2006-32

O GRADINGU RAZ JESZCZE

Dwie polskie firmy numizmatyczne zdecydowały się na połączenie sił i wspólne przeprowadzenie aukcji numizmatycznej. Nie jest to nowość na naszym rynku, bo kilka wspólnych aukcji mają już za sobą Poznański Dom Aukcyjny i Podlaski Gabinet Numizmatyczny. Tym razem wspólnie zadziałały Warszawski Dom Aukcyjny i Gdyński Dom Aukcyjny. Katalog aukcji jest na razie dostępny tylko w internecie, ale zdążył zwrócić na siebie uwagę kolekcjonerów i rozbudził wielkie apetyty.

Forma katalogu jest nam znana z poprzednich aukcji GDA - można ją chyba przyjąć jako znak firmowy gdyńskich numizmatyków. Dobre zdjęcia opisane z podkreśleniem istotnych, a czasem mało znanych informacji sprawiają, że warto ten katalog zarchiwizować. Organizatorzy zapowiadają zresztą, że katalog będzie dostępny również w formie plików HTML na płytach CD oraz w wersji papierowej, w kolorze.

Przeglądając katalog, trudno nie zwrócić uwagi na niezwykłą dla polskich aukcji ilość monet z certyfikatami amerykańskich firm gradingowych. Wśród polskich tylko monet jest ich około siedemdziesięciu! Autorzy katalogu w opisach monet z certyfikatami dodaja własne opinie na temat wyglądu tych monet. Podkreślam, wyglądu, a nie stanu zachowania - tego nie kwestionują. Szkoda tylko (a może i nie?), że przy okazji potwierdzają się spostrzeżenia o, nie tak znów rzadkich, potknięciach amerykańskich specjalistów.

Z zachwytem podziwiałem lot. 0129 - talara z 1627 r., monetę piękną i sprawiedliwie ocenioną przez PCGS na MS-64. Najwięcej polskich monet z certyfikatami pojawia się oczywiście wśród emisji dwudziestowiecznych i właśnie wśród nich wypatrzyłem jedną z amerykańskich pomyłek (lot. 0370) - dwuzłotówka 1924 z rogiem i pochodnią, została opisana prawidłowo przez WDA-GDA, jako moneta z mennicy paryskiej. Na pudełku NGC czytamy jednak "(PHILA.)"??? Co jak co, ale umiejętność odróżnienia amerykańskiej "odwrotki" od monety z Paryża nie powinna być dla NGC problemem.

Szczególną gratką jest oferta talarów lewantyńskich Marii Teresy. Gratką nie tylko ze względu na urodę tych monet, ale także z powodu świetnych opisów wskazujących na charakterystyczne cechy poszczególnych emisji.

Z tego samego powodu, nawet jeśli ten dział nas nie interesuje, warto przeczytać opisy monet łódzkiego Getta. Cały czas mam nadzieję, że GDA opublikuje kiedyś specjalizowany katalog opisujący szczegółowo wszystkie stemple Getta i ich kombinacje. Podobnie ma się sprawa z cynkowymi monetami Gdańska z 1920 r. Dobrze wiedzieć, że ktoś próbuje usystematyzować wiedzę o wariantach tych rzadkich monet. Jeszcze lepiej było by, gdyby wiedza ta została upubliczniona. Nie sądzę, żeby należało się obawiać zagrożenia fałszerzy, a to ze względu na niemożliwe do odtworzenia mikrocechy oryginalnych stempli.

Przypuszczam, że u znacznej części czytelników zaczyna kiełkować w głowie taki pomysł: skoro są w kraju tacy świetni fachowcy, dysponujący bogatą dokumentacja fotograficzną, to powinni oni zająć się profesjonalną ocena autentyczności i stanu zachowania monet. Pomysł z pozoru dobry, traci na wartości po uświadomieniu sobie, że tego rodzaju aktywność nie powinna w żaden sposób łączyć się z prowadzeniem działalności handlowej. Ideałem jest "third part service" - usługa świadczona przez niezależny podmiot odporny na naciski ze strony rynku i właścicieli monet. Moneta trafiająca do niego do oceny powinna być anonimowa - ekspert nie powinien wiedzieć, kto jest jej właścicielem. Wymaga to bardzo sprawnej logistyki i rygorystycznego przestrzegania procedur.

Teoretycznie, ekspert nie powinien nawet być aktywnym kolekcjonerem. Trudno te wszystkie zasady w praktyce zrealizować, bo na przykład nie wyobrażam sobie eksperta numizmatycznego nie zainteresowanego monetami. Nikt przecież nie rodzi się z numizmatyczną wiedzą. Trzeba wielu, wielu lat wytrwałej pracy, by móc z czystm sumieniem podjąć się rzetelnej oceny monet. Znam, na przykład, kilka osób zajmujących się numizmatyką antyczną i średniowieczną, które nie kolekcjonują monet; świetnie orientują się w historii oraz zwyczajach epoki, potrafią monetę właściwie sklasyfikować i ustalić jej atrybucję, ale mimo wszystko miewają problemy przy ocenie autentyczności okazów.

Czy ekspert ma być skazany na oderwanie od rynku? I tak, i nie. Uważam, że nie może zajmować się aktywnie handlem numizmatami, ale musi śledzić monety pojawiające się na rynku, na dużych aukcjach w szczególności.

Duże, amerykańskie firmy gradingowe nie ukrywają, kto jest ich ekspertem. W pewnym sensie, są instytucjami zaufania publicznego (i firmy, i ich eksperci), i dzięki zaufaniu klientów mogą funkcjonować.

Każda inna forma działalności firmy gradingowej może budzić wątpliwości. Dobrym przykładem złego serwisu jest pewien aktywny sprzedawca z eBay handlujący głównie monetami certyfikowanymi przez własna firmę. Dziwnym zbiegiem okoliczności, większość jego oferty stanowią monety ocenione na MS-70, czyli absolutnie idealne, bez zadnej skazy. Jak to się dzieje, że do niego takie cuda trafiają masowo, a omijają inne serwisy gradingowe, pozostawiam Waszej domyślności.

Na deser, najnowsze sieciowe znalezisko: www.belcoins.com - bardzo interesująca stronka kolegów-kolekcjonerów zza północno wschodniej granicy. Polecam w szczególności katalogi, między innymi katalog monet Aleksandra Jagiellończyka. Ciekawie rozwija się serwis aukcyjny i forum, na którym można znaleźć wiele ciekawych tematów.

Tekst został napisany 18 października 2006 i jest nadal dostępny na e-numizmatyka.pl

https://e-numizmatyka.pl/portal/strona-glowna/monety/lista-artykulow/O-GRADINGU-RAZ-JESZCZE.html