Kenji Miyazawa
Kenji Miyazawa, Powódź
Pod złośliwym migotaniem granatowych chmur burzowych
Rzeka Kitakami, która powiększyła się dwukrotnie,
Jeśli chodzi o szerokość, i dziesięciokrotnie chyba,
Gdy mówimy o przepływie, niesie mętne, żółte fale.
Wszystkie metalowe barki płyną z prądem do obozu,
Który założyło wojsko. Motorówka pruje wodę,
Rozpryskując dookoła wielkie płaty białej piany.
Cała woda, która teraz cofa się od strony morza,
Zamieniła w grząskie bagna pola na ryż przeznaczone
I ukryła pod swym płaszczem grządki grochu i fasoli.
Poniszczyła sady morwy. Błyszcząc niczym ślad ślimaka,
Uczyniła małą wyspę z porośniętej trawą górki,
Gdzie się rozkrzewiały sosny, oraz z pól kapusty chińskiej.
Jak i kiedy się dostali ludzie na odległą plażę,
Nie wiem, ale kilka ciemnych ludzkich figur tam dostrzegłem.
Jedna z nich sieć wielką trzyma i zaczyna łowić ryby.
Rozpoznaję Hosukego stojącego w mokrych spodniach.
Czy ta woda odebrała nam zapasy zgromadzone
Już na jesień i na zimę? Wspinam się na kalenicę,
Żeby się dokładniej przyjrzeć. Zaciągnąłem stertę gnoju
Wyżej, by nie odpłynęła. A jeżeli o pług chodzi
I pozostawione kosze, kilka minut temu wszedłem
Po pas w wodę i udało mi się wynieść je z powrotem.
(tłum. Wiktor J. Darasz, 2021)