2004-16

APARAT CYFROWY KONTRA SKANER

Jakość zdjęć monet pojawiających się na internetowych serwisach aukcyjnych dowodzi, że nie wystarczy mieć odpowiedni sprzęt. Trzeba jeszcze umieć się nim posługiwać.

W grudniu 2002 r. pisałem o skanowaniu monet . Tekst ten pozostaje jak najbardziej aktualny. Brakowało w nim informacji na temat doboru skanera. Większość obecnych na rynku modeli, to bardzo płaskie skanery wyposażone w matryce diodowe (LED). Są one znakomite, kiedy skanujemy ilustracje. Kiedy zamierzamy skanować obiekty trójwymiarowe, a takimi są przeciez monety, musimy dysponować skanerem ze zwiększoną głębia ostrości. To zapewniają modele z matrycą CCD.

Takiego skanu nie można zrobić płaskim skanerem z matrycą LED

Do opisu samego procesu skanowania chciałbym jeszcze dodać dwie uwagi:

  1. Większość skanerów, a właściwie sterowników TWINE, ma funkcję autokalibracji. Praktycznie możemy wykorzystać ją w następujący sposób. Zależnie od koloru pokrywy skanera (strona wewnętrzna, stanowiąca tło sanowanych obiektów) bierzemy kawałek papieru w kontrastującym kolorze - biała pokrywa - czarny papier, albo odwrotnie. Wykonujemy skanowanie wstępne (prescan), tak, aby objeło ono i monetę i nasz papierek. W ten sposób definiujemy najjaśniejszy i najciemniejszy punkt skanu i zapewniamy, że punkty tworzące obraz monety znajdą się między nimi z zachowaniem proporcji zbliżonych do rzeczywistych.

  2. Lustrzanki są monetami bardzo trudnymi do skanowania. Czasem, ale nie zawsze - i nic na to nie poradzę - dobry skan mocno błyszczących monet można uzyskać pozostawiając otwartą klapę skanera.

Przy pomocy skanera można robić bardzo ładne... zdjęcia? monet, ale ich jakość w porównaniu ze zdjęciami wykonywanymi przy użyciu aparatu fotograficznego jest zdecydowanie słabsza. Oczywiście, że monety można fotografować przy użyciu tradycyjnego aparatu i takie zdjęcia są najlepsze. Bardzo kłopotliwy jest jednak proces obróbki negatywów, a później pozytywów. Nie można osiągnąć dobrych rezultatów korzystając z usług automatycznych laboratoriów. Konieczna jest "ręczna robota" dobrego fachowca, ciemnia, powiększalnik, chemikalia i mnóstwo czasu. Koszty są potężne.

Rozwój techniki cyfrowej umożliwia samodzielne otrzymywanie naprawdę dobrych zdjęć numizmatów. Aparat zapewniający jakość akceptowalną dla wybrednego nawet kolekcjonera można kupić w granicach 1000 - 1200 zł. Na co zwrócić uwagę przy wyborze aparatu?

Niezbędna jest opcja "makro", czyli możliwość wykonywania zdjęć z odległości rzędu 10 cm, albo mniejszej. Ideałem jest, jeśli funkcja makro może być realizowana za pomocą optyki (obiektyw), a nie dzięki sztuczkom elektroniki. Funkcja makro w menu aparatu jest oznaczana jako "close-up" albo, w wersji dla językowo mniej sprawnych, symbolem kwiatka.

Im mniejsza odległość, z której można robić zdjęcia, tym niższą rozdzielczością możemy się zadowolić. Dla makro 4 cm znakomite rezultaty można osiągnąć już przy rozdzielczości 1280 x 960. Oznacza to, że wystarczy nam aparat z matrycą 3,1 megapikseli.

Nie będzie nam potrzebna lampa błyskowa! Efektem jej użycia są albo odblaski psujące obraz monety albo cień rzucany na monetę przez obiektyw (fotografujemy przecież z bardzo małej odległości). Przyda się za to możliwość ręcznego ustawiania czułości powyżej 200 (ISO). Świetnie, jeśli mamy możliwość ustawienia czułości 800, ale to chyba nie w założonym na wstępie zakresie cenowym.

Praca przy takich ustawieniach czułości wiąże się z koniecznością stosowania dłuższych czasów naświetlania, a więc jeśli chcemy mieć ostre zdjęcia, musimy mocować skaner na statywie. Wystarczy malutki stołowy statyw, który można kupić za kilkanaście złotych. Przydatna, ale niekonieczna jest funkcja samowyzwalacza.

Oświetlenie monety, to jeden z najistotniejszych czynników mających wpływ na jakość otrzymywanych zdjęć. Geometria "stanowiska pracy" wymusza stosowanie oświetlenia bocznego. To nawet korzystne, bo umożliwia uwypuklenie szczegółów. Trzeba się jednak wystrzegać punktowego oświetlenia z jednego kierunku. Na zdjęciu pojawią się wtedy brzydkie cienie rzucane przez bardziej wypukłe elementy rysunku monety. Trafiłem kiedyś na internetową stronę amerykańskiego kolekcjonera, który odkrył, że najlepsze efekty uzyskuje posługując się półprzeźroczystą, plastikową butelką po mleku. Na jej dnie układał monetę, butelka była obcięta do takiej wysokości, aby odległość monety od obiektywu mieściła się w optymalnej części zakresu MAKRO (zauważcie, że eliminuje to potrzebę posiadania statywu). Następnie oświetlał butelkę (oczywiście od zewnątrz) dwiema, albo trzema lampkami korygując ich ustawienia na podstawie obrazu oglądanego na wyświetlaczu aparatu. Później wystarczy tylko zwolnić migawkę.

Boczne oświetlenie bywa bardzo pomocne. Oglądałem niedawno serię zdjęć pięćdziesięciogroszówki z 1938 r, której właściciel upierał się, że ma egzemplarz bez znaku menniczego. Rzeczywiście, na skanie ani na zdjęciu przy zwykłym oświetleniu znaku nie można było zauważyć. Wystarczyło jednak jedno źródło światła ustawione w odpowiednim miejscu i niemal na poziomie powierzchni monety, aby znak ujawnił się w całej okazałości! Z pewnością taka technika pomoże również w odczytywaniu mocno wytartych monet.

Pisałem na początku, jak trudno skanuje się lustrzanki. Równie trudno zrobić im dobre zdjęcie. Najczęściej na powierzchni sfotografowanej monety można zauważyć odbicie obiektywu, ręki, lampy. Na drugim biegunie mamy zdjęcia lustrzanek z całkowicie czarnym tłem - też nie wyglądają najlepiej. Jakie lekarstwo zastosować?

Po pierwsze zwiększamy odległość monety od obiektywu. Nieznacznie, na tyle, aby można było pozbyć się odbicia obiektywu z jej powierzchni. Aparat powinien być pochylony, ale nie aż tak mocno, żeby spowodować zmianę doskonałego okręgu monety w elipsę. Aktualne pozostają zalecenia co do bocznego, wielopunktowego oświetlenia światłem rozproszonym. Po kilku eksperymentach z czułością, czasem ekspozycji oraz siłą i kątem oświetlenia można robić naprawdę świetne zdjęcia lustrzanek, nawet zamkniętych w ochronnych kapslach.

Oczywiście aktualne pozostają wszystkie uwagi dotyczące komputerowej obróbki plików graficznych z wspomnianego wyżej artykułu.

Jeśli zainteresował Was ten krótki z konieczności opis, polecam wizytę na wspaniałej stronie, na której Doug Smith dzieli się z nami swoimi doświadczeniami ze skanowaniem i fotografowaniem monet antycznych. Stronę tę z czystym sumieniem mogę umieścic na bardzo wysokiej pozycji na mojej liście internetowych przebojów numizmatycznych. Nawet, jeśli ktoś nienajlepiej czyta po angielsku, może na podstawie umieszczonych na niej świetnych zdjęć wiele się nauczyć.

Na koniec zagadka:

Skan, czy fotografia?

Tekst został napisany 12 maja 2004 i jest nadal dostępny na e-numizmatyka.pl (w okrojonej formie)

https://e-numizmatyka.pl/portal/strona-glowna/monety/lista-artykulow/Aparat-cyfrowy-kontra-skaner.html