2002-10

FAŁSZERSTWA MONET NA SZKODĘ EMITENTA

Jest coś takiego w ludzkiej naturze, że kiedy tylko pojawi się możliwość osiągnięcia jakiejkolwiek korzyści kosztem innych, to z pewnością prędzej, czy później pojawia się ktoś, kto tę możliwość wykorzysta. Kiedy więc pojawiły się monety, szybko znaleźli się ludzie, którzy postanowili na tym zarobić. Oczywiście nielegalnie.

Początkowo monety były pieniądzem pełnowartościowym - ich wartość nominalna równała się wartości zawartego w nich metalu. Najprostszą metodą nielegalnego powiększania majątku było uzyskanie kruszcu kosztem wagi monet. Obcinano małe fragmenty brzegu monety albo ścierano je pilnikiem; uzyskane skrawki i opiłki stapiano w większe kawałki. Ślady tego procederu są bardzo często widoczne na monetach antycznych i średniowiecznych. Uszkodzone monety wycofywano z obiegu w procesie renovatio monetae, o którym pisałem w jednym ze wcześniejszych artykułów (Emitenci monet). Metal z monet uzyskiwano również kąpiąc je w kwasach i odzyskując go później z uzyskanych tak roztworów drogą odpowiednich reakcji chemicznych. Monety poddane takiej obróbce, zwykle złote, mają "zmiękczony" mało wyrazisty rysunek.

Nieco więcej zachodu wymagała "chałupnicza" produkcja monet z metalu o zaniżonej lub znikomej zawartości kruszcu, ale też zyski były w tym przypadku znacznie większe. Najczęściej fałszerze bili lub odlewali monety ze stopu o zaniżonej zawartości kruszcu. Czasem pod cieniutką warstewką srebra lub złota była czysta miedź albo stop ołowiowy. Taki proceder nie był domeną pojedynczych osób. Przykładem mogą być półgrosze bite w Świdnicy przez Ludwika Jagiellończyka. Do złudzenia przypominały one półgrosze koronne Zygmunta Starego, ale nie miały wymaganej wagi ani próby - w Polsce z grzywny srebra bito 256 półgroszy, w Świdnicy aż 340. Z tego powodu znikała z kraju drobna moneta bita na stopę polską, wędrowała na Śląsk i wracała stamtąd w postaci półgroszy świdnickich. Ludność, w większości niepiśmienna nie była w stanie rozróżnić tych monet. Ukazywały się co prawda edykty królewskie grożące karami osobom przyjmującym zapłatę w złej monecie, ale na nic się to nie zdało. Walka z półgroszkami królewskiego bratanka trwała do roku 1562.

półgrosz świdnicki Ludwika Jagiellończyka

półgrosz koronny Zygmunta Starego

Jeszcze większą skalę fałszerskiej działalności w skali państwa podjął w wieku XVIII król pruski Fryderyk II. Wydawszy wszystkie pieniądze na wojny z Austrią postanowił zapełnić kasę wykorzystując zamieszanie na rynku pieniądza w Polsce. Najpierw pruskie mennice zaczęły bić trojaki, szóstaki i tynfy (złotówki) pruskie według wzorów do złudzenia przypominających monety polskie. Mimo zakazów, monety te wprowadzano w obrót w Polsce. Później król-fałszerz ułatwił sobie życie. Zaczął dzierżawić mennice za niezwykle wysokie czynsze. Aby dzierżawcy się to opłacało, musiał drastycznie zaniżać próbę kruszcu. Ponieważ monety z tych mennic miały trafiać na rynek polski, z punktu widzenia władcy Prus wszystko było w porządku. Od imienia jednego z takich dzierżawców, Efraima, pruskie fałszerstwa ortów nazywa się czasem efraimkami. Nawiasem mówiąc, w celu ułatwienia wprowadzania ich do obiegu datowano je wstecznie rocznikiem 1753.

Trafiały się też przypadki, kiedy moneta fałszywa była prawidłowa, co do wagi i próby kruszcu - po prostu fałszerz w ten sposób upłynniał metal "odzyskany" z innych monet jedną z wcześniej opisanych metod.

Najprostszym domowym testem jakości monety była w średniowieczu "próba zęba". Denary bite od X do XII w. były bardzo plastyczne dzięki wysokiej zawartości srebra. Silne zaciśnięcie zębów powodowało powstawanie na nich charakterystycznych śladów. Do dzisiaj takie ślady są przesłanką autentyczności monet średniowiecznych i wzmiankuje się je w katalogach aukcyjnych.

denar "Otto i Adelajda" XI w. ze śladami zębów

Obcinanie i spiłowywanie monet zaniknęło praktycznie w XIX wieku natomiast "domowa" produkcja monet trwa nieprzerwanie na całym świecie. W Polsce szczególny rozkwit tego procederu nastąpił w XVIII w. Pisałem o tym w artykule poświęconym boratynkom. W latach 30-tych XX wieku fałszowano srebrne 2, 5 i 10 złotówki.

fałszywa przedwojenna dwuzłotówka

W okresie PRL-u nie mieliśmy w obiegu srebra, mimo to pojawiły się fałszywe monety. Najbardziej chyba znane, to opolskie fałszerstwa aluminiowych piątek z rybakiem i późniejsze, zwykle odlewane dwudziestozłotówki z blokami i M. Nowotką. W tych przypadkach pomogło fałszerzom (i zapewniło ekonomiczną opłacalność) wykorzystanie surowców i "wolnych mocy produkcyjnych" zatrudniających ich firm.

Okres III RP przyniósł spektakularne fałszerstwo bimetalicznych pięciozłotówek. Produkowano je w okolicach Rzeszowa, przy współpracy metalurga - monety były bardzo trudne do odróżnienia od oryginalnych. Nie wszyscy są takimi perfekcjonistami.

Ta pięciozłotówka pochodzi z utargu kiosku z prasą.

Fałszerz nie zadał sobie nawet trudu by nadać odpowiedni kolor wewnętrznemu krążkowi,

a kioskarka była chyba bardzo rozmarzona.

Fałszerstwa monet na szkodę emitenta zawsze traktowano jako zbrodnię (tak jest zresztą do dzisiaj) i karano niezwykle surowo. W 1676 roku w Przemyślu schwytano fałszerza miedzianych szelągów. Skazano go na karę śmierci, ale przed wykonaniem wyroku "...ucięto mu rękę i przybito do bramy miejskiej". Pomocników napiętnowano - na prawym policzku wypalono im piętno przy użyciu fałszywych stempli, a następnie wysmagano. Chłostą ukarano również dostawcę surowca. Wszystko to oczywiście odbyło się publicznie, ku przestrodze ludu. Oczywiście przestrogi nie na wiele się zdały. Monety były, są i będą fałszowane. Ponieważ prawa ekonomii są bezlitosne, jak prawo powszechnego ciążenia, ze względu na niekorzystny stosunek kosztów do zysku i trudność wprowadzenia dużych kwot do obiegu fałszowanie monet obiegowych na szkodę emitenta staje się coraz rzadsze. Nie bez znaczenia jest też fakt, że kary przewidziane za fałszowanie pieniędzy są takie same dla monet jak dla banknotów, a te fałszuje się taniej i łatwiej. Oczywiście, wszystko przez komputery.

Fałszerze monet działają jednak dalej, tyle, że teraz ich ofiarami są kolekcjonerzy, ale o tym za tydzień...

Tekst został napisany 26 sierpnia 2002 i jest nadal dostępny na e-numizmatyka.pl (w okrojonej formie)

https://e-numizmatyka.pl/portal/strona-glowna/monety/lista-artykulow/Falszerstwa-monet-na-szkode-emitenta.html