Wszedł na mównice prezydent Duda
Zaraz z ust spłynie fałsz i obłuda
Stoi i sapie, wytrzeszcza oczy
Ponurym wzrokiem po tłumie toczy
Obok w bezładną gromadkę zbici
Stoją pochlebcy i akolici
Wpatrzeni w niego jak w obraz święty
Każdy przejęty oraz napięty
Gdy tylko usta swoje otworzył
Przemówił niczym Wybraniec Boży
Ucichło wszystko: wiatr i śpiew ptaków
Oto Prezydent Wszystkich Polaków
Tłum oniemiały słucha w zachwycie
Umilkło nawet bachorów wycie
A Duda dalej mówi jak w transie
Coś o ruinach i wielkiej szansie
Że choć wróg podły knuje zdradziecko
On da pięć stówek na każde dziecko
On wiek też skróci emerytalny
Sprowadzi deszcz i uciszy halny
W walce o Polskę nigdy nie spocznie
On odbuduje zamknięte stocznie
Przed Niemcem nasze ochroni lasy
Każdą rodzinę wyśle na wczasy
Jakiż on mądry jest, jaki śliczny
Błędów nie robi... ortograficznych
Do tego zawsze ubrany modnie
Reprezentować będzie nas godnie
On jest ratunkiem Polski w ruinie
To dzięki Niemu Polska nie zginie
Wszystko jest dobre co On zamierza
On bardziej święty jest od papieża
Wszystko co powie świętym się staje
Wielbią Go rzeki lasy i gaje
Bo On jest Wielki bo On Łaskawy
Wielbią Go łąki kwiaty i trawy
Każde mu zwierze bije pokłony
I wszystko śpiewa - Bądź Pochwalony!
Jesteś jedyną, Wielki Andrzeju,
Iskrą nadziei w pomroce dziejów
---
ub&sb
(dotyczy wystąpienia na wstępie pierwszej kadencji)