czyli
„wczasowicze” i „sylwestrowcy”
Pierwszym wrogiem skutecznego odchudzania jest pośpiech, drugim – lęk przed sałatą. Przekonują o tym statystyki internetowe:A) W ciągu każdego miesiąca ponad 27 tys. razy Polacy wklepują w wyszukiwarkę hasło „jak szybko schudnąć”, przy czym pragnienie to szczytuje w miesiącach przedurlopowych (ponad 40 tys. wyszukiwań).
B) Na drugim biegunie znajdują się hasła zawierające wzmiankę o odchudzaniu skutecznym lub zdrowym; wpisywane są one wielokrotnie rzadziej – od kilkunastu sztuk do ~4,5 tys./miesiąc; tu największa ilość wyszukiwań przypada na styczeń (efekt postanowień noworocznych).
Ad A)
Parcie na szybkość jest zrozumiałe: „za miesiąc ubiorę kostium kąpielowy i muszę jakoś wyglądać, więc trzeba coś ze sobą zrobić”. Cóż, istnieją diety zarazem i szybkie i skuteczne, problem jednak w tym, że żadna z nich nie jest odchudzająca. Szybko i skutecznie daje się likwidować niedobory witamin czy minerałów albo odzyskiwać utraconą wagę – nigdy zaś chudnąć. Przedstawicielom tej grupy nie spędza to jednak snu z powiek, gdyż nie są nastawieni na skuteczność, ale na szybki, niechby i tymczasowy efekt. Świadomie wybierają diety najbardziej wyniszczające i restrykcyjne, gdyż w grę wchodzi wartość poniekąd nadrzędna: dobre samopoczucie na plaży.
Jako że CHUDNIJ Z NAMI stawia na SKUTECZNOŚĆ, a nie na skutek tymczasowy, tzw. „wczasowicze” nigdy nie będą grupą naszych klientów, tym bardziej, że nie mają dla nas czasu. Rozprawmy się więc z nimi równie szybko:
Drodzy wczasowicze..
Żeby schudnąć skutecznie – trzeba stosować dietę skuteczną, a nie szybką. Im szybszy efekt obiecuje jakaś dieta, tym mocniej musi zaburzyć równowagę metaboliczną, aby swój efekt (tymczasowo) osiągnąć. Chudnąc szybko masz 100%-ową gwarancję jojo: im szybciej i mocniej naciągniesz swoją wagę w dół, tym prędzej i wyżej wystrzeli (licząc od stanu sprzed odchudzania). Generalnie działa tu zasada 5:1, czyli to co chudniesz w 5 dni – tyjesz w jeden. Słowem, im dieta szybsza tym głupsza, i tym niebezpieczniejsza dla zdrowia.
Ad B)
Dużo większej troski godni są przedstawiciele grupy drugiej – tzw. „sylwestrowcy”. Chcą schudnąć naprawdę, ale nie wiedzą jak to zrobić, więc wybierają diety według dziwnego, niezrozumiałego dla innych klucza. Kluczem tego klucza jest coś, co nazywam strachem przed sałatą, czyli debilnymi dietami skąpokalorycznymi w stylu „listek sałaty na śniadanie, czółenko pomarańczy na obiad, 2 godziny fitness i pół marchewki na kolację”.
Z reguły sylwestrowcy spełniają wszystkie kryteria potrzebne do skutecznego odchudzenia się, jednak – jakimś cudem – zawsze wybierają niewłaściwą dietę. Na tym głównie polega ich tragedia, bo kiedy dieta w końcu zawiedzie, są przekonani, że to z nimi jest coś nie tak, a nie z dietą.
Doskonale rozumiem strach przed sałatą; sam byłem otyły. Dlatego ostatnio z coraz większą radością wchodzę na branżowe strony internetowe, które skutecznie odstraszają od siebie moich przyszłych klientów: Emanują jabłkiem przepasanym centymetrem, 20-letnią laską na ruchomej bieżni lub z hantelkiem oraz wiklinowym koszem pełnym owoców i warzyw.
Ten image – stworzony zapewne przez szczupłego i młodego grafika i zaakceptowany przez szczupłą i młodą dietetyczkę – ma reklamować dietę i jej skutki. Autorzy są przekonani, że przekaz brzmi tak: oto będziesz wyglądać jak ta młoda i piękna dziewczyna, będziesz też zdrowa jak to pełne witamin jabłko – symbol życia (i grzechu zarazem), jeść zaś będziesz kolorowo i smakowicie, czego metaforą jest ten jakże bogaty kosz nowalijek.
Tymczasem przeciętny sylwestrowiec powyższy przekaz odbiera następująco: laska na obrazku ma jakieś 20-21 lat i nigdy w życiu nie miała na sobie ani grama nadwagi, co, kurde, widać na pierwszy rzut oka – najwyraźniej więc ktoś tu mnie robi w balona; wyglądać jak jabłko nie chcę, gdyż w miejscu, w którym opasuje je krawiecki centymetr jest ono akurat najszersze; ten kosz nowalijek zawiera w sumie – tak na oko – mniej niż 80 kcal, a więc znów ktoś zamierza faszerować mnie sałatą, ogorkami i pomidorem, i głodzić, opowiadając przy tym bajki o zawartych w owocach witaminach i mikroelementach. To nie dla mnie – próbowałem już 15 razy i zawsze wszystko kończyło się… w pizzerii.
Tak. Lęk przed sałatą jest głównym powodem odrzucania diet skąpokalowycznych – i to akurat bardzo dobrze (!), gdyż generalnie są one nieskuteczne. Jest on jednak też przyczyną wybierania diet typu „hulaj dusza – piekła nie ma!” – a to już bardzo źle.
„Hulajdusze” to diety takie jak Dukana, Atkinsa, Montignaca czy kapuściana. Ich wspólną cechą jest wskazywanie jakiegoś konkretnego rodzaju produktu spożywczego, który można „jeść do woli” (a to chude produkty białkowe, a to tłuszcze, a to artykuły niskoglikemiczne, a to zupa na kapuście). Przez pierwszy miesiąc lub dwa chudniemy, OK, jest to jednak tylko okres, w którym nasz organizm „uczy się” omijać zasady. Np. stosując Montignaca – po dwóch miesiącach wciąż jadasz niskoglikemicznie, ale spośród wszystkich produktów niskoglikemicznych podświadomie wybierasz wyłącznie te wysokokaloryczne.
Tak właśnie działa lęk przed listkiem sałaty: jeśli wybierałeś diety szybkie lub skąpokaloryczne – wpadałeś w pułapkę jojo, jeśli wybierałeś „hulajdusze” – przestawałeś chudnąć.
Podstawowa przyczyna nieskuteczności wszystkich wymienionych diet nie leży jednak w nich, ale w nas – konkretnie w błędnym rozumieniu terminu „dieta”. Otóż rozumiana zwyczajowo „dieta” to nic innego jak „kuracja”, a więc pewien zamknięty okres terapii, mającej doprowadzić do konkretnego efektu, mianowicie pozbycia się przez nas nadwagi. I koniec. Po osiągnięciu danego efektu – przestaniemy, rzecz jasna, być na diecie, gdyż nie będzie nam już potrzebna – czyli zmienimy sposób odżywiania na „nasz”. Mało tego, podczas stosowania diety – robimy sobie czasem od niej dyspensy (jedząc wtedy „po naszemu”). Tak więc zauważamy, że istnieją co najmniej dwa sposoby odżywiania: ten „nasz” i ten drugi, który proponuje dieta.
Drodzy Przytulni..
Nie ma sensu roztrząsać co proponuje ta czy tamta dieta, gdyż tak naprawdę nie ma to najmniejszego znaczenia. Bez względu na to jaka jest – i tak nie jest „nasza”, więc po jej zakończeniu – powrócimy do dawnych nawyków i na 100% znowu przytyjemy.
Tak naprawdę NIE ISTNIEJE więc coś takiego jak skuteczna dieta – dopóki będzie ona dla nas jedynie kuracją. Słowo „dieta” może być jednak rozumiane inaczej; właściwym jego znaczeniem jest bowiem „codzienny sposób odżywiania”. Kiedy myślimy o sposobie odżywiania „naszym” – wcale nie myślimy o nim jako o diecie [na zasadzie – jem co chcę, więc nie jestem na diecie]. Skoro jednak dieta to sposób odżywiania, to zawsze jesteś na jakiejś diecie, a ta Twoja nazywająca się według Ciebie, „jem co chcę”, według mnie nazywa się „nie wiem co jem”. Nie wiesz, bo nigdy się nad tym nie zastanawiałeś, nieprawdaż?
Odchudzanie skuteczne, a więc TRWAŁE – wymaga czasu. To po pierwsze.
Po drugie – musisz znać odpowiedzi na trzy podstawowe pytania: CO?, JAK? i Z KIM?
CO – czyli „co robić, żeby schudnąć?”. Odpowiedź brzmi: Musisz po prostu zmienić nawyki żywieniowe i już przy nich pozostać.
JAK – czyli „jak mam to zrobić?”. Musisz przyrządzać swoje posiłki osobiście, stosując zbilansowaną kuchnię niskoglikeiczną.
Z KIM – Z NAMI, a jeśli nie chcesz z nami, rób to z kimś innym, gdyż największym wrogiem skutecznego odchudzania jest osamotnienie.
[maj 2014]
/Ryszard Dziewulski/