2005-24

PAMIĄTKI Z WAKACJI

Przeczytałem ostatnio w prasie, że Polacy coraz częściej spędzają wakacje za granicą. Przyczyn jest wiele. Zaczynając od ułatwień w przekraczaniu granicy, zwłaszcza w Europie, a kończąc na pieniądzach. Nierzadko okazuje się, że wakacje w Polsce kosztują niewiele mniej (jeśli nie więcej), niż w krajach o znacznie bardziej przewidywalnej pogodzie. Może by tak dodać do tego jeszcze jeden powód? Powód numizmatyczny.

Część kolekcjonerów zbiera "wszystko" - oni mają najłatwiej. Mogą po prostu postarać się o uzupełnienie braków wśród monet kraju, do którego wyjadą. A co mogą zrobić kolekcjonerzy monet polskich? Też nie są bez szans.

Proszę zwrócić uwagę, że w Polsce można kupić obce monety w cenach znacznie niższych (stosunkowo), niż odpowiadające im nakładem, nominałem i czasem emisji monety polskie. Za granicą działa to podobnie, na dodatek im dalej od Polski, tym działa lepiej. Klika dni temu oglądałem wakacyjne "pamiątki" przywiezione przez kolegę z Hiszpanii. Nie były to miniaturki "pogiętej" katedry Gaudiego ani szpada torreadora. Kolega wydał równe 100 euro na z górą dwa kilogramy monet polskich i rosyjskich.

Co znalazło się wsród wakacyjnych łupów? Jak już napisałem, monety rosyjskie (ok. 70%), polskie (prawie 30%) i pojedyńcze egzemplarze z Czechosłowacji, Austrii i Niemiec. W sumie około 600 monet, w tym 27 srebrnych - wszystkie rosyjskie z przełomu XIX/XX wieku. Najstarsza moneta - 3 kopiejki 1841 EM, najmłodsza - złotówka z 1968 r w stanie conajmniej drugim. Czy nie uważacie, że zaczęło się robić ciekawie? Czytajcie dalej!

Między monetami rosyjskimi było kilkanaście miedziaków wybitych w Warszawie w latach 1842-1864, w tym 2 kopiejki 1860 (stan IV, ale i tak monetka warta grzechu). Nie było Królestwa Polskiego 1917-1918. Z okresu II Rzeczpospolitej było 76 monet, w większości niklowe 10, 20 i 50 groszy, ale było też kilka ładnych brązów - najciekawsze, to ładna dwugroszówka 1933 i prawie mennicza pięciogroszówka z 1923 r. Najciekawsze okazały się monety PRL-u. Poza wspomnianą złotówką były w zestawie dwie całkiem przyzwoite (czytaj stan III) dwudziestogroszówki z 1957 r, komplet monet z roku 1949 w stanie II, piękne 50 groszy z 1967 r. i mennicze 5 zł 1958. Żadna z powojennych monet polskich nie była gorsza, niż bardzo uczciwy stan III.

Kolega kilka z przywiezionych monet włączył do zbioru (kilku z XIX wieku nie miał, inne, późniejsze, które już miał były w gorszym stanie) i spróbował podsumować swoją inwestycję. Według cen katalogowych same monety PRL wycenił na 1000 zł. Rosja, liczona po cenach rynkowych powinna sprzedać się za 500 do 600 zł. Monety Polski przedwojennej powinny dać kolejnych 300 zł. Nawet przy sprzedaży hurtowej, czysty zysk powinien przekroczyć 1000 zł - całkiem poważną część kosztów dwutygodniowego wyjazdu.

Słyszałem o podobnych łupach przywożonych z niemieckich i francuskich targowisk. Drobne monety obiegowe, zwłaszcza z tak zwanych demoludów, w światowych katalogach wyceniane były bardzo nisko i taka opinia ugruntowała się wśród zagranicznych kolekcjonerów. Mimo dostępu do internetu, bariera językowa skutecznie odcina mieszkańców "starej unii" od możliwości analizowania aktualnych trendów cenowych tych monet na rodzimych rynkach. To może się zmienić, kiedy polski eBay zacznie być intensywniej penetrowany przez gości spoza naszych granic.

Póki to jeszcze nie nastąpiło, radzę dobrze przyglądać się monetom oferowanym na targach i w sklepach.

W całkiem poważnych firmach numizmatycznych również można trafić na ciekawe okazje. Rzadko jeżdżę za granicę, ale udało mi się wypatrzyć w internetowych ofertach i sprowadzić do ojczyzny kilka menniczych monetek z początkowych lat PRL uzyskując bardzo wysokie przebicia. Było to możliwe dzięki wspomnianej już nienajlepszej opinii o tych monetach wywołanej popularnymi katalogami zachodnimi. Przyznaję, o tego typu okazje jest coraz trudniej, ale można jeszcze na nie liczyć.

Monety, monetami. Radzę nie zapominać o nich podczas urlopu, ale z pewnością powinny one zejść na plan dalszy. To tak, jak z "odwykiem" od telewizji, komputera i pracy. Od hobby też trzeba czasem odpocząć. Warto zapomnieć czasem o katalogach i zająć się raczej poszukiwaniem nowych zapachów i smaków. Kuchnia, zwłaszcza na południu Europy może dostarczyć Państwu wielu niezapomnianych wrażeń. Warto popróbować miejscowych win, których nie da się kupić w żadnym hipermarkecie, bo nikt nigdy nie przelewa ich w butelki. Warto posłuchać miejscowej muzyki, której nie da się kupić na płytach - nikt jej nie nagrywa i nikt nią nie handluje. To, co zobaczymy - krajobrazy, przyroda, zabytki - tego na granicy nie zabierze nam żaden celnik. Wspomagani zdjęciami i filmami przez lata będziemy mogli przypominać sobie wakacje a.d. 2005, 2004, 2003...

Nie ma artykułu bez fotografii. Dzisiaj na deser monetka, którą pewien naiwny człowiek (sąsiad niestety) kupił za 60 euro w Atenach - też pamiątka z wakacji.

Bardzo szczęśliwy z tak okazyjnego nabytku poprosił mnie o identyfikację i wycenę. Z wypiekami na twarzy opowiadał o przeżyciach związanych z przemytem cennego numizmatu przez grecką granicę. Rezydent, który opiekował się klientami biura podróży kilkakrotnie przypominał, że prawo greckie zabrania wywozu antycznych zabytków, w tym monet. Biedny sąsiad. Nie wiedział, że z tą monetą nawet przyklejoną na czole, bez żadnych problemów mógł wyjechać z Grecji. Pytałem go, czy nie zastanowił się co mogło skłonić starożytnych Greków do umieszczania na swoich monetach: po pierwsze nazwy stolicy wyrastającego na potęgę sąsiedniego imperium i po drugie niemieckiego napisu KOPIE (i co też może on oznaczać?). W dodatku oba napisy zapisano alfabetem obcym przecież Grekom.

Nie potrafił odpowiedzieć.

Takich wakacyjnych łupów nikomu z Państwa nie życzę. Do zobaczenia po urlopie!

Tekst został napisany 13 lipca 2005 i jest nadal dostępny na e-numizmatyka.pl

https://e-numizmatyka.pl/portal/strona-glowna/monety/lista-artykulow/Pamiatki-z-wakacji.html