2005-15

PARANOJA

ALBO

JAK TO Z FAŁSZYWKAMI BYWA

Przyszła wiosna, a z nią pierwsze wiosenne burze. Grzmiało na listach dyskusyjnych (forach, cafe) na E-numizmatyce i na Allegro. A wszystko przez fałszywe numizmaty.

Na naszym Forum - Pomoc w identyfikacji i wycenie monet grupa użytkowników doszła do przekonania, że osoby udzielające odpowiedzi nazywają autentyczne monety fałszerstwami z zazdrości, że takich wspaniałości nie mają albo dla osiągnięcia bliżej nieokreślonych własnych celów.

Na Allegro z kolei, jeden z użytkowników zawodowo parający się handlem monetami przedstawił kilkanaście zdjęć polskich monet z XVI - XIX wieku dość enigmatycznie opisując je, jako bardzo dobrze wykonane, niebezpieczne fałszerstwa. Ostro zaprotestowali... inni zawodowcy. Dyskusja przycichła, ale nie mozna jej uznać za uwieńczoną osiągnięciem kompromisu. Armie okopały sie na swoich stanowiskach i zanosi się na długotrwały zastój na froncie.

Co o tym wszystkim ma mysleć zwykły kolekcjoner? Czy w każdej monecie należy wietrzyć pułłapkę zastawioną przez fałszerza? Czy może bezkrytycznie kupować wszystko, co w łapy wpadnie, bo ładne, a sprzedawcy z oczu dobrze patrzyło? Popadanie w skrajności popłaca rzadko. Trzeba myśleć.

Paranoją jest doszukiwanie sie fałszerstwa w każdej monecie, nawet tej wartej dwa złote - a kto by to fałszował i po co? Proszę się nie śmiać. Często jestem pytany czy dwudziestogroszówka z 1923 r. albo inna drobnica jest prawdziwa. "Bo jakoś tak dziwnie wygląda."

Fatalną naiwnością jest przyjęcie założenia, że osobnik wygladający mało dostatnio, mówiąc oględnie, spaceruje sobie po giełdzie staroci z klaserkiem, w którym obok siebie leżą autentyczne: nike 1932, "głęboki" sztandar, klipa z Piłsudskim, klipa z Sobieskim, dwuzłotowka z Piłsudskim z roku 1936, dwuzłotówka 1924 H i cały Gdańsk bez złota tylko. Kto taki towar kupuje bez dokładnego sprawdzenia?

Nie dajmy się zwariować. Czytacie kochani Państwo, to co napisałem, a to oznacza, że macie dostęp do internetu. To oznacza coś więcej, niż możliwość podglądania mniej lub bardziej rozebranych panienek. Kto w czasach pre-internetowych miał szansę porównania monety, którą chciał kupić z kilkoma, kilkunastoma niewątpliwie oryginalnymi egzemplarzani? Kilku "gigantów". Teraz my, i Wy i ja taka możliwość mamy. Korzystajmy z tego.

Kto mógł wtedy dotrzeć do kompetentnych osób i poprosić o pomoc w ocenie autentycznosci monety? Bardzo wąskie grono. Teraz możemy to zrobić prawie wszyscy. I bardzo dobrze! Błagam tylko o jedno - trzeba to robić przed, a nie po zakupie monety.

Paranoją jest upieranie się przy swoim stanowisku wbrew oczywistym dowodom, że nie ma się racji. Nawet, jeśli przyznanie racji osobom podważającym autentyczność monety może spowodować, że kilku obserwujących to kolekcjonerów zakrzyknie: "to nie ma już nic pewnego na tym świecie" i przerzuci się na kolekcjonowanie... no czego? Dwuzłotówki GN (te lepsze) i kalendarze Pirelli też są fałszowane. Klienci (kolekcjonerzy) nie odejdą tylko wtedy, jeśli będą traktowani poważnie. Trudno. Trzeba się z nimi dzielić "wiedzą tajemną", niech wiedzą jak się ustrzec przynajmniej tych najprymitywniejszych podróbek. Z tymi najniebezpieczniejszymi nawet zawodowcy często nie są sobie w stanie poradzić, szczególnie w "warunkach polowych".

Czy to wystarczający powód, żeby zrezygnować z numizmatyki? Mnie to nie zniechęca, bo pamietam o najważniejszym. Kiedy zamierzam wydać jakąś znaczącą kwotę, muszę zachowywać się ostrożnie.

W rachunku prawdopodobieństwa operuje się wielkością określaną, jako "wartość oczekiwana". W naszym przypadku będzie to z grubsza rzecz biorąc wartość uzyskiwana przez zsumowanie wszystkich możliwych wyników finansowych transakcji pomnożonych przez ich prawdopodobieństwa. Suma prawdopodobieństw musi przy tym wynosić 100 % - wtedy wiemy, że żadna z opcji nie została pominięta. Przypuśćmy, że tysiąc razy próbujemy kupić słynną "konstytucję" - na 30 aukcji WCN nabywca zapłacił za nią 15400 zł. Nakład, przypominam, wyniósł 100 sztuk. Zakładając, że wśród tego tysiaca będzie jedna autentyczna (prawdopodobieństwo wprost gigantyczne, aż 0,1 %), to po ile można płacić za 1 sztukę żeby wartość oczekiwana była dodatnia (wtedy "wychodzimy na swoje")? Na zero wyjdziemy płacąc 15,40 za sztukę. I tyle ostatecznie można by zaryzykować, gdyby nie to, że stosunek ilości wszystkich krążących na rynku podróbek do ilości mybitych oryginałów jest znacznie większy, niż 1000:1, czyli rzeczywiste prawdopodobieństwo naszego sukcesu jest znacznie, znacznie mniejsze od optymistycznie przyjętego jednego promila.

Prawdziwa, czy fałszywa?

Przypuśćmy, że niebo jest zachmurzone (albo świeci bardzo ostre, wiosenne słońce), sprzedawca rozgląda się nerwowo, bo na stoliku przed nik leży kilkanaście kilogramów monet, a wokół kłębi się tłumek ludzi. Czy nie mamy prawa do założenia, że wszystko jest w porządku, a moneta jest tym, czym nam się wydaje? NIE! To taka sama naiwność, jak założenie, że ktoś za 5 złotych sprzeda nam 100% sposób na trafianie szóstki w co trzecim losowaniu Lotto. Trzeba się z tym pogodzić. Szansa na trafienie takiej monety w oryginale na przeciętnej giełdzie staroci jest mniejsza od szansy na szóstkę w totka po czterech kumulacjach. Chyba, że sprzedawcą jest jeden z tych kilku prawdziwych zawodowców. Skąd macie wiedzieć, że ten sprzedawca to właśnie ktoś taki? Jeśli poważnie myślicie o zakupie prawdziwej "konstytucji" to twarze tych kilku "wielkich" powinniście znać, a nieźle jest, jeśli i oni Was znają, przynajmniej z widzenia.

Na deser prawdziwa (zdjęcie pochodzi z katalogu 30 aukcji WCN)

Teraz widać wszystko. Prawda? Proszę zwrócić uwagę, że moneta fałszywa nie jest powycierana. Mała szczegółowość jej rysunku wynika z niedoskonałości fałszerza.

Zachęcam też Państwa do kupienia dobrej kieszonkowej wagi elektronicznej. Za kwotę rzędu 100 złotych można bez trudu kupić wagę z działką elementarna 10 lub 20 miligramów. Trzeba jeszcze wiedzieć ile interesująca nas moneta ma ważyć i jaką ma mieć średnicę. Jednoczesne utrzymanie obu tych wielkości na właściwym poziomie sprawia fałszerzom wielkie trudności.

Ile monet trzeba przepuścić przez ręce i oczy, żeby nauczyć się wyłapywać te wszystkie drobniutkie różnice w wyglądzie, które przekładają się na kolosalne różnice w wartości? Tysiąc? Dziesięć tysięcy? Tonę? Myślę, że to sprawa "osobnicza". Jeden złapie to coś po pierwszym tysiącu, inny i po stu tysiącach będzie patrzył ale nie będzie widział. Ważne, żeby próbować.

Tekst został napisany 27 kwietnia 2005 i jest nadal dostępny na e-numizmatyka.pl (w okrojonej formie)

https://e-numizmatyka.pl/portal/strona-glowna/monety/lista-artykulow/PARANOJA-ALBO....html