2002-09

LICZMANY

Często otrzymuję listy z prośbą o identyfikację monet. Czasem są to monety bardzo popularne, niekiedy rozwiązanie zagadki wymaga kilku godzin szperania po katalogach, a czasem okazuje się, że to nie moneta tylko coś całkiem innego. Ostatnio jeden z moich korespondentów przysłał mi skan ciekawego obiektu.

Jest to typowy liczman. Ten konkretny egzemplarz wykonano w XVIII wieku w Norymberdze w warsztacie Johana Lauera.

Czym właściwie były liczmany? Najłatwiej chyba wytłumaczyć ich funkcję i sposób użycia przy pomocy analogii z liczydłami. Czy ktoś z Was pamięta jeszcze, jak wygląda liczydło? Nie tak dawno temu (jakieś 30 lat) w programie nauczania matematyki w szkołach podstawowych uczono jeszcze sposobu ich użycia. Nanizane na żyłki koraliki, 10 w każdym rzędzie, przesuwane w określony sposób umożliwiały szybkie dodawanie i odejmowanie bez obliczeń na na kartce. Liczmanów nie nawlekano na żyłki, tylko przesuwano po planszach z naniesionymi liniami, tak, jak można to zobaczyć na szesnastowiecznej rycinie.

Typowy zestaw składał się ze specjalnej deski - czasem linie były nanoszone bezpośrednio na blacie stołu - i 50 do 60 liczmanów. Umożliwiał dodawanie i odejmowanie w zakresie do 100000. Pierwsze wzmianki o liczmanach pochodzą z ojczyzny nowoczesnej bankowości, z Włoch. Później, przez Francję i Niderlandy trafiły do Niemiec. W Polsce najczęściej znajduje się je w bogatych miastach, w których funkcjonowały liczne kantory kupieckie i biura handlowe. Większość pochodzi z Niemiec, rzadziej spotyka się liczmany francuskie i holenderskie. Na liczmanach francuskich zwykle umieszczano napis "jeton", a na niemieckich "rechen pfennig". Żetony, jak czasem określano liczmany, nosiły często bardzo skomplikowane wyobrażenia. Na niektórych przedstawiano nawet sposób ich użycia! Inne typowe rysunki, to symbole królewskie (jabłko, korona, lilie), okręt, drzewo, postacie historyczne i mitologiczne. Wymagało to dobrze wyposażonego warsztatu, więc często liczmany były ubocznymi produktami mennic. Zazwyczaj jednak produkowano je w specjalistycznych firmach.

Liczmany miały również ciemne strony w swej historii. Schopenhauer pisał: "... grzeczność, jak liczman, jest jawnie fałszywą monetą ...". Portret króla, wypolerowany do połysku mosiądz. Czy oszustowi trzeba czegoś więcej, by wcisnąć je komuś jako złoto? Musiało się to zdarzać dosyć często, co nie przysłużyło się dobremu imieniu liczmanów. Nie dziwmy się temu. Przecież stale jeszcze trafiają się naiwni, którzy "okazyjnie" kupują angielskie 1-pensówki z królową Elżbietą, jako złoto.

Dwa liczmany z portretem Ludwika XV

Znaczna część liczmanów używanych w całej Europie pochodzi z warsztatów norymberskich. Działało tam kilkanaście rodzinnych firm masowo produkujących liczmany na sprzedaż. Schultenowie, Dietzlowie, Lauerowie, Kravwicklowie z pokolenia na pokolenie bili żetony dla całej Europy. Dosyć trudno je teraz datować, bo wyobrażenia powtarzały się przez setki lat.

Nieco inaczej działali producenci liczmanów we Francji i Holandii - bili je na indywidualne zamówienia, w niedużych seriach, a to znacznie podnosiło koszty. Na takich liczmanach są oczywiście nazwiska zleceniodawców.

Liczman z portretem Karola Filipa Schwarzenberga (1771-1820 - Czechy)

Opisane i przedstawione powyżej liczmany są stosunkowo popularne i tanie. Możne je kupić za kilka do kilkunastu złotych. Wielka ilość odmian, ciekawe rysunki - wszystko to daje możliwość zbudowania bardzo interesującego zbioru.

Inaczej wygląda sprawa polskich liczmanów zwanych podskarbiówkami. Te niezwykle rzadkie numizmaty bito w polskich mennicach na potrzeby podskarbich. Oczywiście pełniły rolę zwykłych liczmanów, ale umieszczane na nich herby właścicieli, ich nazwiska i sentencje związane z historią rodów nadawały im również funkcję reprezentacyjną. W najsłynniejszej polskiej kolekcji numizmatycznej zgromadzonej przez Emeryka Czapskiego było blisko 50 podskarbiówek, czyli niemal wszystkie znane ówcześnie. Najpełniejszy ich wykaz można znaleźć w pracy Bolesława Demela "Liczmany mennicze zwane podskarbiówkami" wydanej w roku 1911.

Rozwój techniki spowodował wycofanie liczmanów z użytkowania. W połowie XIX wieku zastąpiły je liczydła, które z kolei zniknęły za sprawą arytmometrów, kalkulatorów, komputerów i kas fiskalnych. Liczmany, zwykle bite w miedzi, brązie lub mosiądzu traktowano po macoszemu. Nigdy nie pełniły roli pieniądza, więc gdy stały się niepotrzebne dawano je do zabawy dzieciom, albo wyrzucano. Teraz znajdowane są podczas prac w przydomowych ogródkach i przy robotach ziemnych w miastach. Duża ilość liczmanów ujrzała światło dzienne za sprawą poszukiwaczy z wykrywaczami metalu. Najbogatsze znaleziska przyniosły prowadzone w latach 90-tych XX w. Gdańsku prace w kanale Raduni. Wydobyto stamtąd kilkaset okazów! Ciekawe publikacje na ten temat ukazały się w Przeglądzie Numiznatycznym nr 4/11/95 i 1/12/96.

Zachęcam do zainteresowania się tą dziedziną numizmatyki.

Tekst został napisany 17 sierpnia 2002 i jest nadal dostępny na e-numizmatyka.pl (w bardzo okrojonej formie)

https://e-numizmatyka.pl/portal/strona-glowna/monety/lista-artykulow/Liczmany.html