Richard Henry Dana
Richard Henry Dana, Mąż nad grobem żony
Mąż i żona! O niczym mi teraz nie mówisz,
Tak, jak to zwykłaś robić w pierwszych dniach miłości,
O lękach, niepokojach i oczekiwaniach,
Milczących medytacjach, spełnionych nadziejach,
Strachu, niecierpliwości i cichych sympatiach.
Nie mówisz o radości zapewnionej ani
O szczęściu pełnym, pewnym i już posiadanym.
Teraz domowe troski już cię nie wzywają.
Rozmowa nie porusza cię, czym kiedyś będą
Twoje dzieci. Spoczywasz w ciszy, strasznej ciszy.
(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)
Richard Henry Dana, Nieśmiertelność
A więc miłości nasze wszystkie giną razem
Z naszymi cielesnymi postaciami? Owe
Uczucia, które najpierw w twardej ziemi wzeszły,
Zapuściły korzenie i wydały pąki,
A potem rozwinęły miękkie liście w cieple
Wzajemnego działania dwóch serc, rosną bujnie
I żyją w pięknie, które same wspólnie tworzą,
A potem brązowieją, schną i opadają
Jak piękne, lecz niczego nieświadome kwiaty?
A myśli i odczucia, doznania, wrażenia,
Które dają mówienia zdolność językowi
I sprawiają, że mówi harmonijnym głosem,
Które bladym policzkom nadają rumieniec
I błyskiem w oczach duszy istnienie zdradzają
I tego, czego sie nie daje wypowiedzieć -
Czy to tylko przypadki, biorące się z ciała?
Nigdy więcej ich nie ma, gdy zabraknie ciała
I gdy wychodzą z niego jak gasnacy płomień
Wypalonej doszczętnie świecy?
Och, posłuchaj,
Człowieku i uważaj na to, co ci powiem.
Głos w głębi naszej duszy mówi ważne słowa:
Człowieku, ja ci mówię, że nigdy nie umrzesz.
Piękne niebiańskie głosy ciągle powtarzają
Tę prawdę, kiedy krążą dokoła dusz naszych.
A wielkie, harmonijnie nastrojone harfy,
Dotykane smukłymi palcami aniołów,
Wydają z siebie brzmienie, będące dowodem
Na naszą niezbywalną, wieczną nieśmiertelność.
Gęsto się gromadzące w głuchej próżni globy
I cała nasza ziemia, odwieczna dzierżawa,
Wysokie, ciemne góry i głębiny morza,
Groźne i wypełnione granatową barwą,
Łączą się w uroczystym i cudownym śpiewie.
Słuchajcie, nasze dusze, pijcie go z powietrza.
To on się świeci w świeżym księżycowym świetle,
Unosi się nad ziemią o zachodzie słońca.
Noc, okryta swym długim, kruczoczarnym płaszczem,
Niczym wielkim pokrowcem, kroczy cichym krokiem
Podchodzi nam do łóżka i swym ciepłym tchnieniem
Sączy go nam do uszu, żebyśmy słyszeli.
Noc i poranek, potem jasny dzień w południe,
Popołudnie i wieczór pełny zamyślenia,
Wszystkie epoki, wszystkie cielesne granice
I bezgraniczna pustka całego wszechświata
Są, połączone razem niczym srebrne struny,
Mistycznym instrumentem, stale dotykanym
Przez wielką, niewidzialną Rękę, a świadome
Swojej jakże istotnej roli żywe struny
Drżą z ogromnej radości przy okazji tego
Jubileuszu świata, a umierający
Słyszą go w swoich uszach. Kiedy dźwięki ziemi
Stają się dla nich głuche i bardzo odległe
Ten słodki i subtelny śpiew budzi ich dusze,
Aby się połączyły w niebiańskiej harmonii.
(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)