Lydia Sigourney

Lydia Sigourney, Hej, wy, mieszkańcy stałych lądów (Hear, Dwellers on the Stable Land)


Hej, wy, mieszkańcy stałych lądów, bezpieczni w murowanych domach,

O trudach i niebezpieczeństwach co wy możecie wszyscy wiedzieć?

Inaczej my, żeglarze, którzy stale żyjemy w burzach, gromach,

Gdy statek gna po gniewnym morzu, gdy nam w kajucie trzeba siedzieć.


Zielone drzewa cień wam dają i chronią was od żaru słońca,

Każdego dnia na waszych oczach na polach złote zboże rośnie,

Czujecie w nozdrzach woń cudowną, gdy tylko dzień dobiegnie końca

I na wysokich krzakach róży pąki rozwiną się radośnie.


Co jednak wiecie o tej wielkiej radości, co jesteście w stanie

Powiedzieć, gdy nam szlak oświetla, gdy statek się na falach miota,

Która nam stale towarzyszy w surowej walce o przetrwanie,

Gdy okręt sunie po powierzchni jak żwawa, żywa wręcz istota.


Wesoło, gnani sprzyjającym wiatrem, do portu podążamy,

Jakbyśmy żeglowali prosto do brzegów doczesnego raju.

Wysokie, wypiętrzone wzgórza ze szczytu fali oglądamy,

Gdy mgła opada o poranku, mojego ojczystego kraju.


Jest jednak większe zagrożenie, co czyha na nas w morskiej głuszy,

Gorsze niż gromy albo grzmoty, niż mgła, co tłumi światło słońca.

Niebezpieczeństwo, które może jak cierń się wbić w głąb naszej duszy,

Gdy bardzo krótka podróż tego życia dobiegnie już do końca.


Przyślijcie nam tę wielką Księgę, w której się mieści Boże Słowo,

Byśmy ją mogli wziąć ze sobą, gdy gnamy po ogromnym globie.

Dajcie nam także duchownego, który nauczy nas na nowo,

Jak żyć i umrzeć zgodnie z wiarą, gdy przyjdzie spocząć w wodnym grobie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020-2021)