Seria

Często przekłady tego samego wiersza układają się w długą serię przekładową. Powtórne tłumaczenie danego utworu wiąże się z różnymi problemami natury estetycznej, etycznej i prawnej. Powstaje pytanie, na ile tłumaczowi wolno korzystać z dorobku poprzedników. Rodzi się kwestia monopolu na tłumaczenie określonego poety. Nasuwa się problem sensowności sporządzania kolejnych translacji. Branie na warsztat już kiedyś przełożonego wiersza grozi ryzykiem oskarżeń o plagiat, przeważnie oczywiście bezpodstawnych. Najsłynniejszą serią przekładową są zapewne w Polsce tłumaczenia Hamleta Szekspira, ale też inne utwory tworzą serię, na przykład tłumaczenia Tygrysa Wiliama Blake'a albo Spotkania w nocy Roberta Browninga. Celem kolejnych translacji tego samego tekstu wydaje się uzyskanie optymalnego tłumaczenia, stanowiącego własność ogółu. W tym przypadku społecznie akceptowane jest wykorzystywanie dobrych sprawdzonych rozwiązań poprzedników, a silenie się na oryginalność kosztem wierności uzyskuje negatywną ocenę krytyki. Oczywiście wypada wspomnieć poprzedników, ale czasem, gdy są oni powszechnie znani, nowi tłumacze odwołują się do wiedzy ogólnej. To zrozumiałe, że wszyscy tłumaczący dany tekst osiągają w pewnym stopniu podobne wyniki i wysuwanie oskarżeń o plagiat trąci absurdem. O ile w przypadku tłumaczeń tekstów użytkowych wszyscy przekładają podobnie, o tyle w przypadku utworów poetyckich różne translacje mogą mieć bardzo różny kształt. Tłumacz zwykle nie wie, kto jeszcze przełożył dany tekst, bo to się okazuje czasem dopiero po latach, zwłaszcza jeśli tłumacze pochodzą z różnych ośrodków, na przykład z kraju i emigracji. Bywają co prawda bezwstydne plagiaty, ale te bardzo łatwo rozpoznać. Różni przekładowcy stosują różne strategie translatorskie, jedni tłumaczą dosłownie (w miarę możliwości), inni łagodzą, jeszcze inni wulgaryzują (bywa), niektórzy przekładają na sens, inni na formę, jedni uwspółcześniają, inni archaizują, często nadmiernie, albo szukając ekwiwalentu stylistycznego sięgają po gwarę, na przykład tłumacząc prozę amerykańską, w której występuje bardzo specyficzna odmiana angielskiego używana przez Murzynów (albo Afroamerykanów). Trwają spory miedzy tłumaczami, prowadzące niekiedy do kłótni, na przykład na linii Barańczak - Słomczyński. Tłumaczy atakuje się zresztą również za ich poglądy polityczne czy obyczajowe, nie mające żadnego związku z pracą przekładową. Barańczak na przykład wyszydzał poezję Józefa Ozgi Michalskiego (z powodów politycznych), choć poeta ten wspaniale przełożył fińską Kalevalę. Tadeusz Boy Żeleński był ostro traktowany przez konserwatystów, bo był liberałem. Osobną sprawą pozostaje orientacja kulturowa, na przykład francuska albo rosyjska, tłumacza, która może być zgodna z ogólnie panującą orientacją kraju. W czasach PRL-u dominowała literatura rosyjska, ale to dobrze, bo te lata przyniosły setki i tysiące bardzo dobrych przekładów. Literatury angielskiej też na szczęście nie brakowało, to wtedy wychodziła w krakowskim Wydawnictwie Literackim Seria dawnej literatury angielskiej w przekładach głównie Juliusza Kydryńskiego i Macieja Słomczyńskiego, seria celofanowa Państwowego Instytutu Wydawniczego i ukazywało się wiele innych publikacji. Nie wszystko w PRL-u było złe, choć to, co dobre działo się wbrew sytuacji panującej w kraju i wszechobecnemu kryzysowi.

Wracając do serii przekładowej warto wspomnieć pracę Agnieszki Adamowicz-Pośpiech, Seria w przekładzie. Polskie warianty prozy Josepha Conrada, Katowice 2013. Polecam. O serii przekładowej pisała też w Przekładańcu Magdalena Pytlak. To oczywiście tylko wybrane pozycje z tej dziedziny.