2005-02

Nie wszystko złoto...?

Znak czasu? Na Allegro wydzielono w monetach III RP osobną kategorię "2 zł okolicznościowe". Na dodatek kategoria ta została jeszcze podzielona na podkategorie: "pojedyncze" i "zestawy i worki", za kilka dni "zestawy" zostaną oddzielone od "worków". W kategorii jest dzisiaj 2380 aukcji! W czterdziestu procentach z nich są licytujący, w niektórych po kilkunastu. Jak do tego doszło?

Seria okolicznościowych dwuzłotówek bitych w stopie GN zapoczątkowana w roku 1996 monetą z portretem Zygmunta Augusta stanowi bardzo spójną i efektowną całość. Do końca ubiegłego roku wybito 78 rodzajów "złotych" dwuzłotówek. Poprawcie mnie, jeśli się pomyliłem - liczyłem wydania na podstawie najnowszego Przegladu Numizmatycznego. Produkuje się dla nich specjalne albumy, zarówno dla całości, jak i dla podzbiorów (herby województw) i kapsle dopasowane do ich rozmiarów.

Przez kilka lat od pierwszych emisji nie działo się nic ciekawego. Ceny egzemplarzy w stanie menniczym utrzymywały się na stałym poziomie w granicach 4 złotych. W pewnym momencie, na przełomie roku 1999/2000, najstarsze dwójki zaczęły drożeć. Najpierw powoli, później coraz szybciej. Dla zilustrowania zobaczmy notowania "jelonka rogacza" z 1997 r. w kolejnych, ostatnich w roku numerach Przeglądu Numizmatycznego i notowania tegoroczne:

  • 4/1997 = 4,00

  • 4/1998 = 4,00

  • 4/1999 = 4,00

  • 4/2000 = 7,00

  • 4/2001 = 7,00

  • 4/2002 = 8,00

  • 4/2003 = 15,00

  • 1/2004 = 25,00

  • 2/2004 = 30,00

  • 3/2004 = 35,00

  • 4/2004 = 35,00

Inwestycja w tę monetę w końcu 2003 r. przyniosła 133% zysku w czasie dwunastu miesięcy. To przemawia do wyobraźni.

Jeszcze bardziej spektakularnym przykładem jest wspomniany Zygmunt August. Dwa złote zainwestowane w roku 1996 urosło do 200 zł na koniec ubiegłego roku. Wydaje się, że to nic takiego. A jeśli ktoś zaryzykował 100 zł - w sumie niewielką część przeciętnego wynagrodzenia - mógł przed ubiegłorocznymi świętami zrealizować zysk przekraczający dziesięć tysięcy złotych! To już jest coś!

Czy w świetle powyższego należy się dziwić panującemu w tej kategorii ruchowi? Nie. Tyle, że niewiele ma to wspólnego z kolekcjonerstwem. Słyszy się już zresztą, że jesteśmy świadkami narodzin nowej dziedziny zbieractwa - kolekcjonowanie monet "na worki".

Nie oszukujmy się. Większość osób handlujących dziś okolicznościowymi dwuzłotówkami po prostu spekuluje. I proszę nie rozumieć tego słowa w sposób utrwalony przez 45 lat peerelowskiej pseudoekonomii. Spekulacja monetami (jak spekulacja na giełdzie) oznacza jedynie, zgodne z prawem działania mające przynieść zysk inwestorowi. I jak na razie ten zysk przynosi. Część kolekcjonerów przyznaje się, że handlując towarem, który sprzedaje się, jak świeże bułeczki, finansuje swoją prawdziwą, numizmatyczną pasję. Pewnie to prawda, choć przecież nie ma się z czego tłumaczyć. Każdy z nas ma prawo do osiągania zysków, byle zgodnie z mottem Haszkowej "Partii umiarkowanego postępu w granicach prawa". Czy wszyscy pamiętamy o podzieleniu się zyskiem z fiskusem?

Pozostawmy handel hurtowy jego miłośnikom (i niewolnikom) i zajmijmy się tym, co tygrysy lubią najbardziej. Jak wyglądają perspektywy dwuzłotówek, jako obiektów "prawdziwej" numizmatyki?

Całkiem obiecująco. Zgromadzenie 78 monet to dopiero początek. Wśród nich jest prawdziwy rarytas. W roku 1998 wybito dwuzłotówkę upamiętniającą dwusetną rocznicę urodzin Adama Mickiewicza. Cały nakład poszedł spowrotem do pieca, bo ktoś przytomny zauważył, że w legendzie jest błąd. Zamiast "200-lecie urodzin" było "200 lecie". Ludzie są tylko ludźmi i okazało się, że niewielka część monet z błędem, rozesłanych już do terenowych oddziałów NBP nie wróciła do mennicy. Na rynku pojawił się "Mickiewicz bez kreski". Na listopadowej aukcji łódzkiego "Hobbisty" oryginalny egzemplarz osiągnął 2800 zł. Napisałem oryginalny, bo pomysłowi majsterkowicze wyprodukowali wiele fałszywek mniej lub bardziej precyzyjne spiłowując kreseczkę. Nie wzięli pod uwagę tego, że przed wybiciem poprawnej wersji monet zmieniono minimalnie rysunek. Szczegóły umożliwiające odróżnienie monet oryginalnych od spiłowanych opublikował w Przeglądzie Numizmatycznym 3(42)/2003 Z. Wędzicki. Mimo tego, co jakiś czas przeróbki pojawiają na rynku i są kupowane. Było kilka aukcji, na których monety poprawnie opisane, jako fałszywe, sprzedano po kilkaset złotych! Nie dopuszczam do siebie myśli, że nabywcy będą usiłowali sprzedawać je jako oryginały. Monety prawdopodobnie będą służyć podniesieniu rangi kolekcji w oczach laików. To nic nowego. Znamy przypadki takiego postępowania już z XIX wieku. Kilku majętnych kolekcjonerów zleciło nawet fałszerzom wykonanie kopii rzadkich monet, które umieścili później w swoich zbiorach.

Podobnie, jak w przypadku monet obiegowych, również na niektórych dwuzłotówkach stwierdzono różne położenia znaku mennicy. Między innymi dotyczy to monet: Zygmunt III Waza, Nagano, Ateny ,Unia ,Jubileusz roku 2000, Rok 2000, 80 Rocznica Niepodległości, Adam Mickiewicz, Ropucha Paskówka. Nikt jak dotąd tego nie skatalogował.

Dwuzłotówki od roku 1999 mają na rancie napisy. Katalogi Parchimowicza i Fischera podają, że po raz pierwszy napisy te pojawiły się na monecie z wilkiem, Przegląd Numizmatyczny twierdzi, że dopiero na Władysławie IV. Jak jest naprawdę? Tego nie wiem, bo zbieram tylko monety obiegowe.

Napisy na rancie są wykonywane przed wybiciem wizerunku awersu i rewersu. Krążki trafiają pod prasę w przypadkowym ułożeniu, czego konsekwencja jest występowanie dwóch wariantów każdej monety - różniacych się ułożeniem napisu na rancie w stosunku do awersu. Nie jest to ani błąd bicia ani odmiana stempla, ale rozbudowując zbiór można i to wziąć pod uwagę.

Dodajmy do tego jeszcze ewidentne błędy bicia: obrotki, odwrotki, końcówki blachy, pęknięcia stempla - ilość monet, które można włączyć do specjalistycznego zbioru rośnie w zawrotnym tempie. Na dodatek seria jest otwarta i jeszcze mnóstwo przed nami.

Dwuzłotówki "golden nordic" są znakomitym sposobem na wejście w świat pomyleńców trwoniących pieniądze i czas (który też jest pieniądzem) na marne blaszki. Nie dajcie się jednak zwariować. Rynek "woreczków" i "worków" coraz bardziej zaczyna przypominać tulipanową gorączkę, która opanowała siedemnastowieczną Holandię i może zakończyć się podobnie. Normalni kolekcjonerzy pojedyńczych monet mogą spać spokojnie. Chyba, że zaczną je kupować po cenie złota, ale to już nie mój problem.

Tekst został napisany 12 stycznia 2005 i jest nadal dostępny na e-numizmatyka.pl

https://e-numizmatyka.pl/portal/strona-glowna/monety/lista-artykulow/Nie-wszystko-zloto....html