Tylko apartament z przeznaczeniem na oczekiwanie
Wkrótce dotarliśmy na miejsce. On ruchem niedbałym, zniecierpliwionym wskazał mi sypialnię. Zrobił to tak, jak to mają w zwyczaju władcy, kiedy dotyczy ich banał. - Tam mam iść i się rozpakować, następnie czekać, aż zawoła mnie. - I oddalił się spiesznie jak za potrzebą.
Dezorientowały mnie te jego skrajne reakcje. Pan humorzasty, ale ciekawa jestem ciągu dalszego, więc powstrzymam się przed robieniem mu scen – myślałam, stojąc pośrodku przydzielonej mi kwatery.
Pomieszczenie oddane mi na rezydencję, z pozoru skromne i puste, w istocie było bardzo interesującym pudełkiem o oryginalnie nakładających się krzywiznach ścian. Odniosłam wrażenie, że budowniczy nie znali pojęcia kąta prostego, pionu, a poziom trzymali wypisując faktury. Dostarczyli za to lokatorowi kaskaderskich doznań w postaci optycznych iluzji. Coś, co wydawało się daleko, w istocie znajdowało się tuż przed nosem, dlatego początkowo musiałam uważać i chodziłam z wyciągniętymi przed siebie rękami. Na domiar wszystkiego z rozmazanych, abstrakcyjnych z pozoru fresków wyskakiwały pod pewnym kątem realistyczne sceny, oględnie mówiąc: erotyczne. Potem oznajmił mi, że to się nazywa perspektywa anamorficzna.
Ściany tworzyły dopasowane do siebie, rozchwiane płaszczyzny romboidalne i trapezowe. Podłogi tu nie było, były natomiast schody, stopnie, do góry bez uzasadnienia i w dół bez celu. Mebli jako takich nie znalazłam, tylko jeden taboret, na którym usiadłam, rozglądając się.
Światło w pokoju zapewniały białe ściany i lufcik usytuowany wysoko: mimo że wydawał się świetlikiem sporych rozmiarów w zasięgu ręki, to okazał się być niewielkim otworem „strzelniczym” - takie miałam skojarzenie. Budowniczy jeszcze raz złamali tu zasadę „zbieżności ku niebu”. U dołu stopnie były rozmiarów cyklopich – ledwo wdrapałam się na nie - żeby niewspółmiernie szybko zmniejszyć się do rozmiarów niskiego krawężnika, na którym z trudem oparłam stopy. I tak wpół wypięta, wyjrzałam na zewnątrz.