Od Chaucera do Larkina

Wzorcowa antologia poezji angielskiej i amerykańskiej. Tylko wielkich tłumaczy stać na tego typu pozycje. Ta książką Barańczak udowodnił swoją supremację i na pokolenia zapewnił sobie pierwszeństwo na rynku księgarskim i w świadomości czytelników, spychając innych tłumaczy na bok. Antologia narzuca swoją wizję literatury angielskiej i amerykańskiej, promując jednych autorów (Thomasa Campiona, Johna Donne'a, George'a Herberta) i lekko odsuwając innych (Edmunda Spensera, Philipa Sidneya, Algernona Charlesa Swinburne'a) a nawet rugując niektórych znanych twórców (Gilberta Keitha Chestertona). Metafizycy zdominowali całą resztę poetów. Na plan pierwszy wysunął się Gerard Manley Hopkins, którego bardzo cenię za kręgosłup moralny i sprung rhythm, i to dobrze. Gorzej, że w cień usunięci zostali Alfred Tennyson, Walter Savage Landor i jeszcze paru innych. Barańczak jest mistrzem wiersza. Może przetłumaczyć wszystko, nawet balladę francuską, na przykład Geoffreya Chaucera Skargę do sakiewki własnej. Mało kto to potrafi. Aliteruje, stosuje paronomazje i wymyślne rymy, czasem wprowadza gry słów tam, gdzie ich nie ma w oryginale (przyszły, podeszły, przyszwy, podeszwy u Roberta Frosta). Dla niektórych to może być męczące, bo w polskiej tradycji nie było aliterowania na tę skalę, co w angielskiej. Co więcej, Barańczak jest w tym naśladowany przez mniej zdolnych twórców, w tym niżej podpisanego. A to grozi manierą. Małpowanie przynosi opłakane wyniki. A nikt nie ma tego talentu, co Barańczak i nikt nie ma tej wiedzy filologicznej, co on. Tłumaczenie bez tej wiedzy i wyczucia może dawać efekty śmieszne lub wręcz żałosne. Ale Barańczak nie ponosi odpowiedzialności za swoich naśladowców. Producent amunicji nie opowiada przecież za napad z bronią w ręku. Kończąc gratuluję Barańczakowi w imieniu całej reszty translatorskiego świata, bo na to zasłużył. Można by mu postawić pomnik, ale nie powinno się go odlewać w brązie, bo najpiękniejszym pomnikiem dla literata jest regał z jego książkami. A tego typu pomnik niejeden z nas posiada już w swoim domu, albo odwiedza w bibliotece. Książki Barańczaka są do czytania i rzeczywiście są czytane, nie tylko przez filologów, ale, na przykład przez absolwentów fizyki. Mało który tłumacz osiągnął taką pozycję. Można go porównać tylko z Tadeuszem Boyem Żeleńskim.