Tłum się już zebrał i to nie mały;
Znane postaci od rana stały.
Wszyscy by chcieli wejść już do środka,
Drogę zagradza orka-idiotka.
Przybył prezydent - ten co odchodzi,
pisiorów wielu - starzy i młodzi,
Jest też lewica i partia Razem,
Oni przybiegli tu pełnym gazem.
Jedzie też chłopak ze wschodu Polski,
Ten elokwentny, bystry a swojski.
O... limuzyna! To chyba jego
I dwie kolejne wiozące ego.
Na salę wchodzi stadko ludowców,
Kręgosłup giętki jest u tych chłopców,
Wice marszałek - łysy i chudy,
Powszechnie znany ze swej obłudy.
Od Bąkiewicza - grupa debili,
Ci znad granicy - w ostatniej chwili.
Sala docenia ich wielki trud -
Skandując głośno "Hitler kaputt!"
Wprost z DePeeSu przybył pan Jerzy.
Choć bezrozumnie trochę się szczerzy,
To jego szczęście jest bardzo wielkie -
Batyr zajebał mu kawalerkę.
Kilku taksiarzy spod Grand Hotelu,
Lecz trzeba przyznać - jest ich niewielu.
Jest trochę dawnych kumpli z Sopotu,
Ale na serio - nie chcą kłopotów.
Obok panienki, tak tak - to one!
Choć zębem czasu już nadgryzione.
Są również znani gdańscy kibole,
Tu rym jest jeden: O ja pierdolę!
Każdy pod kurtką bejzbola trzyma;
Jakby ktoś fiknął - będzie zadyma.
Wielki Bu przyszedł razem ze Śledziem,
Duchu wciąż siedzi, więc nie przyjedzie.
W kącie zaś stoi szmata wyżęta,
O niej już prawie nikt nie pamięta,
Co to za kretyn - czy odgadniecie?
Ten co karierę spuścił w klozecie.
Braun także przybył, jest już na sali,
Może coś zgasi albo podpali...
Nikt się nie wzdraga, nikt się nie dąsa,
Przyszli przyklepać wybór alfonsa...
---
sb&ub
2025-07-09