Nowy Paradygmat Potęgi

Nowy Paradygmat Potęgi

Res Publica Nowa nr 24/2013

NB : Oryginał jest dostępny jako pdf na dole tej strony

Nigdy wcześniej w historii ludzkości układ potęgi światowej, przynajmniej w czasie pokoju, nie uległ równie szybkiej transformacji. Bezprecedensowa jest także skala przemiany, której dzięki „rewolucji cyfrowej” zostało poddane samo wytwarzanie władzy. W ciągu ćwierćwiecza środek ciężkości świata gwałtownie przemieścił się z transatlantyckiego Zachodu ku Azji, odradzającej się po upadku zapoczątkowanym w XIX wieku. W tym samym czasie nagłe wtargnięcie technologii informacyjnych i komunikacyjnych podkopało przywileje, którymi cieszyło się państwo, owe monopole czyniące z niego głównego i niepodważalnego aktora na arenie międzynarodowej. Siły leżące u źródła tych przewrotów, którym daleko do wyczerpania swoich wpływów, wspólnie zarysowały radykalnie nowy krajobraz.

„Wiek informacji” w takiej mierze ukształtował nasze drogi myślenia i działania, że jego wpływ na sposoby wykonywania potęgi państwowej, zarówno w porządku wewnętrznym, jak i w jego międzynarodowych odsłonach, pozostaje wciąż w dużej mierze niedoceniany.

Fundamentalną cechą nowego paradygmatu potęgi jest dostęp miliardów jednostek i milionów organizacji do sieci złożonej z węzłów, które są ze sobą połączone bez scentralizowanego i hierarchicznego porządku – do internetu. Nie tylko koszty odtwarzania i przesyłania informacji stają się zupełnie znikome, podczas gdy ich jakość i pewność rosną, lecz także internet pozwala przetwarzać tę informację jako sieć, bez ograniczeń łączyć ze sobą węzły, a nawet scalać całe sieci.

Konsekwencje tego są trojakie, a w każdym przypadku odpowiada im osłabienie kontroli posiadanej przez państwa: międzynarodowy koncern dzięki „rewolucji cyfrowej” stał się osią światowej gospodarki. Około 63 tysięcy ponadnarodowych przedsiębiorstw zapewnia za dwie trzecie światowego handlu, a 80% produkcji przemysłowej spoczywa na zaledwie około tysiącu przedsiębiorstw. Nawet jeśli zabiegają one o bezpieczeństwo prawne i dostęp do rynków, które mogą zapewnić jedynie ustrukturyzowane i uporządkowane państwa, stosunek sił przemawia na ich korzyść.

W następstwie „deregulacji”, która miała miejsce trzy dekady temu najpierw w Wielkiej Brytanii, a później w Stanach Zjednoczonych, bezpośrednie inwestycje zagraniczne (fr. IDE, ang. FDI) zwiększyły się trzydziestodziewięciokrotnie między 1986 a 2000 rokiem, w tym samym okresie wskaźnik wzrostu światowego handlu wyniósł 330%, a światowego PKB 220%. Jednak bardziej znaczące było otwarcie narodowych rynków finansowych i wzajemne powiązanie centrów finansowych pozwalających na niemalże natychmiastowe przeprowadzanie transakcji po obniżonych kosztach, co pozwoliło na stopniowe pojawienie się kolosalnego wolnodostępnego rynku o światowym zasięgu. Ruchy spekulacyjne, błyskawicznie obiegając planetę, tworzą agregaty o rozmiarach przyprawiających o zawrót głowy. Podsumowując, dziedzina narodowej ekonomii politycznej skurczyła się niczym jaszczurza skórka w opowiadaniu Balzaka[1], zapewniając owemu systemowi niespotykaną niezależność od jakiejkolwiek regulacji urzędowej, czy to państwa, czy banku centralnego, co ma dotkliwe konsekwencje dla dobra publicznego, jak to pokazał kryzys, w który ów system wpędził świat w 2008 roku.

Hannie Arendt w zwięzłych słowach udało się uchwycić istotę władzy. Zdefiniowała ją jako ludzką zdolność nie do działania po prostu, lecz do „działania wspólnie”, zdolność zwielokrotnioną przez logikę sieci w takiej mierze, że powstała nowa przestrzeń władzy, znajdująca się poza zinstytucjonalizowaną i zhierarchizowaną władzą państwa. Pojawia się w niej mnóstwo „aktorów” innych niż przedsiębiorstwa: organizacje pozarządowe, uniwersytety, think tanki, kościoły, ale również polityczni aktywiści – Międzynarodowa Kampania na rzecz Zakazu Min Przeciwpiechotnych pokazała w 1997 roku, w raczkującym dopiero internecie, zdolność mobilizacji na przekór państwom – podobnie w przypadku międzynarodowych organizacji terrorystycznych.

Zdolność do działania zapewniona przez technologie informacji i komunikacji jednostkom, często osobom całkowicie anonimowym, w obliczu wszechmocy państwa, jest znacząca. Telefon komórkowy i internet, które mają odpowiednio cztery i dwa miliardy użytkowników na świecie, i które z trudem dają się kontrolować, są niebezpiecznymi narzędziami rozpowszechniania informacji za pomocą tekstu, fotografii, a także, dzięki serwisowi YouTube, za pomocą obrazu wideo. Sprawy WikiLeaks, a później Snowdena – ujawniające tajemnicę amerykańskiej korespondencji dyplomatycznej czy działania służby wywiadowczej – przyniosły najbardziej spektakularną ilustrację zmiany stosunku sił między jednostką a państwem.

Działalność polityczna w reżimach autorytarnych – zajmująca się udaremnianiem często nieporadnych wysiłków aparatu propagandy – uległa przeobrażeniu: rozprzestrzenienie się blogów w Chinach, rozwój Web 2.0, to znaczy sieci społecznościowych w internecie, co ilustrują fenomeny Facebooka i Twittera… Decydująca rola technologii informacji i komunikacji ujawniła się w czasie rewolucji czy powstań, które wstrząsają światem arabskim począwszy od grudnia 2010 roku, przyspieszając wzbierające kryzysy.

Wiadomo jednak, że klasyczne sposoby sprawowania władzy nie tracą na znaczeniu. Przystosowując się do nowej konfiguracji, państwa nadal posługują się właściwymi im atrybutami i narzędziami, aby zrealizować swoje cele. Krajobraz długo zdominowany przez trzy bieguny świata zachodniego – Stany Zjednoczone, Europę i Japonię (składające się na utworzoną w 1973 roku Komisję Trójstronną) – stał się bardziej złożony wraz z pojawieniem się na arenie rozwijających się potęg – Chin, Indii, Brazylii, Meksyku, Afryki Południowej, Indonezji, Turcji oraz, oczywiście, Rosji, która odzyskuje siły po dekadzie relatywnego osłabienia, tym razem przy okazji konfliktu w Syrii.

Jednak środek ciężkości globu przemieścił się przede wszystkim w stronę Azji. Ścieżkę przetarły „azjatyckie smoki” – Korea Południowa, Tajwan, Singapur – po czym została przejęta przez pomaoistyczne Chiny, następnie przez Indie, a w końcu przez resztę Azji Południowo- -Wschodniej, według słynnej metafory szyku lotu dzikich gęsi[2], wraz z rozwiązaniami opartymi na reformie gospodarczej, kapitalizmie o najczęściej wyraźnym elemencie etatystycznym, merkantylizmie, ale również znaczących inwestycjach w edukację, naukę i badania.

Zdumiewające wskaźniki wzrostu, które towarzyszą temu przedsięwzięciu, wskazują na doganianie bardziej rozwiniętych gospodarek w przyspieszonym tempie. Te wskaźniki odnoszą się do dwóch potęg demograficznych, Chin i Indii, w których setki milionów ludzi wyciągane są z nędzy, które na nowo rysują gospodarczy krajobraz świata, będąc przykładem tak zwanej teorii „przejęcia potęgi”, ogłoszonej przed półwieczem przez A.F.K. Organskiego. „W miarę jak każdy kraj wchodzi w proces uprzemysłowienia” – pisał ten amerykański politolog – „przyspiesza sprint po potęgę, pozostawiając daleko w tyle tych, którzy nie zdążyli jeszcze wyruszyć, a także zmniejszając dystans do tych, którzy uprzemysłowili się wcześniej. W przypadku kraju o wielkich rozmiarach ten sprint może wstrząsnąć istniejącym porządkiem światowym”.

Wyciągając konsekwencje ze swojej nowej prosperity, nowo przybyli bez wyrzutów sumienia wyposażają się w narzędzia, atrybuty, symbole potęgi – broń nuklearną (Indie), marynarkę wojenną, wyrafinowaną broń, programy kosmiczne… – jednocześnie gwałtownie kontestując zachodnie uprzywilejowanie w światowym systemie rządów.

Z pewnością dynamika, tego morderczego tempa, nie zostanie utrzymywana. Można przewidzieć, że w ciągu najbliższego ćwierćwiecza Azja, której populacja stanowi dzisiaj 60% ludności świata, lecz która wytwarza zaledwie jedną trzecią światowego PKB, sprawi, że ta ostatnia wartość zwiększy się do 50%, czyniąc z Azji najważniejszy ośrodek wzrostu. Brutalność stosunków między państwami azjatyckimi, uporczywość nierozwiązanych sporów, rozkwitający wszędzie nacjonalizm były materiałem do porównywania tych rosnących potęg z Europą końca XIX wieku, której równowaga została zachwiana, z wiadomymi konsekwencjami, przez tor obrany przez imperialne Niemcy. Jednak pomimo owych alarmujących przepowiedni, pomimo ostrzeżeń o wzroście napięcia, należy zauważyć, że azjatyccy przywódcy polityczni do tej pory zachowywali się przezornie. Stwierdzenie o przesunięciu centrum grawitacji ku Azji skłoniło jesienią 2011 roku amerykańską potęgę do ogłoszenia zwrotu ku regionowi Azji i Pacyfiku nie tylko swoich sił wojskowych, lecz także gospodarczych i politycznych – ten ruch szybko określono „zwrotem ku Azji”. Stany Zjednoczone, główny strażnik publicznego dobra, jakim jest światowe bezpieczeństwo, padły ofiarą zadłużenia publicznego rzędu 100% PKB i coraz mniej chętnie angażują się poza swymi granicami. To stanowisko ponownie pokazała amerykańska polityka wobec Syrii.

Jeśli chodzi zaś o Unię Europejską, fakt jej powołania przez „ciężko poszkodowanych” przez owo zboczenie z kursu potęgi, jakim była druga wojna światowa, ukierunkowało jej konstrukcję raczej na chęć zmniejszania ryzyka związanego z potęgą niż na czynienie z niej nowego ośrodka. Nawet jeśli stawiałaby sobie za cel uzyskanie statusu światowej potęgi, jej różnorodność stanowiłaby w tym przeszkodę: pośród 28 państw członkowskich mamy dwie potęgi nuklearne, dwóch stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ, sojuszników w ramach NATO, państwa od dawna neutralne, państwa oswobodzone z sowieckiego jarzma, członków unii gospodarczej i monetarnej, innych, którzy wybrali opt out, państwa nieskore do użycia siły militarnej, a także te o tradycji interweniowania a także te o tradycji interwencji. Pod wieloma ważnymi względami ten różnorodny zbiór odczuwa – jak można się temu dziwić? – dość znaczne trudności w przedstawieniu wspólnego stanowiska… Kiedy Kosowo ogłosiło niepodległość, państwa członkowskie Unii Europejskiej poróżniły się w kwestii jego uznania. Nie mówiąc już o wojnie w Iraku, temacie, przy którym Europa pękła być może najwidoczniej.

Choć europejskie normy stają się stopniowo wiążące na świecie, brak środków militarnych, który jest następstwem powyższej sytuacji, a także rozczarowanie euro oraz trudności nieodłączne zarządzaniu „dwudziestką ósemką” nie pozwalają zaliczyć Unii Europejskiej do pełnoprawnych aktorów ograniczonego kręgu potęgi. Bardziej niż z Brukselą, Waszyngton, Moskwa, Pekin czy Nowe Delhi wolą porozumiewać się z Berlinem, Paryżem czy Londynem.

Podsumowując, dzisiaj spektrum sił jest ustawiane według przeobrażonych reguł, które narzucają się zarówno dotychczasowym potęgom, jak tym dopiero aspirującym do potęgi. Powierzając zgodnie działającym jednostkom moc podważania władzy państwowej w obszarze, który do tej pory wydawał się niepodważalnym monopolem państw – „rewolucja cyfrowa” ma doniosłość porównywalną z renesansową rewolucją drukarską. Jeśli zaś chodzi o potęgę w jej najbardziej klasycznych odsłonach, jej podstawy są determinowane przez parametry takie jak efektywność ekonomiczna, konkurencyjność, innowacja, badania, szkolnictwo wyższe. Jeśli nie zajmują one głównego miejsca pośród polityk państwowych, znacząco zwiększają ryzyko utraty dotychczasowej rangi państw.

Książka Pierre'a Buhlera O potędze w XXI wieku ukaże się w kwietniu 2014 roku nakładem wydawnictwa Dialog

Przełożyła Anna Wójcik

Pierre Buhler

(1954) – dyplomata, dawniej adiunkt w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu (Sciences Po). Autor La puissance au XXIème siècle, les nouvelles définitions du monde, Éditions CNRS, 2011. W niniejszym artykule Pierre Buhler wypowiada się w swoim prywatnym imieniu.

[1] Główny bohater powieści Honoriusza Balzaka Jaszczur (1831) wchodzi w posiadanie jaszczurzej skórki o magicznych właściwościach. Skórka kurczy się, gdy spełni się marzenie jej posiadacza; gdy zniknie całkowicie, umrze również jej właściciel (przyp. tłum.).

[2] Teoria szyku lotu dzikich gęsi (ang. the flying geese theory) wyjaśnia międzynarodowe przepływy wiedzy technicznej (przyp. tłum.).