Lawrence Binyon

Lawrence Binyon (1869-1943) to angielski poeta, dramaturg i uczony, historyk sztuki. Pisał bardzo dużo. Tłumaczył poezję perskiego liryka Nizamiego. Przełożył też Boską komedię Dantego.


Lawrence Binyon, Dawne świątynie z ziemią zostały zrównane... ("The Shrines of Old Are Broken Down")


Dawne świątynie z ziemią zostały zrównane,

Wierni, co w nich klękali od dawna nie żyją,

Nic już się nie wydaje dziwne lub nieznane,

W tym, co odkryto żadne cuda się nie kryją;

Zmęczeni niezmierzoną wiedzą, w której tkwimy,

Za tajemnicą choćby najmniejszą tęsknimy.

Ale chociaż nauka wszystko przekopuje,

Kilka rzeczy nieznanych jeszcze pozostało,

Człowiek zna wszystko, siebie wszak nie penetruje

Do dna, ból albo radość poznał bardzo mało;

Tajemnicami ludzie wciąż się fascynują

I w miłości najwięcej sekretów znajdują.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)


Laurence Binyon, W cieniu zupełnie zburzonego domu (In the Shadow of a Broken House)


W cieniu zupełnie zburzonego domu, na pustej i ponurej

Ulicy przy podpartych murach, wygasłych piecach i urwanych

W połowie schodach, które stromo prowadzą w próżnię, nie na górę,

I w głuchej ciszy, bez tupotu stóp martwych, w ziemi zakopanych,

Dwoje kochanków zobaczyłem, splecionych ciasno ramionami,

Stojących pod kruchymi, ledwo trzymającymi się ścianami.


A nad tym rozerwanym domem, bez kuchni, pieca i komina,

Z otchłani ufnych ich umysłów się wielką chmurą wyroiły

Jaskrawe, niezliczone gwiazdy i księżyc, który się wygina

W łuk złoty, te odległe światy, co sobą gruzu zwał zakryły.

Kamienny pałac czasu runął, rozpaczy rozbił się rachunkiem,

Przed ich tak nagłym i niezwykłym w takiej scenerii pocałunkiem.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Lawrence Binyon, Głód

(fragment)


Przechodzę między ludźmi niczym cień

I do każdego chętnie się przysiadam,

Nikt mnie nie widzi, ale kiedy spojrzą

Na siebie, wiedzą, że jestem tam z nimi.

Moje milczenie przypomina ciszę

Przypływu, który zatapia plac zabaw,

Niepostrzeżenie, albo nagły mróz,

Który nadchodzi nocą i zastaje

Ptaki zupełnie nieprzygotowane

I zamarznięte je rano zostawia.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2015)


Lawrence Binyon, Dla poległych (For the Fallen)


Oto ze szczerym dziękczynieniem Anglia, ojczyzna swoich synów,

Poległych opłakuje, którzy padli za morzem w dalekości.

Z jej ciała byli oni ciałem, duszą z jej duszy narodzeni,

Zginęli, walcząc za szlachetną sprawę pokoju i wolności.


Dostojnie dudnią wielkie bębny. Śmierć uroczyście śpiewa treny,

A śpiew jej się unosi aż do sfery nieśmiertelnego trwania.

Pośrodku tego spustoszenia jeszcze rozlega się muzyka

I chwała, która nie przemija, błyszczy we łzach na naszych twarzach.


Ze śpiewem poszli do natarcia, ponieważ byli bardzo młodzi,

Silni i zdrowi, wierni, szczerzy, pełni zapału i odważni.

Do końca pozostali twardzi w obliczu wszystkich przeciwności,

Z twarzami zwróconymi w stronę wroga na polu w proch upadli.


Oni się już nie zestarzeją, tak jak my się zestarzejemy,

Wiek ich podeszły nie utrudzi i nie potępią przyszłe lata.

Tak samo o zachodzie słońca, jak o poranku my będziemy

Pamiętać o nich zawsze, wszędzie i aż po kres naszego świata.


W tłum roześmianych towarzyszy odtąd się nigdy nie wmieszają,

Nigdy nie siądą już przy stole z bliskimi w ich rodzinnych domach,

Nie będą uczestniczyć nigdy w naszej codziennej, ciężkiej pracy -

Śpią w obcej ziemi, gdzie nie dotrze nigdy szum angielskiego morza.


Lecz tam, gdzie nasze są najgłębsze pragnienia, plany i nadzieje

Ukryte jak w głębokiej studni, gdzie bije źródło wielkiej mocy,

Najbardziej wewnętrznemu sercu naszego kraju będą znani,

Jak gorejące gwiazdy będą znani i bliscy wiecznej nocy.


Gwiazdami, które będą jasne, kiedy my w proch się obrócimy,

Gwiazdami, które maszerują w szeregach po niebieskich błoniach,

Gwiazdami, które będą stale migotać w naszych mrocznych czasach,

Oni na zawsze pozostaną - do końca, do samego końca.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2020)


Laurence Binyon, Kowadło (The Anvil)


W płomieniach wytopione z rudy, gdy dmucha miech przez pręty kraty,

Żelazo pozbawione żużla rozpala się aż do białości.

Ciężkimi i niecierpliwymi ciosami bólu i utraty

Potężne młoty na kowadle ciągle w nie biją bez litości.

Wypróbowani w żółtym żarze, gdy los i śmierć do przejścia zmusza,

Czujemy to żelazo w naszych zbolałych, udręczonych duszach.


Straszliwe kuźnio i kowalu! Im gorsze ktoś zadaje rany

Sercu, tym większy krzyk wyrywa się nam bez przerwy z głębi łona.

Nie o to, by być oszczędzonym, lecz żeby być wykorzystanym,

Błagają mózg, muskuły, ścięgna i dusza, zanim przyjdzie skonać.

Miękkie żelazo w stal przekuwaj, twardą i ostrą, jaką znamy,

I nas ukształtuj z miękkiej masy do celów, których pożądamy.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Laurence Binyon, Wysoko, w koronie wielkiego orzecha (In the High Leaves of a Walnut)


Wysoko, wśród zielonych liści, gdzie wielka gałąź się rozdziela,

W koronie jak las rozrośniętej orzecha majestatycznego,

Chłopiec, co wspiął się po konarach z korpusu pnia wyrastających,

Kołyskę znalazł dla swych kończyn i jak ptak patrzy z gniazda swego.


Na tym pokrytym korą łożu świeże powietrze go kolebie,

Wiele bezczynnych, długich godzin spędzić mu w górze będzie trzeba.

Sam trwa, jedynie w towarzystwie obłoków, które jak żaglowce

Suną po ciepłym i cierpliwym błękicie szerokiego nieba.


Już nie pamiętam, jakie były jego marzenia w tamtej chwili,

Lecz nawet dzisiaj zapach liści wystarczy mi za całe światy,

By ulokować mnie o wiele wyżej niż tamtych splot gałęzi

W miejscu, o którym tamten chłopiec nie myślał przed wieloma laty.


W świetle, którego teraz żaden dzień już mi więcej nie przynosi,

Ale którego nikt nie może mi porwać, popsuć lub pobrudzić.

Magicznej mocy, której wtedy nie czułem wcale, mogę teraz

Dotknąć i nawet, by to zrobić, nie potrzebuję zbyt się trudzić.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Laurence Binyon, Żyjemy w czasie niepokoju...


Żyjemy w czasie niepokoju i zupełnego zamieszania

I nikt przyszłości nie potrafi przewidzieć ani przepowiedzieć.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)