2003-01

BEZ TYTUŁU

Można gimnastykować umysł rozwiązując krzyżówki. Mnie bardziej interesuje rozwiązywanie zagadek związanych z monetami.

Wygląda znajomo, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Pruski szeląg Fryderyka Wilhelma. Zaraz, zaraz! A rocznik? Wyraźnie przecież widać 1558! Przecież wtedy rządził w Prusach znany z Hołdu Pruskiego Albrecht. Popatrzmy raz jeszcze. To, że monetkę wybito za panowania Fryderyka Wilhelma wynika z monogramu na awersie, ale czy na rewersie mamy te imiona? Legenda zaczyna się tak: "FPI...", później mamy "I" nałożone na "D", a dalej rzeczywiście jest "WILH". Co jeszcze uderza przy dokładniejszych oględzinach? Liternictwo prymitywne, niedbały rysunek monogramu, moneta wygląda na raczej na miedzianą niż srebrną. Widać też, że nie wybito jej przy pomocy stempli uderzanych młotem, ale odciśnięto przy pomocy walców, przy czym nie najlepiej zgrano rysunki obu jej stron.

Wniosek pierwszy - fałszerstwo. I zaraz mamy kolejne pytanie - kiedy powstało? Najpierw rzut oka w katalogi. N. D. Nicol "Standard Catalog of German Coins 1601 to date" wydanie II wycenia je w stanie III na 30 dolarów USA, ale ten amerykański przecież katalog nie może być wyrocznią na naszym rynku. Takie szelągi sprzedawane są na niemieckim e-bay'u po dwa do pięciu euro. U nas można je kupować po 5 do 10 złotych. Czy opłaca się fałszować tak tanie monety? Raczej nie, więc mamy do czynienia z fałszerstwem z epoki. A może to jakaś niedoróbka mennicy w Królewcu?

Pozostańmy na chwilę przy wspomnianym katalogu. Czytamy w nim, że szelągi o takim rysunku bito w latach 1653-1655. W roku 1658 wybito szelągi z monogramem FWC. Czy jest możliwe, żeby w oficjalnej mennicy popełniono tak poważne pomyłki, jak błąd w imieniu panującego i antydatowanie monety o cały wiek? Raczej nie, więc mamy do czynienia z produktem mennicy fałszerskiej.

Technologia zastosowana przy wyrobie tej monety świadczy o tym, że nie był to zwykły "przydomowy" warsztacik. Prasa mennicza działająca na zasadzie zsynchronizowanych walców, umożliwiająca produkcję wielkich ilości monet była wówczas wynalazkiem dosyć świeżym, a jej budowa stanowiła poważne wyzwanie inżynierskie. Mennica fałszerska posługująca się takimi urządzeniami była poważną inwestycją i nie mogła powstać byle gdzie. Trudno też przypuszczać, że jej twórca nie zadbał o jej bezpieczeństwo. Nasuwa się kolejny wniosek, a właściwie dwa: po pierwsze - monetę wybito poza Prusami, po drugie - w organizację mennicy musiał być zamieszany ktoś ważny, najpewniej jakiś lokalny władca.

No to mamy fałszerza, jak na widelcu. Mołdawia, a konkretniej Suczawa. Dzisiaj miasto w Rumunii, niegdyś stolica państwa, sąsiada Rzeczpospolitej. Mołdawia nie wypracowała własnych charakterystycznych wzorów monet. Korzystano tam raczej z obcych wzorów, głównie polskich, ale monety nosiły imiona i herby miejscowych hospodarów. Tym razem mamy jednak do czynienia z produkcją czysto fałszerską. Badania historyków dowodzą, że na zamku w Suczawie działała w latach 1661-1673 znakomicie wyposażona i zorganizowana mennica fałszerska. Bito w niej głównie drobne monety polskie, ryskie, inflanckie i pruskie. Ich główne cechy charakterystyczne, to:

  • materiał - miedź, praktycznie bez domieszek srebra, za to pokryta powierzchniowo cieniutką warstewką cyny

  • pomyłki w datach - rytownicy stempli nie znali dat panowania władców, których monety fałszowali,

  • pomyłki w imionach i tytułach władców,

  • błędy rysunku - zdarzają się na przykład niezgodności herbów i legend - "Pogoń" i napis "RIGENSIS"

Mennica suczawska była świetnie zorganizowana. Jej produkcję w zakresie samych szelągów ocenia się na 1.000.000.000 (tak jest, miliard!) monet. I tu mamy kolejny, niezwykle ciekawy aspekt tej historii. Skąd brało się tak wielkie zapotrzebowanie na "srebrne" szelągi - oczywiście chodziło o rynek polski, z którego wypierały one lepszą monetę koronną. Rysuje się ciekawy obraz: wielka, ale słaba Polska, korzystające z jej słabości Szwecja, Prusy i Ryga i na końcu hospodarowie mołdawscy fałszujący monety Szwedzkie, Pruskie i Ryskie. Kres temu łańcuchowi fałszerstw miała przynieść reforma zaproponowana przez Tytusa Liwiusza Boratiniego polegająca na wprowadzeniu podwartościowych, miedzianych szelągów "boratynek". Rzeczywiście, wprowadzenie ich w Polsce drastycznie ograniczyło dochody Szwedom, Elektorowi Pruskiemu i obywatelom Rygi - głównym dotąd producentom kiepskich szelągów. Szwedzi i Ryżanie zaczęli więc zarabiać na dostawach miedzi do Polski, Mołdawianie wypadli z gry.

W tym miejscu nie można pominąć jeszcze jednej informacji. Kto zorganizował mennicę w Suczawie??? Wszystkie ślady wskazują na.... T.L.Boratiniego!!! I jak tu nie wierzyć w jego geniusz!

Po ostatnim artykule, w którym apelowałem o upamiętnienie półwiecza pierwszej datowanej polskiej monety dostałem kilka listów z protestami. Moi korespondenci pisali w nich, że co prawda w literaturze wymienia się grosze głogowskie Zygmunta, jako monety polskie, ale de facto były one monetami obcymi.

"... grosza głogowskiego Zygmunt Stary wybił jako namiestnik króla czeskiego (I węgierskiego) Władysława Jagiellończyka, a Głogów w skład Królestwa Polskiego wówczas nie wchodził."

"... z formalnego punktu widzenia nie jest to moneta emitowana przez Królestwo Polskie, zaś umieszczenie na niej Orła, Pogoni oraz w legendzie informacji o Zygmuncie jako synu Kazimierza - króla polskiego zm. w 1492 r. miało walor propagandowy, świadczący o przynależności emitenta do dynastii jagiellońskiej."

Na prawdziwą rocznicę pierwszej datowanej polskiej monety musimy więc poczekać do roku 2007, kiedy to minie 500 lat od emisji półgroszy koronnych bitych w Krakowie przez Zygmunta I Starego.

pierwsza datowana polska moneta

półgrosz koronny Zygmunta Starego z roku 1507

Tekst został napisany 1 stycznia 2003 (tak, tak - w Nowy Rok) i jest nadal dostępny na e-numizmatyka.pl (pod tytułem Historia jednego szeląga i okrojony do ... praktycznie jednego zdania i jednego zdjęcia)

https://e-numizmatyka.pl/portal/strona-glowna/monety/lista-artykulow/Historia-pewnego-szelaga.html