2006-31
JESIENNE PROBLEMY
Niezapomniany Andrzej Waligurski napisał kiedyś:
Raz staruszek, spacerując w lesie,
Ujrzał listek przywiędły i blady
I pomyślał: - Znowu idzie jesień,
Jesień idzie, nie ma na to rady!
Tej jesieni blade są tylko liście na topolach. Jakaś zaraza je zżera (topole, a nie liście) i pewnie skończy się to masowym topól wycinaniem. Najpierw kasztanowce, teraz topole i podobno dęby. Mam wrażenie, że kłopoty zaczęły się od zakazu palenia opadłych liści. Zamiast rakotwórczego (rzekomo) dymu mamy jesień bez zapachu, ale za to z widokiem na marniejące w oczach drzewa. To mi się nie podoba!
Za to podoba mi się ruch na numizmatycznym rynku. Giełda w Bytomiu w pierwszą sobotę października była nad wyraz udana. Monet mnóstwo, ceny - dla każdego. Były sztuki wyłącznie na kieszeń prezesów największych spółek giełdowych, ale były i monety, na które mógł sobie pozwolić każdy. Przy okazji dwudniowych wędrówek po bytomskim Placu Jana III Sobieskiego zauważyłem, że wytworzyła się paradoksalna sytuacja. Polskie monety wybite po Pierwszej Wojnie Światowej mają ceny horrendalne. Coroczne wydania popularnych katalogów używane są w charakterze nieomylnej wyroczni i jedynego słusznego cennika, który ma obowiązywać wszystkich kupujących. Paradoks zaś polega na tym, że miałem na przykład możliwość takiego wyboru: albo kupię niklową pięćdziesięciogroszówkę z pamiętnego roku 1923 zamkniętą w holderze z dumnym oznaczeniem stanu zachowania I- za 90 zł, albo za te same pieniądze dostanę cztery całkiem przyzwoite szóstaki patrona placu, na którym odbywa się giełda. Co wybrałem? Przespacerowałem się jeszcze z dziesięć metrów i kupiłem 10 szelągów Zygmunta III Wazy - Korona i Ryga. Palce lizać!
Następnego dnia odbywały się doroczne targi kolekcjonerskie w Spodku. W tym roku jakby mniej okazałe, niż rok temu, ale też udane. Dwa lata temu, przy okazji katowickich targów odbył się giełdowy debiut Gliwickiego Centrum Numizmatycznego. W tym roku aukcji nie było, ale GCN zaskoczył wszystkich oferując monety zakapslowane elegancko w plastik, z hologramami i etykietkami poświadczającymi autentyczność i stan zachowania monet. Część uczestników targów orzekła, że właśnie powstał pierwszy profesjonalny polski serwis gradingowy. Może tak, ale...
Zawsze musi być jakieś ale! Jesteśmy narodem malkontentów, co może usprawiedliwiać tylko jedno - jak się żyje "od zawsze" w kraju na niby, to trudno być entuzjastą wszystkiego co oczy zobaczą. Żeby nie było, żem nie patriota, szybciutko tłumaczę dlaczego "na niby". Jeśli jednym okiem czytam przepis zakazujący używania tzw. antyradarów, a drugim widzę wielki plakat zachęcający do ich kupowania, to co mam myśleć? Jeśli jadę sobie elegancką szosą wśród pól - w tym miejscu nawet bez wszechobecnych kolein, ale za to z ograniczeniem prędkości do 40 km/h ustawionym na idealnie prostym odcinku, bez skrzyżowań i ze świetną widocznością - jadę mając, jak wszyscy, dziewięćdziesiątkę na liczniku, a załoga wyprzedzającego mnie radiowozu nawet nie próbuje reagować, to co mam myśleć? Kraj na niby!
Ad rem. Rynkowi potrzebny jest profesjonalny grading monet. Profesjonalny, to znaczy:
Bezstronny i obiektywny.
Jak to osiągnąć, jeśli grading prowadzony jest przez firmę zajmującą się handlem numizmatami i związaną z wydawnictwem wydającym katalog będący podręcznym cennikiem giełdowym (patrz wyżej)? Firma upubliczniła jak na razie jedynie krótki przewodnik tłumaczący sposób kodowania etykiet na "slabach" z monetami. Nie rozszyfrowano partnera biznesowego, czyli właściciela znaku ECC umieszczanego na slabach. Nie są znane zasady gradingu - teoretycznie moneta powinna trafiać w ręce osoby oceniającej, jako obiekt anonimowy - to powinno wykluczyć brak obiektywizmu oceny. Czy tak jest, nie wiemy, bo nie opublikowano żadnego regulaminu świadczonych usług.
Powszechnie dostępny.
Ten warunek wydaje mi się spełniony, bo opłata za usługę skalkulowana na poziomie 29 zł nie jest wygórowana. Nie wspomina się o konieczności wysyłania numizmatów za granicę, czyli nie ma niebezpieczeństwa naruszenia obowiązującego prawa. Niestety, brak regulaminu opisującego sposób dostarczania i odbioru monet powoduje, że każde zlecenie trzeba uzgadniać indywidualnie, a to nie służy wspomnianej wyżej anonimowości.
Bezpieczny
Brak na razie upublicznienia jakichkolwiek informacji o sprawach przyziemnych, ale jakże ważnych - o gwarancjach autentyczności, stanu zachowania i o odpowiedzialności materialnej za powierzone mienie.
Przedstawiciele serwisu szybko, rzeczowo i wyczerpująco odpowiadają na e-maile z pytaniami, ale uruchomienie serwisu przed opublikowaniem zasad najlepiej określa sportowy termin: falstart. Dopóki te kwestie nie zostaną wyjaśnione w formie opublikowanego, powszechnie dostępnego regulaminu, dopóty serwis gradingowy oferowany przez gliwicką firmę będzie traktowany nieufnie przez poważny, było nie było, polski rynek numizmatyczny.
Moneta po "gradingu" zamknięta w "slabie"
Jesień to również zwyczajowa pora prawdziwych, "żywych" aukcji. Przed nami aukcje WCN, PTN, GGN i zapewne wiele innych. Na razie w sieci opublikował katalog piątej już aukcji Pan Kazimierz Wonsik Witryna internetowa wonsik.pl. Ciekawa oferta, skierowana do szerokiego grona kolekcjonerów, również o mniej zasobnych portfelach.
Chciałbym polecić Państwu jeszcze jeden katalog dostępny na stronie internetowej. Mam na myśli aukcję Fritz Rudolf Kuenker 116, na której sprzedawano kolekcję monet i medali bitych podczas oblężeń i upamiętniających wielkie bitwy, zwycięstwa i porażki. Znakomita lektura.
Nie proponuje dziś konkursu na zakończenie, ale chcę Państwa zachęcic do wysiłku intelektualnego. Podobno, w przeciwieństwie do gęsi, mamy swój język. Dlaczego więc pisząc ten tekst musiałem używać obcych określeń: grading i slab?
Proszę o propozycje polskich określeń, najlepiej krótkich, a nie całozdaniowych, które według Was mogły by się przyjąć w naszym języku numizmatycznym.
Tekst został napisany 12 października 2006 i jest nadal dostępny na e-numizmatyka.pl
https://e-numizmatyka.pl/portal/strona-glowna/monety/lista-artykulow/JESIENNE-PROBLEMY.html