2007-37

Nie wkładaj wszystkich jajek do jednego koszyka.

(thriller para-numizmatyczny)

Piotr wyłączył komputer, przeciągnął się i poszedł spać. Północ dawno minęła, a rano trzeba było wstać do pracy. Zasypiając wyobrażał sobie minę Basi, której przed godziną wysłał link do strony hiszpańskiego kompleksu wypoczynkowego z wiadomością, że to tam spędzą razem wakacje - już za dwa miesiące.

Dwa lata wcześniej, kiedy poznał Basię, jedynym wakacyjnym wyjazdem, który mógł jej zaproponować był trzydniowy wypad do letniego domku ciotki. Niby w atrakcyjnym miejscu, bo na Mazurach, ale w niezbyt ciekawej okolicy. W pobliżu nie było nic. Poza lasem, polami i trzema czy czterema małymi jeziorkami. Teraz wszystko wyglądało inaczej. Dzięki przypadkowi. Siedział z Basią w pubie - właśnie planowali ten wyjazd do domku ciotki - kiedy przysiadł się do nich Marek, kolega z technikum. Od matury nie widywali się za często, ale kilka razy zdarzyło się, że spotykali się na jakichś imprezach albo meczach. Marek potrzebował pomocy. Szukam kilku osób, trzeba wstać wcześnie rano i ustawić się w kolejce pod bankiem. Właściwie, to raczej w nocy niż rano, ale się opłaci.

Basia była zaskoczona.

- Kolejka? Do banku? A co, pieniądze będą rozdawać?

- Nie całkiem rozdawać, ale jakby tak się temu bliżej przyjrzeć, to ... będą rozdawać.

Wtedy, dla Marka kupili po dziesięć świstaków i kiedy odbierali obiecane za pomoc pieniądze, Piotra coś tknęło.

- Daj nam lepiej po jednym zwierzaku.

I tak się zaczęło.

W tym roku, dzięki Arctowskiemu i sokołowi zamiast deszczowych Mazur czeka słoneczna Hiszpania. Budzik nie zadzwonił. A może zadzwonił? Jak by nie było, Piotra obudziło dopiero namolne pokrzykiwanie telefonu. Basię też ten dzwonek wnerwiał, trzeba go będzie zmienić. Po drugiej stronie był szef. Nie sekretarka tylko sam wściekły szef żądający natychmiastowego pojawienia się w pracy. Było źle. Piotr bez śniadania, nieogolony zbiegł do samochodu. Jak zwykle przy wyjeździe z osiedla, z lewej sznurek, z prawej sznurek. Żeby chociaż w prawo, wtedy wystarczy jeden litościwy, a tu jak na złość trzeba w lewo. Jest luka z lewej, nie za duża, ale ten z prawej też jakby hamował. No to gaz. Ten z prawej hamował, bo hamowali ci przed nim, ale o tym Piotr dowiedział się, kiedy walnął w tył beemki, a w jego bagażniku pojawił się przód starego Poloneza.

Policja, mandat, holowanie, telefon wściekający się w kieszeni, bluzgający karkowaty byczek z beemki - koszmar.

Sekretarka szefa powiedziała tylko, że jej przykro i dała jakiś papier i pudełko z rzeczami z szafki. Pokwitowała odbiór komórki, papierów ze służbowego samochodu (jak to dobrze, że jechałem swoim gratem, a nie nową firmową astrą!) i powiedziała, że szef nie życzy sobie żadnych tłumaczeń.

Basia była na uczelni, ale nie mogła wyjść z seminarium. Wieczorem siedzieli zastanawiając się, co dalej. Samochód na straty - bez AC trzeba by robić remont za swoje. Tylko po co ładować sześć tysięcy w wózek wart dziewięć? Wakacje? Zapłacone, tyle dobrze - all inclusive - można lecieć choć na szaleństwa nie będzie.

Po opłaceniu holowania i złomowania zostało półtora tysiąca. Dobre i to, będzie na chleb na miesiąc. Zaczęło się bieganie za pracą. Dziesiątki CV, setki telefonów - zawsze w jedna stronę.

- Oddzwonimy do Pana.

Ale nie oddzwaniali. A kiedy telefon zadzwonił, zrobiło się jeszcze gorzej. Głos tego karkowatego z beemki nie pozostawił żadnych wątpliwości - trzy dni na zapłacenie faktury za remont wózka, bagatela - sześć kafli, za każdy dzień opóźnienia 30% "odsetek".

Żegnaj nocy świętojańska, żegnaj foko szara, żegnajcie kochani polarnicy. Jak to dobrze, że są te monety. Czas, czas, czas (Jezu, 30% za dobę!!!) - trudno się mówi, trzeba zrobić szybką sprzedaż, "kup teraz" i cena też musi być taka, żeby zeszło od razu. No to wio. Pierwsza partia monetek poszła w jeden dzień, ale na spłacenie karka nie wystarczy. Trudno, trzeba sięgnąć po następne.

Kurna blaszka, czemu nikt nie licytuje?!?

- Marek?, Fajnie, że dzwonisz, właśnie szukałem Twojego numeru.

- Co? Dlaczego sprzedaję? No, problemy mam, stłuczkę miałem i trafiłem takiego gościa z silnymi kolesiami, teraz mam im dać kasę. No sporo, jak zdążę do jutra to sześć tysięcy, jak nie, to więcej. I właśnie o to chodzi, nie weźmiesz monet? Wiesz, co mam.

- Co? Nie, nie widziałem, zaraz sprawdzę.

- O kurwa!

I jeszcze ten gnojek z Allegro, Jak tak można?! Kup teraz, to kup teraz, a nie "być może kupię za tydzień, jak znajdę chętnego za lepszą cenę". I co z tego, że mu nega walnę? Co robić? Rany Boskie?

Może Leszek? On też kiedyś stał pod bankiem.

- Nie kupił byś monet? No tak na szybko, trzydzieści sokołów.

- Co? Masz? Jednego??? Aaa, ty tylko zbierasz, nie zarabiasz. A nie znasz kogoś, kto by to wziął?

- Co? Tak, wiem, że staniały.

A to kto znowu?

- Jacek? Jaki Jacek? Aaa

- No będę miał, ale nie jutro, no wiem - odsetki, tak,

- Słuchaj, a może byś wziął monety? Jak to jakie monety. Srebrne. Nie czytałeś w gazetach? W telewizji też było. No, te, te właśnie.

- Co? No mam na przykład świstaka. Po ile chodzi? Dzisiaj po trzysta widziałem, ale tak normalnie to ostatnio po 750 schodziły.

- Co? Po ile kupowałem? No ja to w banku kupiłem, po 75 złotych. Nie, na monecie nie jest 75 napisane tylko 20. To jest dwudziestozłotówka, srebrna, ze świstakiem.

- Ile czego? No niecałe 30 gramów srebra.

- Prawie czyste. 925.

- Ile!? Po 50 złotych? Że jak? Że srebro po tyle chodzi? Ale to nie złom! To są monety, kolekcjonerskie, rzadkie, ładne...

- Tak, ładna to była bemwica.

- No... mam jeszcze Hiszpanię. No wczasy wykupione, z przelotem, dwie osoby, tak, żarcie też.

- Tak, Tak, No to do jutra...

- Cześć Lechu. Jarek. Widziałeś ceny? Sokoła wreszcie kupiłem. Teraz mam już komplet zwierzaków. Nareszcie. A tyle się naczekałem. Dziewięćdziesiąt dałem. No drogo, ale ładna moneta jest. Obok puchacza, co go w banku wystałem to pięknie wygląda. Po tym puchaczu to abonament miałem, ale bez sokoła był i jeszcze paru innych. Taki cyrk był wtedy. W banku też mi brakło, za późno stanąłem a zresztą i tak, pamiętasz, policja rozgoniła cała kolejkę jak się te szyby posypały. Teraz już mam.

- A nie wiesz, co to się porobiło? Co? Jeden taki zaczął dużo i tanio sprzedawać? Pogięło go?

- Achaaa. Na wakacje potrzebował. No, zawsze tak było, że latem to kupowali a sprzedawali zimą i patrz jak to poleciało. No panika, jak w ten czarny wtorek, czy czwartek, przed wojną na giełdzie w Nowym Jorku.

- Eee, jasne że trochę mi ich szkoda, ale przynajmniej paru gości kolekcje uzupełni. W końcu to podobno kolekcjonerskie monety są, no nie?

Tekst został napisany 15 listopada 2007 i jest nadal dostępny na e-numizmatyka.pl

https://e-numizmatyka.pl/portal/strona-glowna/monety/lista-artykulow/Nie-wkladaj-wszystkich-jajek-do-jednego-koszyka.html