Weźcie moje jarzmo na siebie, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych
"Przyjdźcie do Mnie wszyscy - mówi - którzy pracujecie i jesteście obciążeni, a Ja was pokrzepię".
Panie! Kogo potrzebujesz? Dlaczego zapraszasz? Cóż Ty masz wspólnego z nami? O, naprawdę głos współczucia: "Przyjdźcie do Mnie - mówi - a Ja was pokrzepię". O, zadziwiająca godności naszego Boga! O, niewysłowiona miłości! Któż bowiem kiedykolwiek tak wspaniałe rzeczy uczynił? "Któż kiedy słyszał? Któż widział podobne rzeczy?" Oto zaprasza nieprzyjaciół, przyciąga do siebie winnych, wzywa niewdzięcznych! "Przyjdźcie - mówi - do Mnie wszyscy i uczcie się ode Mnie, weźcie moje jarzmo na siebie, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych". O, najmilsze słowa! O, słowa najsłodsze! O, słowa przebóstwiające i "ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny", przenikające i ukazujące w pełnym świetle najgłębsze tajniki serca, a także przepełniające je niewysłowioną słodyczą; o słowa "doprowadzające aż do rozdzielenia duszy i ducha".
Przebudź się teraz, o duszo chrześcijańska, ze względu na miłość tak wielkiej łaskawości, smak tak wielkiej słodyczy i woń tak wielkiej rozkoszy! Z pewnością ten, kto nie odczuwa tych rzeczywistości, jest słaby, wyobcowany i już bliski śmierci. Rozpal się; błagam cię, o duszo moja, przesiąknij, zasmakuj słodyczy w miłosierdziu twego Boga, w miłości twego Oblubieńca! Zapłoń żarem wobec twego Ukochanego, przesiąknij miłością i osłodź tą rzeczywistością! Nikt ci nie zabrania wejść, zatrzymać się, zakosztować. Czegóż więcej szukamy, czegóż oczekujemy, czegóż pragniemy? Przecież w tym jednym mamy wszystkie dobra! Lecz niestety, o dziwna nasza nierozumności! O słabości nasza godna współczucia! O godne pogardy nasze szaleństwo! Jesteśmy bowiem wzywani do odpoczynku, a zapracowujemy się; jesteśmy zapraszani do ratującej nas pociechy, a szukamy udręczającego nas bólu; mamy obiecaną radość, a pragniemy smutku! Zaiste mizerna nasza słabość i najbardziej godna politowania nasza przewrotność! Staliśmy się jak drętwi, gorsi od upiorów, mający oczy a niewidzący, mający uszy a niesłyszący, rozum a niepoznający, "gorycz upatrujemy w słodyczy, a słodycz w goryczy".
O Boże! Skąd nam przyjdzie pomoc, by zmienić tak wielką przewrotność? W jaki sposób możemy wynagrodzić tak wielką obrazę? Na pewno nie ma w nas nic, co by nie było Twoim darem. Tylko Ty sam możesz nam przyjść z pomocą, by naprawić to, co jest w nas zepsute; tylko Ty sam możesz wynagrodzić nasze przestępstwa. Ty sam, który wiesz, że "prochem jesteśmy". Ty, zbawienie i odkupienie nasze, tylko Ty sam sprawiasz, że ci, którzy możliwie najdokładniej widzą swój upadek, mają nadzieję, że Ty możesz ich podnieść.
Podnieśmy więc oczy umysłu naszego, a zobaczymy, gdzie teraz znajdujemy się po upadku, ponieważ ten, kto nie zna własnego upadku, nie troszczy się o podniesienie z niego. Rozeznawszy zaś sytuację, z mocą wołajmy "do Pana z głębokości", aby ku nam wyciągnął pomocną rękę swego miłosierdzia, "która nigdy nie jest tak krótka, żeby nie mogła zbawić". Proszę, "nie pozbywajmy się nadziei, która ma wielką zapłatę". "Przybliżmy się z ufnością do tronu Jego łaski", osiągając cel naszej wiary, a mianowicie zbawienie dusz naszych. Nie bądźmy opieszałymi! Już nas bowiem wzywa życie, oczekuje zbawienie, utrudzenie przynagla do wejścia. Cóż więc czynimy? Dlaczego ogarnia nas lenistwo? Dlaczego zwlekamy?
"Spieszmy się więc wejść do owego odpoczynku", wiecznej rozkoszy, gdzie znajdują się "wielkie i niepojęte i przedziwne cuda, których jest bez liku". Proszę, "niech Jerozolima wstąpi w serca nasze", wzdychajmy do naszej ojczyzny, dążmy wzwyż do naszej matki; "wejdźmy w możne sprawy Pańskie" i wpatrujmy się w naszego cichego Króla panującego nad nią. Niech więc zamilkną serca nasze na widok Jego miłosierdzia.