2005-04

MOJE MONETY - CZĘŚĆ DZIESIĄTA

Poprzedni artykuł z cyklu "Moje monety" napisałem niecały rok temu. Pochwaliłem się w nim moimi nabytkami w roku 2003. Tym razem nie zamierzam kontynuować wątku zakupów. O powrocie do starego tematu zadecydował przypadek - rozmowa ze znajomym. Zapytał mnie, czy po dwóch i pół roku pisania artykułów nie braknie mi tematów na następne.

Przyznałem, że czasem mam trudności z wymyśleniem tematu, który może zainteresować więcej, niż trzech czytelników, ale zawsze mam ostatnią deskę ratunku w postaci własnej kolekcji. Przecież zawsze mogę wybrać którąś monetę ze zbioru i coś o niej napisać. I tu znajomy trochę się obruszył. Jego zdaniem nie o każdej monecie można napisać tych 1000 słów i to jeszcze w taki sposób, żeby zaciekawić czytelnika.

Skończyło sie dżentelmeńskim zakładem. Zaprzęgamy do pracy generator liczb losowych - ma on wygenerować liczbę całkowitą z zakresu od 1 do 1966 (tyle mam na dzisiaj monet w kolekcji), a ja mam na temat monety nr XXXX napisać następny artykuł.

Szczęśliwym (pechowym) numerkiem okazał się... 1375.

Numer 1375 ma w katalogu mojego zbioru półtorak pruski Jerzego Wilhelma z roku 1622.

Mogłem trafić gorzej.

W Ilustrowanym Skorowidzu Pieniędzy Polskich i z Polską Związanych E. Kopickiego numer 3891. Jedna z czterech podstawowych odmian tego rocznika charakteryzująca się umiejscowieniem imienia władcy na stronie z jabłkiem królewskim i z datą zapisana jako 2 - 2. Kopicki nie podaje stopnia rzadkości, więc monetę trzeba uważać za pospolitą. W Standard Catalog of German Coins 1601 to present, z wydawnictwa Krause Publications (wydanie 2), numer 56 (strona 122). W tym katalogu nie wyszczególniono odmian, ale podano łączną wielkość emisji: 5.198.000 egzemplarzy. Nie wydaje mi się, że to duży nakład. Dwudziestowieczne monety polskie o nakładach poniżej 10 milionów są przecież traktowane jako stosunkowo rzadkie, a ta ma prawie 400 lat. Do wycen niemieckiej drobnicy proponowanej przez amerykański katalog podchodzę z dużą rezerwą. Wszystkie roczniki półtoraków Jerzego Wilhelma wyceniono na 7$ w stanie V (very good), 15$ w stanie IV (fine) i 25$ w stanie III (very fine) niezależnie od wielkości emisji, która waha sie od 151.000 - rocznik 1633 do 10.901.000 - rocznik 1626. Trudno nie podejrzewać, że to ceny "z kapelusza". Na Allegro odnotowałem w ostatnim miesiącu inny, znacznie rzadszy, wariant półtoraka 1622 - z datą w postaci Z - 2. Za egzemplarz w stanie IV uzyskano 20 zł. Na e-bay też wystąpił ostatnio tylko jeden egzemplarz, jeszcze inna odmiana - z datą Z - Z. Uzyskano zań cenę 11,50 euro (stan III). Nie są to jak więc widać monety masowo pojawiające się na rynku, ale nie są też drogie. Dla porównania: półtoraków Zygmunta III z roku 1622 w tym samym czasie na ebay'u nie było, ale na Allegro pojawiło się ich aż 16 (licząc tylko egzemplarze wystawiane pojedyńczo). W świetle powyższego cena 3 zł, którą zapłaciłem za tę monetke nie wydaje mi sie wygórowana.

Przyjrzyjmy sie tej monetce bliżej:

To awers, bo po tej stronie jest imię władcy - pana menniczego. W legendzie czytamy: GE:WI:MAR:BR:S:R:IEL.P:D:

Jak to rozszyfrować? Najpierw rozwińmy skróty: GEORGIUS WILHELMUS MARCHIO BRANDERBURGENSIS SACRI ROMANI IMPERII ELECTOR PRUSSIAE DUX, co się na polski przekłada tak: Jerzy Wilhelm margrabia brandenburski, elektor świętego cesarstwa rzymskiego, książę Prus.

Skrócona, jak to na półtorakach, data 2-2 to oczywiście rocznik 1622. Liczba 24, zapisana jako Z4, umieszczona w jabłku królewskim oznacza, że moneta stanowi 1/24 część talara.

To rewers. Wokół pięciopolowej tarczy herbowej (o której za chwilkę) czytamy: DIEV & MON (3) DROICT co oznacza BÓG I MOJE PRAWO. Nawiasem mówiąc, w innej pracy E. Kopickiego, w Katalogu Podstawowych Typów... w części 4 tomu IX dewizę tę podano błędnie w brzmieniu DIEV & MON DROIT. Cyfra 3 pojawiająca się jako przerywnik legendy oznacza ilość półgroszy składających się na nominał monety. Po polsku mówimy o półtorakach, przyjmując, że podstawą jest grosz. W literaturze niemieckojęzycznej używa się określenia DREIPOLCHER oznaczającego potrójny półgrosz.

Co mamy w herbie zajmującym cały środek rewersu? W jego części centralnej jest berło elektorskie. Elektorami cesarstwa rzymskiego narodu niemieckiego byli w roku 1622: król czeski, arcybiskupi Moguncji, Trewiru i Kolonii, książę saski, margrabia brandenburski i hrabia Palatynatu. Brali oni udział w wyborze cesarza niemieckiego. Więcej na ten temat można poczytać w Wikipedii - wolnej encyklopedii sieciowej, wspaniałym skądinąd wynalazku.

W górnej, lewej ćwiartce tarczy jest orzeł - herb Prus. Na prawo od niego również widzimy orła. Tym razem to herb Brandenburgii. W lewej, dolnej ćwiartce jest coś przypominającego wieloramienną gwiazdkę - to "wiązka", herb Kleve (Cleve) księstwa nad dolnym Renem. Ziemie te przypadły Brandenburgii po roku 1609, kiedy bez męskiego potomka zmarł ostatni z książąt Cleve. W prawej, dolnej ćwierci herbu jest stojący na tylnych łapach lew z wysoko uniesionym ogonem, zwrócony w lewo. To herb nadreńskiego księstwa Berg, również zaleznego od Brandenburgii.

Dlaczego ta moneta została skatalogowana przez E. Kopickiego? Jej emitentem było księstwo pruskie, które od 10 kwietnia 1525 roku było lennem korony polskiej. Dopiero w roku 1657, podczas wojny polsko-szwedzkiej (1655-1660) ówczesny Książe Pruski i Elektor Brandenburski, Fryderyk Wilhelm Hohenzollern zerwał lenno i sprzymierzył się z królem szwedzkim Gustawem X przeciw Polsce. Na mocy zawartych Traktatów Welawsko-Bydgoskich, od roku 1657 Prusy Książęce przestały być zależne od Polski. Ponadto Fryderyk Wilhelm otrzymał w lenno ziemię bytowsko-lęborską. Była to cena za odstąpienie przez Fryderyka Wilhelma od sojuszu ze Szwecją.

Nie napisałem jeszcze jednego. Monetę wybito w mennicy w Królewcu, który nosił wtedy nazwę Königsberg. Miasto założyli Krzyżacy w roku 1255 na cześć czeskiego króla Przemysła Ottokara II, który przewodził wojskom krzyżackim podczas jednej z wypraw przeciwko Prusom. Po sekularyzacji Zakonu Krzyżackiego w 1525 miasto stało się stolicą Prus Książecych. W 1618 Prusy Książęce przeszły pod władzę elektorów Brandenburgii. Mennice w Królewcu funkcjonowały z niewielkimi przerwami od roku 1255 do 1802. W roku wybicia omawianego półtoraka, mincmistrzem był Szymon Jansen. W przeciwieństwie do swojego poprzednika - Krzysztofa Angera i następcy - Marka Kocha, nie umieszczał na monetach żadnych znaków menniczych. Na końcy legendy rewersu można się jednak dopatrzyć jakiegoś znaku - przy dokładniejszych oględzinach widać, że to serce z krzyżem. Takim znakiem posługiwał się Ernest Pfahler, który w latach 1619-1640 pełnił obowiązki probierza w królewieckiej mennicy.

Moneta została centralnie i równo wybita na regularnym, kolistym krążku, do tego nieźle posrebrzonym. Jakość rysunku pozostawia jednak wiele do życzenia. Litery są grube, o nierównej wielkości. Niektóre z nich (np. N w MON) krzywo ustawione. Świadczy to o wysokim poziomie technicznym mennicy, ale daje też nienajlepsze świadectwo jakości pracy zatrudnionych w niej rytowników stempli.

Cóż jeszcze mozna dodać. Może to, że kolekcjonowanie półtoraków jest niezłym pomysłem na niebanalny zbiór. Zacząć można nawet bez grubego portfela, a ilość roczników i odmian, szczególnie jeśli uwzględni się warianty napisowe legend, jest nieprzebrana.

I co? Czy mogę się uznać za zwycięzcę w zakładzie, od którego zaczęła się historia dzisiejszego artykułu?

Tekst został napisany 2 lutego 2005 i jest nadal dostępny na e-numizmatyka.pl (w okrojonej formie)

https://e-numizmatyka.pl/portal/strona-glowna/monety/lista-artykulow/MOJE-MONETY---CZESC-DZIESIATA.html