2005-08

NOMINAŁY

Uszeregujmy współczesne polskie monety obiegowe w kolejności rosnących nominałów przyjmując 1 grosz, jako jednostkę. Otrzymujemy następujący szereg: 1, 2, 5, 10, 20, 50, 100, 200, 500 (9 nominałów). Dlaczego właśnie tak. Przecież można było przyjąć inny układ. W USA (centy) dla przykladu wygląda to tak: 1, 5, 10, 25, 50, 100 (6 nominałów). W Rosji (kopiejki) 1, 5, 10, 50, 100, 200, 500 (7 nominałów). W strefie euro (eurocenty): 1, 2, 5, 10, 20, 50, 100, 200 (8 nominałów).

Posługując się polskimi monetami, dowolną kwotę z zakresu od 1 do 17 groszy można złożyć używając nie więcej, niż trzech monet. Później nie jest już tak łatwo. Złożenie kwoty 8,88 zł wymaga użycia wszystkich dostępnych nominałów - monet będzie 9, każda inna. Amerykanin, aby zapłacić monetami kwotę 8,88 dolara musi zebrać aż 14 monet, ale tylko 5 nominałów. Rosjanin uzyska 8,88 rubla przy użyciu 11 monet o siedmiu nominałach. Może się wydawać, że takie zestawienia nie mają większego sensu. Trudno o bardziej błędne mniemanie.

Podstawową, pierwotną rolą pieniądza - monety jest funkcja środka płatniczego. Monety służą do płacenia. Aby mogły skutecznie tę rolę pełnić, musi ich być odpowiednio dużo (myślę o ilości w obiegu, a nie w portmonetce). Poszczególne nominały muszą być łatwo rozróżnialne między sobą - i dla człowieka, i dla maszyny. To wymagania ze strony użytkownika.

Dodatkowe wymagania stawia emitent. Dla niego ważne jest, aby po pierwsze, monety były trudne do sfałszowania, po drugie (i najważniejsze) aby były ekonomiczne w użyciu. Co ten ostatni warunek oznacza? W uproszczeniu sprowadza się to do tego, aby produkcja monet była możliwie tania i aby monety były akceptowalnie trwałe. Trwałość i odporność na fałszowanie wykluczają z użycia łatwo dostępne i łatwo obrabialne materiały, a przynajmniej ograniczają je do najniższych nominałów. Ilość nominałów, od której rozpocząłem, też ma znaczenie ekonomiczne.

Duża ich ilość oznacza konieczność tworzenia i utrzymywania wielu różnych narzędzi menniczych - od wykrojników krążków zaczynając, na stemplach menniczych kończąc. Pojawia się jeszcze jeden problem. Od przeszło 100 lat w powszechnym użyciu są automaty wrzutowe sprzedające towary i usługi. Właściciele takich automatów narażeni bywają na duże straty powodowane użyciem zagranicznych monet o zbliżonych rozmiarach, ale znacznie niższym nominale. Zmniejszenie ilości nominałów pomaga w unikaniu tego zagrożenia.

Zbyt mała ilość nominałów jest niewygodna dla użytkownika. Wyobraźcie sobie skrajny przypadek - rynek mononominałowy (ładne słówko mi wyszło), na którym operuje się tylko monetami 1 grosz. Zapłacenie 8,88 zł wymagało by przeliczenia 888 monet. 700 lat temu tak właśnie było. Radzono sobie używając oplombowanych woreczków zawierających ustalone, gwarantowane ilości monet. Grosze praskie liczono zazwyczaj na kopy (po 60 sztuk) i w średniowiecznych dokumentach często czyta się o kwotach w ten sposób wyrażanych. Woreczki z monetami były zabezpieczane ołowianymi plombami, które również są teraz obiektami kolekcjonerskimi.

Kompromis nie jest więc łatwy. W specjalistycznych bibliotekach można znaleźc grube tomy zawierające szczegółowe analizy i teorie służące do optymalizacji obiegu pieniężnego. Nie miałem okazji do szczegółowego zapoznania się z tego typu literaturą, ale ze znanych mi publikacji popularyzatorskich wynika, że najbardziej zbliżony do ideału jest system amerykański. Jak oni to robią? Czyżby myśleli?

Nasi przodkowie mieli znacznie trudniejsze zadania do rozwiązania. Za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego w obiegu były szelagi, półgrosz, grosze miedziane, trojaki, szóstaki, grosze srebrne, dziesiątaki, dwugrosze srebrne (półzłotki), złotówki (4 grosze srebrne), dwuzłotówki, półtalary, talary i w końcu dukaty oraz ich wielokrotności półtora talara i trzy talary. Na dodatek relacje pomiędzy moneta miedzianą, srebrną i złotą zmieniały się z czasem. Nawet, gdyby przyjąć, że monety poczynając od dwuzłotówek miały siłę nabywczą stawiającą je dzisiaj na poziomie banknotów, to i tak pozostaje nam 9 nominałów o dosyć skomplikowanych wzajemnych relacjach. W czasach Zygmunta III Wazy sytuacja była jeszcze bardziej zagmatwana. Na dodatek istniały jeszcze waluty lokalne - miejskie, a jakby tego było mało, w obiegu krążyły monety obce - głównie niderlandzkie. I jakoś sobie ludzie z tym wszystkim radzili. Mimo braku komputerów i kas fiskalnych.

A teraz coś z zupełnie innej beczki.

Nasze nowe monety obiegowe są w obiegu od 10 lat. Zdążyły się już opatrzyć. Niektóre zresztą wyglądają, jakby były w obiegu od lat pięćdziesięciu - zwłaszcza dziesięciogroszówki źle znoszą próbę czasu.

PRL-owskie złotówki z niemal niezmienionym rysunkiem bito przez 43 lata. To nie rekord. Szwajcarskie drobniaki bije się do dzisiaj według wzoru z 1879 roku - ponad 100 lat. Również ponad sto lat kursowały w Polsce boratynki - wybite za Jana Kazimierza, zostały wycofane i przetopione dopiero na polecenie Poniatowskiego. I tym monetom do rekordu daleko.

Chińskie monety "keszowe" - dzieli je 1000 lat!

Jedną wybito, a właściwie odlano, w czasach Mieszka Pierwszego, drugą na początku XX wieku.

Najważniejsze jest jednak to, że na początku XX wieku obydwie były w obiegu. Co najmniej kilka znakomitych kolekcji monet Dalekiego Wschodu (głównie amerykańskich) stworzyli dyplomaci przebywający na placówkach w Azji, ale nie poprzez zakupy w antykwariatach, lecz dzięki codziennemu przeglądaniu pieniędzy w sklepach i na targowiskach.

I teraz warto sprawdzać, co nam w sklepach wydano, ale z zupełnie innych powodów.

Tekst został napisany 2 marca 2005 i jest nadal dostępny na e-numizmatyka.pl

https://e-numizmatyka.pl/portal/strona-glowna/monety/lista-artykulow/NOMINALY.html