewam pieśń o żeglarzu, który tym zasłynął,
Że pierwszy na zachodzie swój sztandar rozwinął
I pokazał ludzkości, gdzie przyszła potęga
Się rozwinie – tam właśnie, gdzie ich wzrok nie sięgał.
To on w imię Hiszpanii na tym właśnie brzegu
Berło podniósł królewskie po niełatwym biegu,
To tutaj stawiał swoje umęczone stopy,
Ale w ślad za nim zawiść przyszła z Europy.
Gdy on ojcowską dłonią nawracał plemiona,
Ta ziemia dla korzyści została zbroczona
Krwią niewinnych tubylców. Sławy zazdrościli
Mu i władcy i słudzy, a podstępni byli,
Aż wicekról, zdobywca ziem wszystkich połowy
Otrzymał loch za pokój, za buty okowy.
Dużo cierpiał, chorował, zła wiele zobaczył,
Z czasem wolno pogrążał się w czarnej rozpaczy,
By się wyrwać z więzienia szukając sposobu,
Oczekiwał od ludzi spokojnego grobu.
Aż przyszłe wieki nagle mu się ukazały,
Lejąc otuchę w duszę, krajów w pełni chwały.
Zobaczył atlantyckie niebo w blasku słońca,
A Wolność uwieńczyła jego trud do końca.
Wszechmogąca Wolności, obdarz pieśni moje
Swoją siłą i wdziękiem, niebiańskim spokojem.
Ty mnie pokieruj, światłem swoim oświeć droge,
Z twą pomocą rodakom dać poemat mogę,
Nauczyć wszystkich, jaka połączy ich sprawa,
Jak w kraju mogą rządzić sprawiedliwe prawa.
Silny twą siłą innych Muz nie będę prosić
O cud, lecz tylko twoją chwałę będę głosić.
(tłum. Wiktor J. Darasz, 2015-2020)