2007-24

ODBITKI PRÓBNE

Ciekawe rzeczy znajduje się w ziemi, zwłaszcza jeśli ma się szczęście i... zezwolenie na poszukiwania na terenie dawnej mennicy.

I jedno i drugie miał pewien poszukiwacz w Filadelfii, kolebce mennictwa Stanów Zjednoczonych. Pewien poszukiwacz wyposażony w dobry wykrywacz metali uzyskał w roku 2006 pozwolenie na poszukiwania na prywatnej posiadłości graniczącej z terenem pierwszej mennicy USA. Rezultaty przeszły wszelkie oczekiwania.

Po pierwsze, natrafił na miedzianą półcentówkę z pierwszego roku emisji, czyli 1793. Monetka przedstawia oczywiście Panią Wolność. Ciekawostką jest, że nominał zapisano na awersie w dwojaki sposób. W centralnej jego części, w otolu liści laurowych, umieszczono napis "HALF CENT", a poniżej, poza wieńcem dodatkowo pojawia się ułamek 1/200.

Półcentówka z 1793 r. jest monetą rzadką, wybito 35334 egzemplarze więc znalezienie nieznanego dotąd okazu jest na tyle ważne, że zostało odnotowane przez fachową prasę, ale główną sensacją było drugie znalezisko.

Na tym samym terenie, w tym samym dniu wykopano obiekt całkowicie unikalny:

niekształtny kawałek miedzi, na którym odbito stemple awersu i rewersu srebrnego dolara z roku 1798, pierwszego dolara z heraldycznym orłem USA (małe co nieco na ten temat znajdziecie w poprzednim artykule. Na czym polega wyjątkowość tego, powiedzmy sobie szczerze, brzydkiego obiektu? Eksperci oceniający jego autentyczność stwierdzili, że na miedzi odbito parę stempli określoną jako Bolender-30a, BB-116. Milfred H. Bolender zgromadził rewelacyjny zbiór pierwszych dolarów. Swoje badania nad tymi monetami podsumował w książce "United States Early Silver Dollars from 1794 to 1803". Kolekcję Bolendera złożoną z prawie dwustu egzemplarzy tych rzadkich monet sprzedano na aukcji w lutym 1952 r.

Wróćmy do naszej dziwnej blaszki. Eksperci stwierdzili, że wybito ją mocno zużytymi stemplami. Nie była to próba technologiczna nowych stempli. W jakim więc celu ją wykonano?

Jak wiadomo, stemple awersu i rewersu nie tworzą nierozerwalnych par. Można je ze sobą dowolnie kojarzyć (amerykańscy numizmatycy używają nawet określenia "marriage" - małżeństwo). We wspomnianej pracy Bolendera znajduje się wykaz znanych połączeń różnych stempli awersu i rewersu. Dzięki temu jest możliwe ścisłe ustalenie chronologii ich stosowania. I tu zaczyna się najciekawsza część tej historii. Awers widoczny na powyższym zdjęciu pojawił się po raz pierwszy w parze B-27, BB-113. Poprzednim wariantem wybitym stemplem rewersu był B-15, BB-112. Mimo tego, że na awersie (w amerykańskiej terminologii awersem jest w tym przypadku strona z Panią LIBERTY) dosyć wcześnie pojawiło sie pęknięcie stempla w pobliżu cyfry 9, stempla nadal używano - wada nie powiększała się. Za to dziwne rzeczy zaczęły się dziać ze stemplami rewersu. Rozsypywały się jeden, za drugim. Awers, mimo pęknięcia, przetrzymał sześć rewersów. Na zademonstrowanych zdjęciach nie widać tego dokładnie, ale stempel rewersu odbito "pod koniec jego życia". I prawdopodobnie wtedy, żeby nie niszczyć cennego, srebrnego krążka, pracownik obsługujący prasę wykonał odbitkę w miedzi, żeby przedstawić problem zwierzchnikowi. Miedziana blaszka miała zapewne unaocznić konieczność wycofania pechowego stempla awersu.

Obydwa numizmaty znalezione w Filadelfii zostaną zlicytowane w firmie Stack's w początku sierpnia. Półcentówkę wystawiono z ceną wywoławczą 3000$ a unikatowa miedziana odbitka pechowego stempla dolara 1798 wystartuje od 12000$ Bardzo jestem ciekaw, na jakim poziomie zakończy się licytacja.

Wykonywanie próbnych odbitek stempli zawsze było niezbędnym etapem produkcji monet. Służyło testowaniu ustawień prasy menniczej, jakości nowej partii krążków a także poprawności wykonania stempla. Ciekawym przykładem jest ten kawałek ołowiu.

Ma prawie tysiąc lat. Odbito na nim stemple denara Bolesława Śmiałego. Po co?

Na zdjęciu nie widać tego dokładnie (lepszym niestety nie dysponuję) ale oglądając tę ołowiana blaszkę pod dobrą lupą wyraźnie widać, że służyła ona do oceny jakości wykonania kolejnych elementów rysunku stempla. Trzeba pamiętać, że podczas rytowania i puncowania stempla, jego materiał nie był jeszcze należycie utwardzony. Hartowano dopiero gotowe stemple, żeby zapewnić im jak najdłuższy okres użytkowania. Pod tym względem nic się zresztą nie zmieniło, i teraz też utwardza się stemple dopiero po przeniesieniu na nie rysunku monety. Z tego powodu nie można było wykonywać próbnych odbić w twardszym materiale. Dlatego używano ołowianych placków, które miały jeszcze jedną zaletę - kiedy brakowało już na nich miejsca wystarczyło wyklepać je młotkiem na gładko albo bez trudu przetopić.

Niewiele takich "próbników" znajduje się w polskich kolekcjach muzealnych. Słyszałem o kilku (do policzenia wystarczają palce jednej ręki), w tym o jednym, używanym przez rytownika stempla słynnego "brakteata pokutniczego".

Popularność wykrywaczy metalu daje szansę na odkrycie kolejnych podobnych obiektów ale z własnych obserwacji wiem, że istnieje bardzo poważne niebezpieczeństwo, że niedoświadczony poszukiwacz zlekceważy znalezisko. Wielokrotnie zdarzało mi się, że na pytanie o źródło sygnału, "detektorysta" idący o parę kroków ode mnie odpowiadał

- nic takiego, jakiś kawałek ołowiu

i odrzucał bryłkę na miedzę albo na sąsiednie pole. Zazwyczaj poszukiwacze zachowują stare ołowiane plomby i pociski, po macoszemu traktując bezkształtne ołowiane placki. Radzę przed wyrzuceniem (albo oddaniem na złom) dokładnie je obejrzeć.

Tekst został napisany 11 lipca 2007 i jest nadal dostępny na e-numizmatyka.pl (w bardzo okrojonej formie)

https://e-numizmatyka.pl/portal/strona-glowna/monety/lista-artykulow/ODBITKI-PROBNE.html