Większość osób odchudzających się, a także przerażająco wielu opiekujących się nimi dietetyków zakłada, że podstawowym problemem, z którym należy walczyć jest nadmiar tkanki tłuszczowej, a celem dietetycznej kuracji – likwidacja nadmiernej masy ciała. Postawie takiej często towarzyszy też przekonanie, że kiepskie wyniki badań laboratoryjnych są efektem nadwagi, nie biorąc pod uwagę tej ewentualności, że i wyniki i otyłość – mają swoje źródło w czymś trzecim. Takie plątanie skutków z przyczynami – na gruncie dietetycznym, a więc zdrowotnym – bywa bardzo niebezpieczne. Dlaczego? Bo kiedy tylko za cel nadrzędny uznajemy likwidację nadmiernej masy ciała, automatycznie dopuszczamy do głosu wszelkie metody prowadzące do tego celu – w tym również i te wyniszczające organizm, o nieodwracalnych skutkach. Skrajnym, ale dobrze ilustrującym zagrożenie przykładem byłoby zmniejszanie masy ciała poprzez odrąbywanie sobie nogi (fakt, że podczas stosowania niektórych diet powoli „odrąbujemy” sobie serce, nerki, wątrobę lub trzustkę – zwykle umyka naszej uwadze).
Co jest więc – w tej całej dżungli zależności – skutkiem, co jest przyczyną, a co naszym celem? Im dłużej będziemy się nad tym zastanawiać, tym bliżej będziemy jedynej możliwej konkluzji: przez cały czas chodziło, wciąż chodzi i zawsze chodzić będzie o jedno: o nasze zdrowie.
Zarówno złe (i z miesiąca na miesiąc pogarszające się) wyniki naszych badań, jak i powoli narastający nadmiar tkanki tłuszczowej – są jedynie objawem problemów zdrowotnych, mających swoją konkretną przyczynę. Przyczyna ta tkwi w niewłaściwym odżywianiu się. Nasza NAD-waga jest po prostu brakiem równo-wagi w dostarczaniu organizmowi składników odżywczych i – co za tym idzie – ich proporcjach wewnątrz organizmu. Nie jest przypadkiem, że pandemia nadwagi jest tak mocno skorelowana z postępującym wzrostem występowania tzw. chorób NAD-miaru; grupa ta zwana jest też chorobami cywilizacyjnymi. Każdą z tych chorób – z powodu ich jednorodnej etiologii (przyczyny) oraz faktu, że bardzo często ze sobą współwystępują – czasem traktuje się po prostu jako różne objawy tego samego zespołu chorobowego, zwanego przez lekarzy zespołem metabolicznym.
Zanim wyliczymy wiodące schorzenia cywilizacyjne – warto podkreślić i uzmysłowić sobie jedną rzecz: do wszystkich tych chorób prowadzi jedna i ta sama droga: niewłaściwe odżywianie się. Są to więc tzw. choroby dietozależne:
choroby sercowo-naczyniowe (nadciśnienie, choroba wieńcowa, zawał serca, udar mózgu)
nowotwory (rak piersi, rak prostaty, rak jelita grubego)
cukrzyca
osteoporoza
kamienie nerkowe
choroby oczu (zwyrodnienie plamki żółtej, zaćma)
choroby mózgu (upośledzenia poznawcze, otępienie, choroba Alzheimera)
Jeśli zerkniemy do medycznych statystyk okaże się, że już same choroby sercowo-naczyniowe są przyczyną 45-50% wszystkich zgonów. W większości przypadków są to zgony przedwczesne, co należy tłumaczyć tak: gdybym odżywiał się inaczej – żyłbym 10, 20 albo i 50 lat dłużej. Co z tego wynika? Ano właśnie to, że największym zabójcą ludzkości jest niewłaściwe odżywianie się, a pierwszym i najpowszechniejszym tego objawem – nadwaga.
Jeśli uważałaś czy uważałeś, że powinnaś/powinieneś schudnąć tylko dlatego, że wyglądasz nieestetycznie, to od tej chwili już wiesz, że jest dużo, dużo ważniejszy powód. Odchudzasz się – przede wszystkim – po to, aby dłużej żyć. Wierzę, że jeśli to zrozumiesz (i jeśli zrozumie to opiekujący się tobą dietetyk) świadomie nie wybierzesz już diety, która działa tylko dlatego, że wyniszcza twój organizm; nie wybierzesz niczego, co odrąbuje ci serce lub trzustkę; nie wybierzesz Dukana czy Atkinsa, ani nawet Montignaca czy Agatstona (South Beach) – bo wszystkie one NIE UCZĄ właściwego odżywiania.
Po czym najłatwiej poznać właściwą dietę?
Banalne: nie wymaga suplementacji.