Pliny Earle

Pliny Earle, Wszechobecność Boga (Omnipresence of Deity)

"Inni ludzie mogą, ale oświecony znawca natury nie zdoła, zapomnieć o wszechobecności Boga."


Widzi go w wielkich, chłodnych chmurach, które w zimowy dzień królują

I jak korona srebrna wieńczą wieczne i oblodzone wzgórza,

I czuje, że gdy śnieżna burza się sroży, a pioruny kują

Na skał kowadle, to On mówi: "Ucisz się i się już nie wzburzaj!"


Gdy wszystko budzi się do życia, gdy w każdym miejscu z ziemi tryska

Źródło istnienia, które każdą szczelinę świata penetruje,

Spogląda na rozradowaną ziemię z daleka niczym z bliska

I dobrze wie, że w tym ogromnym ognisku sam Bóg się znajduje.


Ogromne, granitowe góry, o dumnych szczytach, groźnych graniach

I zboczach gładkich i błyszczących, jakby uszyto je z atłasu,

Których potężny, długi łańcuch z mgły mlecznej i chmur się wyłania,

Odważnie świadczą, że w ogóle nie ima się ich upływ czasu.


Wysmukłe i wyniosłe szczyty mówią do niego mocnym tonem,

Wydaje się, że pochylają mu się do uszu bardzo nisko:

"Bądź bardzo cicho, bardzo cicho, tak, jakbyś stał przed Jego tronem,

Bądź teraz cichy i pokorny, bo wielki Bóg jest bardzo blisko."


Ogromny odmęt oceanu wraz z olbrzymimi grzywaczami,

Które się stale przetaczają po gładkiej tafli wód atłasu,

Koralowymi kolumnami, kryształowymi jaskiniami,

Które kpią sobie w żywe oczy z powoli płynącego czasu,


Z grzmiącymi i grzechoczącymi falami, których napór kruszy

Wysokie brzegi i rozlewa się płasko na piaszczystych plażach,

Mówią o miłosiernym Bogu do każdej ludzkiej duszy

Dostojnym, mocnym tonem, który przenika, ale nie przeraża.


Czuje, że Pan jest bardzo blisko, Wszechmocny, Wszechobecny Stwórca,

Który ogarnął dłonią ogrom i go okiełznał tak jak trzeba,

Zakreślił ziemi krąg jak cyrklem, oblał go wokół oceanem,

Zawiesił życiodajne słońce wysoko na sklepieniu nieba.


Góry i wielkie oceany - nie tylko one wyrażają

Jego niewysłowioną sławę i w dzień i w nocy bez wytchnienia,

Bo każdy srebrny, lśniący strumień, przez las i pola przepływając,

Swym szumem wyszeptuje co dzień Jego świętego dźwięk Imienia.


Poezja żywej, żyznej ziemi rozkwita kwiatów tysiącami,

Które kiełkują w gęstej trawie przy rzekach, stawach i przy drogach;

Te pierwsze, piękne, prężne pąki ze sobą łączą się mocami,

Aż stają się potężnym głosem, który pod niebo sławi Boga.


Królowie prastarego lasu, ogromne, okazałe drzewa,

Krzewy i trawy, drobne zioła od wielkich drzew nie mniej wspaniałe,

Szumią melodią nieustanną, a każdy swoim głosem śpiewa,

Stale bez słów swojego Stwórcy starannie wyśpiewuje chwałę.


Ptaki pod niebo wzlatujące na swoich rozpostartych skrzydłach

Łączą przeróżne głosy, żeby się stały jednym, czystym tonem,

A wszystkie inne ożywione istoty, nawet stada bydła,

Donośnym rykiem pieśń śpiewają, jakby przed Bożym stały tronem.


Dlatego, moja skromna duszo, porzuć doczesne swoje troski

I stań odważnie, spójrz do góry, gdzie Pan zasiada w pełni chwały.

Wychwalaj Jego święte Imię, które się świeci światłem Boskim,

Niech nigdy się nie skończą twoje podziękowania i pochwały.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Pliny Earle, Ambicja

(fragment)


Czym jest ambicja? To jest wielka moc wewnętrzna,

Działająca w milczeniu, lecz z ogromną siłą,

We wnętrzu duszy ciągle żar rozpalająca,

Żeby wśród przeciwności spalał się płomieniem,

Który ogarnia stale swego posiadacza

I jest nieugaszony jak gwiazdy na niebie.


[...]


Och, to jest bardzo długa, wąska, stroma i bardzo trudna droga

I czarna rozpacz jak sęp wielki nad moją dumną dusza krąży,

Jednak ja będę dalej walczyć, choć przyszłość zdaje się złowroga,

Żeby osiągnąć cel odległy, żeby do tego celu zdążyć.


Och, żeby tak mieć niestrudzony i nieograniczony umysł

Wielkiego twórcy, który kiedyś na starożytnej Grecji brzegu

Przemawiał mocnym, męskim głosem, gdzie wielkich fal się tłoczą tłumy,

Które jak taran tłuką w skały w niepowstrzymanym swoim biegu.


O, żeby tak mieć wielką duszę, anielski rozum i rozwagę

Człowieka, który śledził gwiazdy biegnące po odwiecznych drogach,

Widział planety i księżyce odległych światów kładł na wagę,

A pośród ludzi uważany był za uosobienie Boga.


Jeśli gasnąca lampa, co wie, że już nie będzie świecić dłużej,

Ale dostrzega, jak świt świeży na wschodzie się na niebo wspina

Krokami, które są tak kruche jak płatki rozwiniętej róży,

Może mądrości wiecznej pieczęć w mózgu odcisnąć mi, niech glina


Umysłu przyjmie znak ten trwały. Niech tak się właśnie ze mną stanie,

A się obudzę w jakimś świętym i nieśmiertelnym dobrobycie,

Szczyt moich marzeń osiągnięty po trudach ziemskich lat zostanie,

Sny słodkie spełnią się wspaniale, życzenia się obrócą w życie.


[...]


Proszę cię, podejdź, moja siostro, zamiast łez tyle darmo trwonić,

Która mi osładzałaś drogę, żebym ją łatwiej mógł pokonać.

Pozwól mi moją dłoń położyć na twojej delikatnej dłoni

Jeszcze ten jeden raz, ostatni, a potem już spokojnie skonać.


[...]


Nie płacz nade mną, miła siostro, nie stój tak smutna obok łoża,

Bo już się kończy moja podróż, zadanie moje wykonane.

Ostatnie drgnienie fal mojego życia niespokojnego morza

Wkrótce o twardy brzeg uderzy i się uciszy, pokonane.


Och, gdybym tak mógł sobie umrzeć spokojnie, gdy jesteśmy sami,

Gdy chłód wieczoru nas ogarnie, gdy zamkną się kielichy kwiatów,

Jak ten, co w Grecji żył i umarł przed wielu laty, przed wiekami,

Patrząc jak słońce swe ostatnie blaski oddaje temu światu.


Proszę cię, dotknij delikatną dłonią rozpalonego czoła

I tym dotknięciem ugaś pożar mózgu, co w popiół się przemienia.

Ty, co aniołem zawsze byłaś, który okrążał mnie dokoła,

W godzinie śmierci podejdź, proszę, i mnie uwolnij od cierpienia.




Ja nie myślałem, że mi przyjdzie tak wcześnie się wypisać z bycia,

Kiedy z dzieciństwa szczęśliwego niepewnie w wiek wkroczyłem męski,

I nigdy nie sądziłem, nawet w najgorszych snach, że z miary życia

Przeżyję tylko pół i potem odejdę stąd w poczuciu klęski.


Lecz, moja siostro, sprawiedliwe jest niebo. A ja jestem w stanie

Z radości życia zrezygnować jak żołnierz po skończonym boju

I w Bogu żywych położywszy niezawiedzione zaufanie

Mogę stąd odejść, mogę umrzeć. Tak, umrzeć mogę już w spokoju.

(tłum. Wiktor J. Darasz)


Pliny Earle, Co to oznacza umrzeć?

(fragment)


Co to oznacza umrzeć, że to być powinna

Esencja prawdziwego szczęścia? To oznacza

Odrzucenie wszystkiego światowego, tego

Co stanowi tutejsze dziedzictwo człowieka

I pójście w przód, odzianym w strój nieśmiertelności.


Co to oznacza umrzeć? To - jak jakiś owad -

Przepoczwarzyć się, wyrwać się z kokonu czasu

I odrodzić się w nowej, piękniejszej postaci,

Rozłożyć wielkie skrzydła odkupionej duszy

I wzlecieć w elizejskim powietrzu swobodnie.

To oznacza odrzucić doczesną śmiertelność

Na rzecz nieśmiertelności, która nie zna końca.

To oznacza odrzucić smutki tego świata

Niczym ptak wypuszczony z klatki i polecieć

Szybkim, radosnym lotem po błogosławieństwo.

To oznacza też przybrać bezcielesną postać

I jako duch się wznosić w nieznane rejony,

Przelatywać przez nigdy niezmierzone światy

I swobodnie rozmawiać z wielkimi zmarłymi.

To oznacza zejść wreszcie z niebezpiecznej sceny,

Gdzie życie jest przykute do jałowej ziemi,

A jego długość chwile tylko odmierzają

I gdzie martwa materia czyni skończonymi

Dni, tygodnie i pory roku lub epoki,

I udać się tam właśnie, gdzie czas nie zabłądził,

Gdzie lata rozpadają się na dni, godziny

I minuty, a każda chwila się rozrasta

Do rozmiarów stulecia albo tysiąclecia,

Gdzie się odległa przeszłość spotyka z przyszłością

I łączy się z nią w jedną wieczną teraźniejszość.


Co to oznacza umrzeć? To znaczy opuścić

Tych kilka form przyrody, kępy wonnych kwiatów,

Wielkie, wesołe pola i zielone łąki,

Ciemne lasy i bory, wypełnione śpiewem,

Głębokie, groźne morze o gładkiej powierzchni

I wysoko sklepione, odwieczne niebiosa,

Rzeczy nad wyraz piękne, jednakże ulotne,

I spoczywać na "łanach i pastwiskach nieba",

Słuchać szumu "spokojnych srebrzystych strumieni"

W krainie, gdzie panuje przepiękna pogoda,

Gdzie kwiaty kwitną cały rok i być szczęśliwym

Wśród najsłodszej harmonii, która nie zna końca.


Co to oznacza umrzeć? To znaczy zamienić

Tę przejściową siedzibę na wieczne mieszkanie

W przesławnym, złotym mieście, którego wysokie

Wieże i wielkie mury wzniesione z jaspisu

Na fundamencie z cennych i drogich kamieni

Szafiru, ametystu i dziesięciu innych

Różnej barwy i kształtu, niezwykłej urody,

Ukazały się oczom umiłowanego

Ucznia, gdy ujrzał, żeby ująć potem w słowa,

Apokalipsę podczas pobytu na Patmos.


Co to oznacza umrzeć? To znaczy rozpocząć

Podróż poszukującej szczęścia ludzkiej duszy

W stronę doskonałości, która nie zna granic.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Pliny Earle, Wspomnienie


Gdy po pustyni dni minionych, co się rozciąga na uboczu

Teraźniejszości, nasza pamięć w strachu porusza się i trwodze,

Jakie wspomnienia jasne, piękne cisną się do otwartych oczu,

Kiedy przemieszcza się po wąskiej i bardzo niebezpiecznej drodze.


Miłe marzenia mej młodości, sny słodkie, obraz lat nam dajcie,

Gdy życie bujnie rozkwitało, gdy unosiło się na fali,

Powróćcie do mnie teraz wszystkie i szczerą prawdę nam wyznajcie,

Że byli tacy, którzy zanim poznali życie, umierali.


Różne radości, mniejsze, większe, rozkwitłe w swej rozmaitości,

W lustrze pamięci powiększone, znowu mi wypełnijcie głowę.

Powiedzcie, jak był przepełniony puchar przeróżnych przyjemności,

Gdy świat był młodszy i piękniejszy, gdy życie było dla nas nowe.


I przyjaciele z lat dziecinnych, których obecność swoim blaskiem

Niebiańskim kryje gęste cienie oddalającej się przeszłości,

Do życia znów są powołani, by oświetleni nowym brzaskiem

Się odnaleźli na terenie nowym, to jest w teraźniejszości.


Ci ludzie, którzy ramię w ramię w dzieciństwie trwali przy nas wiernie

Splatali serca swe z naszymi jak w wielkim wieńcu świeże kwiaty,

Oni nam z drogi usuwali kamienie i szpiczaste ciernie,

Oni przed nami odkrywali wspaniałe a nieznane światy.


Jak miło jest wspominać o nich, tych ulubionych, ukochanych!

A ich imiona i nazwiska jak jasno i jaskrawo błyszczą

W naszej pamięci, lub na kartach wspomnień w zeszytach zapisanych.

A czas i wielkie oddalenie swoim dotykiem ich nie niszczą.


A gdzie są teraz? Gdzie przepadli? Po morzu życia szybko płyną

I poruszają z całej siły migoczącymi w mgle wiosłami.

Ich ładne łódki, niczym łuski, raz po raz wśród fal wielkich giną

I walczą z szalejącym wiatrem i ognistymi piorunami,


Ale nie wszyscy! Bo niektórzy w miejscu znaleźli się odludnym,

Gdzie tylko cis faluje w chłodnym powietrzu i gałęzie głogów.

Tam śpią tysiące snem bez końca i trwają w odpoczynku złudnym.

Popatrzcie tylko na te rzędy świeżych, lub nieco starszych grobów.


Kim oni są? Strapione serce przyjąć do siebie potrzebuje,

A kiedy przyjmie, to zapłakać powinno, bardzo mocno wierząc,

Że w głębi ziemi, pod kamieniem z napisem, który nic nie czuje,

Niezapomniani przyjaciele z dzieciństwa całkiem niemi leżą.


Odeszli jak wiosenne kwiaty, które nie doczekały lata,

Co zwiędły i zupełnie uschły, zanim je lipca żar wypalił.

Pozostawili swych przyjaciół samych na wielkiej scenie świata,

Żeby nad miejscem odpoczynku odejście ich opłakiwali.


Potem rozrzućcie piękne kwiaty, te nigdy niewiędnące kwiaty,

Żeby pokryły płaszczem płaskich płatków kanciaste mogił bryły

Tych, których skromne, proste serca w dzieciństwie, przed wieloma laty,

Związane z moim smutnym sercem nierozerwalną więzią były.


Amarantowe kwiaty znieście w pełnej szczerości i hojności

I je rozsypcie po tej wielkiej i wiecznej jak sam świat świątyni.

Jako ofiarę je rozsypcie tutaj w olbrzymiej obfitości,

Niech hołd miłości i wspomnieniom woń kwiatów z honorami czyni.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Pliny Earle, Do Oceanu

(fragment)


Niezgłębiony, ogromny Oceanie, Toni

Morska, która otaczasz ziemię niezmierzonym

Pustkowiem falującej wody, ustalonym

Na wieki wieków ręką o ogromnej mocy

Wszechmogącego Stwórcy. Patrzyłem na ciebie

I dziwny, tajemniczy strach wniknął mi w duszę

Niczym skrzydła pędzącej, rozszalałej burzy,

Co się przetacza w locie nad uśpioną ziemią,

Pogrążoną w ciemnościach nocy. Gdy rozmyślam

O twej potędze, całkiem się w myślach zatracam.

Ty tam jesteś na wieki, naprawdę na wieki,

Trwasz w niezmierzonym twoim majestacie,

Unosząc niezliczone fale i grzywacze

I zawierając sojusz z każdą lekką bryzą

I potężnym tornadem, uskrzydlonym mocą.

One wraz z tobą niosą w dal niepowstrzymaną

Siłę, która zarówno w świetle, jak w ciemności,

Najodleglejsze krańce ziemi utrzymuje

W ryzach. Ty ze skałami, trwającymi wiecznie

Ziemskimi bastionami, wchodzisz w konwersacje

Wysokie i podniosłe. A nie raz słyszałem,

Jak twój przypływ falami gór sięgającymi

Uderzał z wielkim hukiem w brzegi kontynentu

Ty, nieograniczony niczym, Oceanie.

Czego ty jesteś świadkiem, święty oceanie,

Który śmiało przemieszczasz się dokoła świata

Nigdy niepowstrzymany, nigdy nieznużony?

Wszystkie rejony globu i wszystkie klimaty

Poznały twoje kroki na swoich wybrzeżach.


Ty byłeś tam, gdzie wielkie, lodowe świątynie,

Powstające na pustej, ponurej północy,

Wznoszą się w stronę zimnych, nieczułych niebiosów,

Błyszcząc jak kryształowe pałace południa.

Ty też leżałeś, drzemiąc, na wschodnich wybrzeżach,

Gdzie bryza się przekrada nad twymi wodami

Niemal niedostrzegalna i cudownie miękka

Jak ciepły oddech lata, gdzie wysokie palmy

I zielone cytryny bujnie rosną w sadach,

A rosa - owa rosa kojąca jak balsam -

W Egipcie o poranku opada na gaje

Pomarańczy. Wysokie, skaliste urwiska,

Na brzegach Aleutów pnące się do nieba,

Twoją bliską obecność odbijały echem,

Gdy wielkimi falami wbiegałeś do jaskiń,

Wypełniając je wszystkie mocnym, grubym głosem

Potężny, nie milknący nigdy oceanie.


Ty wędrowałeś tam, gdzie Szmaragdowa Wyspa

Jest pokryta łąkami zielonymi wiosną,

Jasnymi i pięknymi jak nieziemskie wizje

Zrodzone w wyobraźni wielkiego artysty.


Królowa Oceanów twój gniew też poznała

I dumę, która wcale respektu nie czuje

Przed jej wielkością - ale we własnym mniemaniu.


Na brzegu skrzywdzonego przez przybyszów Konga,

Po migoczących piaskach ty się przetaczałeś

Ryjąc w nich drobne zmarszczki i głębokie rowy,

Wodą wypełniające się w promieniach słońca.

Urwisty brzeg Grenlandii drżał w swoich posadach,

Kiedy twoje pałace z piany zbudowane,

Wznoszące się ku niebu, sunęły nad wodą,

Gnane gwałtownym wichrem nad głuchą głębiną,

A dziecko, zapatrzone w twoje wielkie fale,

Zapominało o tych dziesiątkach tysięcy

Klejnotów, które kryją się w przejrzystej toni

Wód morza Egejskiego czy Adriatyckiego.


Ogromne, mroczne morze, pierwotne i wieczne,

Ty możesz opowiadać całymi latami

O męstwie i śmiałości dawnych Argonautów

I odkrywać przed nami obraz perskich hufców,

Niezliczonych jak ziarnka piasku, które w szyku

Śpieszyły pod Maraton i pod Salaminę,

Żeby się zetrzeć w boju z oddziałami Greków.


Również w ostatnich latach widzisz wielkie wojska,

Kiedy obmywasz prądem swym brzegi Cykladów,

Albo podcinasz strome skaliste urwiska

Na Chios i znasz dobrze wszystkie wierne dusze

Współczesnych, bohaterskich greckich wojowników,

Które turecka wściekłość wysłała do nieba.

O morze, ty w cierpieniu wielkim towarzyszysz

Dziewczynie z Chios, która włóczy się po brzegu

I płacze po poległym, przystojnym chłopaku,

Który jej oddał serce i duszę. Ty widzisz,

Jak w piasku plaży klęczy z opuszczoną głową

I sercem wypełnionym bólem i goryczą.

Ty słyszysz, jak się modli żarliwą modlitwą,

Która jak dym z kadzidła wznosi się do nieba,

Prosząc Boga o pomstę nad napastnikami.


Czy ty byś nie zapłakał, stary oceanie,

Strugami swoich słonych wód, jak łzy palących,

Gdybyś nieposkromiony gniew człowieka ujrzał,

Który ciężaru grzechów swoich już nie czuje?

Niezmierny, niestrudzony i nieposkromiony,

Ogromny oceanie, który się poruszasz

Tak żywo i tak żwawo jak w czasach młodości,

Nietknięty zębem czasu i dłonią zepsucia.

Pędź przed siebie i nigdy już się nie zatrzymuj.

Ponieważ czas nadejdzie, kiedy - nie wiadomo -

Gdy zbierzesz swoje wielkie, wędrujące wody

Z szumem, który się stanie pogrzebowym śpiewem

Natury i się udasz do nowego domu

I zapadniesz w sen wieczny w sali zapomnienia.

A wtedy tu na ziemi już "nie będzie morza".

(tłum. Wiktor J. Darasz)


Pliny Earle, Dziękczynienie (Thanksgiving)


Przed Twoim wielkim, złotym tronem, nasz Panie, wiekuisty Boże,

Wszyscy chylimy teraz czoła, zginamy stopę i kolano

Przed Tobą, który byłeś, zanim ten świat przez Ciebie był stworzony,

Zanim zaistniał, wypełniając sobą tę przestrzeń, dziś nam znaną.


Bowiem to Ty raczyłeś, Panie, Ogromna, Wszechmogąca Mocy,

W swej łasce, udzielonej z tronu, co mieści się na wysokości,

Stale osłaniać i ochraniać istnienie, co rozbłysło w nocy

Wiecznej na jedną krótką chwilę, dłonią oddania i miłości.


Ciągle pod Twoim czujnym okiem czas swój słoneczny rydwan toczy

Po tak wysoko wysklepionej na niebie drodze lazurowej,

A ziemia jest tak samo jasna jak była już o pierwszym świcie,

Kiedy stworzone życie było jeszcze nie stare, tylko nowe.


Gdy ty wymówisz słowo, Panie, ziemia wydaje setki kwiatów,

Radosna, jak na jakieś święto, a wszystko to, co jest na niebie,

Zimowe burze, letnie deszcze, co zboża plon przynoszą światu,

Wielkie wichury i wylewy, bierze początek swój od Ciebie.


Przez Ciebie, Panie, cała ziemia została wypełniona życiem,

Które po każdej długiej, srogiej zimie powraca krok po kroku.

Przez Ciebie, Panie, całe niebo co dzień rozwija się w rozkwicie

Jaskrawych barw, jakimi wita rozwój uśmiechniętego roku.


Czy więc przestaniesz, dobry Panie, ochraniać dłonią swą robaka,

Który porusza się i żyje na ziemi tylko dzięki Tobie?

Tę drobną, drżącą, delikatną istotę, która jako taka

Jest tylko plamką, iskrą w mroku wieczności, nieskończonym grobie!


Jak dotąd go błogosławiłeś, tak zawsze będziesz błogosławić,

Gdy będzie skromny i pokorny, ale i dumny w swej pokorze,

Gdy świeża świętość jego serca, wynikająca z wiary, sprawi,

Że się z szacunkiem, lecz bez strachu, do Ciebie zwróci, wielki Boże.


Dlatego wielki, wieczny Boże, przed Twoim pięknym, złotym tronem

Wszyscy chylimy teraz czoła, zginamy stopę i kolano

Przed Tobą, który byłeś, zanim ten świat przez Ciebie był stworzony,

Zanim zaistniał, wypełniając sobą tę przestrzeń, dziś nam znaną.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


wariant przekładu:


Przed twoim złotym tronem, wiekuisty Boże,

Wszyscy chylimy czoła, zginamy kolano

Przed Tobą, który byłeś, zanim świat stworzony

Zaistniał, wypełniając sobą przestrzeń znaną.


[...]


Ciągle pod Twoim okiem czas swój rydwan toczy

Po wysoko sklepionej drodze lazurowej,

A ziemia jest tak jasna jak o pierwszym świcie,

Kiedy stworzone życie było jeszcze nowe.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Pliny Earle, Wiersze (Lines)

(Napisane w Ardneohnchrochan, w górach Szkocji)


Obudź się, bowiem świt się budzi, ospałość zetrzyj ze swych oczu!

Sen takiej porze nie przystoi, spać nie wypada godzinami.

Spójrz, na wysokim i wyniosłym, nad nami górującym zboczu

Światło rozlewa się szeroko szczerozłotymi strumieniami.

Spływa po stromym, skalnym stoku i się rozlewa po dolinie,

Wspina się na sterczące szczyty i w chwiejnych, chłodnych chmurach ginie,

Spada złotymi kaskadami na lasy, skały i strumienie,

Od których tafli lazurowych wzwyż odbijają się promienie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Pliny Earle, Pierwsze spojrzenie Balboi na Pacyfik (Balboa's First View of the Pacific)

"Po dwudziestu pięciu dniach dużego wysiłku doszli do ostatniej góry. Na tę górę poszedł sam, zdecydowany, żeby nikt nie pozbawił go przywileju pierwszego widoku. Zdobył szczyt, z którego zobaczył ogromny Pacyfik falujący u jego stóp."


Stał na wysokich, wielkich Andów wyniosłej granitowej grani;

Był pierwszym, który tam się znalazł ze wszystkich dotąd znanych ludzi.

Spoglądał na dół, w stronę źródła głuchych, zielonych wód otchłani,

Których grzywaczy, w brzeg bijących, huk strach i podziw w nim obudził.


Poczuł, że łomoczące serce szerokie piersi mu rozpiera

Pierwszy raz w życiu tak potężnym uczuciem, które w głębi wzbiera

Na widok tak piekielnie piękny, lecz się po męsku opanował

I tą radością rozpalony zaraz odezwał się w te słowa:


Ja jestem pierwszym, pierwszym w dziejach, człowiekiem, który tutaj stanął,

Kto się wywspinał stromą ścieżką na ten wierzchołek granitowy.

Ja jestem pierwszym, który ujrzał tę toń ogromną, rozedrganą,

Po której biegną nieustannie rzędy fal groźnych, granatowych.


To słońce, które lśni nade mną, znam dobrze, bo nie raz widziałem

Jego promienie szczerozłote w krainach, które są w atlasach;

Ziemia uśmiecha się koło mnie - ją również znam, bo ją poznałem

Tak samo jasną i radosną gdzie indziej, w innych, lepszych czasach.


Ogromny oceanie, oto człowieka urzeczone oczy

Nigdy się jeszcze nie oparły na twoich granatowych wodach

I serce nigdy w życiu dotąd nie biło rytmem tak uroczym

U podróżnika, który stanął na tych granitach, śniegach, lodach.


Człowiek nie poznał ciebie jeszcze. A twoje groźne, ciemne fale

Krzyku żeglarza nie słyszały, co przybył z drugiej strony globu.

Ta głucha głębia, co się tutaj rozciąga po najdalsze dale,

Nigdy nie posłużyła dotąd za wieko dla ludzkiego grobu.


Lecz kiedyś taki czas nadejdzie i oby przyszedł jak najprędzej,

Kiedy na swoje barki weźmiesz, bo taki rozkaz wyda człowiek,

Ogromny okręt po raz pierwszy i niczym po błękitnej wstędze

W słońcu czy burzy go powiedziesz do wielkich wysp o obcej mowie.


Żegnaj! A kiedy przyszłe czasy przejdą i staną się przeszłością,

Kiedy się wiele wieków stanie częścią historii i wieczności,

Gdy ludzka śmiałość i odwaga, złaczona z wielką wytrwałością,

Sprawią, że będziesz dobrze znany naszej nieznanej potomności,

To będą wtedy niezliczone miliony ludzi błogosławić

Piękny dzień, gdy Balboa wspiął się na szczyt, by nogę tam postawić,

I gdy zobaczył po raz pierwszy z radością i uszanowaniem

Twoje ruchliwe, groźne fale, odwieczny, wielki oceanie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Pliny Earle, Do... (To...)


Niedługo udasz się do kraju, który tak bardzo ukochałeś,

Gdzie towarzysze lat dziecinnych do dzisiaj pamiętają ciebie.

Ich skromne serca dawna przyjaźń do ciebie wciąż wypełnia całe,

Pobiegną, żeby cię przywitać, pragną przytulić cię do siebie.


Pojedziesz znowu do scen szczęścia, które całymi trwało dniami,

Kiedy przyjemność szła za tobą i nachodziła cię do skutku,

Gdy twoja droga oświetlona była rozkoszy promieniami,

A twoje serce nie zdążyło poznać gorzkiego smaku smutku.


Pośpieszysz do swojego domu - w poruszającym tym imieniu

Skrywają się najczulsze słowa, które ci kiedyś były znane.

Uczucie stary żar podsyca, co w nowym spala się płomieniu,

Pieczęcie zaś czystego źródła są już złamane i zerwane.


Żeglarz, miotany wściekłym wichrem po wielkich falach oceanu,

Stale obraca wzrok na jedną gwiazdę, co świeci mu nad głową,

Tak samo człowiek wraca myślą do domu i dawnego stanu,

Do ludzi, którzy go kochają i mu powiedzą dobre słowo.


Udasz się do swojego domu; niech jasne niebo cię osłania,

Niech piękna ziemia się przed tobą ściele, otwiera się przed tobą,

Niech szczęście, niczym biały anioł skrzydłami, z góry cię ochrania,

Niech namiot błękitnego nieba rozpina cały czas nad tobą.


Pojedziesz, a my zostaniemy; życzymy ci szerokiej drogi.

Niech los ci teraz zawsze sprzyja w podróży po tym wielkim świecie;

Niech Niebo błogosławi tobie i niech uwolni cię od trwogi,

Niech ci na drodze kładzie rosę na każdym napotkanym kwiecie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Pliny Earle, Fragment (Extract)


Przez niezmierzoną przestrzeń szybko szybuje wyobraźnia nasza,

Niepowstrzymana w swoim locie, nic jej od tego nie odstrasza.

Dokoła księżycowej kuli, świecącej pośród ciemnej nocy

Podąża, pędząc przez powietrze w całej swej sile, całej mocy.

A kiedy się unosi w chłodnym przestworzu, przez wiatr niewzruszonym,

Spogląda swoim bystrym okiem na rysujące się rejony

Pełne niezwykłych cudów, które z daleka czule ją witają.

Jakie miliony pięknych istot ku niej swe twarze obracają!

Niepoliczone górskie granie przed nią wspinają się ku chmurom,

A gładkie tafle licznych jezior błękitem lśnią pod każdą górą.

Pola przepiękne, jak na ziemi, są na pagórkach położone

I różnobarwne, drobne kwiaty na łące plenią się zielonej.

A tam - jak szepcze podczas lotu - choć się pomiędzy źdźbłami kryją,

Spokojnie w swoich małych światach różne żyjątka sobie żyją.

Tymczasem wielkie i wyniosłe świątynie się do nieba wznoszą,

A ich wysmukłe, złote wieże niezmierną chwałę Boga głoszą.

Przed wspaniałymi ołtarzami tysiące stoją i klękają

I z chrześcijańską gorliwością wiecznemu Bogu cześć oddają.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Pliny Earle, Śmierć Kleopatry (Death of Cleopatra)


Samo południe nad stromymi piramidami. Wielkie słońce

W całej swej sławie i przepychu spogląda na zielone pola

I bujne łąki ogromnego Egiptu wzdłuż boskiego Nilu.

Najmniejszy powiew nie porusza rosnącej w piasku sykomory

O pniu potężnym i ogromnej koronie ani nie pochyla

Wysokiej, smukłej palmy o wielkich, postrzępionych liściach.

A południowa drzemka teraz powoli ogarnęła wszystkie

Pomarańczowe gaje, które się złocą na słonecznych stokach

I zieleniącą się, szeroką dolinę potężnego Nilu,

"Ojca rzek wszystkich", który wolno prosto do morza wody toczy.

Przynosząc płodność i bogactwo wielkie całemu Egiptowi.


Umilkła wrzawa wielkiej bitwy na równinie.

Wiele szeregów pięknych egipskich młodzieńców

Poległo na pokładach okrętów pod Akcjum,

A okrutne oddziały walczące pod okiem

Podstępnego cesarza Rzymu Oktawiana

Zaspokoiły swoje pragnienie zniszczenia

I obróciły w niwecz bardzo rozbudzone

Oczekiwania, plany i wielkie nadzieje

Nadzwyczaj ambitnego zawsze Antoniusza

I sprawiły, że dumny wódz i władca w końcu

Zaczął żałować tego dnia, gdy po raz pierwszy

Postawił swoje stopy na ulicach Tarsu.


Biada jego czcigodnej królewskiej małżonce,

Kiedy bohater przerwał nić swojego życia

Ostrzem własnego miecza! Byłby to cios straszny

Nawet dla odważnego, silnego mężczyzny

A nie dla delikatnej, subtelnej kobiety.

Spadł on na Kleopatrę, nieprzygotowaną

Na tak straszliwe wieści, nieprzeczuwającą,

Jak grom z jasnego nieba, który trafia w wierzbę

I rozrywa jej kruchy pień ognistym ostrzem.


W swoim wielkim pałacu egipska królowa

Opadła na posłanie, a jej smutne serce,

Wypełnione po brzegi ogromnym cierpieniem,

Przez jej usta takimi słowy przemówiło:


Odejdźcie stąd, zostawcie mnie samą, służące,

Wy, które się starałyście udawanymi

Uśmiechami ukoić albo uspokoić

Moje strapione serce. To było oszustwo.

Smutek wniknął do serca jak wróg do fortecy,

Niepowstrzymanym szturmem ból wdarł się do wnętrza.

Wypiłam kielich życia do dna, aż poczułam

Gorzki i nieprzyjemny osad na języku.

Smutek stanął przede mną z grymasem na twarzy,

Który udawał radość, lecz krył w sobie rozpacz.

Mówił niby wesoło, lecz mnie nie oszukał,

Chociaż mógłby oszukać kogoś mniej bystrego.

Czym jest dla mnie królewski przepych? I bogactwo?

Drogie szaty, płaszcz długi, berło i korona

Są dziś tylko pozłotą na tańszym metalu.


Ten, kto sądzi, że życie jest snem wypełnionym

Tylko przyjemnościami i szczęściem bez końca,

Nigdy nie poznał dobrze okrutnego świata

I nie poznał obłudnej natury człowieka.

Wróg jak wielki myśliwy idzie po mych śladach,

Niedługo mnie dopadnie nawet w tym ukryciu.

Czy jak niewolnik pójdę okuta w łańcuchy

Za spiżowym rydwanem wielkiego tyrana?

Nie! Nigdy! Bo świat cały powinien zobaczyć,

Że piękna Kleopatra umarła tak samo

Jak żyła, jako dumna egipska królowa.


Uniosła się na łożu, odrzuciła włosy,

Które spływały na jej twarz, pobladłą teraz

Jak u wampira, który krew z szyi wysysa.

Szybko opanowała gwałtowne uczucia

I spojrzała spokojnie prosto w oczy śmierci

Z godnością i niezwykłą siłą. Po czym mocno

Przycisnęła do piersi jadowitą żmiję.

Owinęła się swoim purpurowym płaszczem

Opadła na posłanie w zupełnym milczeniu

I poddała się śmierci, podchodzącej z boku.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Pliny Earle, O śmierci siostry (On the Death of a Sister)


Strofa:

Odejdźcie, proszę was, ode mnie i mi pozwólcie opłakiwać

Tę ukochaną, utraconą siostrę - co zresztą wobec was już robię -

Która przed ledwo kilku dniami była tu z nami zdrowa, żywa,

A teraz jak zerwana róża spoczywa w głuchym, ciemnym grobie.


Antystrofa:

Odeszłaś tam, gdzie ludzka dusza już nie zasypia nigdy więcej,

Gdzie, uwolniona od glinianej powłoki, co na ziemskich drogach

Przylgnęła do niej, może wreszcie dołączyć do tych, co w podzięce

Za dar zbawienia z aniołami bez przerwy wychwalają Boga.


Strofa:

Odeszłaś z tej zielonej ziemi za rów, co jest nie do przebycia,

Odeszłaś od radości, która dotychczas szła za tobą w tropy,

Odeszłaś od tych łąk i łanów, gdzie kwiaty budzą się do życia

Wszędzie tam, gdzie Bogini Flora postawi choć na chwilę stopy.


Antystrofa:

Odeszłaś do jasnego raju, co mieści się w otchłaniach nieba,

Do kraju, gdzie mrok się nie wkrada, gdzie nie ma bólu i cierpienia,

Gdzie polom i zielonym łąkom, których do życia nam potrzeba,

Przyznano wielki dar ciągłego, bujnego wzrostu i kwitnienia.


Strofa:

Oto odeszłaś od rodzeństwa, od kochającej ciebie siostry,

Odeszłaś od rodziców, którzy wychowywali cię przez lata,

Troszczyli się o ciebie, strzegli w drodze przed każdym cierniem ostrym,

Od opłakującego teraz ciebie odeszłaś także brata.


Antystrofa:

Odeszłaś, gdzie miłości więzy nigdy zerwane nie zostaną,

Gdzie radość będzie się rozwijać, rdzą trosk i smutku nie pokryta,

Gdzie pokój i pogoda będą panować, tworząc parą zgraną,

Gdzie miłość niczym dym z kadzidła nozdrza przybysza wonią wita.


Strofa:

Smutno nam, kiedy puste krzesło przy stole ciągle oglądamy,

Smutno nam, kiedy piec wygasły i zimny funkcji swej nie spełnia,

Smutno nam, gdy śmiertelna cisza panuje z braku naszej damy

Tam, gdzie jej głos wesoły, dźwięczny pokój gościnny nam wypełniał.


Antystrofa:

Za sprawą mocy miłosierdzia Dziecka w Betlejem zrodzonego,

Które skonało na Kalwarii, niebo jest dla niej nowym domem.

A ona sama zaliczona została już do ogromnego

Tłumu aniołów i dusz, którym sekrety raju są wiadome.


Strofa:

Wróć do nas, ukochana siostro, wróć do tych, którzy cię kochali!

Odnów ogniwo, które pękło w łańcuchu wielu lat przyjaźni,

Słów mi nie starczy, by wyrazić, jak brak nam ciebie w naszej sali,

Pokaż się nam w rzeczywistości, a nie jedynie w wyobraźni.


Antystrofa:

In coelo quies - tam w spokoju pozostań, jako wolna dusza,

I odpoczywaj, moja siostro, w pięknej krainie dusz zbawionych,

Aż ziemskie cienie spadną z oczu twym bliskim, których śmierć twa wzrusza,

I się zgromadzą wokół ciebie na trawie nieba łąk zielonych.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Pliny Earle, Potrójnie jesteśmy pobłogosławieni! (Thrice Are We Blest)


Dzięki Ci, Ojcze, gdyż potrójnie jesteśmy pobłogosławieni!

Ty nam każdego dnia udzielasz łask nowych w swej szczodrobliwości.

Błogosławieństwa niezliczone nam zsyłasz - i to się nie zmieni -

Na wszystkie nasze, ziemskie drogi i nas do Siebie prosisz w gości.


Dzięki Ci za wspaniałą wiosnę, gdy życie bujnie się rozwija

Od szpiczastego szczytu góry po łąki i uprawne pola,

Strumienie mkną po stromych zboczach, a słońca blask im w drodze sprzyja

Wydostać się spod warstwy lodów, bo taka jest promieni rola.


Dzięki za ziemi wielką radość, która co roku jest nam dana,

Za te tysiące pięknych kwiatów, co rozkwitają nam przy drogach,

Za urokliwy uśmiech, którym na uśmiech nieba udzielana

Jest wciąż odpowiedź, wielka wdzięczność dla Ciebie, Wszechmocnego Boga.


Gdy wiosna kończy się i lato upalne pośród zbóż przemija,

Gdy smutna jesień z wielkim płaczem się wycofuje krok po kroku,

Ziemia otwiera swoje składy, skrzynie i beczki nam rozbija

I obfitością koronuje skronie całego tego roku.


A kiedy zima skuwa lodem wody i śniegiem ziemię kryje,

Umysł odkrywa czar niezwykły w przekazywanej opowieści,

Odkrywa skarby zapomniane w tym miejscu, gdzie się stale żyje,

Odkrywa szczęście, które w każdym domu się w gronie bliskich mieści.


Za wszystkie te błogosławieństwa śmiertelny - ach nie, nieśmiertelny

Człowieku, niewolniku ziemi, ale śpieszący w stronę nieba,

Otwórz drzwi swojej własnej piersi, niedoskonały, ale dzielny,

I niech kadzidło twego serca do góry wniesie się jak trzeba.


Powstań z ołtarza, który kryje w sobie upadłej duszy brzemię,

Z wielką wdzięcznością się odezwij do Tego, który wszystko daje,

Co chwiejne nogi chłopca chroni, by czołem nie uderzył w ziemię,

Co całkiem skamieniałych serc nam osłaniać łaską nie ustaje.


A wdzięczne serce z własnej woli odda przez równie wdzięczne ręce

Wonią najsłodszą ziół zebranych ze wszystkich stron wielkiego globu

Daninę za uczucia duszy, najintymniejsze i najświętsze,

Które pielgrzyma na tej ziemi prowadzą do samego grobu.


Rodzeństwa miłość mocną, trwałą, czystą, jak gwiazdy gorejącą,

Stale obecną przy nich, choćby nie wiem, gdzie życie ich poniosło,

Rodziców miłość silną, wierną i nigdy nie przemijającą

Do dziecka, choćby bardzo dawno wyszło z kołyski i dorosło.


Jesteśmy wdzięczni Tobie, Ojcze, kiedy klękamy pod ołtarzem,

Za wszystkie łaski, których stale tak bardzo hojnie nam udzielasz.

Ty świętą wodą miłosiernej miłości skrapiasz nasze twarze

Jak Gołębica, co bielała w locie nad głową Zbawiciela.


Twoje wybrane dzieci, które długo chodziły po pustyni,

Dziękczynny psalm Ci zaśpiewały, gdy Mojżesz twardą skałę skruszył

I woda na Horebie prysła. Nam również tak wypada czynić,

Bo Ty nam dajesz nową mannę, co pożywieniem jest dla duszy.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Pliny Earle, Do Idelii (To Idelia)


Kiedy poranek uśmiechnięty wyciągniętymi ramionami

Zarzuca płaszcz swój na schylony grzbiet odchodzącej wolno nocy

I cała ziemia, ze wszystkimi urodziwymi stworzeniami

Powstaje do nowego życia w całej swej sile, w całej mocy,

Gdy rosa tysiącami kropel osiada na kwitnących kwiatach

I gdy najmniejszy nawet powiew, który w powietrzu skacze sobie,

Nie wzrusza drzew i liści na nich, wychodzę na spotkanie świata

I w świeżej ciszy tego świtu brodząc, rozmyślam wciąż o tobie.


Gdy nad wielkimi ogrodami zachodu bieg swój kończy słońce,

Szczęśliwe, że skończyło wreszcie żmudną, codzienną swą robotę,

Lecz zanim zaśnie za krawędzią, która jest kręgu ziemi końcem,

Oświetla chwiejne chmury płynnym, dokładnie roztopionym złotem,

Kiedy wysoko wysklepione nad nami niebo jasno płonie

Jak falujące morze ognia, całemu światu ku ozdobie,

I gdy łagodne wichry gnają, w górze podając sobie dłonie,

Idąc wśród grządek pełnych bujnych kwiatów, rozmyślam wciąż o tobie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Pliny Earle, Do źródła wód podejdźcie wszyscy (Come Ye to the Waters)


Ogromna radość niech się szerzy z błogosławionej obietnicy!

Życie, co nigdy nie zna śmierci, jaskrawo lśni na każdym kroku,

A nieba wielkie, wieczne mury, wysokie wieże, złote bramy

Wznoszą się dumnie na spotkanie naszego spragnionego wzroku.


Przyjdźcie do źródła czystej wody! Choćby otwarte serca wasze

Dziecięcym szczęściem i radością po brzegi wypełnione były,

A silny, żwawy strumień życia, które porusza ciała nasze,

Niczym potężny górski potok gwałtownie płynął wam przez żyły.


Przyjdźcie do brzegów świętej rzeki Syjonu, kiedy jest rozlana,

Gdzie życie jest jaskrawo jasne od blasku prawdy, niewinności,

Odwróćcie się od błogosławieństw Ziemi w kierunku wieków Pana,

Pijcie ze źródła i dar weźcie wiecznego życia i młodości.


Przyjdźcie do źródła czystej wody! Wy, którym poszarzały włosy,

Wy starzy i znużeni ludzie, unieście w triumfie wasze ręce,

Bo koniec waszych trosk jest blisko, dojrzały waszych trudów kłosy.

Pijcie ze źródła wody żywej! Pijcie i nie pragnijcie więcej!


Wy, dzieci smutku, które w bólu ogromnym zaciskacie dłonie,

Którym drży delikatna dusza w olbrzymich troskach i cierpieniach,

Podejdźcie tu, gdzie lampa życia przez całą wieczność jasno płonie,

Pijcie ze źródeł wód niebieskich, bo smak ich nigdy się nie zmienia.


Przyjdźcie do źródła czystej wody! Do kryształowej tej krynicy,

Czystszej niż struga, którą Mojżesz odsłonił laską w piasku złogach,

Strumienia życia, który płynie z góry Syjonu bez różnicy,

A bierze się spod skalistego podnóżka tronu Pana Boga.


Przyjdźcie do źródła czystej wody! Choć życia szlak jest zagrożony

Atakiem z obu stron, a ziemia nie daje ulgi w trudnym bycie.

Odłóż swój ciężar, podróżniku, bardzo zmęczony i znużony,

Odłóż swój ciężar, pij do syta i żyj, i ciesz się swoim życiem.


Tak, jak wędrowiec, który długo szedł po pustyni wrzącym piasku,

I odkrył w samym środku Libii oazę, co wśród skał się kryje,

Ostatkiem sił z uśmiechem biegnie w kierunku błękitnego blasku,

Klęka na szmaragdowej trawie i chciwie ze strumienia pije.


I na naszego życia szlaku znajdują się oazy ducha,

Które czekają na pielgrzyma, co w drogę w stronę nieba ruszył.

On cudownego szmeru wody i szumu wiatru w trzcinach słucha,

Gdy śpieszy, aby odziedziczyć mieszkanie dla zbawionej duszy.


Wszystkie krainy całej ziemi, przyjdźcie do źródła czystej wody!

Przybywaj Wschodzie, przyjdź Zachodzie, przynieście dary swych uczynków.

Chłopi, książęta, przyjdźcie wszyscy, rodzice, dzieci, czy kto młody,

Czy stary, weźcie swoją własność w kraju wiecznego odpoczynku.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Pliny Earle, Polikarp


Stój, nieświadomy podróżniku! Niech twoja mowa będzie cicha,

Bo tam, gdzie stoisz, przed wiekami pierwszych chrześcijan rzesza stała.

Powstrzymaj nieostrożne kroki, bowiem powietrze święte wdychasz,

Bowiem po ziemi stąpasz, która w krwi męczenników się skąpała.


W cieniu cyprysu usiądź sobie, nad którym wolny ptak przeleciał,

Prochy świętego są ukryte tu niedaleko, o dwa kroki.

Pomyśl o wszystkich zmianiach, które zaszły w tym miejscu przez stulecia,

I bystrą myślą zwróć się w stronę przeszłości, którą kryją mroki.


Zmiana dotyka wszystkie rzeczy na ziemi, pełnej trosk i bólu,

Tak samo się zmieniają lata, jak cztery pory w każdym roku.

Ponad miastami i państwami, nad ustawami i królami

Zmienia się czas, a jego ślady widoczne są na każdym kroku.


W triumfie szedł tędy Macedończyk razem ze swymi falangami,

Który ze łzami w oczach pragnął świat cały rzucić na kolana,

Tędy się przetoczyły, ziemię tratując koni kopytami

Ogromne, niezliczone hufce wodza Tatarów, Tamerlana.


Tutaj stał, ucząc wielkie tłumy, umiłowany uczeń Pana,

O pięknych, długich włosach, który dla Niego bliskich swych porzucił,

To miejsce też poznało potem ostatnie kroki apostoła,

Który w obliczu okrucieństwa od wiary swej się nie odwrócił.


Na tamtym brzegu, nie zważając na dotyk niszczącego czasu,

Gwałtowność wojny prowadzonej przez ludzi, jak też gniew natury,

Pozostałości trzech osobnych epok, odrębnych wieków w dziejach,

Samotnie, dumnie i po trochu posępnie wznoszą się do góry.


Podejdźcie wszyscy i popatrzcie! Spójrzcie na poszarpane ściany,

Szramami i szczerbami gniewnej wojny w całości poznaczone!

To tutaj swoje straszne konie szkoliła w szturmach niewstrzymanych,

Tutaj rydwany kierowała przez żadzę władzy wypuszczone.


Witaj! Wybrańcu wysokiego Nieba, co w biedzie wspierasz brata;

Witaj! Wysłańcu nieśmiertelnych umysłów, który pokój czynisz.

Witaj! Wyjątku od reguły, która od świtu tego świata

Istotom ziemskim nakazuje prowadzić wojnę z braćmi swymi.


Niegodny władco, krocz po swojej ognistej drodze z dumnym śpiewem,

Niszcz ziemię, którą depczesz twardo, jakby istotą była żywą,

Szukaj w swym szturmie źle pojętej sławy, zdobytej zbrodnią, gniewem,

Potem sumienia spytaj, czy twa sprawa jest rzeczą sprawiedliwą.


Lecz najpierw spytaj Pana Boga, czy to On twoją postać stworzył

I ogniem ci rozpalił duszę, żeby żar rudę w metal stopił,

Żebyś mógł władać wielkim ostrzem, żebyś się w strasznej bitwie srożył

I żebyś w krwi twojego brata nieutulony gniew utopił.


Spójrz na tę wielką armię, jaki to piękny i wspaniały widok!

Jak drży głęboko w piersiach serce tą wizją bardzo poruszone!

Jak liczne szable lśnią i szpady, kiedy czwórkami hufce idą,

Jak błyszczą w słońcu wąskie ostrza na długich lufach osadzone.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Pliny Earle, Wichry (The Winds)


Bawiłyśmy się w górze wokół wysp egejskich,

Gdzie wróżka lata stale lekko się uśmiecha,

Wspinałyśmy się ciągle na szczyt Himalajów,

Gdzie chmura, zanim spadnie, w zwał lodu się zmienia,

Włóczyłyśmy się ponad Alp skalnym łańcuchem,

Obrywając lawinę, niosącą zagładę

Wąskiej, ciasnej dolinie o zboczach z granitu,

W potoku Maelstroomu wzbudzałyśmy wiry

I z ogromną radością i wielką swobodą

Podsycałyśmy ognie Hekli na Islandii,

Daleko na otwartym, chłodnym oceanie.

Wiejąc ponad Grenlandii stromymi górami

Prowadziłyśmy pierwszych, śmiałych podróżników

Do ukrytych pomiędzy wierzchołkami dolin.

Na biegunie w wysmukłe łuki z brył lodowych

Biłyśmy bardzo mocno, aż dudniły echem.

Śpiewałyśmy zesłańcom na stepach Syberii

Tuląc ich niczym dzieci do snu spokojnego.

Na skałach prastarego Oceanu, który

Rozlewa się szeroko na krańcach zachodu

Znosiłyśmy patyki na gniazda dla ptaków.

Nad ogromną Saharą w upalnym powietrzu

Wieńczyłyśmy koroną wir piaskowej burzy.

Poruszałyśmy palmy na indyjskich wyspach,

Rozpalałyśmy ogień pogrzebowych stosów,

Sprawiałyśmy, że gibkie źdźbła trzciny cukrowej

Się chwiały w pełnym słońcu na wielkich plantacjach,

Ścierałyśmy pot gęsty z czoła niewolnika,

Przeczesałyśmy każdy ląd na krańcach ziemi,

A ty, człowieku, pytasz o naszą ojczyznę?

Byłyśmy na północy, jak też na południu,

Byłyśmy tak na wschodzie, jak i na zachodzie,

A ty pytasz o miejsce, gdzie odpoczywamy?

Ziemia nie zna krainy, gdzie pierwszy z nas powstał,

Nie zna kraju, gdzie któryś będzie odpoczywał.

Poganie zaręczają i poeci twierdzą,

Że nasz pan miał siedzibę daleko na wschodzie,

Że władał na słonecznych wyspach, które leżą

Pośród wód granatowych Egejskiego morza,

Groźnym grymasem w zimie a uśmiechem w lecie.

Niestety owi ludzie mijali się z prawdą,

Bo żaden człowiek nigdy nie widział naszego

Mieszkania, gdzie po trudach spadamy odpocząć.

Wzniosłyśmy z dala od nich ogromną świątynię,

Której człowiek nie poznał wzrokiem ani słuchem.

To napowietrzny pałac, piękny i potężny,

Gdzie w głuchej ciszy sobie razem spoczywamy.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Pliny Earle, Nota B. (Note B.)


Kiedy rozmowa zeszła w końcu na charakter

I postać Roderyka Dhu (Z "Pani jeziora"),

Ktoś z towarzystwa spytał, co oznacza owo

Określenie "Dhu". Słowo to określa u nas

Kolor czarny, tak samo jak "black" po angielsku,

Odpowiedział nasz szkocki przewodnik McGregor.

"Przymiotnik następuje więc po rzeczowniku?" -

Zauważył od razu ten, który zapytał.

"Tak" - odrzekł mu McGregor - "ponieważ my zawsze

Przedmiot stawiamy w mowie przed cieniem przedmiotu,

Zaś Anglicy cień dają przed samym przedmiotem".

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)