2008-15

CO SIĘ STANIE Z MOJĄ KOLEKCJĄ?

Przeciętny kolekcjoner nie zastanawia się nad przyszłością swoich zbiorów. Do czasu.

Kiedy przegląda się katalogi aukcyjne, często spotyka się w opisach monet wzmianki o ich pochodzeniu. Informacje, że moneta była wcześniej w jakiejś znanej kolekcji uwiarygodniają jej autentyczności i w oczach wielu kolekcjonerów nadają monecie dodatkowej wartości. Miło móc powiedzieć: "Ten ort był kiedyś własnością Beyera, później trafił do Czapskiego, Potockiego, a teraz jest mój."

Niektórzy zbieracze nabijali na swoich monetach maleńkie znaki własnościowe. Znamy takie "wizytówki" na monetach ze zbiorów Czapskiego, Potockiego, Ryszarda. Miłośnicy gradingu mają z tymi monetami problem - nie wszystkie firmy gradingowe uznają obecność takiego znaczka za nieistotną dla stanu zachowania.

po lewej punca Czapskiego, po prawej Potockiego (herb Pilawa)

Katalogi z aukcji, na których sprzedawano znane i reprezentatywne kolekcje cieszą się niesłabnącym powodzeniem. Oryginalne katalogi aukcyjne z kolekcjami Chełmińskiego, Frankiewicza, Nagórki uzyskują ceny czasem przekraczające tysiąc, a zawsze sięgające setek złotych. Nawet za całkiem świeże katalogi (Karolkiewicz, Belzberg) kolekcjonerzy płacą około 300 zł. Dzięki tym katalogom można między innymi całkiem nieźle oszacować perspektywy inwestycyjne rzadkich numizmatów.

Sprzedaż kolekcji na aukcji to perspektywa nielicznych, dużych i wartościowych kolekcji. Decyzja o takiej przyszłości dorobku życia ma jeden plus - zapewnia sprzedaż za godziwą cenę. Niestety jest też minus takiego postępowania, kolekcja zostaje rozproszona. Zachowanie kolekcji w całości (przynajmniej w jej najbardziej reprezentatywnej części) jest możliwe gdy otrzyma ją inny kolekcjoner (poprzez spadek, darowiznę albo sprzedaż) albo gdy trafi ona do zbiorów publicznych. Dobrym przykładem są losy zbiorów Emeryka Hutten Czapskiego.

Zbiór polskich monet i medali zgromadzony przez niego znajduje się obecnie w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie. Trafił tam w następujący sposób.

W roku 1894 Czapski kupił pałacyk przy ulicy Wolskiej w Krakowie. Zaplanował jego rozbudowę w celu umożliwienia udostępnienia swojej kolekcji w formie publicznie dostępnej wystawy. Niestety wielki kolekcjoner zmarł w 1896 roku, zanim zdołał swoje plany zrealizować. Kontynuowała te zamiary jego żona, której udało się doprowadzić do otwarcia Muzeum pod koniec 1901 roku. Muzeum funkcjonowało niewiele ponad rok więc w 1903 roku Muzeum hrabiego Emeryka Hutten Czapskiego zostało przekazane Gminie Miasta Krakowa, która przekazała je z kolei Muzeum Narodowemu. W imieniu rodziny występował syn kolekcjonera - Jerzy Czapski (1861-1930), który postawił kilka warunków dotyczących przyszłości zbiorów. Szczegółowe zasady przekazania daru sformułowano w siedmiu punktach. Między innymi:

  • "Gmina miasta Krakowa przyjmuje z wdzięcznością ofiarowane jej przez JW hr. Jerzego Czapskiego imieniem rodziny zbiory muzealne, a w szczególności: zbiór monet i medali, zbiór rycin, książek i druków, w ogóle wszystkie przedmioty pomieszczone w realności pod L. or 10 przy ulicy Wolskiej w Krakowie i zgadza się na to, aby darowane jej zbiory nosiły po wieczne czasy nazwę "Zbiory imienia hr. Emeryka Hutten Czapskiego",

  • "Rada Miejska wyraża rodzinie śp. hr. Emeryka Hutten-Czapskiego za jej wspaniałomyślną ofiarę na rzecz Krakowa i nauki polskiej najserdeczniejsze podziękowanie".

Inna część dorobku Czapskiego miała bardziej burzliwe losy. 1884 r. całą kolekcją "rossików" Hrabia sprzedał wielkiemu księciu Michajłowiczowi (1863-1917). Kolekcja trafiła później do Muzeum Aleksandra III w Petersburgu, a po wybuchu Rewolucji Październikowej, jak i wiele innych muzealnych zbiorów, została przetrzebiona przez złodziei. W tym konkretnym przypadku, część monet wywodzących się ze zbiorów wielkiego księcia została wywieziona za granicę i trafiła w ręce wdowy po księciu. Ta, stopniowo wyprzedawała zbiory w firmie Sotheby's oraz na aukcjach w USA.

Tylko najlepsze kolekcje mają szansę na włączenie do zbiorów muzealnych albo na zaszczyt sprzedaży na wyjątkowej aukcji. Większość prywatnych zbiorów czeka inny los.

Kilkakrotnie byłem świadkiem prób sprzedaży całości lub części kolekcji przez spadkobierców kolekcjonerów. Jeden z takich przypadków bardzo mnie zbulwersował. Opisałem go zresztą na cafe Allegro. Sprawa była przykra, bo właściciel sklepu numizmatycznego bez trudu zorientował się, że ma do czynienia z osobą zupełnie nie zorientowaną, co posiada i zaproponował za nie około 10% rynkowej wartości przyniesionych monet. Zbiorek był całkiem przeciętny, nie było w nim żadnych rarytasów - typowa kolekcja srebra II Rzeczpospolitej - niekompletna, bez Nike 1932, "głębokiego sztandaru", czy dwuzłotówki z Birmingham. Nieważne. Istotne jest, że przyniosła te monety osoba dotknięta osobistym nieszczęściem i przy tym całkowicie nieświadoma ich wartości. Wiedziała tylko, że bliska jej osoba uważała je za cenne. Ta osoba uznając kompetencje właściciela sklepu gotowa była przyjąć jego ofertę za uczciwą, a tak niestety nie było. Ja byłem świadkiem takiej podłości tylko raz, ale nie mogę przyjąć, że nie zdarza się to częściej i że coś podobnego nie może przydarzyć się moim albo Waszym bliskim.

Taka sytuacja nie miała by może miejsca, gdyby monetom towarzyszył katalog zbioru sporządzony przez ich właściciela - warto o tym pamiętać. Warto też zadbać o to, by kolekcja znalazła godnego kontynuatora. A jeśli nie uda się go znaleźć? Trudno, najlepszym wyjściem będzie samodzielna sprzedaż. Warto sobie to uświadomić w porę, i w porę zrealizować. Zasada "po nas choćby potop" jest głupia.

Tekst został napisany 27 kwietnia 2008 i jest nadal dostępny na e-numizmatyka.pl (w okrojonej formie)

https://e-numizmatyka.pl/portal/strona-glowna/monety/lista-artykulow/CO-SIE-STANIE-Z-MOJA-KOLEKCJA.html