Aszera

Ponad ziemskim lecąc globem,

W brylantowych skrzę się rosach;

Wonne róże na mych włosach,

Z moich ramion spływa bluszcz;

Nad otwartym stanę grobem,

Pocałunki śląc namiętne,

I uwiodę cienie smętne

W lazurowych kraje puszcz.

Niegdyś, dawniej świat młodzieńczy

Rozmarzyłam w sen lubieżny,

Do mej piersi tuląc śnieżnéj,

W namiętności strojąc kwiat;

Dziś mię próżno róża wieńczy:

Zapoznane bóstwo błędne

Bez uścisków schnę i więdnę,

Opłakując dawny świat.

I choć tyle ognia w łonie,

W ustach pragnień niosę tyle,

Nie zlatują się motyle,

Aby wieczną rozkosz pić;

I kochanków próżno gonię,

Paląc lilie swym oddechem;

Nad przeszłości dźwięcznym echem

Zadumana muszę śnić.

Kwiaty więdną, blaski gasną,

Porankowych braknie rojeń,

I miłosnych już upojeń

Nie pożąda zimny tłum,

I zmysłową żądzę jasną,

Zapaloną w ust purpurze,

W melancholii topi chmurze

Lub przelewa w westchnień szum.

A za łzawą biegnąc perłą,

Ogniem życia już nie tryska;

Smutnie dymią ciał ogniska,

A nie dają ciepła już.

Brylantowe złożę berło

Lub na gwiazdy pójdę inne,

Bo tu lilie wód niewinne

Natrząsają się z mych róż.

Albo rzucę wzrok błyszczący

Między ciche zmarłych cienie:

Rozbujanej piersi drżenie

Może ruszy śpiący proch;

Może oddech mój gorący

Kości stopi i skrysztali...

Z zapomnienia wyjdą fali —

I kochanków odda loch.

Do mnie, do mnie, tu do łona!

Znów zakwitać, znowu płonąć

I w uściskach ciągłych tonąć

Spłyńcie, roje bladych mar!

Ja otwieram swe ramiona,

Pocałunkiem zmyję pleśnie:

Tam sen w grobie, tu raj we śnie

I miłości wieczny czar!

Czyż mam próżno sypać skarby

Gwiazd, korali, pereł, wieńców,

Rzęs jedwabnych i rumieńców,

Alabastrów miękkich ciał?

I w urocze przybrać farby

Pożądania rajskie drzewo,

By spłynęło łez ulewą,

A owoce wicher zwiał?

Młodość, piękność, wdzięk i siłę, —

Skwarem nieba, tchnieniem wiosny

Skojarzoną w splot miłosny —

Nieprzebyty okrył cień.

Adonisa dziś mogiłę

Wśród Byblosu wonnych zwalisk

Nie otacza rój odalisk,

Gorączkowych pełny drżeń.

Cześć rozkoszy bez uniesień

Serc nie pali i nie wskrzesza,

Słońc na chmurach nie zawiesza,

Nie przymnaża twórczych sił;

Namiętności smutna jesień

Życiodajne traci ognie,

Do harmonii ciał nie dognie

Obumarłych typu brył.

W opóźnionych pulsach świata

Erotyczna boska władza

Skrzepłych istnień nie odmładza;

Ledwie ciągnie dalszy byt.

Mych gołąbków tęcz skrzydlata,

Zawieszona u podwiązki,

Bez mirtowej wróżb gałązki,

Na jaśniejszy czeka świt.

Muszę rzucić błysk zmysłowy

I dzisiejszą łez opiłość

W wulkaniczną zmienić miłość,

Co poruszy nowy prąd:

Gdy rycerski proch grobowy

Mym uściskiem rozpłomienię,

Wyjdzie silne pokolenie

Chananejski zyskać ląd!