Chabbab ibn al-Aratt

Companions of the Prophet (źródło); AbdulWahid Hamid; Muslim Education & Literacy Services

przekład: Monika Meziani

Kobieta o imieniu Umm Ammar, należąca do plemienia Chuza z Mekki udała się do miasta na bazar niewolników . Chciała kupić sobie młodzieńca na posługi domowe i aby wykorzystać jego ciężką pracę dla zysków ekonomicznych. Kiedy przypatrywała się uważnie twarzom wystawionych na sprzedaż, jej wzrok spoczął na chłopcu, który nie był jeszcze nawet nastolatkiem. Zobaczyła, że był on silny i zdrowy, oraz że na jego twarzy widoczne były wyraźne oznaki inteligencji. Nie potrzebowała większej zachęty aby go kupić. Zapłaciła i odeszła ze swoim nowym nabytkiem.

W drodze do domu Umm Anmar odwróciła się do chłopca i spytała: Jak masz na imię, chłopcze?

- Chabbab.

- A jak ma na imię twój ojciec?

- Al-Aratt.

- Skąd pochodzisz?

- Z Nadżd.

- A więc jesteś Arabem!

- Tak, z Banu Tamim.

- Jak więc trafiłeś w ręce handlarzy niewolnikami w Mekce?

- Jedno z plemion arabskich napadło na nasze terytorium. Wzięli nasze bydło oraz pojmali kobiety i dzieci. Ja byłem pośród porwanych młodzieńców. Przechodziłem z rąk do rąk, aż znalazłem się w Mekce...

Umm Anmar posłała młodzieńca jako ucznia do jednego z kowali w Mekce, aby nauczył się sztuki wyrabiania szabli. Chłopiec uczył się szybko i wkrótce stał się ekspertem w tym zawodzie. Kiedy był wystarczająco silny, Umm Anmar otworzyła dla niego warsztat wyposażony we wszystkie niezbędne narzędzia i zaopatrzenie do wyrabiania szabli. Odtąd słynął w Mekce ze swojego doskonałego kunsztu. Ludzie lubili także robić z nim interesy ze względu na jego szczerość i uczciwość. Umm Anmar osiągnęła dzięki niemu spory zysk i w pełni wykorzystywała jego talent.

Pomimo młodego wieku Chabbab przejawiał niezwykłą inteligencję i mądrość. Często po skończeniu pracy, gdy miał czas dla siebie, głęboko rozmyślał o stanie społeczeństwa arabskiego, które przesiąknięte było zepsuciem. Był przerażony bezcelowym błądzeniem, ignorancją i tyranią jaką widział dookoła. Sam był jedną z ofiar tej tyranii i mówił sobie: Po tej nocy ciemności musi nastać świt. I miał nadzieję, że będzie żył dostatecznie długo, aby zobaczyć jak ciemność zostaje rozproszona przez blask i jasność nowego światła.

Chabbab nie musiał długo czekać. Miał zaszczyt być w Mekce kiedy pierwsze promienie światła islamu docierały do miasta. Emanowało ono z ust Muhammada ibn Abdullaha (pokój i błogosławieństwo Allaha z nim), gdy głosił, że nikt nie zasługuje na to, by być czczonym czy wielbionym z wyjątkiem Stwórcy i Podtrzymującego wszechświat. Nawoływał do skończenia z niesprawiedliwością i opresją i ostro krytykował postępowanie bogatych, czyli zbieranie bogactw kosztem biednych i wygnańców. Potępiał uprawnienia i postawy arystokratyczne i nawoływał do nowego porządku opartego na poszanowaniu ludzkiej godności i współczuciu dla pokrzywdzonych, w tym sierot, podróżników i ludzi ubogich.

Dla Chabbaba nauki Muhammada były jak mocne światło rozpraszające ciemność ignorancji. Chodził i słuchał tych nauk prosto od Proroka (pokój i błogosławieństwo Allaha z nim). Bez wahania wyciągnął do niego swe ręce na znak wierności i zaświadczył, że Nie ma boga poza Allahem, a Muhammad jest Jego sługą i Jego Wysłannikiem. Był on jedną z pierwszych dziesięciu osób przyjmujących islam.

Chabbab nie ukrywał przed nikim, że przyjął islam. Kiedy wieści o tym, że został muzułmaninem dotarły do Umm Anmar, rozzłościła się bardzo. Poszła do swojego brata, Siba’i ibn Abd al-Uzza, który zebrał grupę młodzieńców z plemienia Chuza i razem udali się do Chabbaba. Zastali go całkowicie pochłoniętego pracą. Sibaa podszedł do niego i powiedział: Usłyszeliśmy wieści o tobie, w które nie wierzymy.

Co to za wieści? – spytał Chabbab.

Powiedziano nam, że porzuciłeś swoją religię i teraz podążasz za tym człowiekiem z Banu Haszim.

Nie porzuciłem mojej religii – odpowiedział Chabbab spokojnie. Wierzę jedynie w Jednego Boga, który nie ma towarzyszy. Odrzucam wasze bożki i wierzę, że Muhammad jest sługą Allaha i Jego Wysłannikiem.

Kiedy tylko Chabbab wypowiedział te słowa, Sibaa i jego grupa podeszła do niego. Bili go pięściami i żelaznymi prętami i kopali go, aż nieprzytomny upadł na ziemię, a krew wypływała z ran jakie odniósł.

Wieści o tym, co stało się z Chabbabem rozeszły się po Mekce w tempie błyskawicy. Ludzie byli zdziwieni jego odwagą. Nie słyszeli jeszcze o nikim, kto podążał za Muhammadem i kto miał śmiałość ogłosić ten fakt z tak szczerą i bezczelną pewnością.

Sprawa Chabbaba wstrząsnęła również przywódcami Kurajszytów. Nie spodziewali się oni, że kowal taki jak ten należący do Umm Anmar, nie posiadający w Mekce swojego klanu, który by go bronił, ani krewnych chroniących go przed skrzywdzeniem, będzie wystarczająco śmiały, aby wyjść spod jej władzy, potępić jej bogów i odrzucić religię jej przodków. Zdali sobie sprawę, że to był dopiero początek...

Kurajszyci nie pomylili się. Odwaga Chabbaba wywarła wrażenie na wielu jego przyjaciołach i zachęciła ich do ogłoszenia, że przyjęli oni islam. Jeden po drugim zaczęli głosić publicznie przesłanie prawdy.

W strefie Haram wokół Kaby przywódcy Kurajszytów zebrali się, aby omówić problem Muhammada (pokój i błogosławieństwo Allaha z nim). Pomiędzy nimi byli Abu Sufjan ibn Harb, al-Łalid ibn al-Mughira i Abu Dżahl ibn Hiszam. Zauważyli oni, że Muhammad staje się coraz silniejszy, a liczba jego zwolenników wzrasta z dnia na dzień, a nawet z godziny na godzinę. Było to dla nich jak straszna choroba i nastawili się na zatrzymanie jej zanim wymknie się spod kontroli. Zdecydowali, że każde plemię powinno schwytać jakiegoś zwolennika Muhammada spośród nich samych i karać go, aż wyrzeknie się swojej wiary lub umrze.

Na Siba’i ibn Abd al-Uzza i jego ludziach spoczęło zadanie jeszcze sroższego ukarania Chabbaba. Zaczęli regularnie zabierać go na otwartą przestrzeń w mieście kiedy słońce było w zenicie, a ziemia była bardzo gorąca. Zdejmowali mu ubrania, ubierali go w żelazną zbroję i kładli na ziemi. W takim upale jego skóra przypalała się, a jego ciało stawało się bezwładne. Kiedy wyglądało na to, że siły go opuściły, podchodzili i wypróbowywali go: Co powiesz o Muhammadzie?

Jest on sługą Allaha i Jego Wysłannikiem. Przybył z religią przewodnictwa i prawdy, aby nas wyprowadzić z ciemności ku światłu.

Byli jeszcze bardziej wściekli i jeszcze bardziej nasilali tortury. Pytali o al-Laata i al-Uzza, a on odpowiadał nieugięcie: Dwa bożki, głuche i nieme, które nie potrafią wyrządzić szkody ani przynieść żadnych korzyści...

To rozwścieczyło ich jeszcze bardziej. Wzięli oni wielki, gorący kamień i umieścili go na jego plecach. Ból i cierpienie Chabbaba były straszliwe, ale on się nie wycofał.

Umm Anmar była nie mniej bestialska wobec Chabbaba niż jej brat. Pewnego razu zobaczyła ona Proroka (pokój i błogosławieństwo Allaha z nim) rozmawiającego z Chabbabem w jego warsztacie i wpadła w furię. Od tej pory przez kilka dni z rzędu chodziła do warsztatu Chabbaba i karała go, kładąc rozgrzane do czerwoności żelazo z pieca na jego głowę. Cierpienie było nie do zniesienia i często mdlał.

Chabbab cierpiał długo, a jedyną jego ucieczką była modlitwa. Modlił się o ukaranie Umm Anmar i jej brata. Wybawienie od bólu i cierpienia przyszło wraz ze zgodą Proroka (pokój i błogosławieństwo Allaha z nim) na emigrację jego towarzyszy do Medyny. Umm Anmar nie mogła powstrzymać go wtedy od odejścia. Dotknęła ją straszliwa choroba, o której nikt wcześniej nie słyszał. Zachowywała się tak, jak gdyby miała straszliwe ataki. Bóle głowy jakie miała były szczególnie uciążliwe. Jej dzieci wszędzie poszukiwały pomocy medycznej, aż w końcu powiedziano im, że jedynym lekarstwem jest przyżeganie jej głowy, co też uczyniono. Zabieg z użyciem rozgrzanego do czerwoności żelaza był bardziej bolesny niż wszystkie bóle głowy na jakie cierpiała.

W Medynie Chabbab wśród serdecznych i gościnnych Ansarów odczuł ulgę i wygodę, których nie zaznał od dłuższego czasu. Był zachwycony przebywaniem w pobliżu Proroka (pokój i błogosławieństwo Allaha z nim) bez żadnego prześladowania ani zakłócania tego szczęścia.

Walczył wraz ze szlachetnym Prorokiem (pokój i błogosławieństwo Allaha z nim) podczas bitwy Badr. Brał też udział w bitwie Uhud, gdzie miał przyjemność zobaczyć jak Sibaa ibn Abd al-Uzza ginie z rąk Hamzy ibn Abd al-Muttalib, wuja Proroka.

Chabbab żył dostatecznie długo, aby być świadkiem wielkiego rozprzestrzeniania się islamu za czasów czterech kalifów, Abu Bakra, Umara, Usmana i Alego. Pewnego razu odwiedził on Umara za czasu jego kalifatu. Umar wstał w czasie spotkania i powitał Chabbaba słowami: Nikt inny niż Bilal nie zasługuje bardziej niż ty na to, aby być na tym zebraniu.

Spytał Chabbaba o tortury i prześladowania jakich doświadczył z rąk politeistów. Chabbab opisał je ze szczegółami, gdyż ciągle jeszcze były one żywe w jego pamięci. Następnie odsłonił swoje plecy. Nawet Umar był przerażony tym, co zobaczył.

W ostatnim okresie swojego życia Chabbab został obdarzony takim bogactwem, o jakim nigdy nawet nie śnił. Jednakże znany był ze swojej szczodrości. Mówi się nawet, że umieścił on swoje dirhamy i dinary w części domu, którą znali biedni i potrzebujący. Nie zabezpieczał tych pieniędzy w żaden sposób, a potrzebujący przychodzili i brali ile chcieli bez pytania o zgodę i nie zadawano im żadnych pytań.

Mimo to Chabbab zawsze obawiał się odpowiedzialności przed Allahem za sposób, w jaki dysponował swoim bogactwem. Grupa towarzyszy opowiedziała, że odwiedzili go gdy był chory, a on powiedział: W tym miejscu jest osiemdziesiąt tysięcy dirhamów. Na Allaha, nigdy ich nie zabezpieczałem w żaden sposób i nikomu w potrzebie nie zabraniałem korzystania z nich.

Zapłakał, a oni spytali czemu płacze.

Odpowiedział: Płaczę, ponieważ moi towarzysze odeszli i nie otrzymali takiej nagrody na tym świecie. Ja przeżyłem i osiągnąłem to bogactwo i boję się, że będzie to jedyna nagroda za moje uczynki.

Wkrótce potem zmarł. Kalif Ali ibn abi Talib (oby Allah był z niego zadowolony) stanął nad jego grobem i powiedział: Oby Allah zmiłował się nad Chabbabem. Przyjął on islam całym sercem. Ochoczo odbył pielgrzymkę. Żył jak mudżahid (walczący na drodze Allaha – przyp. tłum.), a Allah nie odmawia nagrody temu, kto czynił dobro.

źródło