Auden

Wystan Hugh Auden to jeden z największych poetów angielskich, mistrz formy wersyfikacyjnej. Brawa dla Barańczaka za przekład 44 wierszy i poematu Morze i zwierciadło. Polecam. Lepiej od Stanisława Barańczaka tłumaczyć się nie da, więc nawet nie próbuję poza jednym kawałkiem:

1968

Olbrzym, co kroczy przez gór granie,

Więcej niż człek jest zrobić w stanie,

Lecz jedna rzecz mu wciąż umyka:

Ludzkiego nie zna on języka,

Gdy idzie więc przez kraj podbity

Wśród pokonanych i pobitych,

Podparty w bok podąża raźnie,

Mamrocząc przy tym niewyraźnie.

Tłum. Wiktor J. Darasz

Ten wiersz to wspaniały utwór o przemocy. Prosty i krótki, ale bardzo dobry. W skrótowej formie mówi prawdę o wielkich i małych tego świata. Zerknijcie proszę na wersję Barańczaka, bo warto. Chętnie bym ją tutaj przedrukował, ale prawo autorskie nie pozwala. Na szczęście tom 44 wierszy należy do publikacji łatwo dostępnych, podobnie do innych tłumaczeń Barańczaka. Auden był mistrzem formy a Barańczak do niego dorasta. Trafił swój na swego. Co Auden wymyślił po angielsku, Barańczak oddał po polsku. Nikt inny by tego nie potrafił. Te wszystkie ballady francuskie to zadanie do tłumaczenia wyłącznie dla Barańczaka. Nie znam nikogo, kto by się tego podjął i swoje prace doprowadził do końca. Z sukcesem ma się rozumieć, bo zepsuć to każdy potrafi. Zdarzyło mi się tłumaczyć sonet, więc wiem co mówię. A ballada to nie sonet, tylko sonet do kwadratu. Albo villanella. Też bardzo skomplikowana forma. Trudno ją przełożyć z dobrymi rymami, bo kiepskie to można mnożyć. Tłumaczenie tego typu utworów wymaga wrodzonych zdolności, długoletniej praktyki, czasu i cierpliwości. To nie zajęcie dla niecierpliwych, w gorącej wodzie kąpanych studentów. Tu potrzeba rozwagi a ta przychodzi z wiekiem. Barańczak zmężniał tłumacząc poetów angielskich i nie ma sobie równych, przynajmniej w tłumaczeniu klasyki i utworów realizujących tradycyjne formy wersyfikacyjne. Można dyskutować o przekładach Barańczaka, ale jego prymat pozostaje sprawą bezdyskusyjną. Właściwie wszyscy inni mogliby przestać albo w ogóle nie zaczynać tłumaczyć, ale cechą charakterystyczną i prawem życia od początku było to, że się wciska nawet tam, gdzie pozornie nie ma dla niego miejsca. Dlatego młodzi tłumacze podejmują skazane na porażkę współzawodnictwo z Barańczakiem i czasem osiągają całkiem niezłe efekty. Mogą się nawet czuć zadowoleni i dumni z siebie pod warunkiem, że nie twierdzą, że ich tłumaczenia są lepsze od przekładów Barańczaka, bo wtedy się ośmieszają. Ale w różnorodności siła, więc chyba warto tłumaczyć w cieniu Barańczaka. Czy ktoś w ogóle ma szansę stać się jego następcą? Przed nim było łatwiej zostać tłumaczem, ale wymagania wzrosły. Czytelnikowi wychowanemu na przekładach Barańczaka nie można wcisnąć przysłowiowego kitu mówiąc, że to złoto. A przekłady Barańczaka rzeczywiście są najwyższej próby.

Kiedyś wystarczyło przełożyć cokolwiek z literatury amerykańskiej i to schodziło, obecnie czytelnik się stał wybredny. Wymaga od przekładów treści i formy a nie lakierowania. ale też tłumacze dorośli do wymagań. Pracuje u nas (albo pracowało do niedawna) wielu dobrych tłumaczy. Józef Waczków, Leszek Engelking, Zbigniew Machej i jeszcze paru innych. To są profesjonaliści na najwyższym światowym poziomie. Dobrze wykształceni, sprawni warsztatowo i przygotowani do ciężkiej pracy. Znają języki, z których tłumaczą, co jeszcze niedawno nie było oczywiste. Kilka lat temu poeci tłumaczyli wyłącznie z przekładów filologicznych a i te nie były bezbłędne. Można to zrozumieć. Wtedy się nie jeździło, nie było telewizji kablowej i satelitarnej, Internetu, a młodość wielu tłumaczy przypadła na lata wojny. Obecnie tłumaczą ich wnuki i prawnuki, żyjący w innym świecie. Wiele się zmieniło, ale jedno pozostało niezmienne. Przekład, zwłaszcza poetycki to ciężka praca, ale i zabawa. I chyba warto temu poświecić życie. Ale z czego żyć, to inna sprawa. Powstaje pytanie, czy tłumacz powinien utrzymywać się z przekładów, czy raczej powinien poszukać sobie innej pracy zarobkowej? To kwestia do dyskusji. Tłumaczenie na ilość grozi obniżeniem poziomu tłumaczeń, a cyzelowanie przekładu w warunkach pracy zarobkowej wydaje się niemożliwe. Inne źródło dochodu z kolei może odciągać tłumacza od jego pracy, niekiedy na dobre. Przypadek Rimbauda, który porzucił poezję na rzecz ryzykownych interesów może być ostrzeżeniem. Zazwyczaj tłumacze łączą pracę naukową i translatorską albo tłumaczenia komercyjne i artystyczne. Profesor Barańczak utrzymuje się na szczęście dzięki amerykańskim podatnikom, co sprawia, że może spędzać długie wieczory nad skomplikowanymi strofami Audena albo kogoś innego. Inni tłumacze przeważnie nie mieli tyle szczęścia. Maciej Słomczyński pisał powieści detektywistyczne, na czym najbardziej skorzystał Geoffrey Chaucer, który tylko dzięki temu doczekał się przekładu poematu Troiluis i Criseyda. Opracowywanie haseł do słownika przynajmniej wiąże się z tłumaczeniem, bo pozwala lepiej poznać własny język.