Solidarność,  utopia wolności

Przemówienie wstępne - Konferencja Francja-Polska 80': więzi, świadectwa, działania, Warszawa, Ośrodek Kultury Francuskiej i Studiów Frankofońskich Uniwersytetu Warszawskiego,10 grudnia 2021 r. 


Solidarność była jedną z tych ludzkich utopii, która – mimo jej rozmachu przerwanego 13 grudnia 1981 – nie została pogrzebana przez represje stanu wojennego. Wręcz przeciwnie, ruch, którego ucieleśnieniem była Solidarność, miał się stać, niecałe 10 lat później, miejscem narodzin tej utopii.


Z perspektywy tych czterech dekad, chciałbym zaproponować, aby umieścić ten emblematyczny ruch w jego historycznym kontekście.

Takie podejście wydaje się tym bardziej potrzebne dziś, gdy władze, które są i ich ideolodzy starają się pisać historię na nowo, wykorzystywać ją do celów politycznych i tworzyć narodową narrację. To są procesy, które były powszechne w reżimach komunistycznych, a które teraz kwitną w Rosji, Chinach i tu w Polsce.


Solidarność była osobliwością w XX wieku, ale nie jako efekt uboczny gry sił geopolitycznych, które zdeterminowały przebieg historii, lecz w tym sensie, że ruch ten zadziałał jak dźwignia i ferment – zakłócił porządek tej gry i skierował bieg historii na nową drogę. Ta droga nieuchronnej implozji totalitaryzmu uosabianego przez blok sowiecki z perspektywy czasu wydaje się oczywista, lecz wtedy taka nie była przynajmniej w przewidywalnej przyszłości. Wyjątkowość Solidarności, nie jest kwestią historycznej przypadkowości ani mesjańskiego powołania, ale głębszej logiki.


Gdy żelazna kurtyna opadła na Europę wzdłuż linii wytyczonych przez Związek Radziecki, Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię w Teheranie w listopadzie 1943 roku, a później w Jałcie i Poczdamie, stalinowskim reżimom udało się zakorzenić z mniejszą bądź większą trudnością i wbrew oporu oporowi  narodów, które znalazły się po niewłaściwej stronie – oporowi, który za każdym razem był krwawo tłumiony. Tak było w Niemieckiej Republice Demokratycznej w czerwcu 1953 roku, w Poznaniu w czerwcu 1956 roku, w październiku tego samego roku w Budapeszcie i ponownie w 1968 roku, kiedy stłumiono Praską Wiosnę. 


Za każdym razem żelazna pięść komunizmu przygważdżała w inny sposób - brutalny w NRD i Czechosłowacji, a łagodniejszy na Węgrzech, gdzie Kádár wymyślił „gulaszowy socjalizm”, czy tak jak w Polsce, gdzie Gomułka – „narodowy” komunista – potrafił wzbudzić w społeczeństwie nadzieję.  Ta jednak szybko zgasła.


Tymczasem ten pozornie niepokonany system totalitarny narażony był na degradację, podobnie jak system fizyczny podlegający procesowi entropii. Najczulszym sejsmografem tego procesu był naród polski, odrzucający bezczynność w czasie długiej okupacji pod jarzmem trzech zaborczych imperiów, a potem w czasie II wojny światowej – najeżonej epizodami powstańczymi. Ten duch oporu, to nieposkromione dążenie do wolności i niepodległości, wznawiały się wraz z rewoltą studencką w marcu 1968 roku – po której nastąpiła nacjonalistyczna i antysemicka nagonka zorganizowana przez partię komunistyczną,  a następnie podczas zamieszek w krajach bałtyckich w grudniu 1971 roku.


To właśnie w tej udręczonej historii – czasem chwalebnej, czasem tragicznej – Solidarność ma swoje korzenie. Sprzyjający moment do jej powstania stworzyła również zmiana klimatu politycznego – odwilż w napięciach między dwoma przeciwstawnymi blokami, która zaowocowało zwołaniem helsińskiej Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. W zamian za uznanie przez Zachód powojennego terytorialnego status quo, sekretarz generalny KPZR Breżniew zgodził się w końcu w 1975 roku na pewne zasady postępowania państw w porządku wewnętrznym, zwłaszcza w dziedzinie praw obywatelskich i praw człowieka. Wierzył, że w praktyce postanowienia Akty Końcowego Konferencji będą bez znaczenia. W rzeczywistości dokument ten miał się okazać potężną bronią w rękach dysydentów, służącą do nękania władzy w całym obozie socjalistycznym, gdzie powstawały grupy monitorujące jego.


Polska Gierka dała dysydentom doskonałą okazję do przetestowania tej nowej konfiguracji, podejmując nieudolną próbę zreformowania konstytucji – poprzez umieszczenie w niej wzmianki o „nierozerwalnej więzi braterskiej” z ZSRR.  Zapoczątkowało to narodziny opozycji w 1975 roku, która zdołała zmusić I-go sekretarza do wycofania się z podjętego kroku. Sześć miesięcy później rząd, swoimi decyzjami gospodarczymi – gwałtowną podwyżką cen w czerwcu 1976 roku, wywołał nowy wybuch gniewu robotniczego. Opozycja poddana została chrzęstowi bojowemu. W Ursusie i Radomiu demonstracje zostały brutalnie stłumione, a intelektualiści zmobilizowali się na rzecz aresztowanych i postawionych przed sądem robotników, tworząc Komitet Obrony Robotników, który doprowadził do ich uwolnienia.


Po raz pierwszy w historii PRL doszło do sojuszu dwóch ignorujących się wcześniej światów: klasy robotniczej i intelektualistów. W Gdańsku pojawiły się pierwsze wolne związki zawodowe, lecz natychmiast zostały stłumione przez reżim. Wybrany w 1978 roku na papieża kardynał Wojtyła okazał wsparcie temu dążeniu do wolności, zwłaszcza podczas swojej pierwszej wizyty duszpasterskiej w Polsce w następnym roku.

Te wszystkie wydarzenia razem wzięte doprowadziły do powstania szczególnego ruchu, jakim była Solidarność. Splot okoliczności – niedobory na rynku i strajki, które były chlebem powszednim ludności polskiej, wytworzyły iskrę w społeczeństwie, mobilizując do działania, do przekształcania, a w końcu do obalenia pozornie niezmiennego porządku.


A przecież to, co ex post może wydawać się oczywiste, równie dobrze mogło mogło zakończyć się, jak przy poprzednich próbach, brutalnymi represjami oraz kolejnymi niepowodzeniami. Z pewnością podłoże, na którym powstała Solidarność – puste półki w państwowych sklepach, podwyżki cen i strajki – miało wszelkie znamiona banału i rutyny panującej w ówczesnej komunistycznej Polsce.

To, co wyszło poza kadr codzienny, to właśnie przebieg wydarzeń w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, do której powrócił zwolniony kilka lat wcześniej pracownik Lech Wałęsa i stanął na czele strajku okupacyjnego. Wybrany na przewodniczącego najpierw komitetu strajkowego Stoczni, a potem wszystkich komitetów strajkowych w całej Polsce, zdołał – mimo kontestacji i zawirowań – wymusić na rządzie komunistycznym podpisanie porozumień gdańskich 31 sierpnia 1981 roku. To 21-punktowe porozumienie obejmowało prawo do tworzenia wolnych związków zawodowych. Nieco później, na wniosek historyka Karola Modzelewskiego, jednego z ekspertów Wałęsy, związek zawodowy zostal nazwany „Solidarność”.


Ta epopeja zafascynowała cały świat – w każdym razie cały wolny świat – a w szczególności Francję. Reformatorskie związki zawodowe, przede wszystkim CFDT, czuły bliską więź ze swoimi polskimi towarzyszami. Dla Alaina Touraine’a, otoczonego zespołem socjologów, stała się ona cennym obiektem badań w terenie.


Można powiedzieć, że rozdział, jaki otworzyło utworzenie pierwszego wolnego związku zawodowego za żelazną kurtyną, nie był wcale długi i spokojny. Po pierwsze, dlatego że ta „herezja” była postrzegana przez przywódców obozu komunistycznego jako zagrożenie dla ich władzy nad społeczeństwem. Po drugie, i przede wszystkim dlatego, że ten ruch, który szybko zdobył 10 milionów członków, był poprzecinany różnymi nurtami, czasem sprzecznymi. Z pewnością siła Solidarności opierała się na historycznym, zawartym po raz pierwszy, sojuszu między robotnikami, intelektualistami i Kościołem katolickim. Jednak to właśnie charyzmatyczna osobowość Lecha Wałęsy, lidera, organizatora i dobrego negocjatora, obdarzonego instynktem taktycznym, pozwoliła w dużej mierze zachować jedność ruchu, mimo często wysuwanych wobec niego oskarżeń o autorytaryzm. Codzienne praktykowanie „samoograniczającej się rewolucji”, zalecanej przez doradców-ekspertów, pozwalało uniknąć niekontrolowanych wybuchów, które stanowiłyby dogodny pretekst do zbrojnej interwencji ZSRR, o której pogłoski, niczym basso continuo, nie przestawały w Polsce huczeć.


Nie umniejszając zasług tych wszystkich, którzy licznie wzięli udział w tej epopei, Lechowi Wałęsie należy przypisać te odwagę i zasługę, które same w sobie uzasadniają wybitne miejsce, jakie zajmuje w historii, miejsce, które dziś jest pomniejszane przez próby pisania historii na nowo, tworzenie innej narracji narodowej.


Stan wojenny, przygotowany zaraz po podpisaniu porozumień gdańskich przez trzon oficerów wojska i milicji skupionych wokół premiera, a wkrótce I sekretarza partii komunistycznej generała Jaruzelskiego, wydawał się wówczas kłaść kres tej utopii. W ostatecznym rozrachunku tylko skrystalizował i zaostrzył ten opór wobec mistyfikacji bezprawnego reżimu, który twierdził, że reprezentuje klasę robotniczą, podczas gdy sam był niczym innym jak tylko wykonawcą nakazów Kremla. Pogłębiając jeszcze bardziej przepaść między przytłoczonym społeczeństwem a władzą zmuszoną do wykorzystania armii i milicji, by się utrzymać, ten katastrofalny 13 grudnia 1981 w rzeczywistości wyznaczył nowy etap w rozkładzie reżimu, którego jedynym odtąd celem pozostało przetrwanie.


W tym, co nazywano jeszcze blokiem komunistycznym, Solidarność była głosem, który jak w baśni Andersena stwierdzał rzecz oczywistą – „król jest nagi”. To właśnie uświadamia sobie również Michaił Gorbaczow, ktorego w 1985 roku KPZR bierze go na głowę. Był to prawdziwy dar niebios dla reżimu generała Jaruzelskiego, który dostrzegł szansę na przełamanie impasu, w jaki wpędził go stan wojenny. Stawiając na otwarty dialog, w ramach Okrągłego Stołu, z opozycją skupioną wokół Solidarności, rząd komunistyczny, był arogancko przekonany, że może utrzymać władzę dzięki 65% miejsc zarezerwowanych dla siebie w Sejmie. W końcu jednak przegrał.


Test urny wyborczej 4 czerwca 1989 rozstrzygnął: w całkowicie wolnych wyborach do Senatu partia komunistyczna nie zdobyła żadnego mandatu, a Solidarność odniosła triumf dzięki wyborcom, którzy po raz pierwszy skorzystali z nowej wolności. Zagłosowali na niekorzyść tych, którzy pozbawiali ich tej wolności przez dziesięciolecia. „Król jest nagi” – to oczywiste stwierdzenie małego chłopca z baśni Andersena rozbrzmiewało z mocą w tę noc liczenia pierwszych wolnych kart do głosowania, zapowiadając powołanie kilka tygodni później, pod przewodnictwem Tadeusza Mazowieckiego, pierwszego niekomunistycznego rządu na wschód od żelaznej kurtyny, dla której upadek muru berlińskiego kilka miesięcy później oznaczał symboliczny koniec.


W tragicznej ironii historii, w tym samym dniu, 4 czerwca 1989, w którym Polska została wyzwolona z kajdan poprzez wybory powszechne, na drugim końcu kontynentu euroazjatyckiego rozegrał się dramat na placu Tiananmen zakończony krwawym stłumieniem ruchu na rzecz demokracji. Historia potoczyła się dwoma skrajnie różnymi torami. W tej części Europy, która przez pół wieku była zniewolona, Polska była pionierem w dochodzeniu do wolności i demokracji.