2008-20

CZY TO JUŻ PARANOJA,

czy jeszcze nie?

Regularnie zaglądam na stronę będącą wspólną witryną handlową dużej grupy zagranicznych firm numizmatycznych: MA-SHOPS!

Początkowo było to przedsięwzięcie zrzeszające firmy niemieckie, teraz dołączają do niego Francuzi, Amerykanie, Szwajcarzy. Bogata oferta – ostatnio około 150 tysięcy numizmatów – daje niezły przegląd aktualnych cen ofertowych. Prawda, są to w zdecydowanej większości ceny dla nas zaporowe, ale można czasem wyśledzić jakiś mały niedoceniony rarytasik.

Zaglądam tam głównie w poszukiwaniu nienotowanych odmian i wariantów stempli polskich monet, przy okazji chcąc nie chcąc widzę i inne oferty. Na przykład monety niemieckie.

Kiedy człowiek nastawi się na polowanie na, ogólnie rzecz biorąc, dziwactwa, to nie ma mowy, żeby przegapić taki obrazek:

O co tu chodzi? Hindenburg z dziurką? Hindenburg bez dziurki? Kilka ruchów myszką i sprawa zaczęła się wyjaśniać – zdjęcia są ocenzurowane! Wygląda na to, że nie przez administrację serwisu, tylko przez niektórych właścicieli firm oferujących na nim swoje monety. Czasem jest to wycięty kawałek, czasem zamalowany innym kolorem. Zawsze usuniętym elementem jest swastyka. Są firmy, które nie cenzurują swojej oferty (dlatego nie podejrzewam o takie zapędy administracji serwisu). Znalazłem nawet zdjęcie, na którym wyraźnie napisano, co się z nim stało:

Że to już pogranicze paranoi, zacząłem podejrzewać po oględzinach rezultatów otrzymanych po wpisaniu w wyszukiwarkę serwisu pewnego oczywistego nazwiska.

Adolf Hitler „cacy”, swastyka „be”.

Szczyt patologii i hipokryzji (może to już nawet schizofrenia) ujawnił się, kiedy zorientowałem się, że serwis handluje też autografami, a przykładowe oferty wyglądają tak:

Wynika z tego, że można handlować autografami Hitlera i Göringa (zarabiając na tym pokaźne pieniądze) ale reklamując swój towar należy (wypada?) zachować „pewną taka nieśmiałość”. Co z tego, że do bólu ostentacyjną.

Fakt zawłaszczenia krzyża z łamanymi ramionami przez niemieckich faszystów na ćwierćwiecze zaledwie, przyćmił i unieważnił tysiące lat jego stosowania na całym niemal świecie. Co mają zrobić potomkowie rodów pieczętujących się herbem Boreyko? Wstydzić się tego, że ich przodkowie noszący nazwiska Borejko, Boreyko, Borejka, Borzym, Radzichowski, Radziechowski od XV wieku nosili na tarczach coś takiego?

Ciekawe, czy kiedyś w serwisie Ma-shops pojawi się w ofercie nasz rarytas

i czy wtedy też jakiś nadgorliwiec zasmaruje swastyki uznając, że w przeciwnym przypadku mógłby zostać oskarżony o propagowanie faszyzmu?

Sądzę, że są lepsze i wiarygodniejsze sposoby okazywania negatywnego stosunku do zbrodniczych idei wyznawanych i wprowadzanych w czyn w nieodległej przeszłości. Nasi sąsiedzi wybrali metodę , jak na mój gust, kontrowersyjną i prawo stworzone do jej realizacji traktują dość wybiórczo.

Jak już kilkakrotnie tu wspominałem, oprócz polskich monet zbieram też drobne monety niemieckie z lat 1873 – 1945, bo jak rzadko które zapewniają mnóstwo zabawy podczas kompletowania roczników i mennic. Nie zamierzam zaklejać swastyk na tych monetkach, nie oburza mnie, że osoby od których te monetki na aukcjach kupuję, nie malują kolorowych kółek pod ogonem orła.

Gdybyż to była jedyna paranoja, z którą się ostatnio miałem okazję zetknąć!

Świat zmalał. Jeździmy (a jeśli nie jeździmy, to wiemy, że możemy to robić) po całej Europie bez potrzeby wyciągania paszportu z kieszeni. Nikt nie robi nam łaski sprzedając nam euro, funty i dolary po wywróżonych z ptasich wnętrzności kursach. W całej Europie bankomaty wypłacą nam miejscowe pieniądze – wystarczy karta wydana przez nasz bank. Możemy bez przeszkód kupować monety na aukcjach całego świata. Kupujemy więc, i jak to często w handlu bywa, zdarza się, że nabyty towar z różnych względów chcemy sprzedawcy zwrócić. I co? Jajco! Jak mawia przyszłość naszego narodu. Pakując starą monetkę w kopertę i odsyłając ją za granicę narażamy się na niebywałe kłopoty.

Zalicytowałem (i hurra! Wygrałem) niedawno bardzo ciekawego trojaka Stefana Batorego. Jak moneta trafiła do Hiszpanii nie próbowałem nawet dociekać. Kosztowała niewiele więcej, niż przesyłka listem poleconym (hurra po trzykroć). Odebrałem na poczcie kopertę z hiszpańskimi znaczkami, przyniosłem do domu, otwarłem, a w środku... piękne 4 reale wybite w Sevilli za panowania królowej Izabeli.

Szybko skrobnąłem e-maila do sprzedawcy. Odpowiedź nadeszła błyskawicznie – zamartwiał się, że moneta przepadła. Zamienił dwie przesyłki – mój trojak pojechał do Madrytu, a reale wylądowały w Sosnowcu. Nie dziwię się, że się zamartwiał – za tę monetę zapłacono mu ponad 150 euro, a nabywca okazał się człowiekiem niecierpliwym, krewkim i bardzo niezadowolonym z małego krążka z królem Stefanem. Obiecałem, że monetę odeślę, uszczęśliwiony Hiszpan obiecał zwrot kosztów przesyłki i rekompensatę w postaci jeszcze jednej starej polskiej monetki. Nic prostszego, niż spakować przesyłkę i zanieść na pocztę. Hola, hola. Nie tak szybko. To grozi wezwaniem przed oblicze prokuratora i oskarżeniem o próbę pozbawienia Polski części dziedzictwa narodowego!

Mam taki sprytny telefonik podpięty do internetu przez bramkę VOIP, mogę sobie rozmawiać z całą Europą za darmo, więc sobie porozmawiałem – z przedstawicielami i przedstawicielkami instytucji władnej wydać zezwolenie na wywiezienie zabytku z kraju. Długo sobie porozmawiałem. Wynik rozmów: prawdopodobnie próbuję oszukać mój zniszczony wojną kraj, nie mam żadnego dowodu na to, ze monetę naprawdę dostałem omyłkowo z Hiszpanii, mogę oczywiście złożyć odpowiedni wniosek (odpowiednio go opłacając) ale nie muszę wcale zezwolenia uzyskać. Potraktowałem to jako bardzo pouczające doświadczenie życiowe. Z wydatną pomocą Polskich Kolei Państwowych sprawa została załatwiona następnego dnia. Czy to nie piękny przykład paranoi?

P.S.

Dlaczego PKP? Bo jadąc samochodem nie mógłbym popić pysznego obiadu znakomitym czeskim piwem. Czego i Wam życzę.

Tekst został napisany 13 czerwca 2008 i jest nadal dostępny na e-numizmatyka.pl (w bardzo okrojonej formie)

https://e-numizmatyka.pl/portal/strona-glowna/monety/lista-artykulow/CZY-TO-JUZ-PARANOJA.html