Nezval

Ten przekład Nieznajomej z Sekwany Vitezslava Nezvala pióra Adama Włodka to moim zdaniem najlepszy przekład tego wiersza i tego tłumacza zarazem.


Po deszczyku, który zaszuścił w szuwarach,

Zwilgotniałe słońce suszy już fartuszek.

Z cynowym cebrzykiem idzie praczek para,

Zwilgotniałe słońce suszy już fartuszek,

Po deszczyku, który w szuwarach się kłębił,

Praczek para z wdziękiem wyniosłych gołębic

Idzie posuwiście jak przez sceny deski,

Idzie jak w dostojnym orszaku królewskim,

Z cynowym cebrzykiem idzie praczek para,

Po deszczyku, który zaszuścił w szuwarach.

Zobaczcie do Antologii poezji czeskiej i słowackiej. To przykład wspaniałej instrumentacji głoskowej o walorze onomatopeicznym. Zerknijcie też do innych przekładów Włodka, na przykład do tłumaczenia Pieśni o miłości i śmierci korneta Krzysztofa Rilke Rainera Marii Rilkego. To bardzo zasłużony tłumacz, szkoda, że już powoli zapominany. Między innymi dlatego, ze tłumaczył głównie poezję czeską, a ta nie cieszy się w naszym kraju ani szacunkiem, ani popularnością. Sięgnijcie po przekłady Frantiska Halasa. Rozumiem, że literatura angielska to literatura światowa, ale to nie powód, żeby nie czytać wszystkich innych literatur z całego świata. Tym bardziej, że literatura czeska to starsza siostra literatury polskiej. Niewiele brakowało, a mówilibyśmy po czesku. W szesnastym wieku szlachta snobowała się mówiąc po czesku, o czym pisał Lukasz Górnicki w Dworzaninie polskim. Gdyby nie Jan Kochanowski, który pierwszy pisał piękną polszczyzną, pokusa używania czeszczyzny byłaby jeszcze większa. Pech historyczny Czechów polegał na tym, że żadnego Kochanowskiego, czyli wybitnego poety, w wieku szesnastym nie mieli. A najwybitniejszy literat siedemnastego wieku, Jan Amos Komensky był zmuszony udać się na wygnanie (bo był biskupem ewangelickim), więc jego oddziaływanie było bardzo małe. Napisał on wspaniałą powieść Labirynt świata i raj serca, która była bardzo podobna do Wędrówki pielgrzyma Johna Bunyana, drugiej najpopularniejszej po Biblii książki świata, ale o całe pokolenie od niej wcześniejsza. Gdyby ta książka była bardziej rozpowszechniona pozycja języka czeskiego byłaby mocniejsza. Z rzadka w Polsce zwracano się ku Czechom. Robił to Henryk Sienkiewicz, u którego występuje giermek Hlava, czyli Głowacz. Również w naszych czasach podziwiano Czechów za pokojową, "aksamitną" rewolucję i równie spokojny rozwód ze Słowakami, co było zasługą Vaclava Havla. Rzadziej dostrzegano to, ze naród Czeski pierwszy doświadczył drugiej wojny światowej, jeszcze przed rozpoczęciem działań zbrojnych. W polskiej szkole nie omawia się literatury czeskiej. Ale w czeskiej szkole omawia się literaturę polską. Przynajmniej wspomina się Mickiewicza. Czeski uczeń wie, kto przełożył Mickiewicza, polski uczeń nie wie nic o przekładach. Przecież u nas nie omawia się nawet Piotra Kochanowskiego. No bo po co omawiać, skoro to nikogo nie interesuje. Mówi się, że renesans to był Zloty wiek kultury polskiej, ale nie mówi się dlaczego. Trochę szkoda, że w naszych powieściach historycznych się nie pokazuje dawnej polskiej kultury. A przecież było czym się pochwalić. Choćby literaturą, która zajmuje więcej niż jedną półkę. A inne narody czasem posiadają literaturę, która mieści się w jednym tomie. Doceńmy tę różnicę. Nie mieliśmy bogatego średniowiecza, ale stworzyliśmy bogaty renesans. Tylko że tego renesansu nie znamy. Ani baroku, bo nikt nam o tym w szkole nie powiedział. Czemu nikt nie uzmysłowił nam liczebnej potęgi literatury staropolskiej, która wyprodukowała tysiące utworów, a nie kilka, które weszły do programu szkoły. Uczeń powinien wynieść ze szkoły przynajmniej wiedzę o tytułach dzieł, jeśli nie dzieła same. My nie znaliśmy nawet nazwisk Sebastiana Grabowieckiego, Wespazjana Kochowskiego, Stanisława Herakliusza Lubomirskiego czy Wacława Potockiego. Zgroza.