Issachar Bates

Issachar Bates, Pieśń czwarta. Żniwa (Song IV. The Harvest)


Pola zupełnie są dojrzałe, żniwiarze już się pokazali

I wszyscy w dłoniach swych trzymają sierpy wykute z twardej stali,

Porządnie naostrzone, żeby pszenicę ściąć i zwieźć do stodół,

Lecz chwasty tu zostaną, będą spalone poza murem grodu.


Przybądź tu zatem, moja duszo, rozmyślaj o tym dniu straszliwym,

Gdy wszystkie rzeczy się rozpadną i w ogniu spalą się prawdziwym,

Gdy zabrzmi wielka, sroga trąba, anioły zjawią się skrzydlaste

By zżąć na ziemi wszelkie zboże, pszenicę z wyką, żyto z chwastem.


Usłysz Sędziego łagodnego i łaskawego, jak ogłasza:

Najpierw zgromadźcie moich świętych, pragnę ich objąć dłońmi swymi,

A siedem plag niech spadnie na tych, którym jest obca miłość nasza,

Którzy przeciwko mnie walczyli i się znęcali nad świętymi.


Posłuchaj wszystkich smutnych krzyków, co się wzbijają pod niebiosa,

Dusz zrozpaczonych, co nie wiedzą, gdzie uciec, albo gdzie się schować.

Proszą, by skały i urwiska opadły na nich swym ciężarem,

Pragną się wcisnąć z przerażenia chociażby w najdrobniejszą szparę.


Ale na próżno, bowiem groźne góry na pył się rozpadają,

A strome skały i urwiska się rozsypują i znikają.

Ziemia się trzęsie w swych posadach, morze się cofa i opada,

A cały świat zaczyna płonąć i płoną nawet zwierząt stada.


Przystańcie w drodze, śmiertelnicy, i obejrzyjcie się za siebie:

Zbawiciel w całej swojej chwale cwałuje po szerokim niebie

Rydwanem ognia, a ogromny oddział aniołów za nim goni.

Występnych, niegodziwych ludzi i przed gniewem nic już nie obroni.


Zgromadźcie się, narody wszystkie, wyroku Pana wysłuchajcie,

Bo On jest Sędzią sprawiedliwym, surowych jego słów słuchajcie!

Wyrok wydany został wreszcie i będzie teraz wykonany,

Między wybranych pójdzie dobry, a zły dołączy do wygnanych.


Przyjdźcie, grzesznicy, pokutujcie, szukajcie Pana dróg od nowa,

Ja nie żartuję ani trochę, to są Chrystusa własne słowa,

Że ci, co dobro tu czynili, w chwale przed Jego tronem staną,

A ci, co zła się dopuszczali, z dala od nieba pozostaną.


Teraz żegnajcie, przyjaciele, z tymi myślami was zostawiam;

Niech Bóg pieczęcią swą potwierdzi, co mówię, kiedy tak przemawiam,

Że my możemy nasze dusze zanieść pod Boga tron w modlitwie,

By się z Chrystusem spotkać w niebie, gdy zło w ostatniej zwalczy bitwie.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Issachar Bates, Pieśń II. Pieśń myśliwego o północy (Song II. The Hunter's Midnight Prayer)

(fragment)


Wielki i wieczny Panie Boże, Ty wiesz, Ty widzisz niczym sowa

Wszystko, co dzieje się na ziemi, pod ziemią, w morzu i na niebie.

Cała natura na tym świecie posłusznie słucha Twego słowa,

Ty trwasz niezmiennie w świętym blasku, a ciemność nie ogarnie Ciebie.


Potężny Panie, Święty Świętych, moje śmiertelne, śnięte oczy

Ukryte są w godzinach nocnych w tym ciężkim, bardzo gęstym cieniu.

Są ślepe i nie mogą śledzić zwierzyny pośród stromych zboczy

Bez wsparcia tych wspaniałych świateł, które na nieba lśnią sklepieniu.


Panie mój, również moja dusza w mroku jak martwa pozostaje,

Aż Jezus przyjdzie do mnie pieszo i siądzie na piaszczystym brzegu,

Rozpali ogień i przyrządzi posiłek, który życie daje,

I powie: Usiądź i odpocznij, mój bracie, po skończonym biegu.


Choć się znajduję na pustkowiu, gdzie silny wicher drzewa kłoni,

Gdzie włóczą się zwierzęta dzikie i ciągle wyją z całej mocy,

Bezpieczny czuję się pod dachem Twojej łagodnej, czułej dłoni,

Choćby się wokół gromadziły najgorsze strachy groźnej nocy.


Mój ołtarz z olbrzymiego głazu wzniosłem na stromym zboczu góry;

Za to, że wiodłeś mnie bezpiecznie, pragnę ci złożyć dziękczynienie.

Pośród nużącej nocnej ciszy i w dzień, gdy grożą mi wichury,

Ty, Panie, jesteś moim skarbem, stabilną skałą i schronieniem.


Ponieważ pod opieką Twoją, mój miłosierny Panie Boże,

Mój los zajmuje trochę miejsca, które zostało wyznaczone

Przez Ciebie, wznoszę w górę dłonie, jak tylko człowiek unieść może,

I proszę o spojrzenie jedno przed Twojej wielkiej łaski tronem.


Mój miłosierny Panie Boże, modlitwę moją racz wysłuchać!

Do Ciebie zwracam się w pokorze, ponieważ tęsknię za Syjonem,

Więc nie odwracaj swojej twarzy, na głos mój nie zasłaniaj ucha,

Choć drogi nasze bardzo długo były od siebie oddalone.


Syjon to jest szczęśliwe miejsce, o jakim każdy człowiek marzy.

Jego potomstwo było dla mnie od zawsze źródłem wielkiej mocy.

Mój Boże, popatrz tylko, proszę, na słoną wilgoć na mej twarzy,

Łez moich nie odrzucaj, które obficie płyną w mroku nocy.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Issachar Bates, Widok na jezioro Schroon (A Prospect of Lake Schroon)

(Wiersz napisany na jego brzegu)


Jezioro Schroon, podbiegnij do mnie, otwórz swe usta i zaśpiewaj;

Niech każda fala dar przyniesie na brzeg, na który się wylewa.

Niech Bóg, twój Stwórca, szumem twoim zostanie teraz pochwalony

Za każde dobro, które zesłał z niebiosów w te wspaniałe strony


Chór:

To jest w całości dzieło Boga,

Niech to natura cała przyzna,

Niech dusza ludzka na swych drogach

Wdzięczność swojemu Stwórcy wyzna.


W twojej głębokiej, chłodnej toni ruchliwe ryby łuską błyszczą,

Łososie kręcą się pod wodą, stada pomniejszych stworzeń niszczą.

Twoja powierzchnia jest pokryta gęśmi, kaczkami, łabędziami,

Po twoim brzegu krążą wielkie wilki z odsłoniętymi kłami.


Chór:

To jest w całości dzieło Boga,

Niech to natura cała przyzna,

Niech dusza ludzka na swych drogach

Wdzięczność swojemu Stwórcy wyzna.


Twa głowa ukoronowana jest zielonymi gałęziami,

Dzikie jabłonie obrodziły okazałymi owocami;

Dolina dookoła ciebie słodką woń sosen wokół niesie,

A świerki świeżość roztaczają po całym okolicznym lesie.


Chór:

To jest w całości dzieło Boga,

Niech to natura cała przyzna,

Niech dusza ludzka na swych drogach

Wdzięczność swojemu Stwórcy wyzna.


Wielka równina się rozciąga dokoła po zachodniej stronie,

Strumyki łączą się na łąkach, łagodnie szemrząc mkną przez błonie.

Na wzgórzach, niczym na Libanie cedry, wysokie sosny stoją,

Dolina szlak wygodny tworzy zieloną szerokością swoją.


Chór:

To jest w całości dzieło Boga,

Niech to natura cała przyzna,

Niech dusza ludzka na swych drogach

Wdzięczność swojemu Stwórcy wyzna.


Bóg, który Panem jest natury, wyciągnął do nas hojne dłonie

I dał nam wiele równych, żyznych uprawnych pól po wschodniej stronie,

Rzeki nam dał, co dniem i nocą młyn poruszają bez różnicy

Dał nam podłużne, ładne łany dla kukurydzy i pszenicy.


Chór:

To jest w całości dzieło Boga,

Niech to natura cała przyzna,

Niech dusza ludzka na swych drogach

Wdzięczność swojemu Stwórcy wyzna.


Na twoim wschodnim brzegu wznoszą się wielkie ściany i urwiska,

Tutaj codziennie psów myśliwskich szczekanie słychać z bardzo bliska.

Myśliwy cieszy się niezmiernie, gdy słyszy jak w głębokich cieniach

Psy gończe ogłaszają wszystkim, że odnalazły trop jelenia.


Chór:

To jest w całości dzieło Boga,

Niech to natura cała przyzna,

Niech dusza ludzka na swych drogach

Wdzięczność swojemu Stwórcy wyzna.


Czujni mężczyźni w czarnych strojach przy wodach twych się z bronią czają,

Cierpliwie na jelenia albo koziołka pośród trzcin czekają.

Gdy rudy rogacz z gór wyruszy na dół po stromych skał kaskadach,

Myśliwi śledzą go i celnie strzelają, aż nieżywy pada.


Chór:

To jest w całości dzieło Boga,

Niech to natura cała przyzna,

Niech dusza ludzka na swych drogach

Wdzięczność swojemu Stwórcy wyzna.


Z twojego najniższego boku wypływa kryształowa rzeka,

Wielka płaszczyzna traw i krzewów na dopływ świeżej wody czeka.

Drzewa z wielkimi koronami drzemią na obu twoich brzegach,

Ich liście szumią i szeleszczą, gdy się ku niebu pną w szeregach.


Chór:

To jest w całości dzieło Boga,

Niech to natura cała przyzna,

Niech dusza ludzka na swych drogach

Wdzięczność swojemu Stwórcy wyzna.


Głodny i utrudzony człowiek przy tobie się pożywić może,

Ty dajesz ryby i owoce, dojrzałe i dorodne zboże,

Ty dajesz futra, grube skóry zwierząt, co kryją się w tych lasach,

By człowiek mógł ozdobić głowę, by silne biodra mógł przepasać.


Chór:

To jest w całości dzieło Boga,

Niech to natura cała przyzna,

Niech dusza ludzka na swych drogach

Wdzięczność swojemu Stwórcy wyzna.


Dzikie zwierzęta wielkim chórem różnych, lecz połączonych głosów

Swojego Stwórcę wychwalają bez przerwy, każde na swój sposób,

Kiedy z twych darów obfitości bez ograniczeń korzystają,

Cieszą się szczerze, że toń twoją i brzegi bardzo dobrze znają.


Chór:

To jest w całości dzieło Boga,

Niech to natura cała przyzna,

Niech dusza ludzka na swych drogach

Wdzięczność swojemu Stwórcy wyzna.


Wielkim upałem utrudzone z gór schodzą w stronę twojej wody,

Szukają w falach ukojenia, uspokojenia i ochłody.

Jesteś kryjówką i osłoną, jesteś spoczynkiem i spokojem

Gdy groźne wilki atakują, gdy much żarłocznych brzęczą roje.


Chór:

To jest w całości dzieło Boga,

Niech to natura cała przyzna,

Niech dusza ludzka na swych drogach

Wdzięczność swojemu Stwórcy wyzna.


Przybądź, pokorna moja duszo, przybądź i dołącz do natury,

Wychwalaj swego Stworzyciela, który ogląda wszystko z góry.

Przemów, jezioro Schroon, własnymi teraz odezwij się ustami

I Stwórcę chwal ze swoim ptactwem, gęśmi, kaczkami, łabędziami.


Chór:

To jest w całości dzieło Boga,

Niech to natura cała przyzna,

Niech dusza ludzka na swych drogach

Wdzięczność swojemu Stwórcy wyzna.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Issachar Bates, Pieśń VIII. Napisana w czasie ostatniej zarazy w Hartford, w stanie Nowy Jork (Song VIII. Composed on the Late Sickness in Hartford, State of New-York)

(fragment)


Przyjdźcie, sąsiedzi i sąsiadki, siądźcie i płaczcie razem ze mną,

Bo odszedł mąż, a żona sama została dniem i nocą ciemną.

Pan przyszedł i Swój gniew pokazał srogi, a jednak sprawiedliwy,

Popatrzcie, jakie spustoszenie tu sprawił, cios to jest prawdziwy.


Zesłał zarazę, zezłoszczony naszym złośliwym zachowaniem,

Która i rano, i wieczorem, szkodzić mieszkańcom była w stanie.

Nasi sąsiedzi z lewa, z prawa martwi codziennie upadają,

Starzy i młodzi przed wyrokiem Pana się ukryć nie zdołają.


Mąż krzyczy: moi przyjaciele, jestem tak bardzo przerażony,

Z gromadką dzieci sam zostałem bez mojej ukochanej żony.

Dzieci pytają mnie codziennie, kiedy z podróży do nich wróci.

Kto mnie pocieszy w moim żalu, kto mi żałobę moją skróci?


Wdowa narzeka na ulicy, jak tylko ktoś narzekać może:

Jak teraz pusty jest mój pokój, jak puste to małżeńskie łoże.

Dzieci bez ojca, opiekuna, obrońcy w domu pozostały,

Wołają za nim dniem i nocą, jak będą się wychowywały?


Rodzice zmarłych, małych dzieci się użalają nad swym losem

I ogłaszają ich odejście okropnym, odmienionym głosem.

Są zdruzgotani, spójrzcie tylko moi sąsiadko i sąsiedzie,

Jak zwykły człowiek może wytrwać w takim nieszczęściu, w takiej biedzie?


Lecz teraz skończmy nasze żale, choć wielki ból nasz jest prawdziwy.

To my jesteśmy sobie winni, gdyż Bóg pozostał sprawiedliwy.

To nasze grzechy jak dym gęsty uniosły się aż do bram nieba

I Pan je poczuł w swoich nozdrzach i wiedział, jak postąpić trzeba.


Wy, którzy tak postępujecie, jakby nie było Pana Boga,

Którzy grzeszycie i bluźnicie na wszystkich swych codziennych drogach,

Wy, którzy dziś wyjecie głośno, wy, którzy się miotacie wściekle,

Nawróćcie się i pokutujcie, inaczej się znajdziecie w piekle.


Wy, dzieci Boże, narodzone w światłości o niezwykłej mocy,

Chodziłyście po swoich własnych drogach w ciemnościach wiecznej nocy,

Przestańcie myśleć o umarłych, o żywych myślcie, co zostali,

Nie płaczcie po tych, co odeszli, płaczcie nad sobą w każdej sali.


Dni przypomnijcie sobie, kiedy Pan był łaskawy i łagodny,

Gdy miłość zsyłał wam z niebiosów i Swoim słowem żywił głodnych.

W tym czasie piękne, dźwięczne pieśni się z waszych piersi wyrywały,

Ich echem puszcze i pustynie aż do wieczora rozbrzmiewały.


Jakże ty się zmieniłaś, moja córko, niestety z woli własnej,

Jak złoto, które pociemniało, choć wcześniej było takie jasne.

Wspomnij, dlaczego tak upadłaś i nawróć się, dopóki pora,

Niech dzisiaj Pan zobaczy ciebie taką, jak byłaś jeszcze wczoraj.


My, zgromadzeni na modlitwie, wzywamy wszystkich do pokuty,

Zacznijcie pościć i żałować za grzechy, zrzućcie ze stóp buty,

W samych koszulach pokutujcie na waszych placach, waszych drogach,

A może jeszcze powstrzymacie gniew sprawiedliwy Pana Boga.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Issachar Bates, Pieśń VI. O śmierci pana Isaaca Orcutta, który zginął przygnieciony przez wielkie drzewo


Zbierzcie się, wszyscy dobrzy ludzie, którzy mieszkacie w okolicy,

Podejdźcie tu i posłuchajcie, starzy i młodzi, bez różnicy.

Młodzieńca opłakiwać przyjdźcie mężowie i wrażliwe żony,

Który przedwcześnie zginął w Hartford przez wielkie drzewo przygnieciony.


Isaac Orcutt miał na imię, całkiem niedawno przybył do nas,

Nie wiedząc, że tu w Hartford właśnie los jego szybko się dokona.

Mieszkał ze swoim starszym bratem Jakubem. Gdy miał trochę czasu,

W ostatni czwartek wyszedł sobie z domu i udał się do lasu.


Potrzebowali obaj trochę drewna na nowe, lepsze sanie,

Więc wziął narzędzia, wielką piłę i topór, co tam miał na stanie,

Przedarł się przez gąszcz wielkich krzaków i wkrótce dotarł do jesiona,

Którego szczyt był już uschnięty. Nie wiedział, że przy pracy skona.


Ściął wielkie i wysokie drzewo, machając ostrzem z wielką siłą.

Nader ostrożnie je przewrócił, lecz w drugą stronę odskoczyło

Z wielkim impetem, jak sprężyna, i gruby pień go trafił w głowę,

Miażdżąc ją niczym młot ogromny. Nie zdążył nawet pisnąć słowem.


Biedny młodzieniec nieprzytomny teraz, choć żwawy jeszcze wczoraj,

Leżał na ziemi nieruchomy przez cały dzień, aż do wieczora,

Twarzą do dołu, prawie martwy, zupełnie zagrzebany w śniegu.

A z jego głowy krew kapała w niepowstrzymanym, ciągłym biegu.


Jego sąsiedzi pracowali, podobnie jego przyjaciele,

I nikt nie wiedział, gdzie on poszedł. Czasu minęło bardzo wiele.

Nikt go nie szukał, nie spodziewał się tak nieszczęśliwego końca.

I tak się działo przez dzień cały, niemalże do zachodu słońca.


Wieczorem, zaniepokojony, że już minęło sporo czasu,

Pan Danly wziął ze sobą syna i szybko poszedł z nim do lasu.

Wkrótce młodzieńca zobaczyli i widok ten ich przejął drżeniem,

Patrzyli na rannego z wielkim, nieukrywanym przerażeniem.


Sądzili, że nie żyje chłopak, był bowiem cały zakrwawiony,

Ale gdy obaj gospodarze go obejrzeli z każdej strony,

Stwierdzili z wielkim poruszeniem, że resztka życia w nim została,

Bo skinął głową i zaczerpnął powietrza. Radość krótko trwała.


Dłonie rannego od leżenia były zupełnie odmrożone,

Ręce i nogi paraliżem poważnym były porażone.

Krew czarna mu płynęła z rany, która na pół rozdarła ciemię,

I - topiąc grubą warstwę śniegu - spływała na brązową ziemię.


To był naprawdę straszny widok! Młody mężczyzna w pełni siły

Leżał bezwiednie i bezwładnie, podobny do glinianej bryły.

Nietrudno było się domyślić, co się z nim podczas pracy stało,

Nawet najtwardsze ludzkie serce w takim momencie by zadrżało.


Obaj panowie go ostrożnie podnieśli, wzięli go do domu,

We własnym łóżku położyli i jakoś się starali pomóc.

Kończyny zesztywniałe z zimna dłońmi wytrwale rozcierali,

Ranę na głowie opatrzyli, do gardła ciepły miód wlewali.


Na próżno wszakże to czynili, bo czaszka była zgruchotana,

Krew stygła w żyłach, żółć gęstniała i zakażona była rana.

Choć ze szczerego serca pomoc była rannemu dostarczona,

W ciężkich cierpieniach jeszcze tego samego dnia wieczorem skonał.


Do jego krewnych i przyjaciół dotarły smutne wiadomości,

Że ich brat nieoczekiwanie przekroczył właśnie próg wieczności.

Żal wielki im wypełnił serca i w całej wsi umilkły śmiechy,

W tym gorzkim i prawdziwym żalu nikt nie mógł przynieść im pociechy.


Gdy wszyscy jego przyjaciele dokoła grobu się zebrali,

A ksiądz wygłosił piękną mowę, w której zmarłego bardzo chwalił,

Ciało młodzieńca, który w lesie tak bardzo nieszczęśliwie zginął,

Złożono w dole, by złączyło się znowu z ciężką, gęstą gliną.


Lat miał dwadzieścia równo, jeśli nie liczyć kilku tych miesięcy,

Które po urodzinach przeżył, pół roku może, lecz nie więcej.

Był żądny życia, mocny w sobie, zawsze uprzejmy i uczynny,

Przez wszystkich ludzi ukochany i tylko Bogu ducha winny.


Z tego wypadku straszliwego niech dla was zrodzi się pociecha

I rada. Wy nie płaczcie po nim. Pomyślcie raczej o swych grzechach,

Bo grzech to jest nieszczęście, które na ludzi gorsze zło sprowadza.

Człowiek nie może być szczęśliwy, kiedy go gnębi grzechu władza.


Miejcie w pamięci to tragiczne, trudne dla wszystkich wydarzenie

I niech to będzie dla was wszystkich bardzo poważne ostrzeżenie.

Niech Stwórcy Głos wam towarzyszy co dzień na wszystkich waszych drogach,

Który powtarza: Przygotujcie się na spotkanie swego Boga.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)


Issachar Bates, Hymn Nowych Światłości

Hymn napisany przez jednego młodzieńca i przepisany z pewnymi dodatkami przez autora.


Zbierzmy się wszyscy, których Pan Bóg nazwał Nowymi Światłościami,

Już nie jesteśmy skrępowani Wielkiego Wroga łańcuchami.

Wyszliśmy już z egipskiej ziemi, oblani niezwyczajnym blaskiem,

Bo Bóg nam wskazał pewną drogę i obdarował nowym brzaskiem.


Choć bardzo długo szliśmy drogą ciemnego i ciężkiego grzechu,

Choć żyliśmy wśród żywej śmierci, słuchając jej wściekłego śmiechu,

Choć sprzeciwialiśmy się stale świętemu słowu Ewangelii

I urągaliśmy imieniu Nowych Światłości, Bóg udzielił


Nam wielkiej łaski, która wieczność zapewnia jego wiernym sługom.

On dał nam siłę, żeby zerwać z tym, co nas krępowało długo,

I obdarował wolną wolą, czyli tym stanem świadomości,

Który pozwala pozostawać w pełnej świeżości i Światłości.


Aż przyjdzie chwila chwały, kiedy wybrańcy wszechmocnego Boga

Będą triumfować już na trwałe na wszystkich prostych nieba drogach.

A kiedy dostąpimy łaski, która prowadzi ku świętości,

Będziemy śpiewać Jezusowi, co królem nowych jest Światłości.


Chociaż ten świecki świat jest wrogi, chociaż nas lekceważą ludzie,

Chociaż po jego krętych ścieżkach się poruszamy w wielkim trudzie,

Chrystus jest wielkim, wiernym wodzem, który nas wiedzie do świętości,

Ani śmierć, ani wściekłość piekła nie zniszczy nigdy tej Światłości.


Przyjdźcie, grzesznicy i dołączcie do nas, porzućcie wszystkie troski,

Szukajcie szczęścia, tylko szczerze i konsekwentnie, w sprawach boskich.

Ziemskie radości pożegnajcie, porzućcie grzeszne przyjemności,

Przyjdźcie i się ogrzejcie w cieple nowej świętości i Światłości.


Cieszyć przestaną was cielesne uciechy i radości złudne,

Kiedy poznacie blaski nieba, które są rzeczywiście cudne.

A w szczególności szczere szczęście na ziemi tu nie występuje,

Tylko ten, kto zna Nową Światłość szczęśliwość całym sobą czuje.


Nie mówię, że ten jest najlepszy, który gdzieś nad innymi stoi,

Chodzi mi o takiego, który ma Nową Światłość w sercu swoim.

Twój zawód, jestem tego pewien, jest prostą drogą do świętości,

O ile czujesz w głębi duszy nieznanej dotąd dar Światłości.


Staniemy w prawdzie i miłości, a Pan Bóg będzie nam ochroną,

Będziemy trwać bezpiecznie, bowiem dłoń Jego będzie nam obroną.

Wszyscy będziemy nazywani Nowej Światłości imionami,

Wszyscy prawdziwi Chrześcijanie będą Nowymi Światłościami.


Żegnaj na zawsze, marny świecie, bo nam już wkrótce będzie trzeba

Ujrzeć naszego Najwyższego Kapłana przed ołtarzem nieba.

Będziemy spędzać dzień bez końca z naszymi braćmi i siostrami,

Których wszechmocny Bóg uczynił wcześniej Nowymi Światłościami.


Amen.

(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)