Pigmalion

Wiersz Pigmalion, będący monologiem dramatycznym mitycznego greckiego rzeźbiarza, który zakochał się w stworzonym przez siebie posągu kobiety, został napisany przy wykorzystaniu strofy ośmiowersowej, rymowanej ababccdd (strofa Lenory).

Jam cię wydobył z marmurów spowicia,

Gdzie spoczywałaś bez kształtów na wieki,

Nie powołana przez bogów do życia;

Jam sercem cień twój odszukał daleki,

Błądzący w istot niestworzonych rzędzie;

Ja cię przeniosłem przez ciemne krawędzie

Snu i nicestwa na ten świat słoneczny,

Twojej piękności dając wyraz wieczny.

Stworzyłem ciebie swojej piersi tchnieniem...

I moja dusza w marmur moc przelała,

Ażeby martwym przestał być kamieniem

I przybrał powab dziewiczego ciała,

I zadrżał drżeniem bijącego łona

I tchem rozkoszy, którym ożywiona

Zdajesz się na świat wybiegać z ukrycia,

Spragniona blasków, miłości i życia.

Dałem ci senne i spokojne trwanie,

I słodkich wzruszeń dałem wdzięk zwodniczy,

Przeczucie szczęścia, miłości zaranie,

Uśmiech i wyraz niebiańskiej słodyczy —

Wszystko ci dałem, wszystko co potrzeba,

Prócz jednej iskry życiodajnej z nieba:

I oto teraz zgryzota mnie kruszy,

Że dając tyle — nie mogłem dać duszy.

Bóstwa, co sięgnąć śmiertelnym nie dadzą

Po tajemniczą, boską moc tworzenia,

Karząc mnie zaraz — nieprzepartą władzą

Do twej postaci przykuły z kamienia,

I moje serce miłością wybucha

Do tego kształtu, co stanął bez ducha,

I burza uczuć namiętna i wrząca

O twe kamienne stopy się roztrąca.

Przy tobie każda inna piękność blednie,

Jako noc w chwili, gdy świta poranek.

Nie dla mnie teraz rozkosze powszednie,

Nie dla mnie zwykłe pieszczoty ziemianek,

Nie dla mnie żywa usteczek wymowa,

Ni uśmiech, który w rumieńcu się chowa;

Bo tu, na ziemi, i w ciemnym Erebie

Nie będę żadnej kochał — oprócz ciebie.

Lecz próżno chciwie wyciągam ramiona,

I próżno wszystkie powtarzam zaklęcia...

Bo ty nie zstąpisz drżąca i stęskniona

I nie upadniesz w otwarte objęcia;

Ogniem się piersi twoje nie zapalą

I nie poruszą żywą pragnień falą,

W twych oczach płomień nie zabłyśnie świeży

I serce na mem sercu nie uderzy.

Usta, co chylić zdają się tak skromnie,

Czekając pierwszych pocałunków świtu, —

Te się miłośnie nie przybliżą do mnie,

Nie zleją z memi w jedną pieśń zachwytu!

Ty nie odpowiesz, choć jesteśmy sami

Dreszczem rozkoszy, rumieńcem i łzami

I nie zanurzysz duszy mej widomie

W wspólnego szczęścia świetlanym ogromie.

Zawsze stać będziesz nieruchoma, cicha

W marzeniu z łona martwości wysnutem

I sercu memu, co z pragnień usycha,

Na skargi niemym odpowiesz wyrzutem:

Że cię z nicości przywoławszy czarnéj,

Dałem istnienia tylko pozór marny;

Będziesz mi wiecznie przypominać winę,

Za którą cierpię, szaleję i ginę.

Lecz niech tak będzie! Żałować nie mogę,

Żem ciebie stworzył i ukochał razem,

Bom twoim kształtom w przyszłość wytknął drogę,

Ukrywszy płomień pod milczącym głazem...

I po mej śmierci twa pierś marmurowa

Całą mą duszę weźmie i przechowa

I przystęp twórczym natchnieniom otworzy

Dla przyszłych wieków nadchodzącej zorzy.

Więc jako światło w grobowcu płonące

Zniknionych światów zabłyśniesz urodą,

I w ciemność iskier rozrzucisz tysiące,

Któremi ludzkość poobdzielasz młodą.

W czasach pokrytych barbarzyństwa cieniem

Ty będziesz niebios jasnem objawieniem,

Przed którem dzikie plemiona uklękną,

Czcząc w tobie boskie, nieśmiertelne piękno

Piękność wystąpi jako nowa siła,

Co po nad żądzę zmysłową, namiętną,

Serca pokoleń będzie podnosiła,

Kładąc pragnieniom szlachetniejsze piętno,

I wschodząc w ciała czystości dziewiczéj,

Krąg przeobrażeń przejdzie tajemniczy:

Aż w ludzkich uczuć i czynów dziedzinie

Wieczyste ducha piękności rozwinie.