2003-40

MOJE MONETY cz. 8

Pora na kolejny odcinek cyklu zapoczątkowanego na początku roku 2003. Dziś będzie sporo obrazków :-)

Typowe półtoraki, prawda? Zobaczmy ich awersy:

Bez bardzo uważnych oględzin tylko trzecia moneta może wzbudzić pewne wątpliwości. Zamiast Orła i Pogoni mamy Lwa i 3 Korony. Spróbujmy odczytać legendy:

  • MON.NO.REG.SVE. / GVS.ADO.D.G.REX.S.

  • MONE.NO.REG.POLO. / SIGIS.3.D.G.REX.P.M.D.L.

  • MON:NOVA CIVI:RIGE / GUST:ADOLP:D:G:REX:S

czyli: 1 - półtorak szwedzki Gustawa Adolfa, 2 - półtorak polski (koronny) Zygmunta III Wazy, 3 - półtorak ryski Gustawa Adolfa.

Na szczególną uwagę zasługuje pierwsza moneta. Porównajmy ją z sąsiadką - na pierwszy rzut oka widać, że moneta szwedzka została wybita ze znacznie gorszego srebra, z pewnością więcej w niej miedzi. Przy tym "rozmazane" trzy szwedzkie korony dosyć udatnie naśladują zarys polskiego orła! Szwedzi nie tylko rabowali. Pokazany półtorak jest dowodem na bardziej wyrafinowany drenaż polskiej kasy państwowej. Okupant ściągał srebro z rynku wymuszając wymianę na własne, zdecydowanie podwartościowe monety.

Monetę ryską wybito starannie, ale też inne były okoliczności tej emisji. Oblężona przez Szwedów Ryga skapitulowała 16 września 1621 roku. Nie minęły dwa tygodnie, a Gustaw II Adolf potwierdził przywileje nadane miastu przez Batorego, w tym przywilej menniczy dodając

"... postanawiamy ... by każda moneta masą i próbą równa była naszej szwedzkiej monecie oraz by z naszą monetą w całym państwie kursowała." Szwedzko-ryskie półtoraki musiały wobec tego być monetami uczciwymi. Na tym nie koniec. Bardzo szybko okazało się, że chęć utrzymania kontaktów handlowych z Litwą powoduje konieczność bicia monety na stopę polską, a nie szwedzką. Gustaw Adolf zezwolił na to już na początku października - cóż za sprawność działania - ale zastrzegł, że nie wolno przetapiać w tym celu monet szwedzkich.

A to?

To również półtorak, tyle, że... pruski. Legenda: MONE.NO. DVC.PRVS / GE.WI.MAR.BR.S.R.I.EL

I znowu widać, że ta moneta próby "nie trzyma". To jeszcze jedna emisja obliczona na czerpanie zysków kosztem sąsiedniego kraju.

Wszystkie pokazane monety są półtorakami, polskimi, lub wzorowanymi na polskich (a nawet je udającymi). Wszystkie wybito w bardzo krótkim okresie czasu - pomiędzy 1620, a 1632 rokiem. Czy coś jeszcze je łączy?

Wszystkie kupiłem jako półtoraki koronne Zygmunta III Wazy!

Wspominałem już kiedyś, że opisy monet oferowanych na aukcjach internetowych bardzo często pozostawiają wiele do życzenia. Niektóre gatunki monet sprawiają sprzedającym szczególnie wiele kłopotów. Najwyraźniej półtoraki do tej "trudnej" grupy należą. Może przyczyną jest zaniechanie nauczania łaciny w polskich liceach? Może to efekt reformy służby zdrowia i kłopotów z dostępem do okulistów? A może po prostu zwykła niedbałość? Jeśli chce się handlować numizmatami, niedbałym być nie warto. Tę monetę:

również kupiłem jako zwykłego półtoraczka Zygmunta III. Tymczasem, jest to moneta wybita w roku 1616, a nie 1626! Na rewersie, pod jabłkiem królewskim widać na niej herb Awdaniec (Habdank). Na monecie z roku 1626 powinien być Półkozic. Nie jest to rarytas, ale półtoraki sprzed roku 1620 są zdecydowanie droższe od emisji późniejszych.

Niedbałość w opisach dotyczy nie tylko amatorów. "Żeglując" po bezkresach internetu w poszukiwaniu ciekawych stron numizmatycznych zawędrowałem do Włoch, a tam w ofercie dużej firmy znalazłem w dziale "Pologna" trzy srebrne monety, każda o nominale... 200 forintów. Ręce opadają.

Rzetelny opis, to przede wszystkim dowód poważnego i uczciwego traktowania kontrahenta. Wolę przeczytać "nie wiem, co to za moneta" niż natknąć się na passus typu: "piękna moneta 24 talary" towarzyszący skanowi małej monetki pruskiej o nominale mniejszym aż 576 razy. Można w taki sposób trafić na okazję. To fakt, ale niestety coraz częściej obserwuję na naszych aukcjach zjawisko częste na niemieckim e-bay'u. Oferent wystawia monetę, skan jest niezbyt wyraźny, a opis brzmi "Znalazłem w pudełku z guzikami w domu u babci, chyba to coś z Hiszpanii, albo Francji". Skan, jak napisałem niewyraźny, ale przecież widać, że to talar, nawet nie bardzo poobijany. I ludzie licytują, ostrożnie, powiedzmy do 50 euro, gryzą palce z niecierpliwości i modlą się, żeby nikt ich nie przelicytował. Licytacja się kończy, wysyłamy pieniądze i co otrzymuje szczęśliwy zwycięzca? Ordynarny cynkowy (albo ołowiany) odlew. Reklamować? A jak. Co Ci obiecano? Sam postanowiłeś wykorzystać "niewiedzę" sprzedającego.

Charakterystyczny szczegół. Tacy sprzedawcy maja zwykle wystawionych kilkanaście aukcji typu "szwarc, mydło i powidło" i wśród nich jeden rodzynek - coś, co wygląda na dobrą monetę. Aukcja monety się kończy, mijają dwa, trzy dni i pojawia się następny "okaz". Jeśli ktoś zdecyduje się wystawić sprzedającemu negatywny komentarz, to trudno. Z jednym, dwoma można kontynuować proceder. Pojawi się ich więcej - zakładamy nowe konto.

Nie chcę, żeby to, co napisałem zostało potraktowane jako instruktaż i zachęta dla oszustów. Pokazując taki mechanizm ostrzegam i wskazuję sposób uniknięcia oszustwa. Trzeba po prostu ze sprzedawcą korespondować. Prosić o lepsze skany, prosić o zważenie monety. Nie odpowiada - bez żalu zrezygnujmy z takiego zakupu. Szansa, że to coś znalezione na strychu okaże się medalowym talarem Zygmunta III jest mniejsza, niż trafienie szóstki w lotto.

Tekst został napisany 21 października 2003 r. Nie potrafię go teraz odszukać na e-numizmatyka.pl